Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13: My się chyba nie polubimy

(Optimus)


Dotarcie do głównej kwatery nie zajęło dużo czasu. Po drodze nasz nowy znajomy opowiedział mi o treningach. Będę nadzorował moją dziewczynę przy nauce strzelania. Moim zdaniem umie to robić doskonale, ale pozna jeszcze różne manewry. Strzelanie mam w małym palcu, tak samo jak władanie mieczami. Gorzej mi idzie ze strzelaniem z łuku co jest mocną stroną Jazza i Selen. Nie ze wszystkiego można być dobrym. Zawsze znajdzie się rzecz, która nie jest dla nas stworzona.

- Masz szczęście, że trafiła ci się taka dziewczyna. Na pewno ma niezły charakter - Roger uśmiechnął się lekko, gdy dotarliśmy do drzwi budynku. Oddałem uśmiech i przyznałem mu rację w obu stwierdzeniach. Charakter Selen jest wyjątkowy. Jest bardzo delikatna, ale kiedy trzeba potrafi pokazać pazury. Często płacze, często też krzyczy. Ze wszystkich rzeczy najbardziej kochałem jej uśmiech. Zawsze zwalał mnie z nóg. Do gabinetu generała musieliśmy dostać się schodami. Potem szliśmy wzdłuż korytarza aż zobaczyliśmy odpowiednią tabliczkę. Roger zapukał stanowczo i kiedy usłyszeliśmy komendę "wejść" oddalił się pośpiesznym marszem. Uchyliłem drzwi i starałem się mówić stanowczym, poważnym tonem.

- Witam. Jestem Optimus Prime, dowódca autobotów - wyjaśniłem. Mężczyzna za biurkiem przez chwilę patrzył na mnie z niezrozumieniem, ale widocznie po chwili załapał. Gestem ręki zaprosił mnie do środka. Całe szczęście, że nauczyłem się ziemskich gestów oraz mimiki twarzy. Są w dużym stopniu zbliżone do tych na Cybertronie, ale lepiej dmuchać na zimne.

- Chciałem Cię widzieć, ponieważ musimy ustalić to i owo, skoro zdecydowaliście się dołączyć do armii.

- Oczywiście.

- Jest Pan przywódcą swojej małej armii, więc zapewne nadal chce Pan pełnić tę funkcję - domyślił się. Miał rację, tak więc przytaknąłem.

- Liczę na to, że jako doświadczony żołnierz i doświadczony przywódca w mojej ojczyźnie będę mógł dowodzić swoim plutonem także i na tej planecie - wyjaśniłem.

- W rzeczywistości sprawa przedstawia się tak: muszę sprawdzić Pańskie umiejętności bojowe, a także przywódcze, by ocenić czy nadaje się Pan do pełnienia tej funkcji. Wezmę pod uwagę, że ocalił Pan nasze miasto przed złem, a także to, że już pełnił Pan taką służbę. Jestem pewien, że się dogadamy.

- Ja również.

- Pozostają też inne sprawy. Pluton niezależnie kto teraz będzie przywódcą musi powstać. Trzeba poddać szkoleniu każdego, aby ustalić, gdzie będzie jego miejsce. Jeden może być medykiem, inny snajperem. Sam Pan to rozumie. Wpisze Pan tutaj swoje dane, weźmie inne takie kartki i wręczy je każdemu z ochotników. Wypełnicie je, oddacie mi, wyszkolimy kogo trzeba, sprawdzimy do czego każdy się nadaje i zyskacie pluton, własną flagę, mundury i ubiory polowe. Zrozumiano?

- Tak jest - zasalutowałem. Generał uśmiechnął się do mnie łagodnie.

- Zbiórka za dwie godziny w sali treningowej. Wcześniej proszę o dostarczenie mi uzupełnionych kartek. To wszystko czego od Pana teraz wymagam. Żegnam.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Siedzieliśmy w sali wypoczynkowej tak właściwe niczym nie zmęczeni. Nie wiedzieliśmy gdzie dokładnie się podziać. Nie mogliśmy się rozdzielić, bo nasz lider musiałby nas szukać. Postanowiliśmy więc zostać na miejscu. Ratchet wyglądał przez okno szukając Optimusa. Reszta siedziała na sofach, niektórzy na dywanie. Niemal nie zwracaliśmy uwagi na kilku żołnierzy, którzy szwendali się po pokoju. Czasem do nas zagadywali.

- Idzie - brzmiał głos Ratcheta wpatrzonego w okno. Uniosłam się lekko by zobaczyć okolice. Widziałam jak rudowłosy mężczyzna zmierza w naszą stronę. Trzymał w dłoni kartki. Zaciekawiona podeszłam bliżej. Widziałam dużo lepiej. Lider spojrzał w nasze okno, uśmiechnął się, gdy zobaczył jak energicznie macham w jego stronę. Potem wykrzyknęłam "cześć kochanie!" więc trochę się zawstydził. Uwielbiałam to. Zaśmiałam się wrednie co przykuło dziwne spojrzenie medyka. Klasnęłam w dłonie i zniecierpliwiona podeszłam do drzwi w oczekiwaniu na mojego chłopaka. Zamierzałam obrzucić go stertą pytań na temat jego pobytu w gabinecie generała, a tym czasem, gdy tylko stanął w progu, stać mnie było na zwykłe cześć. Pytanie natomiast zadał Jazz.

- I co szefie ? - zapytał zaciekawiony podnosząc się z dywanu z pozycji do medytacji. Lider w skrócie opowiedział o treningach, a dokładniej o testach jakie nas czekają. Podał nam kartki i kazał uzupełnić. Była jedna dodatkowa dla Arsen, a w związku z tym, że jej nie było, postanowiłam wypełnić dokument za nią. To były podstawowe dane, więc to tak zwana bułka z masłem. Imię, nazwisko, data urodzenia, takie tam. Przecież znałam Arsen jak siostrę, dlatego nie miałam z tym problemu. Autoboty mogły mieć nieco trudniej. Powiedziałam zatem, by wpisali początek swojej milionowej sumy - to o wiele prostsze niż zostawienie pustego miejsca i tłumaczenie generałowi, że oni właściwie przeliczają to wszystko inaczej. Przy nazwisku problemu nie miał tylko Bee i Optimus oraz rzecz jasna ludzie. Reszta powpisywała nazwę swojej rasy. Wyglądało to mniej więcej tak: "Ratchet Autobot". Wypełniać kartki zakończyliśmy po czytelnym podpisie w prawym dolnym rogu dokumentu, a potem Roger zaniósł je z powrotem.

Do pokoju rozrywkowego, w którym aktualnie się znajdowaliśmy, wtargnęło dwóch żołnierzy. Jeden miał rude, krótkie włosy i zielone oczy. W ręku trzymał ściągnięty beret. Był umięśniony niemal tak bardzo jak Ironhide. Drugi był chuderlakiem. Wyglądał na fajtłapę ze smutnym wyrazem twarzy. Miał kasztanowy odcień włosów i nieśmiertelnik zawieszony na szyi. Każdy żołnierz taki posiadał, ale niektórzy mieli je pochowane, w kieszeniach, pod mundurem, a niektórzy, tak jak kasztanowłosy, na wierzchu.

- No proszę, czyżby przysłano nam koty do opieki? - zadrwił rudzielec.

- Pat, daj spokój - westchnął jego kolega, jakby znudzony jego zachowaniem.

- Witajcie, jestem Selen, a to moi przyjaciele. Będziemy służyć w wojsku - wyjaśniłam starając się być przyjazna.

- A skąd taka pewność dzieciaku? - spytał ostro - dopiero po wynikach egzaminu będziesz mieć pewność. Teraz możesz tylko panikować i zastanawiać się nad swoim losem.

- Egzamin jest ważny, ale w zasadzie to zostaliśmy tutaj pokierowani przez prezydenta. Myślę, że wojsku przyda się nasza pomoc - stwierdziłam.

- Więc to wy jesteście tymi robotami z kosmosu? - zapytał z ciekawością drugi.

- Tak. Jesteśmy tu, ponieważ prezydent zaoferował nam dom za służbę. Nie zostaliśmy w prawdzie poinformowani, że będziemy musieli przechodzić jakieś szkolenia, bowiem już jesteśmy przydzieleni do pełnienia odpowiednich funkcji, ale pójdziemy na ten układ - wyjaśnił lider. Pat nie wyglądał na oczarowanego. Stał w tej samej pozycji lekko marszcząc brwi. No, no. Przyjemniaczek.

- Nie zamierzam się wami zachwycać ponieważ przybyliście z kosmosu, by nas chronić. Dla mnie to nie jest zaszczyt. Sami też potrafimy o siebie zadbać.

- Do prawdy? - Ironhide prowokował go swoim specyficznym uśmieszkiem.

- Tak. Radziliśmy sobie już kiedyś, gdy przyszło nam bronić ojczyzny. I zrobimy to znowu, bez waszej pomocy - stwierdził chłodno.

- Nie byłbym taki pewien zważając na fakt, że naszym nowym wrogiem będą decepticony - mruknął Ratchet.

- Mówiłeś coś staruchu? - warknął.

- Licz się ze słowami szczeniaku - warknął medyk. Po chwili odpuścił wiedząc, że podniesiony głos nie polepszy sytuacji - decepticony będą naszym nowym wrogiem. Dlatego tu jesteśmy. Roboty innej rasy mają zamiar wysadzić ziemię.

- A z jakiej racji? - zapytał zdziwiony chuderlak.

- Po wybuchu takiej planety pozostaje dużo energii zwanej energonem. Pojedyncza kostka zasila robota. Cała ich masa może odbudować planetę, którą zniszczyli. Ich plan to odnowić planetę i nią władać. My chcemy ich powstrzymać. Ta planeta jest zamieszkiwana, nie możemy pozwolić, by została zniszczona - wyjaśnił Jazz. Chuderlak zrozumiał. Pokiwał głową przełykając ślinę. Widocznie taka wizja nie do końca mu się spodobała. Trochę nic dziwnego. Trochę nawet bardzo. Pat miętolił beret w dłoni. Po chwili strzepnął go i nałożył na głowę chowając rude włosy. Położył ręce na biodra i przyjrzał się nam z ukosa. - Ja tam nie jestem przekonany. Nic dla mnie nie znaczycie - odparł chłodno.

- Nie chcemy byś traktował nas jak bóstwo, bo nim nie jesteśmy. Chcemy odrobiny szacunku i tego samego możesz oczekiwać od nas - stwierdził Prime.

- Szacunku mówisz? - wyglądał jakby przez chwile się zastanawiał, ale byłam pewna, że wcale tego nie rozważał. Jedynie udawał rozmyślanie. Po chwili poruszał swoją szczęką i wypluł ślinę, która wylądowała obok butów Optimusa. Lider popatrzył na przeźroczystą wydzielinę z zażenowaniem. Po chwili zwrócił wzrok na mężczyznę. Prychnął, jednak nic nie powiedział. Z jego twarzy mogłam odczytać, że nie zamierza użerać się z kimś takim. Wydał rozkaz opuszczenia pomieszczenia i wraz z nim udaliśmy się na dół zostawiając dwóch żołnierzy.

-Patrick, chyba jednak trochę przegiąłeś - stwierdził chudzielec.

- Wcale nie, trzeba pokazać kotom, że wojsko to nie przedszkole.


xxxxxxxxxxxxx


No cześć :D

Udało mi się zdobyć trochę czasu na dodanie rozdziału. Oczywiście w piątek pojawi się kolejny (chyba, że wcześniej zdołam coś wrzucić - niezależnie od tego - w piątek i tak pojawi się jakiś rozdział -> ewentualnie będzie ich po prostu więcej w tygodniu ;D )

Rozmowa z moją przyjaciółką, która zna moją książkę od strony "kulisów" - czyli nazywając to po angielsku tzw. behind the scenes, zmotywowała mnie do zadania Wam niezobowiązującego pytania: którą postać polubiliście najbardziej, a którą najmniej i dlaczego to właśnie te osoby?? :D - zależy mi na odpowiedziach z powodu zwykłej ciekawości jak odbieracie postacie - co Was denerwuje w ich charakterach, a co sprawia, że odbieracie je pozytywnie. Nie bójcie się pisać! <3 Przyjmę wszystko ciepło - ponieważ w jakiś sposób chcę, by ta książka żyła - sama mam osoby, które kocham w mojej książce za charakter, a są takie których nie lubię i chyba nie polubię haha!

Pozdrawiam Was i życzę wszystkiego dobrego!! <3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro