Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział #3

-Hot Shot!- Bumblebee obudził się z krzykiem w Iacońskim szpitalu.Iacon to stolica Cybertronu, największe miasto na całej planecie. Bumblebee planował je kiedyś odwiedzić...jednak nie w takim stanie.

-O obudziłeś się- powiedział biało czerwony bot który akurat spisywał stan pacjentów.

-Gdzie jest mój brat! Czy przeżył!- Bumblebee w ataku paniki wyrwał się z swojego łózka odczepiając od swojego ciała aparaturę

-Młody spokojnie jestem tu tylko by ci pomóc-

-Mam to w róże, gdzie jest Hot Shot! Mój brat, też taki żółty, był na torze, numer 3!- Bumblebee powiedział wstając z swojego łóżka, gotowy skoczyć na swojego lekarza by zadać mu więcej pytań gdyby nie tylko to żę nagle padł na podłogę.

-Mlody mówię ci, połóż się, ja cię podobnę i wszystko ci opowiem- powiedział lekarz próbując uspokoić swojego pacjenta.

Z niechęcią Bumblebee położył się z powrotem na łóżku i dał się podpiąć do aparatury medycznej.

-Więc...co się stało z moim bratem?-

-Będę z tobą szczery młody...nie wiemy...może jest w innym szpitalu, może jest w pokoju obok, może nie żyje i jego części porozrzucane są po całej planecie. Nie na co dzień jesteśmy gotowi na atak terrorystyczny.-

-Nawet tak nie mów ty zgredzie! -Bumblebee krzyknął patrząc się na twarz jego lekarza

-Jak mówiłem, jestem tylko szczery. Ciesz się że przynajmniej możesz mówić.Zadaje pytania temu obok ciebie już jakieś pół godziny i nie odpowiada- Lekarz wskazał na bota w łóżku po prawej od niego.

Obok Bumblebiego leżał Bluestreak...dziwnie cichy, jakby był kompletnym przeciwieństwem tego kogo spotkał na arenie.

-Bluestreak...nic ci nie jest?- Bumblebee spytał się kolegi

Bluestreak jednak nie odpowiedział, wewnątrz jego głowy chwila eksplozji powtarzała się cały czas przez co jego twarz była zamrożona w pustym zaskoczeniu.

-Ratchet potrzebuje twojej pomocy!- wykrzyczał damski głos z korytarza

-Już idę Lifeline! Egh stażyści, chociaż ona też zapewne nie spodziewała się takiego napływu pacjentów. Zawołaj mnie jeśli twój kolega zacznie gadać- Ratchet powiedział wychodząc z pokoju.

-Co ci się stało Hot Shot...- Bumblebee spytał się samego siebie.

W tym samym czasie w bazie deceptikonów którą stanowił stary magazyn wojskowy wewnątrz miasta Tarn.

-Obiecałem Trainisowi zemstę...- Megatron powiedział do swoich nadal obolałych deceptikonów.

-I mam zamiar dotrzymać tej obietnicy. Jednak obiecuje samemu sobie że żaden deceptikon nie podniesie broni na niewinnego cywila, rozumiecie to!-

-Tak jest!- grupa robotów odpowiedziała jednym głosem.

-Mam zamiar też dokończyć to co zaczął Trainis, mam zamiar uwolnić cybertron z pod rządów loży Primów!-

-Tak!- wykrzyczał deceptikony

-I chce byśmy wszyscy zebrali się razem pod tym symbolem.- Megatron wyciągnął stary miecz Dominusa którego klinga udekorowana była herbem rodu Trainis, fioletowym hełmem bojowym o ostrej przyłbicy.

-Od dzisiaj to jest nowy symbol deceptikonów! Pamiętajcie moi wojownicy, rząd nas oszukuje a my musimy się mu sprzeciwić! - Megatron krzyknął do swoich popleczników.

-Tak!- wszyscy odpowiedzieli z dziesięciokrotną siłą.

-Ale Megatron ma farta z tym że ten magazyn jest dźwiękoszczelny...- biało czerwony robot burknął pod nosem.

-Naszą pierwszą misją będzie uwolnienie tych którzy ukarani zostali za niewinność. Jednak nie możemy od razu zaatakować, wy musicie wylizać swoje rany, jak i też potrzebujemy energonu by zasilać naszą broń. Na szczęście wiem gdzie mógłbym taki Energon zdobyć. Deceptikony rozejść się!-

Pod ochroną nocy Megatron skierował się do miasta Iacon, posiadał tam starego przyjaciela który mógł mu pomóc.

-Orion...potrzebuje energonu-

Orion był od długiego czasu najlepszym przyjacielem Megatrona, jego zbroja była niebiesko czerwona i zmieniał się w ciężarówkę, pracował jako inwentażysta największej rafinerii Energonu na całej planecie.

-Megatronie...nie mogę ci tak po prostu dać ani jednej kostki energonu, Rattbat by mnie zezłomował za to że coś nie zgadza się w dokumentach...oraz...- Orion popatrzył na symbol decepticonów na klatce piersiowej Megatrona

-Jak widzę wieści roznoszą się szybko....- Megatron odpowiedział zasmucony.

-...niestety to prawda. Proszę cię odejdź i nie zawołam straży- Orion spokojnie starał się przekonać Megatrona.

-Orion nie rozumiesz tego...obiecałem to Trainisowi...-

-O tym też słyszałem, bardzo smutna wiadomość. Z tego co pamiętam Dominus był jednym z najlepszych trenerów swojego pokolenia-

-Nie chodzi o to że był trenerem! Był dla mnie jak ojciec! Wychował mnie, uczył mnie, bez niego nie byłbym tym kim jestem dzisiaj!- Megatron zerwał się z krzesła.

-Powiedz mi Orion,dla kogo wypełniasz te wszystkie dokumenty, co one ci dają!- Megatron machnął dłonią nad wszystkimi arkuszami i rachunkami które Orion nadal musiał wypełnić

-Megatron proszę cię...wyjdź-

-Orion ty mnie nie rozumiesz. Ja chcę cię tylko uwolnić! Chce dla ciebie tylko najlepiej, nie myślałeś kiedykolwiek nad tym co by było gdybyś miał wybór? Nie chcesz mieć pełnej kontroli nad swoim życiem? Chcesz przewalać te kartki aż wysiądzie ci iska a to tylko z tego powodu że rozkazał ci to jakiś gbur którego pozycja jest wyższa od ciebie?-

-Wyjdź...-

-Orion ja mu to obiecałem!- Megatron rzucił się na Oriona chwytając go za szyję-

-Co tu się dzie...- Dion, przyjaciel Oriona zauważył atak Megatrona.

-Dion...wezwij pomoc- Orion powiedział dusząc się, jego szyja była zaciskana całą dłonią Megatrona, liczne potrzebne płyny i kable nie przewodziły budując ciśnienie pod jego głową.

Dion wybieg z biura Oriona i szybko uderzył w alarm. Jednak w tym samym czasie para decepticonów zjawiła się w rafinerii.

-Deceptikony na zawsze!- biało czerwony wykrzyczał po czym wysrzelił z swoich dłoni wiązke promieni, jego partnerka w tym samym czasie podpięła do kadzi z energonem kilka pustych kostek które szybko zaczęły się wypełniać.

-Co wy wyprawiacie!- Megatron krzyknął odstawiając Oriona na ziemię.

-Zdobywamy energon, duh!- Biało czerwony motor powiedział dalej strzelając w losowe strony.

-Czy wy mnie nie słuchacie! Ja ci zaraz pokaże jak zdobędę energon...- Megatron krzyknął zdenerwowany, jednak nie zdążył przemienić swoich słow w czyny ponieważ naglę pod drzwiami rafinerii zjawiła się policja.

-To gliny zwiewamy!- Kobiecy carbot krzyknął zabierając kostki energonu.

-Ta ale zanim to zrobię- Biało czerwony motor wystrzelił ostatni promień w kierunku biura Oriona.

Wielka eksplozja zaczęła trawić cały pokój jak trójka Deceptikonów uciekała.

Kilka godzin później z powrotem w bazie Deceptikonów.

-Wróciłem z obiecanym wam Energonem- Megatron powiedział swojej armii.

-Yaaay!- wykrzyknęli wszyscy.

-Jednak...zanim się z wami podzielę chcę spytać się...niech ten kto dzisiaj pomógł mi w zdobyciu go wystąpi przed szereg...-

-To byłem ja!- Biało czerwony motor podniósł swoją zakończoną szponami dłoń.

-Podejdź do mnie- Megatron rozkazał robotowi.

Deceptikon motocykl z szerokim uśmiechem podszedł do swojego lidera, już w głowie zastanawiał się w jaki sposób będzie nagrodzony.

-Nie musisz mi dziękować Megatronie, to był całkowicie mój pomysł-

-A czy nie był z tobą jeszcze jeden Decepticon?- Megatron spytał się przyglądając się tłumowi.

-No tak, ale to tylko Crasher, nie zrobiła przecież nic ważnego- przechwalał się motocykl.

-A ty jak się nazywasz...-

-Cy Kill panie Megatronie- powiedział z podekscytowaniem.

Nagle Megatron obrócił się w stronę Cy-Killa, złapał go za jego biały jajowaty chełm i z pomocą swojej pięści przebił jego torso.

-Ale...ale Crasher....- Cy-Kill wymamrotał przed wygaśnięciem jego iskry.

-W przeciwieństwie do ciebie, Crasher dokonała tylko swojej misji. Mieliśmy zdobyć energon a nie zagrażać życiu cywili. Oraz podobno...nie robiła nic ważnego- Megatron szepnął chłodno do audio receptora umierającego Cy-Killa.

-Jak i w przeciwieństwie do niego, ty Crasher zostaniesz wynagrodzona- Megatron zwrócił się do tłumu patrząc na specyficzną fembotkę.

-Dziękuje panie Megatronie- Crasher klęknęła.

-Naprawdę nie spodziewałem się że będę musiał kiedykolwiek używać siły przeciwko moim własnym ludziom, jednak mam uczucie że z takimi brutalami jak z naszym biednym Cy-Killem nie da się negocjować skoro nie rozumiał nawet mojej wedle niego najgłośniejszej przemowy, więc mam nadzieje że weźmiecie z swojego kolegi przykład co się stanie z tymi którzy mi się sprzeciwią- Megatron mówił wskazując na szarzace truchło renegata.

-Tak jest Lordzie Megatronie!- cały tłum odpowiedział jednym głosem.

-Wielce wam dziękuję moje drogie deceptikony...a teraz rozejść się. Muszę zaplanować kolejny krok naszego planu-

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro