Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30: Pora zabukować bilety (delikatne 18+)

Pakowanie nie zajęło mi dużo czasu. Wedle rozkazów generała, miałam zapakować dodatkowy mundur ( w drugim tygodniu służby kupiliśmy sobie zapasowe ciuchy, na wszelki wypadek). Spodnie od mojego munduru zyskały pewną wadę. Podczas udawanej walki z Sidewaysem, jego sztylet, który wcześniej należał do mnie, zranił mnie rozpruwając nogawkę. Nie była to wielka szpara, ale musiałam ją potem zaszyć. Nie wyglądały już tak samo olśniewająco, ale wciąż były moimi ulubionymi spodniami. Potem weszła w życie reguła, że kobiety powinny nosić spódnice jako część munduru. Miało to podkreślić hierarchię jaka tu panowała. Generał, tak jak niemal każdy kto mnie tam znał, wiedział, że mnie do tego nie zmusi. To samo tyczyło się Arsen, ale ona niemal ciągle nosiła specjalny fartuch medyczny, więc jej to i tak było wszystko jedno. W końcu, by dojść do porozumienia, umówiliśmy się, że będę nosiła spódniczkę trzy razy w tygodniu. Na tym poprzestaliśmy. Spakowałam nie tylko mundur, ale także ubrania dodatkowe. Spory zapas bielizny, kilka koszulek, spodenki krótkie, długie, a także bluzę, na zimne noce jakie tam panowały. Zdawałam sobie sprawę, że zamieszkam w na maxa luksusowym hotelu z wyżywieniem all inclusive, więc miałam zapewnione ogrzewanie, ale wolałam dmuchać na zimne. Generał zapewnił, że dostaniemy mieszkanie godne żołnierza oraz, że ma tam zaprzyjaźniony hotel. Ucieszyłam się. Mimo iż szłam na wojnę, dobrze, że chociaż będę mieszkała w ładnym pokoju w atrakcyjnym budynku. Spakowałam koc, kapcie, jakiś prowiant, słuchawki i ładowarkę do telefonu, książkę, kilka kartek, piórnik, różaniec, a także kolekcje moich broni: granaty, sztylet, pistolet oraz gaz pieprzowy. Lider wszedł do pokoju z niepokojem na twarzy. Dopięłam walizkę i od razu rzuciłam mu się w ramiona. Nic nie mówiłam. Raczej nie było trzeba. Optimus przejmował się tą walką bardziej niż innymi, które odbyliśmy. Oczywiście była wielka różnica: inne nie były zaplanowane, nie było jak się martwić, gdyż decepticony uderzały ni z gruchy ni z pietruchy. Ot tak sobie. A teraz? mamy plan, w dodatku bardzo niebezpieczny. Ziemia może podzielić los Cybertronu, stać się jałową pustynią. Właśnie tego obawiał się Prime. Pogłaskałam go po twarzy, potem pocałowałam jego brodę, z której rude włoski tworzyły delikatną kozią bródkę. Zmrużył oczy i podniósł lekko kąciki ust tworząc uśmiech. - Nie martw się już - szepnęłam rozpinając jego koszulę. Bardzo szybko pozbyliśmy się ubrań. Zaraz potem wskoczyliśmy pod kołdrę i rozpoczęliśmy nasze igraszki. Cieszyłam się, że mimo jego strachu, nerwów i wszelkich negatywnych emocji, które w nim siedziały, potrafił przez jakąś chwilę zapomnieć o tym wszystkim na rzecz innych spraw. Choćby seksu ze swoją dziewczyną. Optimus poruszał się z początku wolno dając się ponieść rozkoszy jaką dawała bliskość ukochanej osoby. Czułam to samo. Zamykałam oczy i odchylałam głowę do tyłu z powodu niesamowitych doznań. Lider obcałowywał moją szyję i sapał ciężko. Pojękiwałam mu do ucha, lecz w miarę cicho wiedząc, że w pokoju obok jest Artur, a na dole kręci się mama i brat. Zaciskałam dłonie na nagich plecach mojego chłopaka, on zabawiał się moimi piersiami, albo ciągnął za włosy. Wyznawaliśmy sobie uczucia kilka razy. Lider przyspieszał co chwilę, lecz potem zwalniał. Zdecydowanie lepiej było nam się kochać powoli. Namiętność przeplatała się z czułością. Gdy skończyliśmy przycisnęłam do siebie lidera i obcałowałam mu twarz - damy sobie radę, zobaczysz, kochanie - szepnęłam. Niedługo potem zasnęliśmy mocnym snem.

Mimo iż zasnęliśmy o wczesnej porze, wstając o czwartej rano czułam się niczym zombie. Nawet gorzej, jeśli można się tak czuć. Paradoksalnie beznadziejnie. Ale wolałam już nie rozwijać swojego pesymizmu i braku radości z życia, której nigdy nie miałam rozbudzana w środku nocy. Ochlapałam twarz zimną wodą zmywając resztki snu z twarzy. Spojrzałam na siebie w lustrze. Ugh... musiałam coś z robić z moją napuchniętą twarzą. Lider nie odstępował mnie na krok i choć nie mówił prawie nic, wiedziałam, że martwi się też o mnie. Oboje staliśmy teraz przy lustrze w łazience. Ja myłam zęby, on golił policzki z zarostu. Nie był nie wiadomo jak tragiczny, ale woleliśmy pozbyć się swoich niedoskonałości. Poszłam tradycyjnie pod prysznic. Nie spodziewałam się, że i tam nie będę mogła liczyć na swobodę i samotność. Do kabiny wepchał się też Prime. Oczywiście nie mogłam mu odmówić, a w dodatku nago. Wyglądał nieziemsko, tak więc przytrzymałam go przy sobie.

Walizkę położyłam w przedpokoju. W kuchni zastałam Hidea. Nie powiem, bardzo się tym zdziwiłam. Ten natomiast, jak gdyby nigdy nic, zajadał się tostem. Nie wnikałam jak się tu znalazł, ani co tu robi. Po prostu sięgnęłam po sok i nalałam go sobie oraz liderowi, który dosiadł się do swojego przyjaciela. Pogawędzili o stresie i o tym, że Hide od wieczora ma straszne gazy z nerwów. Nie chciałam tego wiedzieć i sądząc po minie mojego chłopaka on także nie bardzo, a teraz trzeba nam żyć z tą wiedzą, kto wie jak długo?

- Wreszcie coś się dzieję - zażartował Hide i sądząc po tonie jego głosu był to bardziej sarkazm.

- Jakoś wolałem, gdy było spokojnie - westchnął lider przeczesując włosy rękoma. Podstawiłam mu talerz z kanapką pod nos i kazałam zjeść. Mimo mojego wiecznego apetytu, dzisiaj musiałam się zmuszać do przełknięcia czegokolwiek. Niedługo do kuchni zawitała Arsen i Artur, którzy nie wyglądali lepiej ode mnie. Cieszyłam się, że nałożyłam makijaż i chociaż trochę zmieniłam wygląd. Moja twarz odżyje za jakieś kilka godzin, ale dotychczas wolałam nikogo nie narażać na ten widok. Dopiłam resztkę kawy, gdy do pomieszczenia weszła mama. Była przejęta. Oczywiście musieliśmy jej powiedzieć o wyjeździe dzień wcześniej. Tak samo Arsen musiała powiadomić swoich rodziców o misji jaka ją czeka.

- Jakoś będzie - westchnęła Arsen dopijając herbatę. Byłam wdzięczna, że przypomniała mi, bym wzięła kilka paczuszek naparu do walizki, wzięłam także kawę. Arsen też o tym pomyślała. Dobrze. Im więcej tym lepiej.

- Macie wrócić cali i zdrowi - ostrzegła mama - w ogóle jestem zaskoczona, że się godzę, byście tam lecieli.

- Rozkaz to rozkaz - wyjaśniłam. Włożyłam ostatni kawałek kanapki do ust. Otrzepałam ręce z okruchów i podeszłam do okna. Przyjrzałam się okolicy. Byłoby głupio, gdybyśmy mieli już nie wrócić, albo żeby ta planeta poszła z dymem. Wierzę jednak w naszą siłę. W to, że zdołamy pokrzyżować plany decepticonów. Nie spodziewałam się już pomocy od Waysa. Z resztą wystarczająco nam pomógł. Gdyby nie on, nie wiedzielibyśmy kiedy i gdzie nastąpi atak. Chyba, że podaliby informację medialnie, ale mogłoby być za późno. Spojrzałam na godzinę wyświetloną na ekranie mojego telefonu. W pół do piątej. Za trzydzieści minut powinniśmy znaleźć się już na lotnisku w wojsku. Nakarmiłam mysz i pożegnałam się z mamą. Zastanowiłam się czy nie opublikować statusu na fejsie, w stylu : "w drodze na ratunek świata. Zaraz wracam", ale ostatecznie zrezygnowałam z tego pomysłu i powiedziałam Jadenowi do zobaczenia. Ostatnio nie wkurzał mnie tak bardzo toteż poczułam powinność pożegnania się z bratem. Spojrzał na mnie spod kołdry, ale nic nie powiedział. Zamknęłam drzwi od jego pokoju i ruszyłam do wyjścia. Lider otworzył mi drzwi i poczekał aż wyjdę. Wywlokłam walizkę na zewnątrz i włożyłam ją do bagażnika Hidea. To samo zrobiła Arsen. Swoją drogą, nasz mięśniak ma tam naprawdę sporą przestrzeń...

Weszłam do alt mode mojego chłopaka i zapięłam pasy. Jeszcze raz spojrzałam na okolicę zza szyby, która była mokra. No tak. Poranna rosa jest wszędzie. Obejrzałam się na mój dom. W oknie stała mama, wujek i mój brat, który jeszcze kilka minut temu leżał pod kołdrą. Zdziwiłam się jego widokiem w oknie. Z własnej woli przyszedł na mnie patrzeć ? ach, no tak. Patrzy jak odjeżdżam na dłuższy czas, lub być może na zawsze. Czekał na to zapewne od dawna. Jednak jego mina wcale nie ukazywała zadowolenia. Po prostu się przyglądał. Z takim dziwnym uczuciem wyruszyliśmy w stronę wojska. Westchnęłam, nerwowo miętoląc spódnicę od munduru. Tak, to był ten dzień, w którym miałam ją włożyć. Postanowiłam dotrzymać słowa.

- Widzę, że nie jestem sam. Oboje trzęsiemy się ze strachu? - Lider uśmiechnął się do mnie smutno.

- Tak. Czasem jednak dobrze bać się razem, nie samemu.

- Prawda - skwitował. Po chwili zamilkliśmy. Chyba nie mieliśmy sobie nic do powiedzenia. Nerwy robią swoje. Obserwowałam ponure niebo. Słońce nie mogło wydostać się spod chmur. W alt modzie mojego chłopaka panował chłód, jak z resztą na zewnątrz. O tej godzinie niemal zawsze było tak samo. Kiedyś wychodziłam na mój spadzisty daszek w granicach piątej. Ten chłód był miły, wywoływał lekkie dreszcze, jednak przyjemne. Teraz nie umiałam myśleć o tym jak o stoickiej chwili, pełnym wyluzowaniu i pozwoleniu sobie na chwilę zapomnienia, patrz słuchaniu muzyki, zamknięciu oczu i wchodzeniu do mojego świata, zapewne jakiegoś średniowiecznego królestwa czy coś w tym stylu. Czyżbyś pomyślała o Sidewaysie? No błagam, czy zawsze gdy myślę o czymś związanym z tą epoką muszę mieć na myśli akurat niego? Bez przesady. Co to za sensacja. Przyjaciel i tyle. Masował ci stopy. Zdarzyło się raz..., całował cię dwa razy. Uh, możesz przestać? Nie. Ale ja przestanę. Spojrzałam na lidera. Trzymał rękę na dźwigni zmiany biegów, a drugą na kierownicy. Gdy Optimus stawał się holoformą, nie mógł jednocześnie być robotem czy autem. Dlatego też to właśnie wersja ludzka prowadziła teraz jego alt mode, a nie on sam jechał. W przeciwnym razie jego holoforma musiałaby zniknąć. A lider, jak to twierdził, lubił być przy mnie ludzki. Uśmiechałam się wtedy do niego. Zrobiłam to znowu mimo iż nie odezwał się słowem. Nie musiał.

Na lotnisku w wojsku zebrały się oba plutony. Większość twarzy wciąż była mi obca. Nie dało się poznać wszystkich żołnierzy na raz. Nawet generał nie kojarzył każdego. Roger przywitał mnie ciepło. Później zrobili to inni moi przyjaciele. Arsen stała obok mnie i dygotała z zimna. Miała już na sobie mundurek pielęgniarki. Swoją drogą wyglądała uroczo. Taka niby biała sukieneczka i Arsen... Arsen, która ubierała się zazwyczaj w ciuchy dla chłopaków i pokazywała się bardziej z męskiej strony, mimo iż była całkiem normalna. Mimo iż zazwyczaj ubierałam zwykłe koszulki na ramiączkach, bluzy, koszule i obtarte jeansy, od czasu do czasu lubiłam ubierać się w bardziej "eleganckie" ciuchy. Czasem nawet w sukienki. Oczywiście moje zainteresowanie ciuchami zaczęło się od niedawna. Po prostu uznałam, że trzeba coś zmienić w sobie, by nie być ciągle tą samą, nudną Selen. Stopniowo aczkolwiek nie do przesady postanowiłam odbyć małą metamorfozę. Co jakiś czas zmieniałam garderobę, mimo iż chętnie wracałam do starych zwyczajów ubierania. Podkreślałam też moją urodę delikatnym makijażem. Ubierałam czasem lżejsze buty, zaczęłam nosić bransoletki i kolczyki. Myślałam o farbowaniu włosów, bo mój kolor także mi się znudził. Po prostu szukałam czegoś nowego. Innego niż moje dotychczasowe zwyczaje. To nic złego. Przyjaciele zaakceptowali mój "nowy wygląd", chociaż nie miałam za często okazji, by go pokazywać. Zazwyczaj nosiłam mundur, a rzadko mieliśmy wolne od pracy. Nie zawsze wszyscy razem. Bywało też tak, że większość z autobotów miała dzień przerwy, a w tym samym czasie Ratchet musiał być na służbie.

- Ale zimno - westchnęła głaszcząc się po ramionach.

- To ja cię rozgrzeję - powiedział Hide z wielkim uśmiechem na twarzy. Po tym dostał kuksańca. Cóż. Sam się prosił. Generał jeszcze raz wyjaśnił nam wszystkie szczegóły misji. Te które mieliśmy możliwość wymyślić. Wszystko zależało jednak od sytuacji w Egipcie. Niedługo potem wchodziliśmy do samolotu. Był ogromny. Autoboty jako auta wjechały do specjalnego pomieszczenia do przewozu maszyn. Jako holoformy usiadły z nami. Oczywiście, gdyby okazało się, że miejsc w samolocie brakuje, autoboty musiałyby pozostać w pomieszczeniu jako alt mody. Na szczęście nasz środek transportu był wystarczająco duży, by pomieścić też ich. Siedzenia różniły się od tych w normalnym samolocie, którym leci się na wycieczki. Siedzenia zamiast w poziomie były umocowane w pionie. Były to cztery długie pasy siedzeń przechodzące przez dwa pomieszczenia. Usadowiłam się na fotelu przy ścianie. Oczywiście niemal natychmiast zaciągnęłam do siebie Optimusa. Roger chętnie usiadł obok swojego współwłaściciela plutonu. Po mojej drugiej stronie siedziała Arsen, a obok niej z kolei dosiadł się Hide. Reszta bliższych nam przyjaciół usadowiła się naprzeciwko nas w drugim pasie foteli. Bagaże zostawiliśmy w pomieszczeniu, gdzie stały alt mody autobotów. W ciągu piętnastu minut samolot był już wypełniony żołnierzami. Generał nim pozwolił nam lecieć wygłosił mowę motywacyjną i powtórzył nakazy jakie wcześniej z nami ustalił. Potem wyszedł z samolotu. Pomodliłam się w myślach przed startem. Potem poczułam jak ciągnie mnie w bok. Samolot ruszył. Jeszcze przez chwile czuć było jak szoruje kołami po pasie startowym, a potem ? Nagle podwyższyło się ciśnienie, a ja poczułam przyjemne dreszcze. Trochę szarpało mną w bok i nie czułam zadowolenia, że siedzę w ten sposób. Znacznie lepiej byłoby mi lecąc przodem do dzioba samolotu. Niedługo maszyna jakby stanęła w miejscu, a ja mogłam obserwować przez szybę jak wysoko jesteśmy i jak szybko się poruszamy. Mogłam obserwować także chmury z drugiej strony. Patrząc na nie z lotu ptaka czułam się jakbyśmy znaleźli się na jakiejś wyspie śniegu albo krainie waty cukrowej. Widok był nieziemski. Arsen również zachwycała się krajobrazem. Niektórzy żołnierze poodpinali pasy bezpieczeństwa, krzątali się po pomieszczeniach, inni czytali książki, kilku nawet pismo święte, trochę gawędzili między sobą i co niektórzy szykowali się do spania. Ziewnęłam, co zaraz momentalnie dotknęło też Rogera, Optimusa, a potem Arsen. Uśmiechnęłam się. Poczułam, że kleją mi się oczy, ale nie byłam pewna, czy chcę zasnąć. Mieliśmy podobno lecieć niecałe trzy godziny. Spojrzałam na lidera. Oparł głowę o fotel i przymrużył oczy. Potem otworzył je szeroko, jakby powstrzymując się od snu. Silniejszą ręką zmusiłam jego głowę, by opadła na moje ramię. Prime zrobił to bez żadnych oporów. Delikatnie głaskałam go po twarzy szepcząc, by spróbował zasnąć. Posłuchał. Widocznie potrzebował jakiegoś pozwolenia, bo myślał, że jako lider plutonu musi zachować czujność. Trochę go znałam i wiedziałam, że może mieć takie myśli. Dałam mu do zrozumienia, że nic złego się nie stanie, jeśli choćby na chwilę zmruży oczy. Są też inni dowódcy, a w tym Roger, który umownie jest zastępcą Optimusa i pomaga mu podejmować decyzje. Ustaliliśmy wspólnie, że tak będzie najbardziej sprawiedliwie. Dlaczego Roger ma oddawać Optimusowi swoją posadę i stać się zwykłym "drużynowym"? Teraz oboje pełnią funkcję liderów i nie wyglądają na niezadowolonych. Polubili się. Prime odpłynął bardzo szybko. Jego oddech się zmienił i co jakiś czas mruczał coś przez sen. Otuliłam go delikatnie, potem poprosiłam Jazza, który szedł w stronę magazynu z alt modami, by przyniósł mi koc z torby. Przytaknął przyjaźnie i odszedł. Ja znów rozejrzałam się po wnętrzu samolotu. Był barwy zgniło zielonej. Nieco ciemniejszej od oliwki. To był zdecydowanie jeden z moich ulubionych kolorów. Czemu? Właściwie nie miałam pojęcia. Kolor moro i inne barwy wojskowe mi się zwyczajnie podobały. Arsen zazwyczaj ubierała się na czarno chcąc ukazać swoją niechęć do ludzi i wszystkiego co żyje. Gdy co jakiś czas zwracałam jej uwagę, by włożyła coś jasnego, wkładała jakiś szary t-shirt. To był właśnie jej styl, wyrażał jej osobowość, a ja doskonale to rozumiałam. Każda ubiera to, co uważa za słuszne. Chyba, że są to żarówiasto różowe szpilki. Obiecałyśmy sobie, że jak kiedyś jedna z nas będzie je miała na sobie, druga da jej porządnie w twarz. Na początku martwiłam się jak ludzie odbiorą wygląd naszych przyjaciół z kosmosu. Barwa włosów Bee i Optimusa, blizny Ironhidea czy styl ubierania Jazza. Ratchet nie przykuwał zbytniej uwagi. Zazwyczaj nosił kitel, albo kurtkę ze znaczkiem linii życia, która wyświetla się na aparaturze. Jednak mimo moich obaw, ludzie nie patrzyli na nich zbyt namiętnie. Nie wskazywali ich palcem, nie robili zdjęć. Bumblebee musiał ujawnić się w postaci robota, by przykuło to uwagę publiczności - oczywiście na nasze nieszczęście, albo kto wie, patrząc jak to się potoczyło, może jednak szczęście. Jazz wrócił lada moment. Przyniósł koc, a nawet pomógł mi otulić nim śpiącego lidera. Uśmiechnął się patrząc na nas i ruszył do grupki żołnierzy, która grała w karty.

- Twój chłopak to leń - skwitowała Arsen patrząc jak Prime przekręca głowę w drugą stronę i dalej trwa w śnie. Zaśmiałam się cicho.

- No tak, w końcu uczył się tego ode mnie.

- Niewątpliwie trafił na najlepszą nauczycielkę - dodała rozbawiona, a potem otworzyła książkę i zaczęła czytać. Ja przymknęłam oczy i udało mi się zdrzemnąć.

xxxxxx

I oto piątkowy rozdział, mam nadzieję, że nie zanudziłam :D

Trzymajcie kciuki bo jutro idę na 12h do pracy i będę chyba nie żywa :(

Pozdrawiam cieplutko!!!! :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro