Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

42

Ha! Jak to ta pani mówiła? Dzieciaki górą! Po tym jak Kamil zadał cudowne pytanie, ta pani się moocno wkurzyła. I co nam kazała zrobić? Zakazała nam przychodzić do bazy (której swoją drogą w Polsce nie było jednak po pewnym czasie zbudowali) i wtedy przyszedł Optimus przyjrzał się iii... powiedział "Przepraszam bardzo ale oni tu są za zabójstwo dwudziestu trzech osób i jeżeli teraz Pani ich wypuści to również skróci karę. Mają tu zostać albo to Pani sobie pójdzie." A co na to Charlotte? Nie wiem. Megan zaczęła krzyczeć więc poszłam do kwatery Megsa. I tak to było.

-Ty wiesz.-Mruknęła Megan.-Nie lubię tej baby.

-Bardziej niż mnie?-Spytałam.

-Tak. Ty przynajmniej miałaś dobro-złe intencje. A ona po prostu złe.

-W sumie racja.

-Idziemy uprzykrzać jej życie?

-Nie teraz. Aktualnie jesteśmy zajęte.

-Dlaczego musimy to robić?

-Bo Mearning nam kazała.

-Jesteś wszechiskrą! Jesteś ponad nią!

-Ale ona o tym nie wie.

-To jej powiedz? Co za problem?

-Mam zamiar jeszcze trochę potrzymać w tym błędzie?

-Po co?

-Żeby zobaczyć jej reakcję oraz tam coś tam jeszcze.

-Tyyy całkiem dobre!-Megan roześmiała się.

-Wracamy do roboty.

-Musimy prawda?

-Ano prawda.

-Gadasz jak Kastiel.

-Wiem.

-Zjadł ci duszę i wstawił za nią swojego klona i się w niego zmieniasz?!

-Ano możliwe.

-ŁO cholera! Kastiel!

-Jest w sali laboratoryjnej. Nie słyszy cię.

-No nieeee

-Wracaj do pracy.

-Nieee

-Bo?

-Bo Kasio zabrał ci duszę!

-No i?

-No i to, że kazałaś mi spać z Megsem.

-Ano prawda.

-Spierdalaj.

-Nie bo musimy pracować.

-Nie. Nie będę jej słuchać! Nie lubię jej!

-Mam. To. Gdzieś. Wracaj do pracy.

-Nie.

-To idź do Megsa.

-Dobra, mogę pracować.

-No właśnie.-I wróciłyśmy do mycia podłóg. Nie no, żartuję. Do sprzątania zbrojowni dla ludzi. Normalnie praca marzeń. Przynajmniej nie dostałam mycia podłóg jak Kamil i Patryk. Za to Nadia nosi kolejne pięć torebek tej pani. Julia jest chora i w ogóle nie było jej tu już tydzień, Domestos był wojskowym no więc... Kastiel ma najlepiej. Pomaga w sali laboratoryjnej. Szkoda, że ludzkiej, ale i tak.

Jest! Skończyłam! Teraz spać. Spać kurde spać bo nic innego mi się nie chce! Spróbujcie kiedyś słuchać marudzenia Megatrona. Normalnie jakby okres miał!

-Słuchasz mnie?! Już, idź sprzątać...!-Charlotte nie skończyła zdania gdyż Megatron jej przerwał.

-Słuchaj. Teraz Angel będzie pomagać mi w raportach więc idź ogarnij swoją dupę bo od rządzenia tutaj to jestem ja, Optimus i Lennox.-Megatron wziął mnie do ręki i poszedł do swojej kwatery. Odstawił mnie na biurku i się zamyślił.

-Jak rozumiem tych raportów wcale nie ma.-Powiedziałam.

-Nie.-Utkwił wzrok gdzieś daleko.

-Czyli po prostu uwolniłeś mnie od tej kobiety bo chcesz czegoś w zamian.

-Tak.

-Czego w takim razie chcesz?

-Megan.

-Zakochałeś się. Ewidentnie się zakochałeś i już pewnie nie odkochasz.

-Możliwe.

-Czego dokładnie chcesz?-Spytałam i prawie od razu pożałowałam. Megatron zaczął mi tłumaczyć a ja biedna muszę tego słuchać. No super. Teraz będę swatką. Czy jakkolwiek to się nazywało. Megan kurna zakochaj się w nim bo dłużej nie wytrzymam z tym Megsem!

-Tak mniej więcej.-Skończył swe cudowne tłumaczenie.

-Okeeej i dlaczego ja mam ci w tym pomóc?

-Bo jestem Lordem Decepticonów i ci tak rozkazuję.

-A ja jestem następczynią wszechiskry.

-No i?

-No właśnie. No i?

-Dobra. Stop. Zawsze możesz iść do tego insekta.

-Którego insekta?

-Tej baby.

-Nie.

-No to...

-Czekaj.

-Co.

-Pytanie.

-Pytaj.

-Czy to prawda, że zaprzyjaźniłeś się z Lennoxem?

-Nie.

-To dlaczego...

-Nie.

-Daj mi skończyć.

-Nie.

-Bo?

-Bo nie.

-A właśnie, że tak.

-Nie.

-Tak.

-Nie.

-Ta ak.

-Co to za słowo?

-Tak.

-W takim razie nie.

-Posłuchasz chociaż?

-Nie.

-Ja słuchałam twojej paplaniny o Megan.

-Nie.

-Czyli uważasz, że nie słuchałam twojej paplaniny o Megan?

-Nie.

-Jesteś bardzo nie zdecydowany.

-Nie.

-Okres masz?

-Nie. Czekaj... ŻE CO KURWA?!

-Wysłuchasz mnie czy nie?

-Jaki okres do jasnej cholery?!

-Ty nie wiesz co to okres?

-Wiem tyle ile powinienem. Jeżeli o ten okres chodzi.

-Tak chodzi o TEN okres.

-Dobra wysłucham cię ale masz siedzieć cicho!

-Przecież to się logiki nie trzyma!

-Mam to głęboko gdzieś!

-Zamknij się!

-Ty się zamknij!-I takim sposobem przestaliśmy się odzywać oboje. Ja odwróciłam się do niego plecami a on zrobił naburmuszoną minę. Wyglądał trochę jak kotek z wiaderkiem na głowie. Dobra nie ważne. -Dobra, wysłucham cię.-Ha! Wygrałam! Odwróciłam się z powrotem w jego stronę.

-W takim razie...

-Czekaj. Ale o co chodzi bo się zgubiłem.

-To prawda, że zaprzyjaźniłeś się z Lennoxem?

-Nie?

-To dlaczego pozwalasz mu się dotknąć, a nawet siedział na twoim ramieniu?

-Booo....

-Nie znajdziesz wymówki, wiesz o tym?

-Czekaj, zaraz coś wymyślę.

-Właśnie się przyznałeś.

-Nie.

-Ano owszem i z wymówką już się spóźniłeś.

-Lennox nie jest moim przyjacielem.

-A kim? Drugą miłością twojego życia?

-Że co słucham?!

-No pierwszą jest Megan, tak?

-Zamknij się ty nędzny robalu!

-Nie jestem żadnym robalem!

-Właśnie, że tak!-Walnął pięścią o stół.

-Nie!

-Tak do jasnej cholery!

-Odszczekaj to albo wyrwę ci ten durny przetwornik mowy!

-Nigdy!

-Natychmiast!

-Zamknij się ty szmato jedna!-Mam kurna dość. Po prostu dość. Transformowałam się w lwicę i skoczyłam na niego. Przeturlaliśmy się wypadając przy okazji z jego kwatery. Odepchnęłam się od jego zbroi, wstałam i zawarczałam.-Masz słuchać moich rozkazów!

-Zamknij się!-Ryknęłam i skoczyłam na Lorda. Ten odepchnął mnie i strzelił z broni. Uniknęłam pocisku po czym skoczyłam jeszcze raz. Przewróciłam go i ugryzłam w brzuch. Musiało zaboleć bo również ryknął.

-Puść mnie debilko!

-W takym raze to odscekaj!-Krzyknęłam nadal zatapiając zęby w jego boku przez co niezbyt wyraźnie mi to wyszło.

-Nigdy!-Krzyknął. Ugryzłam mocniej. Decepticon warknął i uderzył mnie w pysk. Odczepiłam się od niego.

-Jak. Żeś. Śmiał?!-Już miałam na niego skoczyć kolejny raz gdy...

-EJ! Spokojnie!-Krzyknął Lennox stając między nami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro