Rozdział 29: Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec*
* Juliusz Słowacki „Testament mój", Aleksander Kamiński "Kamienie na Szaniec"
____________________
Do domu weszłam o koło jedenastej rano. Nocowałam u lidera dwa dni pod rząd, więc czułam, że muszę w końcu odwiedzić mamę i mój pokój. Zdawało się, że tego dnia nie ma zbyt dużo do robienia w wojsku, toteż poprosiłam Optimusa, by zawiózł mnie do domu, na jakieś kilka godzin. Z resztą za namową mojej mamy został na wczesnym obiedzie. Weszliśmy do kuchni, gdzie czekał na nas obiad złożony ze steku z łososia, zapiekanych ziemniaków, surówki, marchewki z groszkiem, którą uwielbiałam od lat, a także sałatki greckiej. Stek był idealnie przypieczony a w misce czekał sos czosnkowy do polania rybki. Poczułam, że jestem w niebie.
- Z jakiej to okazji ? – zapytałam w niebo wzięta – Czyżby kolega Artura znów spłacał swój dług?
Przypomniałam sobie o grillu w naszym prowizorycznym ogródku. Grillu pełnym ryb, które ziomek mojego wujka regularnie mu podrzuca. Chłopina widocznie nie ma pieniędzy i spłaca jak może. Ryby jako rodzaj waluty, czemu nie?
- A i owszem. No i musimy porozmawiać. Poważnie - powiedziała tonem, który nie oznaczał niczego dobrego. Czy coś przeskrobałam? Z ciekawością usiadłam przy stole, gdy tylko zdjęłam buty. Optimus podążył za mną, po czym usiadł obok mnie. Zabrał się do jedzenia patrząc co jakiś czas na moją rodzicielkę jakby spodziewając się odpowiedzi. Dołączyła do nas.
- Co się stało? - zapytał zniecierpliwiony.
- Mieliśmy tutaj gości... - westchnęła - i to nie byle jakich.
- Konkretnie? - zapytałam krojąc kawałek różowej ryby.
- Decepticony.
Zamarłam. Spojrzałam na nią przerażona. Optimus także znieruchomiał.
- Kto konkretnie?
- Było ich trzech... Jeden czerwono-włosy, drugi wytatuowany, a trzeci... taki charakterystyczny, ale nie umiem go opisać. Szukali coś w twoim pokoju... zabrali książkę, a w zamian zostawili list.
Po chwili biały papier z jakąś fikuśną pieczęcią, jakby woskową, znalazł się w naszych rękach. Odpakowaliśmy go i ujrzeliśmy Cybertrońskie litery.
- Sideways... - warknął mój chłopak - i widzisz? taki godny zaufania?
- Przestań, to nie istotne w te chwili. Co tam jest napisane? - zapytałam rozdrażniona. Po chwili skubnęłam rybę z widelca. W innej sytuacji rozpływałabym się pod wpływem jej delikatności i smaku. Teraz takie zachowanie było nie na miejscu. W myślach przeklęłam w celu pochwalenia jej smaku i po chwili znów skupiłam się na liście. Optimus analizował litery ze skupieniem. Co jakiś czas marszczył czoło. W końcu odłożył go i przeklął na głos.
- Poza drażniącym wyznawaniem swoich uczuć, za co dostanie ode mnie w mordę... - spojrzał na mnie żarliwie - wyjawia plany Megatrona...
- To przecież zdrada wobec ich rasy - spostrzegła mama, która przeszła już szkolenie na temat historii Cybertronu i obu ras robotów, którego udzielił jej Ironhide.
- Ways tak na prawdę nie jest po ich stronie, to zawiłe - wyjaśniłam - co z tym planem?
- Mają zamiar uruchomić destruktora. Maszyna ma wysadzić słońce - co będzie końcem tej planety - powiedział cicho. Wiedzieliśmy już, że aby uzyskać energon, decepticony będą chciały zniszczyć Ziemię. Podobno były to już dawne plany, które zdradził autobotom jakiś były decept, w zamian za azyl w Imperium.
- Chcą energonu, którego nie mogą uzbierać na Ziemi - dodałam, wyjaśniając co nieco mojej mamie.
- Gdzie jest ten destruktor? - zapytała mama.
- Podał współrzędne - wyjaśnił Prime.
Pobiegłam po atlas, który leżał w salonie. Lider podyktował mi namiar. Wskazywało na Egipt. Dokładniej na Kair, lub jego rejony. To też powtórzyłam na głos.
- W dodatku chcą to zrobić za kilka dni... cholera jasna - warknął uderzając pięścią w stół.
- Przerąbane - skwitowałam to, zamykając atlas. Znów czułam strach. Mamy więc lecieć do Egiptu, by się tłuc. W dodatku to nie wyglądało na wojnę podobną do tych, które stoczyliśmy do tej pory. Nie ukrywam, że straciłam apetyt, ale marnowanie tego jedzenia byłoby grzechem. Zmusiłam się, by dokończyć posiłek, a lider poszedł w moje ślady.
- Zjedzcie do końca... jak wrócicie do wojska, musicie pokazać to generałowi. Jakoś to będzie - westchnęła mama.
Prime nie mógł usiedzieć na miejscu. Z trudem dokończył swój obiad, a potem odłożył talerz do zlewu i zaczął ubierać buty.
- Będzie dobrze – pocieszyłam go stojąc nad nim w przedpokoju. Podniósł wzrok, lecz nie uśmiechnął się. Ukucnęłam przy nim chwytając go oburącz za policzki – damy radę, ok? Spróbujemy...
- Selen, to już nie są przelewki, nie sądzę, że będziemy mieć szczęście. To nie jest bezmyślny atak decepticonów, jak dotychczas. Oni mają plan.
- To my też go ułożymy. Nie możemy się z góry nastawić na porażkę, bo ją osiągniemy. Myślałam, że to wiesz.
- Wiem. I naturalnie masz rację. Po prostu to będzie pierwsza poważna walka na tej planecie. Nie mówię rzecz jasna, że poprzednie nimi nie były. W każdej mogliśmy stracić życie, niektórzy stracili... ale... Teraz to zagrożenie dla całej kuli ziemskiej, nie tylko dla jednego obszaru.
- Też się martwię – westchnęłam – i to nie na żarty. Pojedziemy teraz do wojska i pokażemy list innym. Powiadomimy generała o ich planie i wszyscy razem coś ustalimy. Nie martw się, nie zostawię cię z tym samego.
Lider uśmiechnął się lekko i popieścił mnie ręką po twarzy. Zabrałam się za zakładanie butów. Pożegnałam mamę. Nie widziałyśmy się dawno, a ja nie miałam znów czasu, by z nią pogadać. Czułam się z tym źle. Pamiętam, jak jeszcze kilka tygodni wcześniej byłam wkurzona, że mamy niemal ciągle nie było w domu. Praca i praca... Bycie reporterką wymaga poświęceń. Teraz, gdy mam coś do roboty, rozumiem, jak ciężko być w dwóch miejscach na raz.
Wsiadłam do alt mode mojego chłopaka po czym czekała nas mała niedogodność. Tir odmówił nam posłuszeństwa. Spojrzałam na lidera, który patrzył się na wskaźnik benzyny.
- Pusty bak? – zapytałam z niechęcią.
- Ledwo starczy mi na dotarcie do wojska – wytłumaczył – Selen, kochanie, zatankuj mnie.
Spojrzałam na niego z ukosa.
- Czad, wiesz? To najprawdopodobniej najdziwniejsza prośba jaką chłopak może wypowiedzieć do swojej dziewczyny...
- Dobrze wiesz, że nie jesteśmy normalną parą.
- Oj, oczywiście, że wiem. Jedź na stację benzynową. Jest tuż obok przystanku autobusowego – poleciłam.
Tak też zrobił. Nie całe pięć minut później stałam obok mojego chłopaka z rurą gotową do tankowania. Uważam, że to była jedna z bardziej kompromitujących chwil w moim życiu. Przez kilka minut nie odzywałam się do Optimusa, bo nie miałam co mu powiedzieć. Lider wysunął grzecznie pieniądze, którymi zapłaciłam za benzynę. W wojsku byliśmy niedługo potem. Licząc jakieś dziesięć ewentualnie trzynaście minut drogi. Wysiedliśmy i pomaszerowaliśmy w stronę pokoju zabaw. Tam zastaliśmy niemal wszystkich. Odszukałam bliźniaków i Arsen, która flirtowała ze Skullem w kilka minut i zaprowadziłam ich do zgromadzonego plutonu. Swoją drogą byłam zaskoczona, że w pokoju mieści się niemal trzydzieści osób. Rozpoznałam znajome twarze: autoboty, Skull, Roger, Jonsey, Steward. Do pokoju przywędrowali również David, Patrick wraz z Billem oraz Dusty. Na końcu przyszedł generał. Wtedy lider rzucił list na stół. Generał odpuścił widząc obcy język. Pozostawił czytanie na głos Hideowi. Miał wyraźny, gruby głos, więc każdy go rozumiał. Czułam się niezręcznie, gdy mięśniak wyczytywał pierwszy akapit listu. Były tam głównie komplementy, które Ways kierował do mnie. Zarumieniona patrzyłam w ziemię, aż w końcu zaczęło się robić ciekawie.
„ Moja miła Pani!
Na początek jak to przystało dla urodzonego ze szlacheckiego rodu, Moja Luba, muszę rozgłosić, że Twa uroda porównywalna jest do oszlifowanego klejnotu, pełnego blasku. Twój uśmiech zwala z nóg, a Ty sama sprawiasz, że padam na kolana. Moja przyjaciółko! Obiecałem sobie, być Twym rycerzem, nie zagrażając przy tym Twemu mężczyźnie. Tak jak obiecałem, tak robię: Chcąc chronić Twą uroczą duszyczkę zwiastuję, iż Megatron planuje wysadzić Słońce za pomocą piekielnej maszyny w najbliższym czasie ( przeczuwam iż może nawet w ciągu dwóch ziemskich dób). Zamierza zebrać całą armię i zesłać ją w miejsce, gdzie ukryty jest Żniwiarz ( owa maszyna). Współrzędne ataku to: 30*N 32*W. Zalecam zebranie posiłków. Azaż nie pomogłem Ci Pani znacząco? Mam nadzieję, że docenisz me starania.
Bądź pozdrowiona ma Przyjaciółko! Bywaj zdrowa i wiecznie taka wesoła.
P.S. Myślę o Tobie dni i noce wszystkie! W tym noce najpiękniejsze...
Twój Sideways. "
Swoją drogą list był uroczy. Głównie dziwny, ale jednak uroczy. Gdy Hide mi go oddał, pospiesznie schowałam go do kieszeni. Zamierzałam zostawić go na pamiątkę, jednak nie to było teraz istotne. Spojrzałam na twarz generała. Zbladł.
- Zamierzają zaatakować Egipt... - westchnął.
- Co z tym zrobimy? - zapytał Bill podpierając się ręką o stół do piłkarzyków.
- Zostawienie wojsk afrykańskich z tym problemem nie wchodzi w grę. Trzeba się tym zająć, bo decepticony to nasz problem - powiedziała Arsen spoglądając na mnie. Przytaknęłam. Zgadzałam się z tym w stu procentach.
- Generale, dlaczego Pan milczy? - zapytał z niepokojem Roger - czy w tej sytuacji nie jest wszystko jasne?
- Owszem jest - wydukał w końcu nie zmieniając wyrazu twarzy. Ciągle był poważny. Abstrahując od obecnej sytuacji, w której nikomu nie powinno być do śmiechu, on po prostu nie potrafił się uśmiechnąć. No, może zdarzyło mu się z raz czy dwa, ale na tym poprzestał. Phi, a autoboty dogryzały Optimusowi, bo rzekomo był ważniakiem. Teraz zapewne wiedzą, że nie miały racji.
- Wychodzi na to, że mamy misję wśród piramid. Wyślę tam na razie trzy plutony. Dopiero, gdy sytuacja okaże się bardzo krytyczna wyślemy posiłki. W dodatku porozumiem się z siłami zbrojnymi z innych krajów, ba nawet kontynentów. Jeżeli problem okaże się na prawdę poważny, trzeba nam bardzo silnej broni i wielu żołnierzy. Pluton Optimusa, Davida i Patricka: bądźcie przygotowani do lotu jutro z samego rana.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro