12
*następnego dnia*
Obudziłam się z krzykiem.
-cicho, nie zamawiam budzika...- Usłyszałam mamrotanie za sobą. Od wróciłam się i zobaczyłam śpiącego Megatrona. Leżałam na kołdrze obok niego i to na jego łóżku. A dobrze pamiętam że zasnęłam na dachu. Położyłam i złapałam się za głowę. - Czemu krzyczałaś?-Powiedział mocno zaspany lider. Usiadłam.
-Miałam zły sen.- Przywódcą spojrzał na mnie z zaciekawioną miną. -eh, śniło mi się że jeszcze byłam normalna i nie wiedziałam o waszym istnieniu przyszedł do mnie mój chłopak Nathaniel i... Powiedział "tak naprawdę cały czas byłem zakochany w Natalii a tobie robiłem tylko łaskę".
-Czyli, nie boisz się swojej śmierci tylko tego że rzuci cię ktoś kogo kochasz?
-On już to zrobił.
-Przecież to tylko sen.- Pomachałam przecząco głową i półkuliłam nogi.
-On zrobił to dzień wcześniej przed waszym atakiem.- Po policzkach znów spłynęły mi łzy. Postanowiłam zmienić temat. - Co ja tu tak właściwie robię?
-Na statku?
-Nie, u ciebie.
- eee, wiesz no... byłaś na dachu wiec po ciebie poszedłem i... ty... no.. eee spałaś więc wziąłem cię do siebie. I no, tak jakoś wyszło.- Podrapał się po głowie i gdyby mógł to pewnie by się zarumienił. -Dobra czas wstawać.
-Szczerze mówiąc cudem jest to że mnie nie zgniotłeś. Ale tak pora wstawać.- Megatron usiadł i gdyby nie to że z mnie złapał to zapewne dawno leżałabym mocno Potłuczona na ziemi. Wymamrotałam dziękuję. Wziął mnie na rękę i poszedł na mostek. Rozglądałam się z zaciekawieniem. Wszystkie korytarze były szare z fioletowymi światłami. Wszędzie panował półmrok. Po chwili dostaliśmy się na miejsce.-Po co tu przyszliśmy?
-Jeden z deceptikonów wrócił. Trzeba mu powiedzieć, że tu jesteś i co ma robić.-Odpowiedział lider z obojętną miną. Po chwili przyszedł Knock Out z czarnym deceptikonem. Nie miał twarzy, a zamiast tego ekran. Gdzie nie gdzie miał fioletowe kawałki. Medyk odszedł a przybysz ukłonił się. Ja mu pomachałam. Nie wiem jak na to zareagował ponieważ nie widać jego twarzy.-Sundvave to Angel. Masz ją traktować z szacunkiem.- Zaraz zaraz czy on powiedział że deceptikon ma mnie traktować z szacunkiem? Jak to? Spojrzałam na niego zdziwiona co niestety, on zauważył.-Angel idź na razie do Knock Outa. Ja muszę porozmawiać z Sundvavem.- Pokiwałam głową i zeskoczyłam z lorda i jeszcze w powietrzu zmieniłam się w lwicę. Deceptikon bez twarzy wyświetlił znak zapytania. Ja tylko machnęłam głową i ruszyłam w stronę laboratorium. Jak zwykle medyk siedział i polerował sobie lakier. Położyłam się obok jego nóg i zamknęłam oczy.
- A tym razem gdzie spałaś? Bo jak widzę to jeszcze ci się chce.-Powiedział Knock Out.
- Nie chcesz wiedzieć.-Odparłam.
- No powiedz. Nikomu nie powiem.
- eh, nie dasz mi z tym spokoju, nie?- Pokręcił głową. - Zasnęłam późno na dachu a obudziłam się u Megatrona.
- Wow. U niego?- Pokiwałam lekko głową i wstałam.
-Co porabiasz oprócz czyszczenia lakieru?
-Szukam nowej bazy Autobotów. Zrobiły sobie inną.
- To może zrobisz sobie przerwę od oby dwu rzeczy i pójdziemy się po ścigać?- Zaproponowałam a medykowi aż się oczy zaświeciły.
- Może weźmiemy jeszcze sundveva?-Dodał. Pokiwałam głową i wyszliśmy. Znaleźliśmy Sundveva a on również się zgodził machnęciem głowy. Zostało jeszcze pozwolenie Megatrona którego znaleźliśmy na mostku.
- Czego?!- On i jego przywitanie.
- Chcielibyśmy pójść się po ścigać. - Odezwałam się ją ponieważ Knock cały czas sądził że nie warto go pytać bo i tak się nie zgodzi a Sundvave nie mówi.
- A skończyliście swoje prace?- Medyk pomachał głową a bez twarzy nie zrobił nic.- W każdym razie przynajmniej mi Po wiedzieliście. A więc ... idę z wami. Dawno się nie ścigałem.- Wszyscy się uśmiechnęli z radości. Co prawda zdziwiło mnie zachowanie lidera. W końcu ustaliliśmy trasę i na start wszyscy wyruszyliśmy. Oczywiście jako nasze alt-mody. I, wygrał Sundvave.
-To nie fer! Oszukiwałeś!-Zaczął aferę Knock Out.-Nie ma omijania zakrętów w powietrzu! Ja i Angel tak nie możemy!
-Knock Out trochę spokojniej.-Uspokajałam go- Zawsze możemy powtórzyć rundę. Tym razem myśliwce muszą lecieć nad ulicą żeby było po równo.
-eh, no dobrze-Powiedział zrezygnowany Megatron. Znów ustawiliśmy się na lini startu. Lider deceptikonów na początku leciał jako pierwszy ale nie na długo. Gdzieś na środku trasy wyprzedził go medyk a tuż przed metą pierwszy był Sundvave i wyszło na to że wygrałam ja.
-ale jak to?-Knock Out wyglądał na zdziwionego.-Cały czas byłaś ostatnia.
-No właśnie.-Przyłączył się przywódca.
-Zwyczajna strategia. Wystarczyło jechać nie tak szybko żeby się nie zmęczyć a przy mecie gdy inni są już zmęczeni i jadą wolniej trzeba przyśpieszyć. Idziemy na Nemezis?
-Powinniśmy. Ale jutro jeszcze jedna rozgrywka. Zamierzam wygrać!-Przyznał Megatron. Najwyraźniej mu się spodobało. Nagle zobaczyłam coś w krzakach.
-Zaraz do was dolecę, ok?
-Dobrze-Pozwolił Megatron i odleciał a z nim Sundvave. A Knock pojechał (bo latać oczywiście nie umie). Zmieniłam się w człowieka i podeszłam do krzaków. Zobaczyłam tam chyba z tuzin małych kulkowatych stworków z niebieskimi oczami. Kiedyś od Ratcheta słyszałam że to scraplety. Jedzą metal a zwłaszcza ten żywy. Niedobrze
###Nathaniel###
Normalnie szedłem do bazy gdy usłyszałem coś w krzakach. Podszedłem i zobaczyłem małego kulkowatego stworka z niebieskimi oczami. Był słodki więc wziąłem go i zaniosłem do bazy. Zresztą kto wie. Może te stworki były przydatne na cybertronie? W bazie gdy tylko zobaczyły go autoboty zmieniły się w samochody i uciekli.
-eee, co tu się właśnie stało?-spytałem.
-Nie wiesz?-Podszedł do mnie Kastiel.-Przyniosłeś tu scrapleta. Coś co żywi się metalem. Zwłaszcza żywym.
-O kurcze. Idę go zamknąć w plastikowej klatce. Nie ucieknie, nie?
-Raczej nie.-Poszedłem. Po chwili wróciłem.
-A jak poszukiwania Angel? Coś wiadomo?
-Wiemy że... no właściwie nic. Ostatnio jakiś cywil zadzwonił do kapitana Lennoxa że widział. Deceptikona. Czarno-fioletowy myśliwiec. Leciał w stronę gór na drugim końcu kraju. Patryk i Kamil jutro jadą to sprawdzić.
-Daleko. Zwłaszcza że to duży kraj. A my jesteśmy na drugim końcu. Świetnie. A co z ich szkołą?
-Dostali zwolnienie z powodem: są chorzy.
-Mądre. Mam tu coś do roboty?-Kastiel przeczącą pokiwał głową.
-Od kiedy porwali Angel oprócz poszukiwań nikt nie ma co robić.Ja idę do Racheta.-Odszedł. Ja nie miałem ochoty słuchania Medyka (nie widział scrapleta bo był w dziale medycznym dlatego on nie uciekł) więc zrezygnowany wracałem do domu odrabiać lekcje. Po drodze spotkałem 2 chłopaków w wieku Angel. Widziałem ich kiedyś w szkole. Kiedy tylko mnie zauważyli, podbiegli do mne.
- To ty pracujesz z autobotami!!!- Krzyknął uradowany chłopak.
- Możemy autograf??-Powiedział równie mocno podekscytowany drugi. Wyjął z plecaka notatnik i długopis po czym podał mi. Dałem im ten autograf i już chciałem iść do siebie gdy- Coś nie tak?- No tak. Mogłem się wysilić i przynajmniej przy nich nie mieć mojej miny którą mam ciągle odkąd porwali Angel.
- Chłopaki, to raczej nie wasza sprawa. Wiecie? Idźcie do siebie.- Oni odeszli a ja ruszyłem dalej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro