Megatron x HumanReader (1)
Chuch, od czego by tu zacząć... Może od początku.
W wieku siedemnastu lat przez przypadek poznałaś Autoboty. Byłaś w trakcie robienia zdjęć na szkolny konkurs fotograficzny i jakoś tak się złożyło, że w Twój kadr wpadły dwa, walczące ze sobą roboty. Pomijając uczucia, które przeżyłaś tamtego dnia (szok, zdziwienie, stan przedzawałowy), to wszystko skończyło się dosyć pozytywnie. Zyskałaś nowych znajomych, opiekuna Optimusa, a niecałe pół roku później, trójkę nowych, ludzkich przyjaciół.
Z racji tego, że byłaś już ekspertem do spraw mech'ów, to Ty wyjaśniłaś im po co walczą, dlaczego powinni trzymać informację o ich istnieniu w tajemnicy i jeśli mieliby jakiekolwiek pytania, to chętnie im odpowiesz. Szybko stałaś się dla nich odpowiednikiem starszej siostry. Z resztą, nie tylko oni się do Ciebie przywiązali. Wasi gwiezdni sojusznicy również się do Ciebie zbliżyli, zwłaszcza sam Prime, który nienaturalnie szybko Ci zaufał i powierzył niektóre swoje zmartwienia, czy sekrety.
Wszystko było pięknie, oczywiście do czasu. Pewnego razu, kiedy Bee Cię odwoził, zaatakowały Was deceptikony. Nie miałaś pojęcia, skąd o Tobie wiedzieli, ale zwiadowca nie był w stanie Cię ochronić. W ten sposób trafiłaś w ręce samego Megatrona i, no cóż, żyłaś tylko dlatego, że Optimus był Twoim opiekunem.
Na początku trzymali Cię w celi, gdzie miałaś być torturowana. Zrezygnowali jednak z tego pomysłu dlatego, że byłaś człowiekiem, do tego dziewczyną! Mogli pozwolić sobie na zabójstwo Fowlera, nie Ciebie. Byłaś zbyt cennym źródłem informacji, choć i tak nie pisnęłaś ani słówka. Widząc, że i tak niczego się od Ciebie nie dowiedzą, zaczęli zabierać Cię na akcję, w klatce przypominającej ptasią. Stanowiłaś idealny rozpraszacz dla autobotów, którzy nie mogli skupić się na zdobyciu artefaktów i jednoczesnym ratowaniu Ciebie. Jasne, krzyczałaś, żeby nie zwracali na Ciebie uwagi, ale Prime zawsze starał się kogoś za Tobą wysłać.
Dobijała Cię bezsilność, ale... Koniec końców nie traktowali Cię tak źle. Po trzech miesiącach wiedziałaś już, że nie miałaś żadnej opcji ucieczki, dlatego pozwalali Ci opuszczać celę, która po tym czasie wyglądała raczej jak taki trzy pokojowy, mini domek. Oczywiście, tylko i wyłącznie w towarzystwie jakiegoś bota. Zazwyczaj towarzystwa dotrzymywał Ci Knockout wraz z Breakdownem, ale zdarzało się, że Soundwave zabierał Cię do "pracy". Zazwyczaj siadałaś na metalowym biurku i próbowałaś z nim rozmawiać. Nawet kilka razy udało Ci się wycisnąć z niego jakieś nieistotne informacje, ale to Ty raczej mówiłaś.
Po pięciu miesiącach przyzwyczaiłaś się do życia na statku i sporadycznego zabierania na akcje. Nadal wierzyłaś, że kiedyś uda Ci się wrócić do domu, ale sama nie byłaś wstanie nic zrobić. No i u autobotów nie ma Knockout'a opowiadającego głupie żarty. Tak, z tą wisienką miałaś chyba najlepszy kontakt.
***
Airachnid skłoniła się Megatronowi, po czym poszła w stronę wyjścia. Siedziałaś na ramieniu wiśniowego mech'a, który również uważnie obserwował sytuację.
-Nie podoba mi się ta pajęczyca - mruknęłaś pod nosem.
-Nie tylko tobie - odparł medyk, składając ręce na piersi.
Airachnid, która zajęła miejsce Starscreama, posłała Wam wredny uśmiech i wyszła z pomieszczenia z uniesioną głową. Powstrzymałaś się od prychnięcia. Już wolałaś zdradliwego krzykacza, który w swoich działaniach był dosyć przewidywalny od nowego zagrożenia. Nie miałaś czasu jednak ponarzekać, gdyż Megatron Was zawołał.
-Knockout, Breakdown, Soundwave poda wam koordynaty nowego artefaktu. Wyruszajcie natychmiast i nie zawiedźcie mnie tym razem - rozkazał. Odwrócili się w stronę mostu ziemnego, a Ty mentalnie przygotowałaś się do zobaczenia Twoich kochanych autobotów. To jednak nie nastąpiło - Pójdziecie bez naszego zwierzątka.
Zastanawiałaś się, czy widoczne było drżenie Twojego ciała, na dźwięk jego słów. Zostać? To znaczy, że przestałaś być przydatna? W końcu postanowili się Ciebie pozbyć?
Medyk podstawił Ci dłoń, na którą niezgrabnie wskoczyłaś. Spodziewałaś się, że każe Ci wrócić do Twojej celi, ale zamiast tego, sam lider deceptikonów wyciągnął rękę. Knockout sprzedał Ci lekkiego kuksańca palcem w ramię, na znak pocieszenia. Niepewnie weszłaś na metalową rękę. Poczekaliście, aż dwoje mech'ów opuszczą Nemezis i dopiero wtedy poczułaś na sobie czerwone optyki Megatrona. Przełknęłaś ślinę, czekając na rozkazy.
-Zdecydowałem cię zostawić, (Imię), ponieważ mam dla ciebie ważne zadanie - powiedział, po raz pierwszy zwracając się do Ciebie po imieniu. Twoje serce na chwilę przestało bić, ale zaczęło ponownie ze zdwojoną siłą, kiedy okazało się, że jednak nie chcą Cię zabić.
-Tak, lordzie Megatronie? - Spytałaś, a w Twoim głosie dało się dosłyszeć nutkę zainteresowania.
-Pewnie nie wiesz, ale Airachnid kiedyś służyła w naszych szeregach. Znana jest z ambicji prawie dorównującej Starscream'owi, dlatego wolałbym ją kontrolować. I właśnie tu potrzebna jesteś ty. Mała, niegroźna i trzymana wbrew woli. Airachnid nawet nie pomyśli, że mogłabyś ją szpiegować.
-Czyli, ja miałabym...?
-Tak, kontrolować ją. Dzięki temu, będziesz mogła przechadzać się po statku bez kontroli, a jeśli uda ci się coś na nią znaleźć... Kto wie? Może pozwolę wrócić ci do twoich przyjaciół.
-Tak! Zrobię to, dam z siebie wszystko - zacisnęłaś pięści. To była twoja szansa. I nie zamierzałaś jej zmarnować - Dziękuję za zaufanie, lordzie Megatronie.
Prychnął pod nosem, ale chwilę później postawił Cię na ziemi. Kierunek: każdy, w którym zmierzy Airachnid.
***
Minęło kilka dni, podczas których (oprócz chwil, kiedy spałaś), chodziłaś krok w krok za pająkiem. Pomysł Megatrona z wykorzystaniem Ciebie był genialny; jeszcze ani razu Cię nie wykryła. Czasem tylko nie mogłaś za nią nadążyć, dlatego zgłosiłaś się do Soundwave'a. Ten wysłuchał Twojego problemu i parę godzin później miałaś własną, lewitującą deskę, która nie dość, że była szybka, to jeszcze nie wydawała z siebie dźwięków. Ładnie podziękowałaś i wróciłaś do pracy.
Przez kolejne godziny nie wydarzyło się nic dziwnego. Nauczyłaś się korzystać z deski i stawałaś coraz lepsza w szpiegowaniu.
Kiedy nadszedł drugi tydzień Twojego myszkowania, powoli traciłaś nadzieję. Może jednak Airachnid wcale nie planowała go zdradzić? No cóż, myślałaś tak tylko przez kilka minut, bo właśnie wtedy kobieta zdecydowała się włamać do prywatnych kwater Megatrona.
Wyłączyłaś deskę i zawiesiłaś na plecach, na specjalnym pasku. Wychyliłaś się zza drzwi i wciągnęłaś powietrze, widząc, jak bezczelnie włamuje się do jego datapada. Chwyciłaś za aparat na szyi i zrobiłaś pierwsze zdjęcie, zaliczając największy błąd swojego pobytu u deceptikonów.
-Kurna.
-Wpadka - uśmiechnęła się Airachnid.
Że też zapomniałaś wyłączyć lampę.
Chwyciłaś za deskę, wskoczyłaś na nią i co sił zaczęłaś uciekać korytarzami statku. Pajęczyca rzuciła się za Tobą w pogoń. Nawet na maksymalnej prędkości nie byłaś jednak tak szybka.
-Wracaj tu, szkodniku! - Krzyczała za Tobą. Musiałaś jak najszybciej znaleźć... Kurde, kogokolwiek! Czemu jak Knockout jest potrzebny to go nigdy nie ma?!
-Nigdzie nie wracam! Jesteś moją przepustką do wolności! - Odparłaś, skręcając i unikając tym samym jej pajęczyny. Ta jednak nie poprzestawała. Różne wywijasy i nagłe skręcanie szło Ci naprawdę dobrze. Każdy jednak czasem popełnia błędy. Twój polegał na tym, że nie zauważyłaś jednego, pajęczynowego pocisku, który trafił w deskę. Ta przyczepiła się do ściany, ale ty spadłaś na metalową, zimną podłogę.
Adrenalina buzowała w Twoich żyłach i tylko dlatego udało Ci się podnieść. Nie miałaś jednak szans na ucieczkę, dlatego zaczęłaś wołać o pomoc. Airachnid postanowiła zamknąć Ci usta. Najpierw przyszpiliła Cię do ściany, a potem przyczepiła swoją sieć do Twoich warg. Nieważne jak bardzo starałaś się wyrwać z jej uścisku, było to daremne.
-I co ja mam tu teraz z tobą zrobić? Mogłabym powiedzieć, że próbowałaś uciec i zasłużyłaś na karę. Tak, to dobra wymówka. Ale zanim ją zrealizuję - przyłożyła pazur do Twojego obojczyka i lekko nacisnęła, przebijając skórę - Trochę się tobą pobawię.
Zaczęłaś panicznie kręcić głową, co spowodowało jej cichy śmiech i przesunięcie ostrza kilka centymetrów.
-Co? Mam przestać? Tylko powiedz, a przestanę - wydałaś z siebie kolejne warknięcie. Jeśli tak miałaś skonać, to nie dasz jej tej przyjemności i nie będziesz się wić w konwulsjach.
Zmarszczyłaś brwi i spojrzałaś się na nią wyzywająco. Twoje (kolor) tęczówki zaczęły błyszczeć, ale nie łzami, a chęcią zemsty. Nie zamierzałaś się poddawać i ona dobrze o tym wiedziała. Niezamierzenie nakręciłaś ją jeszcze bardziej, jednak mało Cię to obchodziło. Nienawidziłaś jej. Jak można zdradzić swoich pobratymców? Jak można być tak brutalnym?
-Zmieniłam zdanie - wcisnęła pazur głębiej w Twoje ramię. Mimo naprawdę niesamowitego bólu, nie spuściłaś z niej oczu. Jeśli spojrzenie mogłoby zabijać, już dawno byłaby martwa - Pozbędę się ciebie teraz.
-Zobaczymy, kto się kogo pozbędzie.
Odwróciłaś głowę. Jeszcze nigdy nie cieszyłaś się tak na widok Megatrona. Tuż za nim stał Soundwave.
Pajęczyca chciała zabrać aparat zawieszony na Twojej szyi, ale broń Megatrona odepchnęła ją na kilka metrów. Spadłaś prosto na długi przewód Soundwave'a, który bezpiecznie odstawił Cię na ziemię. Klęknęłaś, zrywając z ust pajęczynę. Twoja rana mocno krwawiła.
-Sądząc po reakcji Airachnid sądzę, że coś zdobyłaś? - Spytał lord deceptikonów. Kiwnęłaś głową i zdjęłaś aparat z szyi, podając go kapitanowi.
-Włamała się do twojego pokoju - odparłaś słabo. Adrenalina zaczynała schodzić, więc coraz bardziej odczuwałaś ból.
-Och, interesujące. Masz coś na swoją obronę? - Zwrócił się do pajęczycy. Ta zaczęła uciekać, ale zza metalowych drzwi wyszedł mały oddział conów. Nie miała dokąd uciec.
-Zamknijcie ją i dopilnujcie, żeby dostała to, na co zasłużyła - powiedział Megatron, a następnie zwrócił się w Twoją stronę - Gratuluję, (Imię). Dowiodłaś dzisiaj, że nie jesteś tak bezużyteczna, jak reszta mojego oddziału.
-Dziękuję - wymamrotałaś, czując się coraz gorzej. Twoja bluzka przesiąkła czerwienią - Czy teraz mogłabym wrócić...?
-Mam dla ciebie znacznie lepszą wiadomość - klęknął przed tobą na jedno kolano i, całkiem ostrożnie, umieścił Cię na swojej dłoni - Staniesz się deceptikonem.
Zmarszczyłaś brwi, ale nie zdołałaś nic powiedzieć. Ciało odmówiło Ci posłuszeństwa. Straciłaś przytomność, a ostatnim obrazem w Twojej pamięci były czerwone optyki lorda, który zabrał Ci wolność.
Kiedy obudziłaś się następnego dnia, po Twojej ranie było śladu. Była w pełni zagojona... No, może nie do końca, gdyż w miejscu, gdzie była blizna, znajdował się wielki tatuaż w kształcie znaku deceptikonów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro