Rozdział 5: Decepticon z sercem
(Sideways)
Ciężko było przyzwyczaić się do uczucia, że trzeba być odpowiedzialnym za kogoś prócz siebie samego. Szedłem pospiesznym krokiem kontrolując czy dzierlatka siedząca na mnie jest bezpieczna. Pytanie brzmi czemu ją ratowałem? No cóż... coś we mnie poruszyła, podczas tego, gdy była blisko ugodzenia mnie nożem, lecz tego nie zrobiła. Wahała się, a w końcu odłożyła broń. Wiedziałem od początku, że jest słaba. Jednak darowała mi życie. Dlatego też postanowiłem dać jej wolność. Teraz... widziałem jak bardzo chciała żyć. Jak bała się naszego pana. Dlatego nie byłem w stanie jej zostawić. To było dziwne. Nigdy wcześniej nie czułem litości do innej istoty.
Spaliny dostające się przez lewą komorę stawały się wyczuwalne. Atak autobotów na lewe skrzydło bazy był jak zbawienie dla tej młodej. Ma więcej szczęścia niż rozumu. Zaprawdę to mogło skończyć się dla niej tragicznie. Korytarz zdawał się nie mieć końca, ale udało mi się wydostać. Moich towarzyszy nie zdziwił fakt, że idę w przeciwną stronę niż powinienem. Znają mnie już na tyle dobrze, że każdy z nich wie jaki jest mój stosunek do walk na tej stronie Cybertronu. Za moją stronę jestem gotów oddać życie. Tutaj nie angażuje się zbyt bardzo. Mój brat miał lepsze podejście do planety. Kochał ją w całości. Ja nie potrafiłem. Nie żyłem tak długo jak on. Jego życie zahaczyło o taki okres, kiedy i ta połówka była jeszcze możliwa do zamieszkania. Wymijałem kilku żołnierzy aż natknąłem się na mojego starego przyjaciela.
- Ways! A ty znowu spieprzasz? - zaśmiał się Soundwave znany bardziej jako Tropiciel. Jego imię znają tylko niektórzy, bardziej wtajemniczeni w jego życie, które tak jak większości z nas, nie było kolorowe.
- Nie bawię się w wojnę. Dopiero co była na Ziemi.
- A no tak. Przegraliście?
- Powiedzmy. Wycofaliśmy się - skwitowałem. Nie lubiłem słowa "przegrywać".
- Widać autoboty musiały się nieźle wkurzyć, skoro znowu natarły - Wave zamyślił się przez chwilę. Nie miałem ochoty opowiadać mu o tym, że mam przy sobie dziewczynę, która nosi imię jego siostry, którą z resztą chciał poznać. Wiedziałem, że czekał na nią bardzo długo i szukał jej namiętnie, ale to nie czas i miejsce, by się witać, a tym bardziej aby coś wyjaśniać. Dziewczyna była człowiekiem. A to zapewne zwykłe nieporozumienie.
- Też spadam. Ja swoją robotę na dzisiaj wykonałem. Teraz idę szukać. Sam wiesz...
- Wiem, Wave - westchnąłem. Czułem się głupio, że go oszukuję, ale musiałem. Postarałem się go szybko zbyć. Wyszedłem z budynku dopiero po chwili. Wcześniej udało mi się pokonać cały korytarz, który ciągnął się niczym żelazny smok, którego kiedyś hodowałem. Był moim ulubieńcem, ale urósł zbyt szybko i równie szybko musiałem się z nim pożegnać. Siał postrach w całej wiosce. Płakałem długo za moim lubym, ale na nic były moje łzy. Zwierzątko znalazło sobie dom w jaskini na końcu mojej kochanej połowy Cybertronu i od tamtego czasu nikt tam nie chodzi. A o czym ja tutaj, a tak... Udało mi się pokonać korytarz, potem spotkałem Wavea w małym pomieszczeniu z tylnym wyjściem. Obaj wyszliśmy na zewnątrz i tam się pożegnaliśmy. Odnalazłem dziewczynę wewnątrz mojej maski i postawiłem ją na ziemi. Upewniłem się tylko czy nikogo nie ma w pobliżu i wytworzyłem swoją holoformę. Stanąłem przed nią. Aby poczuła się bezpieczniej lekko objąłem ją ramieniem. Mała nie protestowała za bardzo. Wiedziała, że w tym przypadku jest skazana na moją łaskę. Skuliła się tylko, jakby zmalała i wyjąkała, że nie powinna się tutaj pchać. Spojrzałem na nią pewnie. Wiedziała, że ja także jestem tego zdania.
- To ty wezwałeś Autoboty? - zapytała. Pokręciłem głową.
- Mają wyczucie. Jedyne co zrobiłem to poprosiłem zwariowanego medyka, by wyprowadził z pokoju lidera. A skoro już jesteśmy przy liderach... Powiadom swojego, gdzie jesteś.
- Czyli gdzie? - zapytała cicho.
- Za bazą - odpowiedziałem. Przytaknęła. Wyjęła jakieś urządzenie i wystukała coś na niej. Ziemska elektronika jest bardzo zbliżona do naszej. Jednak nie jestem dobry w te klocki. Po chwili spojrzała na mnie chowając czarny prostopadłościan.
- Wie?
- Wie - potwierdziła. Przez chwilę panowała cisza. Po chwili jednak przerwał ją głos mojej towarzyszki. - Z kim rozmawiałeś? - pytała.
- Z moim przyjacielem. Kiedyś pewnie się spotkacie. Jest tropicielem - westchnąłem. Wystraszona spojrzała na mnie niepewnie.
- O czym ty mówisz?
- Tak tylko zgaduję. No już się nie bój. Powiadam ci, że cię nie skrzywdzi. Ale nie przeciekaj... - westchnąłem ciężko. Dziewczyny są ciężkie w obsłudze. Nie ważne czy to te nasze, czy robaki z Ziemi. Mała wystraszyła się nie na żarty. Wiedząc, że to z mojej winy poczułem się trochę głupio. Dzierlatka była urodziwa. Wpadła mi w oko już dawno. Napatrzyłem się na femobotki swego czasu i nie było w nich nic co faceta mogłoby pociągać. Ile można patrzeć jak kobiety same wskakują ci do łoża? Dużo lepiej jest trochę o nie zawalczyć. Młoda popatrzyła na mnie niewinnie - Ways ja już nie chce tu być. Mam dosyć tego miejsca rozumiesz? Boję się cholernie... - jęknęła. Spojrzałem na nią z niecodzienną u mnie litością. Po chwili skierowałem wzrok na jej małe, szczupłe ręce na których odcisnęła się lina. Rozmasowałem to miejsce. Wydawało mi się, że wariuję. Ogarnęło mnie ciepłe uczucie, którego wcześniej nie znałem. Być może w przeszłości, dawno. Byłem wtedy małym organizmem. Biegałem po domu z moim bratem, a po chwili upadłem i uszkodziłem sobie nogę. Wtedy przybiegła do mnie mama i uściskała mnie mocno. Schowałem się w jej ramionach i łkałem cicho, a ona głaskała mnie po głowie i zapewniała, że będzie dobrze.
- Za chwilę będziesz wolna - wyjaśniłem, ale ona uparcie przeciekała i drżała. Objąłem ją i pozwoliłem, by jeszcze przez chwile dała się ponieść emocjom. Położyłem rękę na jej włosach i głaskałem je delikatnie. Uspokajałem ją lekko kołysząc na boki. Szloch pomału ucichł. Dziewczyna ściskała mnie nadal. - Nie jesteś jak inni - stwierdziła odmienionym głosem. Spojrzała na mnie pewnie, przez spuchnięte od łez oczy. Oddałem spojrzenie.
- Co masz na myśli? - zapytałem z łagodnym uśmiechem. Wiedziałem, iż jestem inny. Nigdy, tak naprawdę, nie byłem jednym z nich. Już wcześniej o tym wspominałem. Nie potrafiłem czuć nienawiści tak jak oni.
- Masz serce - stwierdziła, a po chwili znowu schowała głowę w moich ramionach. Jej słowa mnie zdziwiły. Uśmiechnąłem się do siebie, a po chwili znów ją przytuliłem. Jej włosy pachniały jak ziemski sok, który piłem wraz z moim przyjacielem. Zamknąłem oczy, a po chwili poczułem mocne szarpnięcie za rękę.
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Cześć,
dzisiaj miałam zakręcony dzień, bo odbywało się zakończenie roku szkolnego dla klas czwartych - właśnie pisze do was absolwentka Ekonoma z Koszalina :D (no musiałam się pochwalić, musiałam!! :> haha), dlatego rozdział dodałam dopiero teraz.
Mam nadzieję, że nie zawiódł.
NIESTETYYY - W następnym tygodniu nie uda mi się dodać rozdziału - matura. Wińcie tę zołzę. Mega się stresuje, ale mam nadzieję, że wszystko się uda - w związku z tym, że do końca staram się docisnąć naukę, nie będę miała czasu tu raczej zaglądać w tym okresie - dlatego trzeba uzbroić się w cierpliwość.
Kolejne ogłoszenie - raczej na pewno będę musiała dodawać rozdziały co tydzień w piątki - chyba, że będę w bardzo dobrej sytuacji z książką - już tłumaczę - tf2 jest skończona na moim komputerze, jednak pracuję nad dalszymi częściami - mimo chęci wrzucenia od razu całej książki muszę was trochę torturować, bo nie poradzę sobie z wrzucaniem na wattpad tego co napiszę na bieżąco - muszę mieć zapas tego co napisałam. Należy mieć nadzieję, że przez te wakacje (najdłuższe jakie mam) uda mi się dobrnąć do takiego momentu, w którym będę się czuła swobodnie - i będę dodawała częściej. Być może raz na jakiś czas będę łamała zasadę "copiątkowych" rozdziałów i dodam je częściej - ale wolę uprzedzić, że taki mniej więcej będzie system.
Dzięki, że jesteście i przeżywacie to opowiadanie razem ze mną ;D
Buziaki i do zobaczenia!! :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro