42
Ha! Jak to ta pani mówiła? Dzieciaki górą! Po tym jak Kamil zadał cudowne pytanie, ta pani się moocno wkurzyła. I co nam kazała zrobić? Zakazała nam przychodzić do bazy (której swoją drogą w Polsce nie było jednak po pewnym czasie zbudowali) i wtedy przyszedł Optimus przyjrzał się iii... powiedział "Przepraszam bardzo ale oni tu są za zabójstwo dwudziestu trzech osób i jeżeli teraz Pani ich wypuści to również skróci karę. Mają tu zostać albo to Pani sobie pójdzie." A co na to Charlotte? Nie wiem. Megan zaczęła krzyczeć więc poszłam do kwatery Megsa. I tak to było.
-Ty wiesz.-Mruknęła Megan.-Nie lubię tej baby.
-Bardziej niż mnie?-Spytałam.
-Tak. Ty przynajmniej miałaś dobro-złe intencje. A ona po prostu złe.
-W sumie racja.
-Idziemy uprzykrzać jej życie?
-Nie teraz. Aktualnie jesteśmy zajęte.
-Dlaczego musimy to robić?
-Bo Mearning nam kazała.
-Jesteś wszechiskrą! Jesteś ponad nią!
-Ale ona o tym nie wie.
-To jej powiedz? Co za problem?
-Mam zamiar jeszcze trochę potrzymać w tym błędzie?
-Po co?
-Żeby zobaczyć jej reakcję oraz tam coś tam jeszcze.
-Tyyy całkiem dobre!-Megan roześmiała się.
-Wracamy do roboty.
-Musimy prawda?
-Ano prawda.
-Gadasz jak Kastiel.
-Wiem.
-Zjadł ci duszę i wstawił za nią swojego klona i się w niego zmieniasz?!
-Ano możliwe.
-ŁO cholera! Kastiel!
-Jest w sali laboratoryjnej. Nie słyszy cię.
-No nieeee
-Wracaj do pracy.
-Nieee
-Bo?
-Bo Kasio zabrał ci duszę!
-No i?
-No i to, że kazałaś mi spać z Megsem.
-Ano prawda.
-Spierdalaj.
-Nie bo musimy pracować.
-Nie. Nie będę jej słuchać! Nie lubię jej!
-Mam. To. Gdzieś. Wracaj do pracy.
-Nie.
-To idź do Megsa.
-Dobra, mogę pracować.
-No właśnie.-I wróciłyśmy do mycia podłóg. Nie no, żartuję. Do sprzątania zbrojowni dla ludzi. Normalnie praca marzeń. Przynajmniej nie dostałam mycia podłóg jak Kamil i Patryk. Za to Nadia nosi kolejne pięć torebek tej pani. Julia jest chora i w ogóle nie było jej tu już tydzień, Domestos był wojskowym no więc... Kastiel ma najlepiej. Pomaga w sali laboratoryjnej. Szkoda, że ludzkiej, ale i tak.
Jest! Skończyłam! Teraz spać. Spać kurde spać bo nic innego mi się nie chce! Spróbujcie kiedyś słuchać marudzenia Megatrona. Normalnie jakby okres miał!
-Słuchasz mnie?! Już, idź sprzątać...!-Charlotte nie skończyła zdania gdyż Megatron jej przerwał.
-Słuchaj. Teraz Angel będzie pomagać mi w raportach więc idź ogarnij swoją dupę bo od rządzenia tutaj to jestem ja, Optimus i Lennox.-Megatron wziął mnie do ręki i poszedł do swojej kwatery. Odstawił mnie na biurku i się zamyślił.
-Jak rozumiem tych raportów wcale nie ma.-Powiedziałam.
-Nie.-Utkwił wzrok gdzieś daleko.
-Czyli po prostu uwolniłeś mnie od tej kobiety bo chcesz czegoś w zamian.
-Tak.
-Czego w takim razie chcesz?
-Megan.
-Zakochałeś się. Ewidentnie się zakochałeś i już pewnie nie odkochasz.
-Możliwe.
-Czego dokładnie chcesz?-Spytałam i prawie od razu pożałowałam. Megatron zaczął mi tłumaczyć a ja biedna muszę tego słuchać. No super. Teraz będę swatką. Czy jakkolwiek to się nazywało. Megan kurna zakochaj się w nim bo dłużej nie wytrzymam z tym Megsem!
-Tak mniej więcej.-Skończył swe cudowne tłumaczenie.
-Okeeej i dlaczego ja mam ci w tym pomóc?
-Bo jestem Lordem Decepticonów i ci tak rozkazuję.
-A ja jestem następczynią wszechiskry.
-No i?
-No właśnie. No i?
-Dobra. Stop. Zawsze możesz iść do tego insekta.
-Którego insekta?
-Tej baby.
-Nie.
-No to...
-Czekaj.
-Co.
-Pytanie.
-Pytaj.
-Czy to prawda, że zaprzyjaźniłeś się z Lennoxem?
-Nie.
-To dlaczego...
-Nie.
-Daj mi skończyć.
-Nie.
-Bo?
-Bo nie.
-A właśnie, że tak.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Ta ak.
-Co to za słowo?
-Tak.
-W takim razie nie.
-Posłuchasz chociaż?
-Nie.
-Ja słuchałam twojej paplaniny o Megan.
-Nie.
-Czyli uważasz, że nie słuchałam twojej paplaniny o Megan?
-Nie.
-Jesteś bardzo nie zdecydowany.
-Nie.
-Okres masz?
-Nie. Czekaj... ŻE CO KURWA?!
-Wysłuchasz mnie czy nie?
-Jaki okres do jasnej cholery?!
-Ty nie wiesz co to okres?
-Wiem tyle ile powinienem. Jeżeli o ten okres chodzi.
-Tak chodzi o TEN okres.
-Dobra wysłucham cię ale masz siedzieć cicho!
-Przecież to się logiki nie trzyma!
-Mam to głęboko gdzieś!
-Zamknij się!
-Ty się zamknij!-I takim sposobem przestaliśmy się odzywać oboje. Ja odwróciłam się do niego plecami a on zrobił naburmuszoną minę. Wyglądał trochę jak kotek z wiaderkiem na głowie. Dobra nie ważne. -Dobra, wysłucham cię.-Ha! Wygrałam! Odwróciłam się z powrotem w jego stronę.
-W takim razie...
-Czekaj. Ale o co chodzi bo się zgubiłem.
-To prawda, że zaprzyjaźniłeś się z Lennoxem?
-Nie?
-To dlaczego pozwalasz mu się dotknąć, a nawet siedział na twoim ramieniu?
-Booo....
-Nie znajdziesz wymówki, wiesz o tym?
-Czekaj, zaraz coś wymyślę.
-Właśnie się przyznałeś.
-Nie.
-Ano owszem i z wymówką już się spóźniłeś.
-Lennox nie jest moim przyjacielem.
-A kim? Drugą miłością twojego życia?
-Że co słucham?!
-No pierwszą jest Megan, tak?
-Zamknij się ty nędzny robalu!
-Nie jestem żadnym robalem!
-Właśnie, że tak!-Walnął pięścią o stół.
-Nie!
-Tak do jasnej cholery!
-Odszczekaj to albo wyrwę ci ten durny przetwornik mowy!
-Nigdy!
-Natychmiast!
-Zamknij się ty szmato jedna!-Mam kurna dość. Po prostu dość. Transformowałam się w lwicę i skoczyłam na niego. Przeturlaliśmy się wypadając przy okazji z jego kwatery. Odepchnęłam się od jego zbroi, wstałam i zawarczałam.-Masz słuchać moich rozkazów!
-Zamknij się!-Ryknęłam i skoczyłam na Lorda. Ten odepchnął mnie i strzelił z broni. Uniknęłam pocisku po czym skoczyłam jeszcze raz. Przewróciłam go i ugryzłam w brzuch. Musiało zaboleć bo również ryknął.
-Puść mnie debilko!
-W takym raze to odscekaj!-Krzyknęłam nadal zatapiając zęby w jego boku przez co niezbyt wyraźnie mi to wyszło.
-Nigdy!-Krzyknął. Ugryzłam mocniej. Decepticon warknął i uderzył mnie w pysk. Odczepiłam się od niego.
-Jak. Żeś. Śmiał?!-Już miałam na niego skoczyć kolejny raz gdy...
-EJ! Spokojnie!-Krzyknął Lennox stając między nami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro