Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4: Zabieraj łapę z mojego cycka

- Sideways, cieszę się że przypilnowałeś naszej koleżanki. Będzie ci to wynagrodzone. Powiedzmy, że dzisiaj zebrany energon najbardziej należy się tobie.

- O, niebiańsko! - spojrzał na mnie uradowany, ale po chwili zauważył, że mi wcale nie jest do śmiechu i ucichł.

- Pomóż mi jakoś, wtedy mnie puściłeś, mamy już ze sobą nić porozumienia, zrób coś - szepnęłam do stojącego obok mnie decepticona.

- No właśnie, wtedy ci darowałem toteż ma dobroć się wyczerpała - stwierdził również bezgłośnie.

- Oh serio? Gdybym wiedziała, że później spotka mnie coś takiego, to już wolałabym byś mnie wtedy zgwałcił. Może teraz byłabym wolna.

- Nie ma problemu, poproszę Megatrona by dał nam megacykl...

- Spadaj! Teraz to sie sam zgwałć. Pomóż mi Ways, proszę. Ja bym ci pomogła...

- Nie sądzę, że się uda - stwierdził z niesmakiem.

- Co się nie uda? Uratowanie mnie? - zapytałam zdziwiona.

- Nie, tego nie rozważałem. Chodziło mi o gwałt. Myślisz, że to możliwe? Może jakby spróbował się rozciągnąć...

- Nie interesuje mnie to! Po co w ogóle o tym myślałeś?

- Bo to byłoby śmieszne. Sama zaczęłaś.

- Ratuj mnie! - szepnęłam głośniej i próbowałam na niego wskoczyć. Było ciężko bo nie mogłam użyć rąk. Ways popatrzył w moją stronę i odsunął się lekko.

- Mogę wiedzieć co ty robisz? - zapytał lekko zażenowany. Ze łzami w oczach wtuliłam twarz w jego szyję. Łkałam po cichu, próbując wzbudzić w nim litość. Błąd. Decepticony nie mają litości.

- Znowu mnie ślinisz! - wrzasnął z niesmakiem.

- W cholerę! Ani trochę się nie łamiesz? Wiesz co to znaczy skrucha średniowieczny głąbie?!

- Ej, nie przeginaj - ostrzegł.

- Skończycie tę maskaradę ? - zapytał znudzony Megatron - Ways odejdź już stąd.

- Tak jest - odpowiedział i miał zamiar odejść. Uparłam się. Zacisnęłam jego nogę moimi nogami i przytrzymałam go. Patrzył na mnie z wyrzutem, ale zaczęłam tylko wrzeszczeć, że ma mi pomóc. Próbował się wyrwać wyzywając mnie od wiedźm i innych. Siedziałam na podłodze i ciągnęłam go nogami. Oboje darliśmy się na siebie. W końcu musiałam go puścić widząc, że stracił równowagę. Prawie siedemdziesięciokilogramowa holoforma decepticona przygniotła mnie swoim cielskiem. Przeklęłam głośno. Sideways starał się podnieść. Położył rękę na mojej piersi więc skarciłam go wzrokiem.

- Zabieraj łapę, bo odgryzę ci ucho! - brzmiała groźba. Decepticon posłusznie położył rękę obok mnie. Spojrzeliśmy na siebie zupełnie inaczej. Jego przyjemny wzrok. Mój lekko zagubiony. Lekko załzawione oczy przymknęły się delikatnie, a po chwili otworzyły. Nic nie mówiliśmy. Wrzask Megatrona ocknął nas z transu. Po chwili mnóstwo światła zmierzało w naszą stronę. Zamknęłam oczy przygotowując się do uderzenia pocisku. Zamiast tego poczułam szarpnięcie i wraz z Sidewaysem polecieliśmy w lewo od światła. Przez chwile leżałam nieruchomo w uścisku chłopaka. Potem poruszyłam głową. Decepticon spojrzał na mnie oceniając, czy jestem cała. Byłam, może oprócz tego, że trochę bolało mnie poturbowane ciało. No i lina, którą byłam owinięta, wrzynała mi się w ramiona i nadgarstki.

- Sideways, wydałem ci rozkaz! Zostaw nas samych! - brzmiał kolejny wrzask.

- Uratowałeś mnie - wyszeptałam patrząc prosto na Decepticona. Wykrzywił usta w uśmiechu. Rozejrzał się po pomieszczeniu podnosząc się jednocześnie. Po chwili podniósł mnie i pociągnął w swoją stronę.

- Tak jest szefie, już idę - stwierdził beznamiętnie pchając mnie w najciemniejsze miejsce tego pomieszczenia. Schowałam się za jakąś skrzynką. I w strachu patrzyłam jak mój wybawca opuszcza pokój. Przełknęłam ślinę i wykonałam znak krzyża. W tej chwili potrzeba mi szczęścia i bożej łaski. Megatron zaśmiał się cicho i wykonał dwa kroki w przód.

- Gdzie się ukryłaś mróweczko?

Milczałam. Zdradzenie kryjówki byłoby najgorszym co mogłoby mnie spotkać. Chociaż teraz nie powinnam określać co byłoby gorsze. Nie w sytuacji w jakiej się znajdowałam. Ukucnęłam nie wydając żadnych dźwięków. Trzęsłam się. Co z tego, że mam All Spark, kiedy musiałabym zbliżyć się do Megatrona, by go użyć. Zobaczyłby mnie w miarę szybko i nie zdążyłabym nic zrobić, bo zmiótłby mnie z powierzchni ziemi. Smutne. Usłyszałam dziwny pisk. Prócz lidera decepticonów w pokoju znalazł się ktoś jeszcze. Nie mogłam wychylić się z ukrycia, ale wystarczyło mi usłyszeć głos, by przyznać, że tego decepticona nie znam.

- Megaś, Megaś! Musisz natychmiast udać się ze mną do lecznicy. Jakaś ciapa stłukła mi kilka słojów z częściami constructiconów, jeżeli te łajzy zaczną się łączyć to rozniesie nam bazę! Ratuj szefie! - ten robot mówił tak szybko, że ledwo zrozumiałam przekaz.

- Po pierwsze, przestań mnie szarpać, bo cię przetrzepię! - warknął lider.

- Proszę, nie. Dopiero co się lakierowałem.

- Więc mnie nie uruchamiaj! Wystarczy, że mam do załatwienia małego robaka. Tym właśnie jestem zajęty. Nie rób mi kłopotów. Poproś Breakdowna, on się zajmuje uzbrojeniem. Poza tym po co medykowi części constructiconów w słojach?

- Dla zabawy.

- Megatronie! - usłyszałam kolejny krzyk. Ten głos znałam. Starscream poinformował swojego lidera o ataku autobotów na skrzydło bazy. Po chwili o uszy obił mi się warkot Megatrona, mocny zgrzyt metalu i jęk Starscreama.

- Panie, dlaczego mnie uderzyłeś?

- Dla zabawy - stwierdził Megatron i oznajmił, że muszą kontratakować. - Tobą mała gówniaro zajmę się później.

Usłyszałam kroki. Po chwili drzwi się zatrzasnęły. Chwila, jeszcze moment i ostrożnie wygramoliłam się z kryjówki. Zostałam sama. Westchnęłam z ulgą, ale wiedziałam, że nie potrwa długo. Autoboty tu są? Czemu atakują bazę decepticonów? Wiedzą, że tu jestem? Ale kto im powiedział? Ways? Zrobiłby to dla mnie? Hałas walki był nieprzyjemny. Martwiłam się o moich przyjaciół. Deceptów jest więcej. W dodatku mają przewagę ponieważ są w na swoim. Dygnęłam gdy usłyszałam otwierane drzwi. Wrócili? Megatron wrócił? Znów czmychnęłam za pudełko stojące w rogu ciemnego pokoju. Kolejny już raz zbierało mi się na płacz. Wmawianie sobie Selen, bądź dzielna ani trochę nie pomaga. Czasem nawet chce się wyć jeszcze bardziej. Odkąd w moim życiu pojawiły się autoboty bardzo często płaczę. Stałam się bardziej wrażliwa. Może jest w tym zasługa Optimusa? On jak nikt inny jest tak czuły i delikatny. Coś w tym jest. A może to on wszedł do pokoju? Może autoboty mnie znalazły? Myśli optymistyczne nigdy nie poprawiały mi samopoczucia. Taki ze mnie typ człowieka, że wolę zatruwać się demotywującymi myślami niż tymi dobrymi, dającymi nadzieję. Niby miałam plan jak sprowadzić tu autoboty. Mogłam mieć nadzieję, że się uda. Niby w to trochę wierzyłam, ale dziwnie mi było. Coś w środku mówiło mi, że to jednak nie wyjdzie. Sama nie wiem już w co mam wierzyć.

- Selen? - usłyszałam szept. Był bezgłośny. Nie zareagowałam. Skąd mogłam wiedzieć kto to? Wtedy usłyszałam brzdęk i coś jakby metal sunął po podłodze. Trafiłam w sedno. Niedaleko mojego schronienia znalazł się nożyk. Mój nóż z ostatniej walki. Bez namysłu wybiegłam z kryjówki i rzuciłam się na ostrze. Cieszyłam się, że jestem bezpieczna. Nim zdążyłam dobiec do narzędzia ktoś złapał mnie od tyłu i mocno do siebie przyciągnął. Ręka przykryła moje usta. Byłam wystraszona i kompletnie oszołomiona. Uścisk napastnika był tak silny, że nie miałam możliwości odwrócenia się w jego stronę, by dowiedzieć się kim jest. Postać schyliła się po nóż tym samym zmuszając mnie do schylenia się.

- Popełniłaś błąd - szepnął. Wciąż bezgłośnie. Gdy powróciliśmy do stojącej pozycji przyłożył mi nóż do gardła. Wydałam z siebie rozpaczliwy jęk. Nóż skierował się na moje ramiona. Szybkim i sprawnym ruchem rozciął linę. Po chwili lina opadła na ziemię również z nadgarstków. Poruszyłam obolałymi rękoma. - Nawet jeżeli widzisz znajomą rzecz, nie możesz być do końca pewna, że to jej właściciel stoi niedaleko. Ukraść czyjąś broń jest bardzo łatwo - usłyszałam już czysty, płynny głos pełen znajomego akcentu. Uścisk się zwolnił, a ja natychmiast rzuciłam się w jego ramiona.

- Ways... - wyszeptałam zatrzymując łzy. Chciałam wiedzieć, że jestem już bezpieczna. Ściskałam go mocno. Decepticon odwzajemnił gest. Czułam jego oddech na swojej szyi.

- Już jesteś bezpieczna - stwierdził, a po chwili rozluźnił uścisk. Jego hologram zniknął, a w zamian obok mnie stanął robot. Chwycił mnie w rękę i schował pod maskę. Trzymałam się jednej z jego części, by nie spaść. Decepticon wyszedł z pokoju i poszedł długim korytarzem. Wszystko tam było w jednym, burym kolorze. Nie dziwie się, że decepticony są ciągle nadąsane. Otacza ich zła aura. Od razu wyobraźnia skierowała mnie do różowego pomieszczenia pełnego misiów i lalek. Niedługo potem dodałam tam kilku z decepticonów. Było zabawnie. Odgłosy walki były tutaj bardziej odległe. Nie byłam pewna dokąd zmierzamy. Wydawało mi sie jednak, że wszystko jest lepsze od tamtego pokoju i Megatrona...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro