Rozdział 39: Mały, ale wariat
Bumblebee większość czasu obmyślał plan dostania się na szczyt piramidy, tak, by nie zginąć po drodze. Nie wyobrażał sobie, że mógł umrzeć tak beznadziejnie, po tym, jak postanowił rzucić wyzwanie Upadłemu. Dopiero, gdy nadszedł świt, młody bot wpadł na pomysł, którego od razu się podjął. Teraz siedział na grzbiecie Devestatora, który co chwilę odkopywał dalszą część żniwiarza. Dużo już mu nie zostało, jednak robił to powolnie i to dawało młodemu autobotowi przewagę. Młodzik cieszył się, że The Fallen nie zauważył go ani przez chwilę. Swoją drogą dziwił się, że ma siłę stać ciągle na czubku piramidy i przytrzymywać chmurę żelastwa. Wtedy też zdał sobie sprawę, że jego przeciwnik jest bardzo silny. Mimo to, nie było już odwrotu. Nie mógł przecież wrócić do swoich przyjaciół z wiadomością, że stchórzył. Miał więc świadomość, że to może być jego ostatnia chwila. Żałował tylko, że w tak nieprzyjemny sposób pożegnał się z ojcem. Trudno. Słowo się rzekło. Miał zamiar doprowadzić sprawy do końca. Gdy znalazł się wystarczająco blisko, wyskoczył naprzeciw Upadłego. Próbował znaleźć pozę, która będzie do tego odpowiednia. Zlekceważył to, że mało się nie potknął. Ważne, że zwrócił na siebie pożądaną uwagę.
- Ty... musisz być naprawdę silny, skoro przedostałeś się przez wszystkie przeszkody – stwierdził Upadły przyglądając mu się od góry do dołu.
- Bo nie jestem zwykłym robotem, jestem Primem – odparł młodzik. Przeciwnik zaśmiał się rozbawiony.
- Ty? Jak TY możesz być z rodu Primeów? Twój głos zdradza mi, iż jesteś tylko zwykłym dzieckiem. Zejdź mi z oczu, bo zrobię ci poważną krzywdę. Mało kiedy pozwalam nędznym botom przeżyć, więc okaż szacunek za mą łaskę i wynoś się.
- Jestem synem Optimusa Primea. Potomka Wielkiego Sentinela Primea należącego do Szóstki Wspaniałych – odparł dumnie. Upadły odwrócił się do niego pod wpływem tego co właśnie usłyszał. Nim to jednak zrobił, Bee dostrzegł, że w środku żniwiarza są odłamki All Sparku. Zabrał największy z nich, zanim ten zdołał cokolwiek zauważyć.
- Była nas Siódemka.
- Z tego co wiem, byłeś zdrajcą.
- Owszem, obiło mi się o uszy owe stwierdzenie, tylko za co? bo zależało mi na ocaleniu planety, na której mieszkaliśmy?!
- Cybertron był i jest zrównany do gruntu. Ziemia tętniła życiem, które Ty chciałeś zniszczyć. Dobrze znałeś zasady, a jednak je złamałeś i za to zostałeś osądzony. Teraz przyszedłem tu, abyś zapłacił.
- To komiczne – skwitował starzec. Chwile potem skupił wzrok na żółtym robocie. W tej samej chwili Bumblebee poczuł okropny ścisk w iskrze. Chwycił się za pierś i próbował dojść do tego, co się stało – mam taką moc, która jednym ciosem rozkruszyła by cię na drobne kawałeczki. Heh... Prime... też się znalazł – zadrwił.
- Nie oceniaj... po... rozmiarze – wysapał młodzik, a po chwili odpalił miotacz, który pojawił się zamiast jego dłoni. Upały obronił się przed strzałem, a na jego szponiastej dłoni utworzyła się ogromna kula energii, która rozmiarem zaczęła dorównywać swojemu przeciwnikowi. Mały spojrzał nerwowo za siebie. Devestator znajdował się nieopodal, więc zrobił kilka kroków w jego stronę. Upadły rzucił kule w stronę młodzika, a ten skoczył prosto na bestię złożoną z constructiconów i niemal w ostatniej chwili odskoczył w bok. Skutkiem sprytnego manewru młodego autobota, było trafienie ognistej kuli prosto w potwora. Bee musiał nie tylko złapać się jakiejś części piramidy, by śmiertelnie nie spaść na sam dół, ale też chronić się przed fragmentami ciała Devestatora, które eksplodowały w różne strony pod wpływem wybuchu energii, jaką uwolniła broń Upadłego. Młody bot trzymał się kurczowo fragmentu maszyny, lecz po chwili był zmuszony się puścić, gdyż ogromny kawałek żelastwa zrzucony przez The Fallena leciał w jego stronę. Zderzenie Bumblebeego z ziemią zatrzymał Ironhide, który złapał go oburącz i postawił na gruncie.
- Miałeś sporo szczęścia, cwaniaczku - czarny autobot odparł z ulgą, gdy postawił młodego na ziemi - A teraz nasz bohaterze, wracamy do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro