Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24: Kumpel w potrzebie

Przez kilka dni mogłam poczuć się jak królowa. Leżałam w łóżku, a wszystko o co poprosiłam zostało mi dane. Artur nasmażył mi pysznych naleśników, mama co jakiś czas wietrzyła mi pokój, podawała mi soczek jabłkowy, pytała mnie o stan zdrowia. Lider przywiózł mi z wojska bardzo smaczną kanapkę z jajkiem. Wiedział, że od jakiegoś czasu mój apetyt rośnie, więc uznał, że to najlepszy sposób na udobruchanie mnie. Bystry chłopiec.

Nasmarowałam ranę na nodze maścią, którą dostałam od Waysa. Uznałam, że skoro pomogła mi na stopy, to może pomóc też w gojeniu się ran. Na początku starałam się ukryć lek przed Optimusem, ale w końcu lider znalazł pudełko szukając w moich szafkach "fajnych, ciekawych rzeczy" i musiałam mu się tłumaczyć. Nie był zadowolony, ale zachował cały swój spokój, co było dla mnie niezłym szokiem. Pierwszy raz od dawna zareagował tak łagodnie, przez co byłam z niego dumna. Może był wyrozumiały w wyniku tego co przeszliśmy ostatnio? Po tygodniu wolnego mogłam znowu wracać do wojska. Każdego dnia myślałam o Sanjey'u i za każdym razem wypełniał mnie smutek i żal. Roger dochodził do siebie, bo przecież jego także to wszystko uderzyło. "Sanjay poległ jak prawdziwy żołnierz. Był na to przygotowany i na pewno jest teraz dumny z was, a także z siebie" mówił generał, ale ja nie mogłam znieść tych słów. Sanjay chciał walczyć o wolność. Był przygotowany bronić swojej ojczyzny, a nie zostać postrzelony w jakiejś głupiej walce o energon. Czymś co go w zasadzie nie dotyczyło.

- Pomściłaś go - powiedział Roger któregoś razu na sali treningowej. Uderzałam w worek raz po raz. Coraz mocniej. Chłopak przyglądał mi się z poważną miną. Mimo tego czułam, że nie mogę spojrzeć na niego ani przez chwile. Gdybym to zrobiła - rozkleiłabym się, a nie chciałam pokazywać słabości. Już i tak wszyscy uznali mnie za mięczaka. - Selen, zrobiłaś co należało. Trudno się z tym wszystkim pogodzić, wiem. Straciliśmy Sanjaya, zabiłaś swojego pierwszego poważnego wroga, odniosłaś pierwsze poważne obrażenie, w dodatku jeszcze cała ta walka odbiła się na twojej psychice, Skull został ranny... przechodziłem przez to samo. Posłuchaj mnie w końcu, a nie tylko walisz pięściami w ten cholerny worek - krzyknął. Zrobiłam sobie przerwę. Opuściłam gardę i stanęłam nieruchomo patrząc się na jego obojczyki, wyłaniające się z czarnej koszulki.

- Roger, po prostu wszystko wciąż we mnie siedzi. Myślałam, że to spłynie ze mnie, jak po kaczce, ale to wciąż nie daje mi spokoju. Nie chcę zabijać z zimną krwią. Jestem zbyt wrażliwa.

- My nigdy nie zabijaliśmy i nie zabijamy z zimną krwią. Każdemu z nas jest ciężko, gdy musi strzelić. To nas wszystkich różni od tych całych decepticonów. Im wszystko przychodzi łatwo. Robią to odruchowo. Nie to co my. Ale musisz się przyzwyczaić, mimo wszystko, do tego, że trzeba bronić siebie i innych. Nad tym popracujemy. Ja też zaczynałem tak jak ty.

Westchnęłam ciężko spoglądając na brudną podłogę. Wtedy Roger chwycił mnie oburącz za twarz i podniósł moją głowę wyżej, by spojrzeć mi w oczy. O dziwo nie popłakałam się. Jego oczy wydały się jakby silniejsze. Jakby zapalił się w nich nowy ogień. To dodało mi otuchy.

- Głowa do góry, mała. Nad wszystkim popracujemy. A teraz powiedz mi jak noga? Pewnie rana nie wygląda najlepiej?

- O dziwo nie jest taka tragiczna - wyjaśniłam - będzie blizna, ale to nie istotne. Moja nieszczęsna noga się goi. Co jakiś czas czuje mrowienie, czasem też ból, ale nie ma porównania, jest o wiele lepiej.

Roger uśmiechnął się do mnie i przygarnął do siebie. Odwzajemniłam uścisk. W tej samej chwili do sali wszedł Optimus. Gdy nas zobaczył od razu zmienił wyraz twarzy z zamyślonego, w ciepły.

- Szukałem cię, Rogerze - powiedział lekko zmachany, a po chwili spojrzał na mnie czule - cześć kochanie.

Uśmiechnęłam się do niego puszczając Rogera z objęć.

- Coś się stało? - zapytał chłopak, ale lider pokręcił przecząco głową.

- Nic konkretnego, tak uważam, ale obiecałem plutonowi, że cię powiadomię. Nasza kucharka wzięła dzisiaj wolne, tak więc nie będzie obiadu. Hide nalega, byśmy coś zjedli, a ja za ich namową jestem tu, by to uzgodnić.

Roger zaśmiał się tylko i pokręcił głową.

- Margaret i wolne? co się tutaj porobiło? No, ale dobrze, podejrzewam, że to sprawa nie cierpiąca zwłoki. Możemy zwyczajnie zamówić coś z jakiejś knajpy, albo może pizza?

- Możemy iść do Lewisa, dawno go nie widziałam - rzuciłam nagle przypominając sobie o moim dawnym Amigo.

- Nie ma sprawy. Udam się teraz do swojego pokoju, by wygrzebać trochę kasy z portfela. Mam nadzieję, że będzie mnie stać chociaż na kotleta - uśmiechnął się targając mnie ręką po włosach co nie było konieczne. Roger wyszedł z sali zostawiając mnie samą z liderem. Spojrzałam na niego zastanawiając się co zjem u Lewisa. Po chwilowych przemyśleniach wybrałam najodpowiedniejsze danie.

- Dorsz - stwierdziłam na głos, co nieco zdziwiło Optimusa. Zaśmiałam się po czym gestem ręki pokazałam mu, że to nie ważne. Podeszłam do mojego chłopaka i oplotłam swoje ręce wokół jego szyi muskając jego górną wargę. Uchylił kąciki ust w delikatnym uśmiechu, a jego ciało przeszyły dreszcze.

- Uwielbiam, gdy to robisz - jęknął cicho wsadzając mi ręce pod koszulę od munduru. Skarciłam go za to. Przecież w każdej chwili mógł tu wejść jakiś żołnierz. I tak było. Jazz wychylił głowę zza rogu i zawołał nas przed budynek. Posłusznie udaliśmy się w jego stronę trzymając się za ręce. Co jakiś czas skradaliśmy swoje spojrzenia. Zarumieniłam się, ale zauważyłam, że nie tylko ja. Jego dołki ust podniosły się, a policzki zrobiły się rumiane. Miałam ochotę rzucić się na niego i go zgwałcić. Swoją drogą myślę, że jemu bardzo by to pasowało. Tak więc można polemizować na temat tego, czy to gwałt. Roześmiałam się spostrzegając, że myślę o dziwnych rzeczach. Przed budynkiem stało szesnaścioro żołnierzy. Rozpoznałam autoboty, Rogera, Jonsiego oraz Stewarda - wysokiego, przystojnego mężczyznę o blond włosach i niebieskich oczach. Jego skóra była mocno opalona. Na rękach miał chyba z dziesięć bransoletek - kilka czarnych, kilka srebrnych, jedną czerwoną. Poznałam go dopiero po ostatniej walce z Blackoutem. Chłopak bardzo zatroszczył się o Skulla, który dostał kulę w brzuch. Gdy tylko stanęliśmy obok zasalutowałam radośnie - być może pierwszy raz od ostatnich wydarzeń miałam tyle entuzjazmu. Roger puścił mi oczko.

- Panowie i Panie, idziemy jeść - oznajmił radośnie Ironhide.

Grupa żołnierzy, którą prowadził Optimus i Roger wyruszyła z wojska. Szłam blisko mojego księcia z bajki, którego niebieskie pasemko skakało radośnie przy każdym kroku. Trzymając mnie za rękę gawędził z Rogerem i odpowiadał na pytania Jazza. Bumblebee w swoim małym mundurze podbiegł do mnie i chwycił moją wolną rękę. Spojrzałam na niego zdziwiona, ale oddałam jego radosny uśmiech. Palcem lewej ręki kazał mi przybliżyć swoją twarz do jego. Zrobiłam to ciekawa jego słów.

- Będziemy płacić pieniędzmi? - zapytał zaintrygowany. Przytaknęłam lekko, zastanawiając się do czego zmierza. - czyli tym co dał nam ostatnio generał. Dostaliśmy pieniądze na jedzenie, tak?

Uśmiechnęłam się. Faktycznie, generał rozdał nam ostatnio naszą pierwszą wypłatę. Ucieszył mnie fakt, że autoboty zyskały pieniądze. Oznaczało to, że nie muszą już żyć z moich kieszonkowych, a także, że stać ich będzie na własne wydatki (odliczając podatki, które pójdą na ich nowy dom - pokój w wojsku i sprzęt dla żołnierzy). Umówiłam się już z moimi przyjaciółmi, że przy okazji wolnego koniecznie udamy się na zakupy. Autobotom przydadzą się nowe ubrania - jakaś odskocznia od mundurów i ich starych ciuchów, które mieli na samym początku, jako holoformy. Jednak nie tylko ubrania by im się przydały. Kosmetyki, akcesoria do pokoi. Czyli jakby nie patrzeć pościel na zmianę, może jakaś ozdoba ścian, by nie było tak depresyjnie pusto. Sama nie wiem. Chłopcy coś wymyślą. W zasadzie to samo odpowiedziałam Bee, który domagał się odpowiedzi na dręczące go pytanie. Był uroczy. Taki mały, grzeczny chłopak (zupełne przeciwieństwo głupiego Jadena), który na co dzień bywa jak zwykły młodzik, a podczas misji wykazuje się większą odwagą i umiejętnościami niż każdy z nas. To niemal każdego wprawiało w zaskoczenie, a lidera w dumę. Przypomniała mi się także mina generała, gdy młodzik musiał pokazać swoje umiejętności, by dostać się do naszego plutonu. Jednym zdaniem: opadła mu kopara.

Mały dostał już odpowiedź na swoje pytanie, więc powędrował z powrotem do swoich kolegów. Byli nimi Skids, Mudflap (współczułam mu bardzo, jednak wole ich niż mojego brata. Zepsułby tego miłego, dobrego chłopaczka), a także Dan - osiemnastoletni chłopak, który normalnie uczęszcza do szkoły wojskowej, a w naszym wojsku odbywał praktyki. Tak zabłysnął w oczach naszego generała Philippa (wreszcie odkryłam jego imię), że ten postanowił przyjąć go na stałe. Jednak póki się kształci, może jedynie dorabiać w wojsku w wakacje. To jest w pewnym sensie jakiś sposób na życie. Gdy jego nauka dobiegnie końca, ma tu zapewnioną robotę. Zdałam sobie sprawę, że w zasadzie ja i Arsen mamy to samo. Nie ma takiej możliwości, by opuścili nam całe lata kształcenia. Ku mej rozpaczy. Wiedziałam jednak, że nauka jest mi potrzebna i nie zdołam od niej uciec. Próbowałam nie myśleć jak połączę życie szkolne z wojskiem, a do tego z moim dotychczasowym życiem, tzn. walką z robotami z kosmosu. Pomyślałam też o Arturze. Przyjechał do naszego miasta, by znaleźć pracę jako aktor. O ile wiem, złożył też do teatru podanie o prace wraz z CV i listem motywacyjnym, ale jak na razie brak odpowiedzi. Przyjeżdża z nami do wojska, by mnie pilnować i dbać o moje bezpieczeństwo. Cóż, jest kochany. Zawsze darzył mnie dużą sympatią. Ja jego również. To dobry człowiek.

Przeszliśmy spory kawał drogi, ale nie odczułam tego w nogach. Po latach chodzenia wszędzie pieszo, a także treningach z Hidem i Rogerem mogłam pochwalić się brakiem wyczerpania w pokonywaniu długich dystansów. Przynajmniej w marszu i truchcie. Nie lubiłam biegać. Zawsze uważałam to za coś nie do przeskoczenia. Bardzo szybko traciłam siłę, a zyskiwałam pieczenie w gardle i kolkę. Po co to sobie robić? W moim przypadku można dbać o zdrowie truchtając przez długi dystans, ale nie pędzić jak poparzony - no chyba, że goni cię jakiś potwór albo morderca. Wtedy faktycznie lepiej przyspieszyć. Znajdowaliśmy się już niedaleko przystanku autobusowego blisko mojego domu. Niecałe dwadzieścia minut drogi i będziemy na miejscu. Zastanowiłam się co teraz robią decepticony. Jak spędzają swój wolny czas i czy w ogóle takowy posiadają? Albo co teraz robi ten cały szef Optimusa, Ultra Magnus? Dlaczego właściwie się nie odzywa? Wątpiłam w to, że nie zauważył zniknięcia Primea. Coś się za tym kryło.

Minęliśmy bezdomnego, który leżał pod czyimś blokiem w jakimś prowizorycznym szałasie tzn. osmolonym prześcieradle podtrzymanym kijami od szczotki. Tandetna prowizorka aczkolwiek zrobiło mi się żal tego człowieka. Być może sam zgotował sobie taki los, a może to po prostu niefortunność losu.

- Selen, możesz nie wgapiać się tak w tego mężczyznę? On chyba nie czuje się komfortowo - usłyszałam głos Rogera. Wyrwana z przemyśleń spojrzałam się na przyjaciela i podrapałam się po głowie. Zaśmiał się i skomentował, że jak zwykle bujam w obłokach. Można tak powiedzieć. Ostatni raz spojrzałam na bezdomnego, który leżał niewzruszony widokiem armii żołnierzy, a potem spuściłam wzrok.

Gdy dotarliśmy do knajpy, zastaliśmy Lewisa siłującego się z kluczami włożonymi do drzwi jadłodajni. Przyjrzałam się godzinom otwarcia oraz tabliczce z określoną przerwą dla pracowników, ale to nie była żadna z nich.

- Lewis, stary, co z tobą? - zapytałam. Mężczyzna spojrzał na mnie smutnym wyrazem twarzy i oznajmił, że jeżeli do siedemnastej nie znajdzie dużej ilości klientów będzie zmuszony zamknąć lokal. Zdziwił mnie brak konsumentów w jego knajpie. Zawsze było ich pełno. Jednak z jego późniejszych wyjaśnień wynikało, że to wszystko sprawka nowo otwartej budy z fast-foodami nieopodal. Ludzi urzekł smak śmieciowych hamburgerów za pół ceny. A niech to. Babka, której Lewis miał dać klucze od zamkniętej na amen knajpy przyjeżdża za niecałe pół godziny. Uśmiechnęłam się szeroko.

- No wiesz? wydawało mi się, że lubisz moje żarcie, młoda - poskarżył się, pewnie nieco zdziwiony moim zachowaniem.

- Och naturalnie! Dlatego mam propozycję nie do odrzucenia - zaśmiałam się radośnie wiedząc, że nie wszystko stracone.

Tak więc podstarzała pani w zbyt jasnych, blond włosach, upiętych w kok zdziwiła się znacznie, gdy ujrzała lokal ciemny od ludzi. Każdy był co prawda ubrany w mundur, ale to nie czyni nas chyba kimś innym niż klientami?

Ustaliliśmy, że co czwartek będziemy tutaj jadać, co oznaczać będzie, że Lewis nie zbankrutuje. Paniusia w koku i ołówkowej spódnicy nie dostała kluczyków, natomiast odchodząc pozostawiła nieprzyjemnie chłodne hasło : " będę was odwiedzała" i tyle ją widziano. Przynajmniej dzisiaj. Nabiłam jedną z moich cudownie aromatycznych frytek na widelec i skąpałam ją w sosie czosnkowym, który był rozlany na mojej porcji ryby. Tak jak planowałam. Był to dorsz zapiekany w serze i szpinaku. Nim skończyliśmy jeść zaproponowałam Lewisowi, by odświeżył nieco lokal: dobra reklama może przyciągnąć wielu klientów. Promocje także mogą być bardzo dobrym przyciągaczem. Ludziom trzeba przypomnieć, że jedzenie ma być przemyślanym zestawem i czymś pożywnym. Może jeszcze jest dla nich nadzieja. Lider w końcu mógł zainwestować w swoje frytki. Jednak nie omieszkaliśmy nie podkraść sobie czegoś z talerzy. Optimus zamówił sobie kebaba na talerzu, który bardzo mnie skusił, a jemu natomiast bardzo spodobała się moja ryba. Hide przegiął kupując i zjadając całą pizzę, a potem prosząc o jakieś mięso. Cieszyłam się, że usiadł przy innym stoliku i to nie mi robi wstyd. Na dodatek jadł karkówkę palcami, jego zdaniem "jak prawdziwy mężczyzna". Pokręciłam głową z niedowierzaniem, a po chwili spojrzałam na talerz mojej przyjaciółki. Od jakiegoś czasu przeszła na zdrową żywność dlatego też poprosiła o sałatkę z kurczakiem i chleb razowy. Westchnęłam ciężko wcinając ostatnią frytkę. Czułam się pełna, ale zadowolona. Odstawiając talerz poprosiłam o jeszcze jedno danie na wynos oraz kubek herbaty. Lewis zastanowił się przez chwilę, ale za kilka minut wręczył mi zamówienie przy czym dziękował za ogromną pomoc. Uśmiechnęłam się i odparłam, że nie ma za co. W zasadzie i tak planowaliśmy tu iść. To chyba było takie przeznaczenie - abyśmy pomogli kumplowi w potrzebie. W drodze powrotnej chłopcy dopytywali mnie na co mi kolejna porcja, ale nie odpowiadałam im na to jakbym zwyczajnie nie słyszała. Dopiero, gdy dotarliśmy do prowizorycznego posłania bezdomnego odłączyłam się od grupy i ku zdziwieniu chłopaków oraz brudnego od błota mężczyzny, podałam mu posiłek. W środku pudełka znajdowały się sztućce, a także cukier do herbaty. Facet spojrzał mi w oczy i wybełkotał szczere "dziękuje". Poczułam ciepło w sercu. Myślę, że Bóg się do mnie uśmiechnął. W każdym razie zrobiłam to ja i moi przyjaciele, gdy do nich wróciłam. Lider przytulił, a Ratchet jak zawsze potargał mi włosy.

- Dobra z ciebie dziewczyna, gówniaro - powiedział, po czym na jego twarzy pojawił się miły uśmiech. Westchnęłam tylko, lekko zadowolona z jego komplementu. Przez całą drogę wsłuchiwałam się w rozmowy moich przyjaciół, ale nie zastanawiałam się nad nimi. Wpuszczałam je jednym uchem, a drugim pozwalałam lecieć dalej. Rozważałam moją zmianę. Bo zmieniłam się od czasu, gdy poznałam autoboty. Kiedyś nigdy nie zrobiłabym nic co mogłoby być pożyteczne. Czułam się trochę jak pasożyt i mimo iż wiedziałam, że nie powinno tak być, nie wiedziałam za bardzo co w sobie zmienić. Gdy zjawili się oni, po prostu stało się. Zaczęłam dostrzegać dużo więcej, analizowałam swoje czyny i starałam się sprostować w sobie to co było złe, niewłaściwe. Dobrze czułam się w towarzystwie osób o dobrym sercu. Duży wpływ i być może największy ma na mnie Optimus. To głównie dzięki niemu tak wiele zrozumiałam. Moje życie się zmieniło, a wręcz wywróciło do góry nogami. A teraz? Szłam obok niego śledząc kroki moich przyjaciół pustym wzrokiem i uświadamiałam sobie jak dobrze jest zrobić czasem coś dobrego.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Przepraszam za opóźnienie! :( Wczoraj nie byłam w stanie dodać rozdziału, ale dziś pojawią się dwa! W ramach rekompensaty! :D

Pozdrawiam cieplutko wszystkich czytelników! <3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro