3
- No! Nikki, pora wstawać!- usłyszałam dziadka czekającego na dole ze śniadaniem.
- Już za momencik, daj jeszcze pięć minut...- odpowiedziałam zakrywając głowę poduszką.
Nagle usłyszałam stanowcze "wstawaj" zza okna. Wystraszona krzyknęłam, a poduszką wylądowała za oknem. Wstałam z łóżka i wyjrzałam przez otwarte okno- To tylko Bee, chciał mnie zbudzić. Skierował swoje optyki na mnie po czym słonecznie zamachał dłonią.
- Hej Bee- przywitałam się z robotem po czym poszłam zjeść śniadanie. Ledwo zeszłam ze schodów a dziadek już czekał w przedpokoju z dwiema torbami i tupał niecierpliwie swoją stopą, dając tym znak, że powinnam wstać o wiele wcześniej. Stojąc i patrząc na dziadka, poczochrałam swoje bujne loczki.
-No co?- uśmiechnęłam się i usiadłam przy stole.
* * * * *
Znajdowałam się na pustkowiu. Znaczy, ZNAJDOWALIŚMY się na pustkowiu... A przynajmniej ja tak myślę. Mało domów, samo suche pole i obłoczki toczące się po asfalcie... W dodatku zniszczonym.
-... Ile jeszcze?- zapytałam znudzona patrząc na niebo za szybą- Nie wytrzymam, jest strasznie gorąco!
- Boże, marudna jak jej matka... Jeszcze trochę i będziemy. Musisz wytrzymać- powiedział dziadek trzymając kierownicę- Pamiętam jak twoja mama zawsze marudziła kiedy jechaliśmy na małe wycieczki. Cały czas tylko powtarzała: " Wróćmy do domu, wróćmy do domu" i nie dawała mi spokoju... Ale kiedy już dojechaliśmy do celu była zauroczona widokami- góry, pola, a przede wszystkim NIEBO! Tak to było najlepsze. Dwa odcienie fioletu nachodzące na siebie z czasem zamieniające się w ciemny niebieski... W oczach Terri pojawiały się... takie małe gwiazdeczki.
-... I co był dalej?
- Z czasem zaczęła się zmieniać. Z uroczej, małej istotki w buntowniczą i nieodpowiedzialną nastolatkę. Jak wracała ze szkoły to rzucała plecak w kąt i uciekała do pokoju zamykając się na klucz. Nie raz to nawet uciekała ze szkoły, nie wracała do domu przez kilka dni... Minęło kilka lat, dorosła, znalazła sobie faceta... Szkoda, że nieodpowiedniego...
Spojrzałam na dziadka. Już nie był skupiony na tym co jest przed nim. Był zmieszany, smutny... Po chwili uniósł głowę i zaczął kontynuować.
- Ale nie było by wtedy ciebie. Nie urodziła by się taka wspaniała i inteligentna Nikki... Kocham cię, wiesz? Jesteś moim największym skarbem...I nie chciałbym żebyś postępowała tak jak twoja matka.
- Nawet nie chce... Nie będę jak ona.
Cole uśmiechnął się do mnie, chciałam odwzajemnić uśmiech, ale moją uwagę przykuł samochód jadący prosto w naszą stronę. W pewnym momencie Chevrolet zaczął się rozkładać, po chwili ja i dziadek wisielismy w powietrzu. Przez cały czas piszczałam i nie mogłam opanować emocji. Poczułam, że gwałtownie spadam i nie wiedząc co zrobić zamknęłam oczy i czekałam tylko na cud, który uratuje mnie przed upadkiem.
Czułam pod sobą coś zimnego i metalowego. Powoli otworzyłam oczy i ujrzałam wielkiego, krągłego robota ze śmiesznym zarostem i papierosem w ustach. Między nami nastąpiła cisza, którą przerwałam głośnym krzykiem.
- AAAAAA!
- Co, aż taki brzydki jestem? Gdybyś ty widziała moją ex... ŁOOO!
- AAAAaaa! Puść mnie! Puść mnie!
- Spokojnie, już odstawiam na ziemię, już...
Robot powoli postawił mnie na ziemi po czym cofnął się kilka kroków do tyłu, cały czas na mnie patrząc. Czując się nieswojo schowałam się za nogą Bumblebee... Krągły nieznajomy przyprawiał mnie o dreszcze i niepokój... naprawdę...
Bee odstawił dziadka na dół i spojrzał na mnie optykami zapewniając, że nic mi nie grozi... Nie wiem czemu, ale kiedy jestem bliżej Bee czuję się dziwnie... Jakbym czuła bliskość lub bezpieczeństwo... Autobot uklęknął na jednym kolanie i wziął mnie w swoją dłoń.
- Hound, bracie!- krzyknął Cole podchodząc do Autobota.
- Dawnoś mi się nie widzieli stary przyjacielu. Miło cię znowu widzieć, szkoda że ta cud istota się mnie boi- odpowiedział spoglądając na mnie jeszcze raz.
- Nikki, moja wnuczka. Pierwszy raz stykać się będzie z Transformerami.
- Czyli to jest Autobot?- zapytałam dziadzia- Przepraszam, że tak zareagowałam na twój widok, z Bee było tak samo tylko, że gorzej.
- Rzuciła w niego krzesłem z aukcji.
- To nieźle mała, nieźle. Kiedyś jak byłem piękny i młody też rzucałem rzeczami w innych. Miotacze... rakiety... granaty... Tym ostatnim do tej pory rzucam, ale mniejsza o to! Jedźmy do reszty załogi G, czekają na nas.
Hound przetransformował się po czym zaczął jechać dalej wskazując drogę. Kilka sekund później znowu znalazłam się w zwykłym Chevrolecie Camaro. Tylko, tym razem znajdowałam się bliżej kierownicy Bee...
Po dojechaniu na miejsce wysiedliśmy z auta a naszym oczom ukazała się trójka Transformerów. Pierwszy rzucił mi się w oczy ogromny Autobot wyglądający jak rycerz. Miał taką poważną twarz... Później moją uwagę przykuła pozostała dwojka- pierwszy Autobot był niezłej budowy, wyglądał jak lotnik a drugi wyglądał jak japoński samuraj... Odziwo, bardzo mnie zainteresowali... Wyglądali tak ludzko...
Czuję, że to początek czegoś wielkiego...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro