2
Wystraszona leżałam na trawniku i patrzyłam na zamieniającego się Chevroleta. Robot uklęknął na jednym kolanie i zaczął mnie uciszać. Ja jednak nadal krzyczałam. Dobrze, że na tarasie było rozkładane krzesło, którym później rzuciłam w Autobota. Ten zasłaniając swoją twarz ponownie zaczął mnie uciszać, po czym z domu wyszedł dziadek. Spojrzał na całą tą sytuację.
- Nikki. Bee... Co wyście zrobili z moim krzesłem?!- zapytał zdenerwowany dziadek, który wcale nie zareagował na postać Autobota.
- Dziadku nie mów, że to jeden z Transformerów, którym pomagałeś...- powiedział spoglądając na dziadka.
- To Bumblebee. Kolego co cię tu sprowadza? Nie powinieneś być na swojej planecie?- zapytał Cole z zaniepokojeniem.
- Przed odlotem zdecydowałem się, że zostanę tutaj. Dla dobra ludzi- odpowiedział Autobot, dziwnie posługiwać się radiem- lecz nie zostałem tutaj tylko z tego powodu. Najlepiej jeśli się stąd wyniesiemy i to jutro.
- Zaczęli mnie namierzać...
- Tak i nie jesteśmy teraz tutaj bezpieczni.
Dziadek ze smutkiem na mnie spojrzał i po chwili kazał wejść do domu. Transformerowi natomiast pozwolił zostać z tyłu na ogródku. Razem z dziadkiem rozmawialiśmy o przenoszeniu się a Bumblebee nadsłuchiwał nas z otwartego okna w moim pokoju.
- To gdzie teraz pojedziemy?- zapytałam nerwowo, krążąc po pokoju.
- Nikki może zamiast tak krążyć byś usiadła i posłuchała? No siadaj!- powiedział dziadek i usadowił mnie na łóżku.
- Słucham.
- Jutro z samego rana wyjedziemy z Seattle do Texasu. Co 3-4 dni będziemy się przenosić z miejsca do miejsca. Nie namierzą nas tak szybko.
- Mam co chwilę się przenosić?! Ciekawego dokąd pojedziemy z Texasu...
- Jeszcze pomyślimy Nikki. Spokojnie. A teraz weź torbę i spakuj najpotrzebniejsze rzeczy, ok? No i poznaj sie trochę z Bee- oznajmił dziadek wychodząc powoli z pokoju.
Patrzyłam na zamykające się drzwi po czym bez pośpiechu zaczęłam zbierać manatki. Co jakiś czas odezwałam się do Bumblebee. A to "co jakiś czas" zamieniło się w cały czas. Aż do wieczoru. Zanim poszłam spać usiadłam na parapecie by jeszcze chwilę pogawędzić z nowym kolegą i dowiedzieć się o nim czegoś więcej.
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że byłeś tu już w czasach II wojny światowej?
- Tak, ale mało z tego pamiętam.
- Dziadek mi takich fajnych rzeczy o was nie opowiadał oprócz tego, że cały czas ratował wam tyłki.
- Cofnij! To było raczej odwrotnie, twój stary pryk strasznie potrzebował naszej pomocy i to my ratowaliśmy mu tyłek!
- Pfff... Wiedziałam, że z niego kłamczuch. A tak w ogóle to ilu Transformerów przybyło na Ziemię?
- Całkiem sporo, ale praktycznie wszystkich wybili i została nas garstka, w której byłem ja, Crosshairs, Hound, Optimus... I Drift.
- Drift... Powiedziałeś to z takim oburzeniem, czy tylko mi się wydaję?
- Tak jak ludzie, wdawaliśmy się w wiele konfliktów, za każdym razem musiał mnie skrytykować przez co dostawał ode mnie w swój zardzewiały pysk.
Resztę nocy spędziliśmy na dalszych i bardzo ciekawych pogawędkach.
Wyjechaliśmy o piątej nad ranem. Do Texasu. Czekała nas bardzo niesamowita podróż...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro