Ratchet x HumanReader
Twoje usta były zaklejone, a nogi i ręce przywiązane do krzesła. Ile tak już siedziałaś? Parę minut? Kilka godzin? Może dni? Nie wiedziałaś, ale bardzo to Twojej głowy nie zaprzątało. Były w niej inne, brutalniejsze myśli. Ile czasu minie, zanim przyjdzie Twój kat? Czy była jakakolwiek szansa, że zdołasz się uwolnić?
Twoje sprawne oko dostrzegło w ciemności żółtego mecha. Najprawdopodobniej Twoją jedyną i ostatnią nadzieję. Zaczęłaś głośno piszczeć w nadziei, że zwróci to jego uwagę. Niestety, taśma na ustach nie pozwalała na zbyt wiele. Na szczęście byłaś na tyle głośno, aby jego niebieskie optyki spojrzały się w Twoją stronę. Odetchnęłaś mentalnie, gdy zdecydował się podejść. Chwilę zajęło, zanim swoją dużą, metalową ręką chwycił taśmę, która blokowała Twoje usta. Kiedy już mu się to udało, zaczęłaś panikować.
-Błagam Bee, uwolnij mnie stąd, zanim przyjdzie! - Krzyknęłaś, a Bumblebee przechylił głowę i spojrzał się na Ciebie z niemym pytaniem - Ratchet! Ten okropny brutal chciał mi zrobić takie rzeczy, o jaki ci się nawet nie śniło!
Twój plan się powiódł. Mech wyciągnął z dłoni ostrze i nachylił się, aby przeciąć taśmę blokującą Twoje nogi.
-Ani się waż, Bumblebee! - Krzyknął znajomy głos. Ratchet stanął w wejściu do głównego pomieszczenia ze strzykawką w dłoni.
-Bee, szybko! - Spojrzałaś się na niego błagalnie. Odwracał głowę to w Twoją stronę, to w Ratcheta, aż w końcu stwierdził, że ma dość i poszedł do Raf'a.
-No i po co go w to mieszasz? - Spytał zażenowany.
-Po co go w to mieszam? Trzymasz mnie tu od nie wiem ilu, chcesz wbić tą... Tą strzykawkę w moje biedne ciało i oczekujesz, że będę siedzieć spokojnie?!
-Wyszedłem na pięć minut, jesteś związana, bo cały czas uciekałaś. A to - podszedł bliżej i pokazał Ci strzykawkę z bliska - Jest standardowego rozmiaru i pomoże ci zwalczyć grypę.
Spojrzałaś się na niego podejrzliwie, unosząc jedną brew.
-(Imię), wiem, że nie lubisz zastrzyków, ale to dla twojego dobra - powiedział, wzdychając głęboko - Jeśli nie chcesz zrobić tego dla siebie, zrób to dla moich zszarganych nerwów.
-Jeśli to sprawi, że będziesz mniejszą zrzędą, to proszę bardzo.
-Nie jestem zrzędą! - Prychnęłaś w odpowiedzi, ale koniec końców dałaś zrobić sobie zastrzyk. Z grypą męczyłaś się dobre parę dni i miałaś powoli dość ciągłego leżenia w łóżku. Nawet nie bolało; w miejsce, gdzie wbijał strzykawkę, posmarował wcześniej środek znieczulający - Powinno zadziałaś w ciągu następnych dwudziestu czterech godzin.
Mówiąc to, rozciął taśmę, która wcześniej blokowała Twoje koniczyny. Wstałaś z krzesła i spróbowałaś porządnie się przeciągnąć. Niestety, przeceniłaś swoje siły (choroba mocno Cię osłabiła) i poleciałaś do przodu na szczupaka. Przed uderzeniem w podłogę, uchroniła Cię ręka Ratcheta, który w porę zdążył ją podłożyć. Podniósł Cię ostrożnie i przysunął blisko swojej klatki piersiowej, byś przypadkiem mu się nie ześlizgnęła.
-Co ja z tobą mam, (Imię)? - Spytał, a Ty w odpowiedzi uśmiechnęłaś się lekko.
-Kochasz jak tak dramatyzuje.
-Mhm, bardzo.
-I po co ta ironia? Przyznałbyś po prostu, że uwielbiasz moje towarzystwo i byłabym cicho.
-Chciałabyś jeszcze jeden zastrzyk? Tym razem na sen?
-Zrzęda.
-I tak mnie kochasz.
-Co prawda to prawda.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro