Six; The New Plan
Dojechaliśmy do dużego budynku obstawionego wszelkimi pojazdami z wojska, kilku saperów na szczycie budynku i autoboty, które na nas czekały. Bardzo się niepokoiłam, nadal nie wiedziałam gdzie ja właściwie jestem.
Przykryłam się kocem i obserwowałam wszystko dookoła. Bardzo się bałam, chociaż czułam gdzieś w głębi adrenalinę, która zawsze do mnie przychodziła w odpowiednim momencie.
Aby umilić mi ten czas spędzony w środku furgonetki, Ironhide włączył radio, w którym aktualnie leci jakaś smutna piosenka.
Dzięki ci Boże!
-Ironhide? Dlaczego tutaj jest tak strasznie?
-Boisz się? Nie ma czego, oni cie nie skrzywdzą, będą cię chronić, tak jak my
-Mogę cię o coś zapytać? Tak w sekrecie? Albo i nie
-Słucham?
-Dlaczego Mick im nie wystarcza? Poco im jestem ja? Co tak ważnego ja odgrywam w tej całej sprawie?
-Victoria słońce..to jest trudne. Ty jak i zarówno twój brat, macie w głowie tą całą mapę, jednakże twój brat..jakby to powiedzieć..jest wcześniakiem, urodził się o dwa miesiące za szybko, dlatego jego mapa jest niedostępna.. zamazana. No ale to już teraz nie jest ważne, wysiadaj, Bee na ciebie czeka - Kiedy wysiadłam transformował się w autobota i coś do siebie gadał.
Spojrzałam w stronę Bee, który patrzał na mnie z góry, czasami się obawiam, że ta cała kupa metalu spadnie na mnie i zabije.
Ale to przecież oni mają mnie utrzymywać przy życiu, nie?
-Bee...-zaczęłam
-Co się stało? -Robot uklękł koło mnie powodując, że moja równowaga lekko zawaliła i prawie upadłam uśmiechając się do niego
-Czy to prawda, że...Jestem potrzebna Deceptikonom, tylko dlatego, że mój brat ma złą mapę? W sensie...rozmazaną czy coś... -Złapałam się za głowę
-Wszystko w porządku?
-T-tak...odpowiedz mi, proszę
-Myślę, że to Optimus powinien ci wszystko powiedzieć, ja nie jestem od tego Victoria, idź do niego. On ci powie -próbował się uśmiechnąć, ale coś mu nie wyszło
Przewróciłam oczami. Usiadłam na krześle i patrzałam na tych wszystkich ludzi kręconych się niedaleko mnie. Czy ich życie jest mniej warte niż moje? Powinni bronić siebie, a nie mnie. Gdybym to ja miała bronić jakiegoś dzieciaka, to bym się ukryła w jakimś bunkrze, czy coś, z dala od tego małego człowieka.
Czy ja właśnie nazwałam siebie małym dzieckiem?
Skoro w tych czasach wymyślili, jak zamrozić człowieka, który będzie w tym lodzie żył, to dlaczego nadal nie wymyślili, żeby z człowieka zrobić autobota? Mogłabym sama ich pokonać.
Tak myślę.
Poczułam ciepłą, dużą rękę na moim ramieniu. Obejrzałam się i zauważyłam wysokiego, młodego mężczyznę.
Krótkie... Ale wena pojechała na wakacje, miała wrócić tydzień temu, a chyba pomyliła samoloty i na drugi koniec świata poleciała.
Nie bijcie mnie, tylko wene, zgoda? xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro