Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7: Serum

(Sideways)

- To... chcesz coś zjeść ?

- Nie.

- Aha. Okej. A może pić?

- Nie.

- Jak chcesz... tak się pytam bo mamy trochę ludzkich zapasów - stwierdziłem beznamiętnie. Dziewczyna spojrzała na mnie pytająco. Niedawno takim wzrokiem patrzył na mnie jej lider - Regularnie podkradamy ziemski prowiant. Co się tak patrzysz? Czasem mamy ochotę na coś innego niż olej. Mamy jakieś soki, coś o nazwie chipsy oraz inne słodycze. Są imponująco dobre.

- Może macie wodę? - zapytała słabym głosem. Zastanowiłem się przez chwilę, ale stwierdziłem, że lepiej będzie, gdy jej pokażę. Złapałem ją do ręki i schowałem pod maskę. Wszedłem do bazy i skierowałem się do odpowiedniego pomieszczenia. Kilka z nich pomyliłem, ale w końcu znalazłem odpowiedni pokój. Zamknąłem za sobą drzwi i postawiłem dziewczynę na ziemi. Przyglądała się zapasom z otwartymi ustami. Pojawiłem się obok niej jako holoforma. Uśmiechnąłem się patrząc na jej minę. Wyciągnąłem rękę w stronę prowiantu i pozwoliłem korzystać z czego chce. Pomogłem osłabionej podejść bliżej napoi i ściągnąłem z półki odpowiedni. Wybrała przeźroczystą ciecz. Upiła z butelki kilka łyków i oddała mi picie z powrotem. Trzymałem je w ręku na wypadek, jakby znowu zapragnęła się napić. Sam skorzystałem z okazji i sięgnąłem po sok, którym tak rozpiliśmy się z Soundwavem. To przeklęte jabłko smakowało po prostu niebiańsko. Ludzie to prymityw, ale robią cudowne napoje. Zauważyłem, że z dziewczyną jest coraz gorzej. Potrzebowała serum. Nasz zwariowany doktorek ma to w swoim gabinecie, ale ja nie mam pojęcia która to probówka. Twierdziłem, że nie będzie to potrzebne, więc się nie uczyłem. Teraz trochę żałowałem. Ale tylko trochę. Złapałem ją w tali i podniosłem do góry. Dziewczyna leniwym ruchem oplotła mnie ramionami by nie spaść. Głupia, przecież ją trzymałem.

- Odpocznij. Poczujesz się lepiej, to wrócimy na miejsce, gdzie znów zobaczysz lidera - wyjaśniłem i oparłem się o ścianę. Przykucnąłem, a dziewczynę trzymałem niczym niemowlę. Patrzyła na mnie przez chwilę, potem jednak zamknęła oczy. Nie byłem pewny czy była świadoma, czy może zemdlała. Siedziałem w milczeniu przez kilka cykli. Potem znudzony zacząłem gwizdać jakąś starą pieśń, którą mój kolega wykonywał na lutni. Nie pamiętam słów lecz melodię, bowiem była chwytliwa. Jednocześnie tupałem nogą do rytmu. Uśmiechnąłem się na samą myśl o rodzinnych stronach. Uwielbiałem rodzinne schadzki w lesie, rozpalanie ogniska i przyśpiewywanie piosenek. Najlepsze były opowiadania mojego brata. Często były to historie o smokach, wiedźmach czy elfach. Powróciłem myślami do teraźniejszości. Dziewczyna lekko ściskała moją rękę. Postanowiłem, że lepiej będzie się zbierać. Ten jej lider jest bardzo agresywny. Pobił mnie...

Podniosłem się uważając, by nie zbudzić Selen. Gdy tylko bezpiecznie wstałem, położyłem ją delikatnie na ziemi. Moja holoforma zniknęła więc mogłem w swojej prawdziwej postaci wziąć ją do ręki. Nie chowałem jej pod maskę bowiem spała i nie miała jak się trzymać. Lekko zacisnąłem rękę, by nikt z moich nie widział, że mam w ręku człowieka. Gdyby Megatron się dowiedział, że ją uratowałem miałbym problem. Miałem dość tej nienawiści. Nie raz marzyłem o ucieczce od decepticonów, ale obiecałem bratu...

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

(Optimus)

Autoboty walczyły zawzięcie z grupą nieprzyjaciół. Musiałem im pomóc. Wysunąłem miotacz z mojej lewej ręki i rozpocząłem natarcie na wroga. Dołączyłem do Ironhidea, który doskonale poradził sobie z bezimiennymi pomiotami Megatrona. Byłem dumny z moich żołnierzy. Radzili sobie doskonale, lecz problemem była rosnąca ilość decepticonów. Zaatakowanie ich bazy było nierozważnym posunięciem, jednakże jedynym jakie miałem w głowie. Coś trzeba było zrobić, by ocalić moją dziewczynę. Działaliśmy wtedy dość szybko, bez dokładnego planu. Było to naszym błędem, niestety. Powaliłem kilku wrogów za pomocą broni podstawowej. Wolałem używać lepszego działa, ale jego wadą było zbyt szybkie przegrzewanie się. Postanowiłem wykorzystać go na lepszą okazję. Megatron nie fatygował się by walczyć. Siedział w budynku i dyrygował swoją armią. Śmiał się nazwać liderem? Byłem zdenerwowany. Wszystkim na raz. Selen źle się czuła, zostawiłem ją w rękach decepticona, któremu nie ufam, lecz nie miałem za specjalnie wyjścia. W dodatku byliśmy otoczeni. Rozstrzelałem kolejnych wrogów. Następnych załatwiłem mieczem. Ratchet porozrzucał lepkie granaty, które elegancko zmiotły wrogów z drogi. To nie wystarczyło by zwyciężyć. Zaatakowaliśmy ich gniazdo, a oni bronili się jak mogli. Całą swoją siłą. Jazz wszędzie porozrzucał miny, Hide wciąż zmieniał działa. Gdy zauważyłem, że jesteśmy na straconej pozycji z pokorą postanowiłem się wycofać. Dałem sygnał moim żołnierzom i wydostaliśmy się z pola bitwy. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu więc biegiem udaliśmy się za ich bazę, gdzie czekać miał Sideways i Selen. Każdy z nas pewne miał nadzieję, że nie dojdzie do kolejnej walki. Kazałem Jazzowi wyciągnąć serum. Przyspieszyliśmy bieg. Niedługo potem znaleźliśmy się na końcu bazy. Oprócz alt mode decepta zauważyłem jego holoformę, która trzymała na rękach nieprzytomną Selen. Również w wersji człowieka podszedłem do nich i spróbowałem rozeznać się w sytuacji.

- Co z nią? - zapytałem. Młody chłopak spojrzał na mnie.

- Wydaję mi się, że śpi, ale nie jestem pewien - westchnął - dostała wody, ale potrzebuje tego leku.

- Wiem. Jazz, podaj mi probówkę - rozkazałem. Mój zastępca podszedł do mnie i przekazał mi serum. Próbowałem rozbudzić moją dziewczynę, ale nie było z nią kontaktu.

- Jest nieprzytomna - stwierdził Ratchet po krótkiej analizie. Westchnąłem cicho.

- Czyli tak nie damy rady. Trzeba będzie dożylnie.

- Poleci z nami do lecznicy - wyjaśnił medyk. Przytaknąłem i odebrałem Waysowi moją ukochaną. Spojrzałem na niego próbując wydusić z siebie słowa wdzięczności. Decepticon uśmiechnął się i ukłonił. Po chwili zbliżył się do mnie. Spojrzałem na niego podejrzanie. Schylił się i pocałował Selen w czoło. Odsunąłem ją od niego i warknąłem oschle. Znów nabrałem ochoty do uduszenia tego gnojka. Po chwili położył obok niej butelkę wody.

- Spokojnie rycerzyku - uśmiechnął się szyderczo. Niemal tak samo jak Barricade, którym także gardzę. Skąd na świecie biorą się takie mendy? - To tylko przyjacielski układ. Na razie - mruknął i poszedł w swoją stronę. Miałem dość takich typów. Jeden z nich wypowiedział mi wojnę o moją dziewczynę, drugi także zaczyna się do niej przystawiać. Ścisnąłem Selen mocniej w moich ramionach. Była dla mnie jedną z najważniejszych osób. Drugą był mój syn z którym zaczynam budować relacje na nowo. Obróciłem się niespokojnie słysząc nadchodzące decepticony i wydałem rozkaz powrotu do własnej bazy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro