Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8: With or without you

Przebudziłam się w ciepłym pomieszczeniu. Nie było ciemno i mrocznie. Wręcz przeciwnie. Pokój tętnił życiem. Ciepłe barwy radośnie się ze sobą komponowały. Było tak miło, że miałam ochotę zwrócić. Chociaż z drugiej strony przeczyściło mnie już zbyt doszczętnie. Poruszyłam się na miękkiej powierzchni. Było to niczym wielkie łóżko pościelone w nieskazitelną biel. Do przegubu miałam wbitą strzykawkę, która ciągnęła za sobą prawdopodobnie kroplówkę. Rozejrzałam się po okolicy. Po chwili ujrzałam nad sobą robota. Po różowym kolorze lakieru, wymodelowanej sylwetce i sporych rozmiarów biuście mogłam domyślić się, że jest to femobotka. Spoglądała na mnie łagodnie swoimi błękitnymi oczami i uśmiechała się delikatnie. Cichym i spokojnym głosem zapewniła mnie, że wszystko w porządku i pójdzie zawiadomić Optimusa. Musiałam się pozbierać do kupy bo byłam bardzo rozkojarzona. Obok na łóżku leżała butelka wody z której wcześniej piłam. Skorzystałam z niej i teraz. Wciąż byłam osłabiona. Byłam głodna, to może właśnie ta przyczyna. Do pokoju wszedł lider. Szybkim krokiem podszedł do mnie i ocenił czy jestem cała. Kochałam tę jego opiekuńczość. Usiadł na łóżku w postaci robota. Byłam niedaleko jego nogi. Prócz nas samych w pomieszczeniu pojawił się Ratchet, ta kobieta i Hide. Cieszyłam się, że ich widzę. Nawet tę kobietę, chociaż w sumie jej nie znałam. Byłam radosna bo wiedziałam, że w tym gronie nic mi nie grozi. Ok, chyba, że zostanę zmiażdżona przez nogę Optimusa - bez jaj, przez chwilę, gdy siadał, miałam takie wrażenie. Prime położył na mnie swoją rękę. Wtuliłam się w jego palec i westchnęłam cicho.

- Wszystko z tobą gra - zaczął medyk przyglądając się wynikom badań. Robił je zapewne podczas, gdy byłam nieprzytomna. - wszystkie te objawy, które miałaś były znakiem, że serum przestaje działać. Mimo, że wymioty miały inną przyczynę, zdaje się, że to po prostu sprawy z żołądkiem. Nie mogę jednak w stu procentach potwierdzić. Dostałaś kolejną dawkę płynu. Nie przejmuj się, możesz ją przyjmować. Nie jest niebezpieczna.

Przytaknęłam. Na tę chwile taka diagnoza była dla mnie wystarczająca. Bałam się, że może umieram, czy coś, ale dałam radę.

- Skąd wiedzieliście, że jestem w bazie decepticonów? - zapytałam zdziwiona. Czułam, że dochodzę do siebie i bardzo mnie to cieszyło.

- Wraz z hipisem wybraliśmy się na Ziemię, by porwać cię do Optimusa, co jest długą historią..., no i czekała nas tam niemiła niespodzianka. Od Arsen dowiedzieliśmy się, że wymyśliłaś ambitny plan, by wydać się w ręce wroga - stwierdził Hide swoim dokuczliwym tonem. Optimus spojrzał na mnie z pretensją. Wiedziałam, że zaraz zacznie się jego monolog, więc podjęłam próbę wyjaśnień.

- To nie zupełnie mój kaprys... Wymyśliłam ten plan, bo był to jedyny sposób, by się z wami skontaktować. No... nie wypalił, ale się starałam. Gdy odlecieliście na Cybertron rozmawiałam z prezydentem. Może wam się to nie spodoba, ale opowiedziałam mu o wszystkim. Przecież to i tak miał być koniec. Przynajmniej dowiedział się czego ma się spodziewać po decepticonach.

- Czasu nie cofniemy. Do czego zmierzasz? - westchnął lider.

- Prezydent potwierdził moje myśli. Bez was nie uda się pokonać decepticonów. Kazał mi was z powrotem sprowadzić. Trzeba było tylko wymyślić plan. No to wymyśliłam taki. Przecież nie mogłam się z wami skontaktować. Chodziło mi o to, że jak dostanę się na Cybertron, mogę wysłać do ciebie wiadomość, Prime. No, ale się skomplikowało no i oni nie współpracowali. Do chrzanu!

- Trudno aby współpracowali - zaśmiał się Ratchet. Przytaknęłam.

- Sideways mi bardzo pomógł. Megatron chciał mnie zabić i gdyby nie Ways, dopiąłby swego. Najpierw uratował mnie, gdy ich lider strzelił we mnie swoim działem, potem wyciągnął mnie z zamkniętego pokoju. Generalnie pomógł mi z tego wyjść. Jestem mu wdzięczna.

- Jego dobroć jest tylko przykrywką. Chce cię wykorzystać - stwierdził Prime z przekonaniem. Przewróciłam oczami, ale po chwili uśmiechnęłam się miło.

- To twoje zdanie, Prime - westchnęłam. Lider był nieugięty. Spojrzał się na mnie niezadowolony i zaczął osądzać mnie, że zakochałam się w decepticonie. Tak. Zrobił to. Możecie zacząć buczeć i obrzucać ekran przekąskami. Był w tym wszystkim niepoważny. Pokręciłam głową z niedowierzaniem, ale nie podjęłam zbędnej dyskusji. - wracając do rozmowy... potrzebujemy was. Nie wiem jak zamierzacie to zrobić, ale musicie wrócić na Ziemię.

- No to będzie ciekawie... liderek raczej nie da rady - stwierdził rozbawiony Hide. Potrafił być denerwujący. Zwłaszcza w sytuacjach, które wymagają powagi. Spuściłam wzrok.

- Selen, ty wiesz, że ja...

- Prime, my na prawdę was potrzebujemy. Będziesz siedział bezczynnie patrząc jak umieramy? - zapytałam. Zacisnął pięści.

- Wiesz, że cie kocham - szepnął. - Zrobiłbym wszystko abyś była bezpieczna. Nie wiem...

- Prime, zdecyduj się - westchnęła femobotka - mój Ratchet poszedłby za mną wszędzie. Prawda mój doktorku?

- No a co zrobić? Jak już się ożeniłem, to trzeba - westchnął zrzędliwie. Zaśmiałam się czując ciepło na sercu. Ten mały incydent był na swój sposób romantyczny. Dziwny. Głównie dziwny. Ale i uroczy. A więc różowa femobotka to Arcee, żona naszego medyka. Prime się nie uśmiechał. Spoglądał na mnie ukradkiem. Zrobiło się cicho. Ironhide zagwizdał. - Zrobiło się niezręcznie... - powiedział rozbawiony. - Nie przejmuj się... ja za tobą pójdę wszędzie, Selenko. To co piękne to nie trwałe co?

- Potrzebuję was! - krzyknęłam - z liderem lub bez!

- Ostro. Ale ja lubię patrzeć jak związki się rozpadają. Znaczy nie martw się Selen, w razie co to masz mnie jako wsparcie - stwierdził Hide - możemy się hajtać jeszcze dziś.

- Dlaczego nasz związek miałby się rozpaść? - Prime odezwał się po długim czasie milczenia - przecież wracamy na Ziemię...

Spojrzałam na lidera z niezrozumieniem. W końcu odwzajemnił wzrok. Uśmiechnął się do mnie.

- Jesteś pewien? - zapytałam całkowicie serio. Nie chodziło o to, że nie rozumiałam jego problemu. Nie chciałam narobić mu kłopotów, tylko tak trochę nie było wyjścia. Przytaknął z powagą. Po chwili przybliżył swoją twarz do mojej. Spojrzałam się w jego duże, niebieskie oczy. Dłonią przejechałam po metalowej wardze. Jeszcze nigdy nie widziałam go z bliska w postaci robota. I może wydać się to dziwne, ale na prawdę był przystojny. Przybliżyłam swoją twarz do jego ust i pocałowałam. Oczywiście mogło to wyglądać nieco nieporadnie, w końcu jego wargi były dużo większe od moich, ale prawdopodobnie poczuł pocałunek, bo jego palce pogłaskały mnie po plecach. Po jakiejś chwili lider ułatwił nam kontakt. Jego holoforma objęła mnie mocno. Zakryłam ucieszoną twarz w jego ramionach.

- Wiedziałem, że się ugnie - stwierdził Hide. W kilka minut zorganizowaliśmy się, spakowaliśmy dodatkową broń taką jak granaty, bagnety i spluwy. Moje klimaty. Arcee rozmawiała ze mną, kiedy chłopcy szykowali się do lotu. Po jakiejś chwili zaczęła rozmawiać z Ratchetem. Było mi szkoda, że nie może polecieć z nami. To musiało być trudne dla naszego medyka, że nie widzi swej żony tak długo. Jednak oboje stwierdzili, że bezpieczniej będzie, jeśli ona zostanie tutaj. Zawiązywałam sznurówki butów, gdy ukradkiem spojrzałam jak małżonkowie dają sobie całusa. Odwróciłam wzrok, by nie naruszać ich prywatności, ale uśmiechnęłam się pod nosem. To w końcu Ratchet. Nasz stary, zrzędliwy Ratchet.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro