Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Eleven; Awwww

Obudziłam się w domu, nieznanym mi domu. Wszystko było takie..stare, czułam się jak na historii.

-Wstałaś. Twoi przyjaciele sie martwili -gruby głos zaczął mówić do mojego lewego ucha. Wstałam i oparłam się łokciami. Dostrzegłam przystojnego, starszego mężczyznę w okularach siedzącego koło mnie na krześle

-Kim pan jest?

-William Lennox, zapewne poznałaś już mojego syna

-T-tak, to prawda -usiadłam na białej kanapie posłanej mięciutkim brązowym kocem. Zaczęłam sie jeszcze raz rozglądać po pomieszczeniu. W okolicach kominka, który stał za mną wisiały głowy jeleni. Obok mnie stał stół wielkości stołu do bilardu, no może lekko przesadzam, ale był ogromny. Usłyszałam kilka krzyków na zewnątrz. Właściwie to gdzie jestem?
Powoli wstałam i skierowałam się do wyjścia.
Pan Lennox stanął przede mną i sie uśmiechnął zasłaniając drzwi.

-Powinnaś jeszcze chwilę odpocząć. Każdy najmniejszy wstrząs może spowodować, że zemdlejesz.

-Dlaczego? Chcę wyjść

-Rozumiem, nie będę cię zatrzymywał- odsunął się a ja mogł*m otworzyć ciężkie drzwi prowadzące na zewnątrz

-Bumblebee jesteś z siebie zadowolony? Zepsułeś mu fontannę! -Wychodząc z domu widziałam jak Ironhide leży pod ciężarem Bee i na niego krzyczy. Za nimi stała rozwalona na kawałeczki betonowa fontanna. Mogłam dostrzec ogromny nabój leżący niedaleko.

-Przynajmniej to nie była twoja głowa-syknął i odszedł od pozostałych. Stanęłam jak wryta, co się właściwie dzieje? Dlaczego tutaj jesteśmy? Dlaczego oni walczą?

-C-co sie d-dzieje? -mój głos był załamany kiedy podeszłam do Optimusa, coraz bardziej sie ich bałam, moje dotychczasowe zaufanie do tych stworzeń zanika

-Bumblebee oszalał. Powinniśmy już jechać. William'ie bardzo ci dziękuję. Już pójdziemy -obrócił sie do nas plecami i transformował w ciężarówkę, a raczej jej przednią część
-Victorio, uważaj na siebie. Pozdrów mamę - jego duża dłoń oplotła cały mój bark

-D-dobrze. Do zobaczenia panie Lennox -powiedziałam i wsiadłam na Arcee. Założyłam kask, który mieścił sie w schowku pod siedzeniem i mocno trzymałam kierownicy.

**

Przez całą jazdę miałam zamknięte oczy. Nie chciałam patrzeć jak wyprzedzamy samochody, jak Bee jedzie 200metrów za nami, jak ludzie uciekają za każdym razem kiedy któryś z autobotów transformuje sie w swoją postać. Przez cały czas próbowałam sobie wyobrazić jak może wyglądać mój brat. Czy jest wysoki, przystojny, mądry a może..zły?
Zaczęłam go sobie wyobrażać jako wyższy ode mnie mężczyzna o brązowych włosach, bo raczej wątpię żeby i on był blondynem. Raczej podobny do mamy, albo taty? Sama nie wiem.
Nosi czarne ciuchy i bandane z czaszką. Czarne przeciwsłoneczne okulary i worek sportowy.
Chodzi jak gangster i mówi grubym głosem. Jest wredny i..i..i mnie nienawidzi.

-Victorio jesteśmy na miejscu - szorstki głos Arcee dotarł do moich uszu. Otworzyłam oczy, wszystko było tak bardzo jasne jak szpital. Oczy bolą od patrzenia.
Zaczęłam więc mrugać. W końcu mogłam spokojnie się rozglądać. Zauważyłam jak Bee siedzi koło jednego z budynków i patrzy w niebo. W metalowej rece trzyma mojego pluszowego misia. Uśmiechnęłam się na ten widok i postanowiłam do niego podejść i w końcu pogadać.
Zrobiłam w jego stronę kilka kroków. On mnie nie usłyszał. Podeszłam jeszcze bliżej aż w końcu usiadłam na jego nodze. Chłopak spojrzał na mnie w wysoka i nic nie powiedział.

-Powiesz mi o co chodzi?

-Dobrze

-No to słucham-założyłam ręce na piersi

-Dowiedziałem się, że Optimus ci powiedział prawdę. To tyle

-Tylko to? Boże Bee.. - przytuliłam się do jego zimnej klatki piersiowej. Poczułam ciarki na całym ciele
-Już się domyślałam, że to coś poważnego, ale nie myślałam, że to prawda. Wiesz.. Zawsze byłeś i bedziesz moim ulubionym robotem z kosmosu -uśmiechnęłam sie, a on razem ze mną
-Jeszcze tak zapytam.. Gdzie jesteśmy?
-W mieście. Nie mamy, bezpiecznej kryjówki. Nie wiemy co robić, jak cie chronić. Baza w której byliśmy jeszcze dwa dni temu została częściowo zniszczona przez Deceptikony.

-Co z Lennox'em?

-Jest cały, ulotnił sie, tuż przed atakiem. Jakimś cudem wiedział co sie święci. Pojechał do domu swojego ojca. Minęliśmy sie z nim o pół godziny.

-A nie mogliśmy tam zostać? U jego taty? Chyba tam było bezpiecznie prawda?

-Teraz już nigdzie nie jest bezpiecznie...nigdzie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro