Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16: What doesn't kill you makes you stronger


Koszulka przyległa mi do ciała, mokra od potu. Pompki. Zwykłe pompki i bieg kopertowy. Co mogło mnie tak zmęczyć? Patrick. On potrafi zmienić ćwiczenia w istny horror. Ironhide - załkałam w myślach - jeśli kiedykolwiek na ciebie narzekałam, wybacz.

- Dobra Howard, siadaj na dupie i przestań się nad sobą użalać - westchnął zmęczony rudzielec - Następna do biegu kopertowego ustawia się na start. Nie słyszałaś Howard? Zjeżdżaj stąd!

Z trudem zwaliłam się z ławki. Czując ból w mięśniach, na czworakach podpełzłam do Penny i Anny. Otarłam pot z czoła i przeklęłam cicho.

- Uwziął się na ciebie - stwierdziła beznamiętnie Ann.

- Aż tak bardzo widać? - zapytałam z uśmiechem.

- Mnie też maltretował. Łącznie robiłam sześć powtórzeń biegu zygzakowego. Nie poszło mi chyba tak źle, więc czemu musiałam powtarzać? - westchnęła rozczarowana Penny.

Nie odpowiedziałam, tylko zamyśliłam się przez chwile. Siedziałyśmy w ciszy, a potem czując fale zmęczenia opadłam na podłogę. Leżałam jak długa na ziemi, a zimna posadzka dawała mi minimalną ochłodę. Zapewne musiałam być bordowa na twarzy. Spróbowałam się wyciszyć, chwilę odpocząć. Dźwięk gwizdka i wrzaski rudowłosego mężczyzny mi w tym nie pomagały. Zamknęłam oczy i poczułam ostry ból brzucha poprzedzony mdłościami. W myślach kazałam sobie przestać. Szkoda tylko, że na słowa: "ej, nie no kurde, brzuch, bez takich, tak?", ten jednak nie chciał odpuścić. Przecież to chore, dzisiaj zjadłam to co wszyscy. Odczuwałam już głód, ale nie do tego stopnia, by mieć nudności. Nie mogło mi nic zaszkodzić. Na pewno nie. Czy to znowu skutki tamtego serum, które wypiłam będąc na Cybertronie? Bardzo możliwe. Jeszcze nie oczyściłam się z toksyn zbyt doszczętnie? Wypociłam pewnie sporą cześć płynu, ale widocznie jeszcze trochę wciąż siedziało w środku. Westchnęłam przytłoczona nagłym problemem. Wzięłam kilka wdechów. Przypomniałam sobie Sidewaysa. Czemu jego? W zasadzie nie wiem czy miałam konkretny cel. Śmiać mi się chciało, gdy myślałam o tym, jak próbowałam na niego wskoczyć oplątana liną. Jego zdziwienie. Ta mina. Musiałam się powstrzymać, by nie parsknąć dzikim, nieokrzesanym śmiechem. Zakryłam twarz dłońmi i wyszczerzyłam się w uśmiechu. Ways był dobry. Nie taki jak jego lider czy inni podwładni. Przez chwile musiałam skarcić samą siebie za myśl jaki by był gdyby do nas dołączył. Ale to nie mogło się udać. Żadne z nas nie potrafiłoby mu zaufać. On sam miałby więcej kłopotów niż korzyści ze zmienienia stron. Nie miałby w nas przyjaciół. Jedynie mnie, bo wiedziałabym, że jest inny. Ale moje słowo przeciwko ich nic by nie znaczyło. Urwałam te myśli. Do niczego mi się nie przydadzą. Sideways to wciąż decepticon. Inny niż wszyscy, ale nadal zły. Wymioty ustały. Można to przynajmniej tak określić. Ostatnia dziewczyna wykonywała swoje testy. Monica i Dusty podeszły do nas i klapnęły na podłodze.

- Nie było tak źle - wydyszała chuda brunetka. Miała opaloną cerę i długie faliste włosy. Ubrana w krótkie dresy i firmową koszulkę w kwiaty, wyglądała na najmniej zmęczoną. Uwagę przykuł mi jej wystający tatuaż. Miała go na łydce, a znaczną część przykryła białą skarpetką. Wyglądał jak jakiś napis, ale były to raczej chińskie znaczki. Dziewczyna widząc moje zainteresowanie westchnęła, że to nic takiego i naciągnęła skarpetkę wyżej. Wyglądała na dziewiętnaście lat, no może dwadzieścia - nie umiem dokładnie stwierdzić, a twarz miała raczej łagodną. Czasem jednak jak patrzyła przed siebie i marszczyła brwi wyglądała jak bezlitosna morderczyni. Chociaż obawiam się, że trochę przesadziłam z opinią. Było w niej jednak coś bardzo dziwnego.

- Wyjdziemy teraz pobiegać młode panie - Bill nie zdawał się tak wredny jak Pat. Był raczej dość uprzejmy i wyrozumiały. Uśmiechnął się poganiając nas do wyjścia. Z ociągnięciem wstałam z podłogi. Otrzepałam skórę z kurzu i drobinek piasku po czym wyszłam z sali treningowej. Niebo było zachmurzone. Prawdopodobnie będzie dziś padać - stwierdziłam w myślach. Przypomniałam sobie o tych falach gorąca, które męczyły nas od rana. Cały skwar zniknął i dał się zastąpić chłodnym wiatrem i ponurą pogodą. Autoboty minęły nas, gdy dochodziliśmy do terenu biegania. Lider uśmiechnął się, gdy tylko nasze oczy się spotkały. Odwzajemniłam gest i ruszyłam przed siebie. Ustawiłyśmy się na linii startu. Jak tylko zabrzmiał sygnał oderwałyśmy się od ziemi i ruszyłyśmy przed siebie. Skoncentrowałam się na biegu. Odczuwałam chęć śmierci z każdym pokonanym metrem. Sześć kółek - wmówiłam sobie. To jak, umierasz teraz, czy wolisz jeszcze trochę pobiegać? Zamknęłam oczy, by po chwili otworzyć je znowu. Nie biegłam ostatnia. Nie specjalnie zwracałam uwagę na inne osoby, lecz widząc Penny na równi ze mną, a przed sobą Annę i jej koleżankę Axel byłam pewna, że ostatnią jest Monica. Dusty wyprzedzała nas wszystkie. Gdy wytężyłam wzrok, mogłam zobaczyć jej opaloną skórę i falujące brązowe włosy hen przed nami. Skąd ona bierze tyle energii? Gdy już robiłam czwarte koło miałam ochotę zrzucić się z pobliskiego mostu do zimnej, przejrzystej wody. Nie było mostu, ani wody. Nie licząc tej, która ciekła mi po twarzy i cyckach. Poczułam też, że muszę do toalety. Westchnęłam cicho zdziwiona, że z wysiłku mogę jeszcze wydobyć z siebie jakiś głos. Penny nieco zwolniła. Czułam jak łapie mnie kolka, już trzeci raz odkąd biegłam. Próbowałam ją zwalczać, ale skutkowało tylko na chwile. Dziewczyna zbladła, jej oczy były nieobecne. Próbowałam zwrócić uwagę mojej koleżanki. Spojrzała na mnie i chciała się uśmiechnąć jednak uniosła ledwo wargę i znów ją opuściła. Jeszcze tylko dwa kółka, Pen, dasz radę - pomyślałam - ja przecież też muszę. Otarłam czoło z potu i znowu skupiłam się na biegu. Moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Coraz ciężej było mi je zginać. Oddychałam płytko i dość często. Czułam wręcz palenie w gardle. Dwa kółka, Selen. Nie bądź baba! Problem w tym, że jestem. To taka przenośnia, głupia. Ile będziesz tu znaczyła, gdy jak zwykły tchórz się poddasz? Udowodnij temu rudemu ważniakowi, że się myli. Nie masz ochoty zobaczyć jego miny, gdy będziesz jedną z najlepszych? W zasadzie tak. To rusz dupę! Moje przemyślenia przerwał pisk dziewczyn, a także przemykający tuż przy mojej twarzy ciemnozielony obiekt w kształcie kulki. Przeklęłam głośno odskakując od mknącego na przód granatu. Wszystkie stanęłyśmy jak wryte patrząc na pusty korpus opadający na ziemię. Słyszałam odgłos ulgi za mną. Dusty z dalekiej odległości pomachała nam i zapytała w czym problem.

- Biegać! - wrzasnął rudowłosy. Wyglądał na zirytowanego. Jakby miał czym.

- Ty w nas to rzuciłeś? - spytałam z pretensją w głosie, a mój palec wskazywał korpus granatu. Ujrzałam, że Bill trzyma w dłoni jeszcze kilka. Zmarszczyłam gniewnie brwi znając już odpowiedź.

- Biegacie za wolno. W szczególności ta mała - Patrick wskazał na ledwo dyszącą Penny. Położyłam jej rękę na barku. Dziewczyna spojrzała na mnie łagodnie, a po chwili upadła na ziemię. Siedziała przez chwilę skulona. Nie miałam pewności czy płacze, czy tylko tak gwałtownie oddycha.

- To jeszcze nie powód, by walić nas granatami i płoszyć. Dusty mniej się męczy. To wszystko - stwierdziła Anna.

- Nie gadać tylko biegać. Urozmaicam wam ćwiczenia. Trzeba przecież przewidzieć czy wróg nie ma czegoś w zanadrzu. Choćby taki granacik - stwierdził biorąc do ręki pusty korpus. Po chwili zamachnął się i rzucił. Zauważyłam jak cel leci w moją stronę. Zamknęłam oczy, a gdy je znów otworzyłam moja ręka była wyprostowana, a dłoń zaciskała granat. Oczy Patrika przymknęły się, a usta lekko uchyliły. Wydał z siebie cichy szept, a z ruchu warg i mojego przypuszczenia powiedział coś w rodzaju "Jak ty..."

Sama byłam zdziwiona, ale starałam się nie pokazywać emocji. Zamachnęłam się i cisnęłam przedmiot w jego stronę. Błyskawicznie obronił się ręką. Jego wyraz twarzy znormalniał. Penny wstała łapiąc równowagę i ze zdziwieniem pomieszanym ze zdumieniem spojrzała na mnie.

- Biegać dalej. Jeszcze dwa okrążenia i wracamy do sali wygłosić wyniki. No jazda! Nie będę powtarzał, gówniary!

Upewniłam się, że piegowata dziewczyna ma jeszcze siłę i ruszyłam do przodu wraz z innymi. Brunetka znowu zostawiła nas w tyle, a sama gnała jakby miała niezliczony poziom energii. Zazdrościłam jej tego. Byłam zmęczona, ale chwilowy postój pomógł mi choć trochę zapomnieć o kolce i bólu nóg. Poczułam jak kolejny granat uderza mnie w środek pleców. Zlekceważyłam ból i pobiegłam szybciej. Kąciki moich ust podniosły się lekko na samą myśl o teście Ironhidea. Rzucał we mnie śliwkami podczas, gdy biegłam. Pierwsze kilka razy obrywałam, ale potem nauczyłam się je wymijać. Niestety nie powtarzaliśmy treningu nigdy więcej. Byłam wściekła, że zbyt mało czasu poświęciliśmy na te sprawy, ale z drugiej strony znamy się najwyżej miesiąc więc nie mogę wymagać cudów. Sporo czasu poświęciliśmy też na poznanie się bliżej. Jeżeli chodzi o Optimusa, to poznałam się z nim bardzo dobrze. Uśmiechnęłam się lekko, a potem odwróciłam głowę lokalizując kolejny lecący korpus. Zmierzał w moją stronę. Gdyby nie to, że w odpowiedniej chwili się schyliłam zapewne trafiłby mnie w głowę. Byłam zdenerwowana jego bezczelnością i metodą prowadzenia tego testu. Może jednak tak teraz wygląda bieg na osiemset w wojsku? Po kilku kółkach rzucają granatami? Pokręciłam głową. Piąte okrążenie obyło się już bez niespodziewanych ataków. Szóste natomiast było koszmarem. Penny dostała kilka razy i w dodatku celowali w nogi. Dziewczyna wywracała się i przeklinała cicho. Po chwili podnosiła się i wracała do biegu, ale była bliska płaczu. Nic już nie mówiłam. Zwyczajnie w świecie biegłam i odwracałam się, by zlokalizować kolejne granaty. Dwa razy oberwałam. Przez kilka przeskoczyłam, inne starannie ominęłam. Bill trzymał garść korpusów, a reszta była w skrzynce. Zapasy zbyt szybko im się nie skończą. Niech to...

Gdy zobaczyłam jak Dusty staje przy miejscu "start" Poczułam się o wiele lepiej. Była kilkanaście metrów od nas. To znaczyło, że za chwilę przebiegniemy całe sześć kółek. To było osiemset metrów? Co jak co, ale odebrało mi całą energię i optymizm jaki miałam przed rozpoczęciem biegu. Przeklęty test. I przeklęty granat, który właśnie uderzył mnie w ramię. Odruchowo dotknęłam obolałe miejsce, ale nie przerwałam biegu. Nie zwracałam już uwagi na kolkę. Został już tylko kawałek. Mały kawałek. Zamknęłam oczy. Zacisnęłam ręce w pięści i ostatni raz odwróciłam się za siebie. Granat nie uderzył. Patrick odpuścił. Miał rękę uniesioną do góry, a gwizdek umieszczony w ustach. Do mety jako druga dobiegła Axel, potem Anna. Ja w mniej więcej tym samym czasie co Monica, a Penny kilka sekund po nas. Rozległ się dźwięk gwizdka. Piegowata dziewczyna opadła na ziemię niczym worek ziemniaków. Dyszała głośno i ściskała ziemię, która leżała przy jej twarzy. Cała jej koszulka była mokra od potu. Moja z resztą miała się nie lepiej.

- Brawo. Przebiegłyście sześć kółek - stwierdził wesoło chuderlak.

- Pięć minut na złapanie prawidłowego oddechu. Bill, ty pozbieraj korpusy granatów - rozkazał rudzielec.

Usiadłam na ziemi niedaleko Penny. Uśmiechnęłam się, bo świadomość, że nie muszę już biegać była bardzo przyjemna. Obejrzałam się za siebie. Chudy Bill schylał się właśnie po czwarty granat. Mój wzrok momentalnie powędrował w górę. Niebo było wciąż zachmurzone, ale nie padało. Jeszcze tego, by mi brakowało. Z jednej strony zimna woda była czymś o czym w tej chwili marzyłam, ale gdybym teraz miała zmoknąć, na drugi dzień pociągałabym nosem i miała ból gardła. Nienawidzę być chora. Przeziębienie nie jest groźne (chyba, że nie leczone przeobrazi się w sepsę - wtedy trochę kiepsko...), ale za to irytujące. Zatykający się nos, brak smaku w ustach, ciągłe złe samopoczucie, zimno, kręcenie w nosie. Najgorszy jest ból gardła i kaszel, ale nie zawsze uczestniczy przy przeziębieniu. Zrobiłam się głodna, a pęcherz uciskał mnie do granic możliwości. Rozważałam ukrycie się za krzakiem, ale postanowiłam, że jednak wytrzymam. W sali treningowej mignęła mi toaleta. Penny pozbierała się z ziemi, ale nie wyglądała najlepiej. Każda z nas miała potargane włosy i zmęczony wyraz twarzy. Oprócz Dusty, ona tryskała energią jakby dopiero miała zacząć testy. Miałam już spytać jak ona to robi, gdy Patrick kazał nam wracać do sali. Podniosłam się z ziemi i otrzepałam z drobinek piachu. Inne dziewczyny zrobiły to samo. Wciągnęłam mocno powietrze aż poczułam ból w mostku znany mi tak dobrze. Wątpię, by ktoś inny narzekał na ból poprzez oddychanie. Nie rozumiałam nigdy z jakiej przyczyny boli mnie mostek, ale i nie wnikałam w to zbyt często. Z przyzwyczajenia od czasu do czasu wciągałam powietrze i pozwalałam na ból. Był znośny, do wytrzymania. Ledwie stanęłam w progu sali, a już namierzyłam toaletę.

- Kibel, tak! - krzyknęłam i jakby nowo narodzona pobiegłam wprost do niego. Nie patrzyłam na miny zebranych łącznie z generałem. Mogli o mnie pomyśleć co chcieli, miałam wychodek na wyłączność i byłam z tego niezmiernie zadowolona. Nim pęcherz eksplodował zdążyłam się odlać. Czując lekkość i brak nacisku na pęcherz odetchnęłam i wyszłam do reszty. Wszyscy stanęli w szeregu. Dołączyłam szybko do innych. Stanęłam blisko Anny i spojrzałam na generała, który przeglądał trzy kartki. Panowała cisza, którą zagłuszał jedynie odgłos szelestu papieru. Generał pokiwał głową i oddał kartkę Patrickowi. Chłopcy stali w szeregu po jednej stronie sali, my po drugiej. Rudowłosy zaczął czytać nasze wyniki. Po chwili wyczytał listę osób, które zdały. Były tam wszystkie imiona prócz Penny. Otworzyłam szeroko oczy.

- Nie. Nie zgadzam się z tym. Ona dawała z siebie wszystko! - krzyknęłam. Miałam dłonie zaciśnięte w pięści i wciąż zaciskałam je mocniej.

- Ale to nie wystarcza. Nie radzi sobie z bieganiem. Ciągle się przewraca i będzie tylko zawadzać w szeregach - wyjaśnił oschłym tonem.

- Przewracała się, bo rzucałeś w nią granatami - wysyczałam. Byłam wściekła. Nie obchodziło go nic co do niego mówiłam co sprawiało, że krzyczałam jeszcze głośniej.

- Selen, proszę... - Penny podjęła próbę uspokojenia mnie, lecz przerwałam jej natychmiast zwracając się znowu do Patricka.

- Za kogo ty się masz co? - warknęłam pogardliwie - łatwo ci oceniać? Gdybyś jej tak nie tyrał na początku i nie utrudniał biegania, miałaby całkiem dobry wynik.

- Uważaj do kogo się zwracasz gówniaro, bo coraz bardziej rozmyślam nad wykopaniem cie z wojska - syknął, lecz nic sobie z tego nie zrobiłam - widzisz to, Bill. Dziewczynka myśli, że coś zdziała. Myśli, że potrafi obronić wszystkich. Powiedz nam mała, uważasz się za jakąś ważną?

Może był to błąd. Nie przemyślałam tego, ale rzuciłam się na rudowłosego z pięściami. Najpierw zaśmiał się drwiąco. Potem zaczął blokować moje uderzenia. Wyrwałam mu się z uścisku, co zajęło mi trochę czasu. Mężczyzna był silny, a moje ręce nie do końca umięśnione. Co innego nogi. Podczas, gdy moje nadgarstki znowu blokował uścisk, zdołałam zrobić zamach i kopnęłam go w brzuch. Uderzony wydał cichy jęk i mocno szarpnął mnie do tyłu. Gdy zamachnął się by uderzyć, ślizgnęłam się po podłodze i ugryzłam go w nogę. Wyzwałam go od najgorszych i przeczołgałam się przez rozkrok jego stóp, po czym nim zdążył się dobrze odwrócić wskoczyłam mu na plecy i tłukłam go rękoma. Generał i Optimus po chwili zdumienia i zapewne jakiegoś szoku, postanowili się tym zająć. Słyszałam radosny śmiech Ironhidea i kilku dziewczyn. Niektóre biły brawo. Miałam ochotę się roześmiać, ale nim to zrobiłam poczułam ręce na mojej talii i zostałam ściągnięta na ziemię przez mojego chłopaka. Generał trzymał za nadgarstek rudowłosego, który patrzył na mnie gniewnie.

- Co tu się dzieje do cholery?! - wrzasnął generał patrząc na mnie równie gniewnie jak Patrick.

- Penny nie została zakwalifikowana do wojska mimo, że starała się jak może. A ten drań robił wszystko by utrudnić jej zdanie testu - wyjaśniłam nadal czując zdenerwowanie.

- Utrudniać jej zdanie testu to znaczy co na przykład? - zażądał dalszych wyjaśnień.

- To znaczy kazał jej powtarzać bieg kopertowy ponad normę mimo że nie biegła najgorzej, a potem, gdy robiłyśmy sześć okrążeń rzucał jej pod nogi korpusy granatów przez co się przewracała.

- Korpusy granatów? Co to ma znaczyć, Patrick?! - zapytał podnosząc jedną brew do góry.

- Urozmaiciłem test. To wszystko! - wyjaśnił robiąc z siebie niemal palanta.

- Przeszkadzając jej i sprawiając, by nie zdała? Chyba cię pogięło. Jeszcze jeden taki wybryk, a pożegnasz się z tą robotą. A ty Selen, nie pozwalaj sobie za dużo. Wdawanie się w bójkę w pierwszym dniu nie świadczy o tobie dobrze.

- Tak jest generale - westchnęłam - zwykle nie rzucam się na innych facetów. To był jeden jedyny raz.

- Ty mała... - zaczął Pat, lecz generał upomniał go i kazał wyjść. Rudowłosy prychnął i udał się do wyjścia, a za nim ruszył niczym jego cień, chuderlak.

- Penny. W związku z tym, że twoja sytuacja jest taka, a nie inna możesz powtórzyć test jutro wraz z kolejną grupką damską.

- Dziękuje generale. I tobie Selen - stwierdziła Penny nieśmiało. Uśmiechnęłam się do mojej koleżanki.

- No dobrze. A więc wszyscy którzy zdali proszę wystąp - rozkazał.

Każdy z nas ustawił się w szeregu. Każdy z autobotów oprócz Bee. Z tyłu zostali Penny i jeszcze dwóch chłopaków.

- Wszyscy przyjęci rozpoczną za godzinę testy zawodowe. Na podstawie zdania testu wszyscy są teraz szeregowymi. Optimusie zdasz jeszcze jeden test i zostaniesz przywódcą plutonu. Teraz udajcie się do stołówki, bo jest pora obiadu - rozkazał po czym miał zamiar odejść. Jednak jedno wciąż nie dawało mi spokoju.

- Dlaczego Bumblebee nie jest brany pod uwagę? - zapytałam. Generał odwrócił się w naszą stronę i westchnął.

- Selen, masz dziewiętnaście lat. Absurdem jest dopuszczanie tak młodych dziewczyn do wojska, a co dopiero dzieci w wieku jedenastu lat. Chyba rozumiesz?

- Ale on jest niesamowity. Proszę dać mu szansę. Autoboty muszą trzymać się razem - westchnęłam. Młodzik podszedł do generała. Spojrzał mu w oczy z powagą, która wyglądała dość zabawnie na twarzy młodego chłopczyka.

- Proszę mi pozwolić udowodnić co potrafię. Mogę się przydać. Pokażę wam - wyjaśnił pokazując palcem strzelnice. Generał spojrzał na niego z politowaniem i niemal uśmiechając się przytaknął. Wszyscy udaliśmy się do strzelnicy. Bumblebee sięgnął po pistolet, odblokował go i nim zdążyliśmy cokolwiek zrobić malec wystrzelił trzy razy i trafił w sam środek tarczy. Spojrzał na generała przez krótki moment, a potem podbiegł do kolejnej tarczy. Zanim nadążyliśmy za jego ruchami on już turlał się do kolejnej, zostawiając tamtą kilka razy postrzeloną na środku. Zrobił kilka sztuczek, po chwili odwrócił się i wystrzelił nie patrząc na cel. Oczywiście, tak jak się spodziewałam trafił w sam środek. Potem odłożył broń na półkę i podszedł do nas. Lider uśmiechnął się i potargał mu włosy.

- I co? - zapytał uśmiechnięty. Na jego twarzy nie było widać zmęczenia. Generał, Roger, a także dziewczyny patrzyli na niego z podziwem. Uśmiechnęłam się szturchając generała łokciem w ramię.

- Chyba się nada co? - zapytałam rozbawiona. Ten odwrócił się na pięcie i spojrzał zza ramienia.

- Wszyscy tu zebrani niech idą do stołówki. Potem zbieramy się z powrotem w sali treningowej, by uchwalić nowy pluton, a zarazem by podjąć testy zawodowe - odparł i wyszedł. A my z radością uścisnęliśmy naszego Bee i powitaliśmy go w szeregach. Roger zaprowadził nas na stołówkę. Tam czekał na nas gar pełen zupy. Po zapachu poznałam, że to grochówka. Nigdy nie przepadałam za zupami, ale w związku z tym, że byłam głodna, ślina napłynęła mi do ust. Ustawiliśmy się w kolejce do lady, gdzie sympatycznie wyglądająca, starsza pani w czepku podawała gorący wywar w misce. Spojrzała na nas próbując sobie nas przypomnieć. Uprościłam jej to zadanie, przedstawiając się i tłumacząc, że dzisiaj dostaliśmy się do wojska. Kobieta pokiwała głową i podała mi plastikową miskę pełną gęstej zupy. Pływała w niej posiekana kiełbasa i fragmenty warzyw. Sięgnęłam po łyżkę i usiadłam do dużego, drewnianego stolika. Umoczyłam sztuciec w gęstej cieczy i spróbowałam. Jadłam lepsze rzeczy, ale nie smakowało tak źle. Roger usiadł naprzeciwko mnie z dużo większą porcją. Uśmiechnął się smakując zupę, a po chwili skrzywił się lekko.

- Zasoliła - stwierdził szeptem. W stołówce panował gwar, ale i tak dobrze go słyszałam.

- Myślisz? Wydaje się w porządku - powiedziałam mieszając łyżką w zupie. Po chwili posmakowałam ją jeszcze raz.

- Zaufaj mi, co trzy dni mamy grochówkę, ta wypadła najgorzej. Ale nie mów tego Margaret. Jest przewrażliwiona na punkcie swoich potraw - zaśmiał się. Autoboty dosiadły się do nas. Ironhide zaczął przywoływać wspomnienie z mojej bójki z Patrickiem i oznajmił, że jest ze mnie dumny. Optimus nie popierał mojego zachowania mimo to stwierdził, że robię postępy w walce i zabawnie to wszystko wyglądało. Skids przybił mi żółwika. Roger śmiał się, że Patrick długo nie zapomni tego testu. Uśmiechnęłam się w jego stronę. Ja też nie - pomyślałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro