Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26: Przeciwpożarowe pogotowie w głowie*

*

I mocniej zanim stracę oddech
Napiąć się, wypełnić ogniem,
Zmieniam w żywą się pochodnię.
Mocniej żyję, czuję mocniej pragnę,
Ale więcej płacę,
Płonie wszystko czego dotknę.
Rany, ratuj!
Łatwopalne magazyny,
Rany, ratuj!
Składy amunicji,
Ratuj!
Fajerwerków i benzyny,
Rany ratuj
Przeciwpożarowe pogotowie
W głowie.

Coma


___________________

- Żarcie z tej knajpy było kurewsko dobre - jęknął Ironhide rozciągając się na kanapie w wojsku. Już któryś dzień, od momentu, gdy niemal zamknęli lokal Lewisa stołowaliśmy się właśnie tam. Margaret zniosła to przyzwoicie. Przynajmniej miałam takie wrażenie. Większość naszej grupy siedziała w pokoju rozrywkowym. Jak już wspomniałam, Hide rozwalił się na kanapie i co chwile wspominał smak swojego obiadu. Oparłam się o stół do piłkarzyków i zwróciłam twarz ku słońcu, które wkradało się przez okno. Obok mnie usiadł mały Bee, który wyglądał rozbrajająco w mundurze. Rękawy lekko zakrywały jego dłonie. Lider kucnął obok niego i podwinął mu je do łokci, by nie miał z nimi problemów. Przyjrzałam się temu aktowi rodzinnej troski i uśmiechnęłam się czule. Byli do siebie tacy podobni: ojciec i syn. Lider spojrzał się na mnie lekko uśmiechnięty.

- Trzeba wracać do pracy - westchnął Ratchet z niechęcią i podniósł się z fotela. Arsen zapytała, czy nie trzeba mu pomóc, ale ten tylko machnął ręką i wyszedł. Zapewne chciał jeszcze po drodze skorzystać z toalety. Tak jak zawsze. Wśród obecnych zabrakło tylko Skulla i Jazza, który robił spacer po lesie. Ostatnimi czasy bardzo zjednał się z przyrodą i z opowieści Hide'a dowiedziałam się, że potrafił co którąś noc wychodzić z pokoju i spać na trawie. Piłam wtedy wodę i mało się nie udławiłam, gdy to usłyszałam. Wyobraziłam sobie wtedy naszego hipisa wybiegającego na trawę i kładącego się tam spać. Autoboty byli świetnymi przyjaciółmi, ale trochę dziwnymi.

- Myślicie, że decepticony coś jeszcze zmalują? no wiecie w najbliższym czasie - zapytał Roger lekko zamyślony. Widocznie wrócił wspomnieniami do ostatniej walki. Z całej siły odtrąciłam myśl o krwi na szyi Sanjeya , o tym wrednym uśmieszku Blackouta, a potem o dziurze w jego głowie. Z trudem udało mi się powstrzymać te wizje. Zagościły w mojej głowie na chwile i to wystarczyło, bym znów poczuła lęk i przygnębienie. Starałam się odepchnąć te uczucia zastanawiając się nad pytaniem zadanym przez Rogera.

- Tak na prawdę nigdy nie możemy być niczego pewni. Ciężko powiedzieć, czy coś planują. Nie możemy być spokojni i nic nie podejrzewać. Może pozornie wyglądamy na rozproszonych, ale tak na prawdę mamy oczy szeroko otwarte. Niemal co noc robię patrol okolicy. Nie zauważam nic szczególnego, jedynie ludzi, którzy w nocy bardzo hałasują. Mimo to wciąż zachowujemy ostrożność. Nigdy nie wiemy kiedy nasi wrogowie uderzą - wyjaśnił Prime. Objęłam go od tyłu by poczuć jego bliskość. Jego zapach i ciepło pozwoliły mi się uspokoić. Lider przygarnął mnie do siebie i mocno przytulił.

- Zgaduję, że nie da się ich pozbyć raz na zawsze - westchnął Jonsey.

- Myślę, że da, ale to nie jest takie proste. Tak na prawdę nie mamy pewności kto jest naszym głównym wrogiem. Sądzimy, że jest to Upadły, ale to Megatron ma armię i kieruje wszystkimi. O Upadłym nic nie wiemy. Może gdybyśmy natarli na Megatrona całą swoją mocą, wtedy The Fallen ruszyłby z odsieczą - dużo potężniejszą? Nie mamy wtyczki, która mogłaby nas o tym informować. Gdybyśmy zjednali jakiegoś decepticona, ale to niemal niemożliwe, który poszedłby nam na ugodę ? - westchnął Hide.

- Sideways - wyparowała Arsen patrząc w moją stronę. Wszystkie wnętrzności podskoczyły mi do góry, gdy usłyszałam jego imię. Pokręciłam głową.

- On do nas nie dołączy. Próbowałam go przekonać, ale mówi, że tu nie czułby się jak w domu, wszyscy patrzyliby na niego jak na zbira i możliwego zdrajcę. W pewnym sensie go rozumiem. Nie jest tu mile widziany - spojrzałam na lidera, który szybko zrozumiał co mam na myśli.

- Dziwisz mi się? - zapytał podniesionym tonem, ale nie rozwijałam tematu, dając mu do zrozumienia, że nie mam ochoty się spierać.

- Możesz zawsze po prostu podpytać, no wiesz, co i jak u tego całego Upadłego. Czy ma jakieś asy w rękawie, ale tak by się nie skapnął, że chcesz go wycyckać z informacji - wyjaśniła.

- Mogę spróbować, jak jeszcze kiedyś go spotkam.

- Oj, zapewne już niedługo - odparł uszczypliwe Prime. Spojrzałam na niego spod byka.

- Możesz już przestać? - zapytałam retorycznie. On mógłby tak bez końca. Chcąc uniknąć rychłej sprzeczki oznajmiłam, że idę potrenować i wyszłam z pokoju. Zeszłam schodami w dół i udałam się prosto na bieżnię. Włączyłam muzykę w telefonie, który trzymałam w kieszeni munduru. Nie miałam przy sobie słuchawek, ponieważ zostawiłam je w pokoju Optimusa, gdzie ostatnio spałam. Nie przeszkodziło mi to jednak. Postanowiłam włączyć muzykę na głos. Uruchomiłam bieżnię i po zamknięciu oczu biegnąc przeniosłam się w mój świat.

- Selen, do cholery strzelaj! - krzyczał młody chłopak, rudy i piegowaty - prawie ich mamy, rozumiesz?

Wystrzeliłam, raz, a potem drugi. Ci, którzy stanęli po chwilowej ucieczce, padli na twarze dziwacznie wyginając ciało postrzeleni z mojego pistoletu. Walthera zabrałam naszemu wrogowi z munduru, po tym jak go postrzeliłam kilka dni temu. U mego boku pojawił się ciemnowłosy dziewiętnastolatek.

- Ładnie - stwierdził zwalniając bieg. Ja także.

- To ich oduczy strzelać do naszych - oznajmił rudzielec.

- No w zasadzie, to nie. Umarli - westchnęłam ocierając pot z czoła. Wsadziłam broń do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Czarnowłosy szturchnął mnie bratersko w ramię - nie chcę tej wojny, chłopaki...

- Słuchaj, mała. Nikt nie chce. To nie nasz wymysł. Ale my się bronimy, walczymy o wolność swojego kraju. Musimy to zrobić.

Wtuliłam się do czarnowłosego, potem do rudzielca.

- Za wolność, nie oddamy naszego kochanego kraju, nikomu! - wrzasnęłam, a po chwili wyplułam napływającą mi do ust krew. Spojrzałam wystraszona na ręce, które obryzgałam krwią. Potem na oniemiałych chłopaków. Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam nabrać powietrza. Zerknęłam na swoją klatkę piersiową. Płaszcz zabarwił się na czerwono. Nic nie czułam. Ostatkiem sił odwróciłam się za siebie. Stał tam chłopak w długich czarnych włosach upiętych w kitkę. Blackout... trzymał pistolet wysunięty w moją stronę. Lewą ręką dotknęłam swojej piersi skąd sączyła się krew. A potem upadłam. Najpierw na kolana. Potem na twarz.

Otworzyłam oczy ocierając pot z czoła. Twarz decepticona w moich myślach sprawiła, że serce zaczęło mi łomotać ze strachu. Wyłączyłam bieżnie patrząc na czas. Biegłam pół godziny. Normalnie biegałam dwie pełne, a czasem nawet do końca mojej playlisty. Dziś nie miałam siły. Porozciągałam się uważając na moją nogę, która od czasu lubiła dać o sobie znać, a potem porobiłam pompki. Musiałam sie pomęczyć, by myśleć o bólu moich mięśni, a nie o tym co siedziało mi w psychice. Zostałam przyłapana na katowaniu swoich rąk przez Hidea, który kucnął obok mnie, gdy akurat odepchnęłam się dwudziesty raz od podłogi.

- Nie za ostro? - zapytał szukając czegoś paznokciem w zębach.

- To tylko dobry trening - westchnęłam siadając po turecku na ziemi. Potem otrzepałam dłonie z brudu i kamyczków. Hide zrobił to samo.

- On czasem jest dobijający. Ale trzeba mu to wybaczyć, ma swoje lata, no i jesteś jego pierwszą dziewczyną od tej wielkiej załamki trwającej dziesięć milionów lat - powiedział patrząc na mnie z powagą - Swoją drogą nie wiem co ty w nim widzisz... możesz wziąć się za prawdziwego chłopa, jak ja. Same mięśnie i blizny. Mam też włosy na klacie, chcesz spojrzeć?

- Hide, błagam! Oszczędź. Tak się zdarzyło, że po prostu się w nim zakochałam. Nie miałam na to wpływu - westchnęłam - i wszystko rozumiem, ale akurat to, że tu jestem nie ma z nim nic wspólnego. Po prostu wciąż myślę o tamtej walce. Uznasz mnie za głupią i zbyt przejmującą się...

- Nie.

- No dobra - stwierdziłam lekko zdziwiona jego gwałtowną i stanowczą odpowiedzią.

- Każdą wojnę noszę tutaj - wskazał pięścią na swoje serce - każda wryła mi się w pamięć, boli, wywołuje strach, budzi w nocy i nie daje spokoju. Są tylko chwile, w których staram się o nich nie myśleć.

- Przetrwałeś ich tak wiele, że się nie dziwię. Ja dwie, w których jedna nie daje mi chwili wytchnienia.

- Przez lata otrząsałem się z widoku energonu moich przyjaciół podczas walk na Cybertronie, byłem wtedy tylko kilka milionów lat młodszy od ciebie. Daj już spokój z nazywaniem się głupią. Życie to nieustanna walka o przetrwanie. Każdy dzień wzywa cię do niej, wbrew temu czy chcesz czy nie. Walcz!

Uśmiechnęłam się patrząc na jego żarliwość.

- Masz rację. Potrenujesz mnie jeszcze? - zapytałam prosząco - tęsknie za tymi dniami, gdy mnie obrażałeś, bo źle wykonywałam twoje ćwiczenia.

- I nadal źle je robisz - stwierdził klaskając w dłonie i podniósł się z podłogi - cztery okrążenia, potem dwadzieścia przysiadów, a na deser bieg kopertowy. Jak będziesz grzeczna to jeszcze porobisz pajacyki.

Zaśmiałam się obejmując jego masywną klatę. Klepnął mnie w plecy i ruszyłam do biegu. Trochę przegiął każąc mi wykonywać jakąś pieśń. Miałam powtarzać melodyjnie wymyślone przez niego słowa. Swoją drogą niektóre były naprawdę idiotyczne. Jakąś chwilę później, mój trener dołączył do mnie i biegliśmy razem. Ironhide, mimo iż nie zawsze zachowywał się jak należy, był jednym z moich najlepszych przyjaciół. Nie miałam wątpliwości - był najprawdziwszym mężczyzną. Nie lubił się cackać, stawiał sprawy jasno, był uparty, głośny, szczery. Gdy coś leżało mu na sercu, od razu nas o tym informował. Lubiłam go bardzo, mimo, że był złośliwy i chamski. Takie zachowanie nawet do niego pasowało. Po zrobieniu wszystkich kółek zaczęłam wykonywać inne ćwiczenia, które mi zlecił, pompki, bieg kopertowy, a także kolejne przysiady, które dorzucił mi "gratisem". Czułam każdy mój mięsień, zapewne jutro cudem wstanę z łóżka, ale wiedziałam, że jest mi to potrzebne. Miałam w głowie jeszcze inne plany co do mojego treningu. Zamierzałam wycisnąć z siebie wszystkie siły.

Hide po jakimś czasie kazał mi się uspokoić, zwolnić z ćwiczeniami. Nie słuchałam go, przynajmniej nie pierwszych poleceń. Dopiero gdy ryknął na mnie i spojrzał gniewnie, a potem silną ręką oderwał mnie z podłogi, kiedy to chciałam zrobić kolejną pompkę, odpuściłam. Przyglądał mi się, a ja nie chciałam odwzajemnić palącego spojrzenia.

- Wystarczy, Howard - powiedział sucho - nie będę podnosił twoich zwłok z podłogi.

- Nic mi nie jest, Hide - westchnęłam. Mięśniak w końcu puścił moją rękę, która w porównaniu z jego, wyglądała niczym gałązka.

- Taa, na razie.

- Hide, trening pomaga mi nie myśleć o tym wszystkim .

- Wiesz co ? Są inne zajęcia, które pomagają nie myśleć i są bardziej humanitarne.

- Jakoś na żadne inne nie wpadłam.

- Bo jesteś głupia.

- Hide, dzięki.

- Zrób coś co cię nie zabije. Treningu koniec, a jak przyłapię cię na ćwiczeniach to pożałujesz - zagroził, a ja przewróciłam oczami. Potem odwrócił się i zaczął odchodzić.

- A pajacyki ? - zapytałam, przypominając sobie o dodatkowych ćwiczeniach zleconych przez Hidea.

- Miałaś być grzeczna. A nie byłaś - rzucił zza ramienia i wyszedł na podwórko. Westchnęłam ciężko i podeszłam do drzwi strzelnicy. Nie mogłam się na niego złościć, troszczy się o mnie, to wszystko. Weszłam do pomieszczenia i nałożyłam specjalistyczne słuchawki. Potem sięgnęłam po broń umocowaną do skórzanego pasa otaczającego moją talię. Odblokowałam pistolet i podeszłam do pierwszego celu mierząc do niego. Podniosłam rękę na wysokość głowy manekina. Zadrżałam. Roger mnie przeszkolił. Byłam przyzwyczajona do strzelania jedną ręką, mimo iż odrzut był silny i nie raz odpychało mnie do tyłu. Czarnowłosy uczył mnie, że mogę znaleźć się w takiej sytuacji, w której nie będę miała czasu na wymierzenie idealnej odległości, złapania broni prawidłowo i wybrania wygodnej pozycji do strzału. Czasem będę musiała chwycić broń jedną ręką, odblokować go i wystrzelić niemal na oślep. Dlatego też przyzwyczajałam się by nie robić wszystkiego perfekcyjnie. Spojrzałam na manekina ćwiczebnego. Trzymałam pistolet na równi z jego czołem. Wtedy powróciło wspomnienie z ostatniej walki. Decepticon patrzący na mnie z nienawiścią, ale też przerażeniem, gdy odkrył, że z jego czoła cieknie krew. Zrobiłam to. Strzeliłam mu prosto w twarz, bo groził Hideowi,

powalił Rogera, zabił Sanjeya, chłopca, który kochał wolność, który nie bał się zginać dla niej, a padł na ziemię przez jakiegoś popapranego decepticona. Ten drwiący uśmiech, którym tamtego dnia nas obdarzał. Potem jego przerażona mina i upadek na glebę.

Jego wzrok wrył mi się w głowę. Był zdziwiony. Zwyczajnie zdziwiony tym, że strzeliłam. Ja natomiast zaskoczona tym, że po tym, jak dostał kulkę był w stanie zareagować. Ludzie zazwyczaj po strzale w środek głowy padają jak muchy (no przynajmniej tak było zawsze na filmach). Wtedy dowiedziałam się, że holoformy jednak różnią się od ludzi. Znaczną różnicą było to, że nie mogą zapłodnić ludzi. Ratchet powiedział nam kiedyś, że gdyby połączyło się dwie holoformy przeciwnych płci może dojść do zapłodnienia. Natomiast ciąża nie grozi zwykłym ludziom, którzy z owymi holoformami współżyją. Pocieszyło mnie to wtedy. Pamiętam jak się bałam, gdy pierwszy raz zbliżyliśmy się do siebie z Optimusem. Na szczęście rola matki w wieku dziewiętnastu lat mi nie grozi.

Wystrzeliłam kilka razy zaciskając zęby oraz pięść w wolnej ręce. Na samą myśl o twarzy decepticona wszystko we mnie drgało. Poczułam ciepłe strumyczki spływające po moich licach. Warknęłam ganiąc siebie za moją słabość.

Wytarłam twarz o rękaw przeczuwając, że rozmyłam sobie makijaż oczu. W tej chwili nie byłam tym rozgoryczona. Kiedykolwiek byłam? Wykonałam krok do przodu. Tak jak myślałam, strzał odepchnął mnie troszkę w tył. Postarałam się nad tym zapanować. Dlatego też zmieniłam odległość minimalnie, nie jak zazwyczaj. Przyjrzałam się mojemu celowi przez załzawione oczy. Wytężyłam wzrok i dostrzegłam, że trafiłam prawie w środek czoła. Taki tryb strzału " na leniwego", czyli jedną ręką, jakby niedbale powoduje, że cel nie będzie zbyt dokładny. Jednak pocisk, który wystrzeliłam gwarantował rychłą śmierć ofiary. " Nie musisz trafiać idealnie w sam środeczek, Howard. Wystarczy fakt, że twój przeciwnik dostanie śmiertelny strzał". I tego się trzymałam. Strzeliłam tym razem oburącz w jego klatkę piersiową jednocześnie zaparłam się nogami, by nie odepchnęło mnie zbyt daleko. Udało się. Ledwie odepchnęło mnie do tyłu, lecz utrzymałam się na miejscu. Postrzelałam sobie jeszcze kilka razy zanim zorientowałam się, że jestem obserwowana. Spojrzałam w stronę chłopaka opierającego się o ścianę przy drzwiach. Patrzył na mnie z uśmiechniętą buzią.

- Roger, nie ładnie podglądać, wiesz? – mruknęłam po czym zsunęłam słuchawki z uszu na kark.

- Przyglądam się jak sobie radzi moja podopieczna. To przecież nic złego – stwierdził robiąc niewinną minę. Pokręciłam głową tłumiąc zadziorny uśmieszek. Postanowiłam mu nie dogryzać. Podeszłam do niego i potargałam jego czarną czuprynę. Jego włosy pachniały drogim, mocno perfumowanym, męskim szamponem.

- I jak sobie radzi twoja podopieczna? – zapytałam.

- Dość dobrze. W każdym razie dużo lepiej niż kiedyś, ale przed tobą sporo pracy – powiedział wyzbywając się całej serdeczności, którą miał jeszcze niecałe trzydzieści sekund temu.

- Niech będzie, ale na dzisiaj skończyłam. Mam jeszcze w planach porzucać ostrzami do celu nim nadejdzie pora kolacji.

- Ja mówię, kiedy jest koniec, Howard. Łap za pistolet i ćwicz!

Westchnęłam głośno, by podkreślić jak bardzo mi się to nie podoba. Chyba załapał, ale za bardzo się tym nie przejął. Z tą samą, stanowczą miną podszedł do pierwszego manekina i wskazał mi go ręką. Nałożyłam słuchawki i podeszłam do Rogera. On także nałożył swoje. Miałam mu pokazać mój strzał.

Zaparłam się nogami do ziemi i wystrzeliłam czując lekki odrzut. Kula wbiła się w okolice aorty. Znaczy wbiłaby się w aortę, gdyby manekin ją miał.

- Ręka ci się trzęsie, Howard. Trzymaj ją prosto – krzyknął, bym usłyszała. Słuchawki idealnie maskowały niemal wszystkie dźwięki. Jednak wiedziałam co miał na myśli. Złapał mnie za rękę. Potem skrzywił się i ją puścił, jakby doszedł do wniosku, że to zły pomysł. Chłopak stanął za mną i przyległ do mnie aż czułam jego świdrujący oddech na moim karku. Powtórzył chwyt mojej ręki i wycelowaliśmy w szyję ofiary. Wzdrygnęłam się i on od razu to wyczuł. Od razu też wiedział o czym pomyślałam, więc zniżył moją dłoń na klatkę piersiową. Powyżej mostka. Oddaliśmy dwa proste strzały, tam gdzie miały się znaleźć. Zdjęłam słuchawki. On także.

- Idealnie – szepnął.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx


Dziękuję osobom, które zdecydowały się zadać pytania do wywiadu. Fajnie, że jesteście chętni do wspólnej zabawy :D

Nadal można zadawać pytania, bo czekam na odrobinę wolnego, by się zabrać za montaż :D Tak więc jeśli nie zdążyliście jeszcze zadać pytań (oczywiście kto chce) to nadal można to zrobić poprzez ask.fm (którego link podałam rozdział wcześniej) lub w prywatnej wiadomości :D

Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Następny w ten piątek - ale niestety krótszy, bo mam wiele do nadrobienia.

Pozdrawiam cieplutko wszystkich! <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro