Rozdział 41: Bez paniki, to tylko robot z kosmosu
Flesz, mnóstwo fleszy. Przez chwilę poczułam się jak na jakimś wybiegu, ale to nie mi robiono zdjęcia. Bumblebee w wersji kilkumetrowego robota miotał się wydając z siebie dziwny jęk. Nie zważał na linie wysokiego napięcia, krzaki czy znaki drogowe. Wymachiwał swoimi rękoma na wszystkie strony i co chwile wykonywał kilka kroków do przodu lub do tyłu. Wszyscy krzyczeli, uciekali albo zszokowani robili zdjęcia. Wiedziałam, że gdy teraz do niego podejdziemy, ludzie namierzą także nas, wszystko trafi do rządu, a ci będą nas szukać, abyśmy wyjawiły im prawdę. Zesztywniałam ze strachu - bezsilność to jedno z najgorszych uczuć jakie mogą nawiedzić człowieka. Arsen wyglądała niemal tak samo blado jak ja. Musiałam coś zrobić. Rozdarłam się, więc na cały głos próbując zawołać po imieniu ogromnego robota, który stał się sensacją. Kolejnych ludzi przybywało, niektórzy uciekali. Zerkali raz to na mnie raz na Bee, który pomału zaczął się uspokajać, ale nadal był przerażony. Jego oczy powiększały się i pomniejszały co chwilę - był to bardzo rozkoszny widok, jednak... no sytuacja...wiadome. Łatwo można było rozpoznać, że mały się boi. Wystarczyło spojrzeć na jego twarz. Szczerze nawet nie byłam w stanie stwierdzić kto bał się bardziej. Ja, ludzie czy maluch rozmiarów podobny wielkością pobliskiemu drzewu? Sytuacja się pogorszała. Wśród okrzyków i dźwięku jaki wydawał Bee dało się słyszeć syreny policyjne. Myślałam, że oszaleję. Podbiegłam do jego nogi i kazałam mu uciekać. Nic innego nie przyszło mi do głowy. Miał natychmiast uciekać do naszej bazy. Gdy grzecznie zmienił się w auto postanowiłyśmy do niego wsiąść. Kilka sekund i autobot ruszył. Byliśmy już spaleni. Mają nas jak w garści, ale dużo gorsze byłoby spotkanie z policją.
Przez chwilę trwaliśmy w milczeniu. Nikt nie chciał lub nie wiedział po prostu co ma powiedzieć. W milczeniu dojechaliśmy do bazy.
- Kto powie liderowi? - zapytała po chwili Arsen zerkając niepewnie na mnie.
- Zrobię to - powiedziałam. Nie wiedziałam jak to odbierze, ale ktoś musiał o tym powiedzieć.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Bumblebee siedział w kącie i trząsł się ze strachu. Ratchet siedział obok niego i coś do niego mówił.
Arsen i ja stałyśmy przy drzewie i milczałyśmy nie wiedząc jak to wszystko powiedzieć. Zabrakło mi słów. Medyk podszedł do nas.
- Mały nie chce nic powiedzieć - westchnął. Lider dołączył do nas, a zaraz potem wszyscy inni.
- A może wy wiecie co się stało? - zapytał lider niespokojnym głosem - Selen, co jest grane? Jechałyście z Bee, a teraz mały przybiegł tu rozdygotany. Nic z tego nie rozumiem. Pokłóciliście się?
- N...nie - wydukałam i spojrzałam na małego, który ukradkiem spojrzał na mnie. Bał się teraz jeszcze bardziej. Doskonale wiedziałam, że boi się reakcji rudowłosego. Widocznie widział go już złego - Bee... to znaczy ja... to moja wina Prime...
Dygotałam. Nawet nie wiedziałam jak bardzo, ale widocznie lider to zauważył. Widziałam po jego minie, że bardzo chce się dowiedzieć co zaszło. Postanowiłam to skrócić. Zamknęłam oczy i próbowałam się uspokoić. To taka trema, trochę trudno przyrównać ją do recytacji wiersza czy publicznego występu. Jest to strach, który ciężko porównać do czegokolwiek. Zrobiliście kiedyś coś bardzo złego i trzeba było przyznać się wtedy do błędu wiedząc, że reakcja słuchacza będzie negatywna? Kojarzę to z małym dzieckiem i matką, która jest zdenerwowana, a dziecko właśnie przyznaje się do złego uczynku. Wtedy dostaje się okropny ochrzan. Taki właśnie mnie czekał. Może nie do końca słuszny, ale nie potrafiłam nie kryć młodego.
- Przeze mnie świat wie, że istniejecie... - wyjąkałam i poczułam jak zbiera mi się na płacz. Nie do wiary jaka potrafię być czasem delikatna. Dziś po prostu wszystko razem uderzyło we mnie niczym piorun.
- Co do cholery?! - lider uniósł się w gniewie. Jego krzyk dodatkowo rozniosło echo. Myślałam, że zejdę z tego świata. Często na mnie krzyczeli, ale to nauczyciele, a ich zdanie nieco mniej mnie interesuje. Co innego mój chłopak, którego kocham, a za razem lider, którego szanuje.
Wciąż miałam zamknięte oczy. Przeprosiłam chyba z sześć razy. Wyjaśniłam, że po prostu nie uważałam i jestem wszystkiemu winna. Po wielu wrzaskach i ochrzanach w końcu nie wytrzymałam. Łzy popłynęły mi ciurkiem i wtedy twarz lidera zmieniła wyraz.
- Selen ja...
Potrząsnęłam głową i zakryłam usta dłonią.
- Gdybyśmy poszły same nic by się nie wydarzyło, nie potrzebnie was tylko naraziłam. Przepraszam...
Wycofałam się i natychmiast uciekłam. Arsen próbowała mnie zatrzymać, ale bezcelowo. Miałam dość tego dnia choć ledwie się zaczął. Dość tej przeklętej sukienki, szpilek, dość krzyku. Szybko znalazłam się pod drzwiami domu. Pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka ocierając łzy. Mama zastała mnie zaryczaną i od razu się przejęła. Wyjaśniłam, że to z napięcia i w sumie ze wzruszenia. Bzdury, ale mama w nie uwierzyła. I całe szczęście. Weszłam do pokoju i dałam upust emocjom. Przeklinałam w myślach siebie i ten cholerny dzień.
Po trzech próbach drzemki postanowiłam sobie darować. Na przymusowe uśnięcie straciłam ponad dwie godziny. Nadeszła pora obiadowa, ale nie miałam ochoty jeść. Dziwne co? Całe to zamieszanie odebrało mi apetyt, więc odmówiłam mamie zejścia na dół na posiłek. Przez ostatnie minuty co chwile znajdowałam sobie nowe zajęcie. Najpierw słuchałam muzyki, potem oglądałam jakiś głupi western w TV, a potem zajęłam się szkicowaniem. Czego? Sama chciałabym wiedzieć. Rysowałam wojnę, ludzi uciekających w panice, strzały, samoloty, granaty lecące w powietrzu, krew i młodych powstańców. Uśmiechnęłam się wycierając brud z kredki na moim palcu. Nie raz czytałam o bohaterach „Kamieni na Szaniec" A. Kamińskiego. Najbardziej wstrząsająca lektura, najpiękniejsza opowieść „o ludziach, którzy potrafili pięknie żyć i pięknie umierać". Wzruszałam się na tej książce, chciałam być taka jak oni, ale ciężko naśladować kogoś innego, zwłaszcza kogoś tak dobrego jak tamci chłopcy. Wojna potrafi zmienić wszystko, ale co ja o niej wiem? Przeżyłam atak decepticonów, ale nie mogę nazwać tego wojną. Na razie są to niewinne potyczki, jak to określił Ironhide. Mam wrażenie, że nasz mięśniak zna się na walkach najbardziej. Jego blizny na ciele świadczą, że miał najwięcej styczności z atakami ze wszystkich autobotów, jakie miałam okazję poznać. Nie zazdroszczę mu. Odłożyłam pracę na biurko i poczułam nagłą chęć spaceru. Czasem mi się zdarza. To takie niekontrolowane odczucie. Gdy jest środek południa wybieram się na spacer, kiedy wybudzam się w nocy i mam ochotę na przechadzkę, siadam na moim daszku i oglądam gwiazdy. Uwielbiam chłodne, nocne powietrze. Delikatny wiatr, który pieści skórę i te gwiazdy na ciemnym, mrocznym niebie, które wyglądają magicznie. Noc jest najpiękniejszą porą doby. Budzi wiele uczuć. Strach, niepokój, ciekawość, namiętności, radość, smutek...
https://youtu.be/Xgs5BIu8HUs
Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torby, chwyciłam telefon i słuchawki oraz oszczędności. Dochodziła siedemnasta więc mogłam wybrać się na krótką przechadzkę. Zamknęłam za sobą drzwi i poszłam w stronę miasta. Muzykę włączyłam wtedy, kiedy już byłam obok przystanku autobusowego. Nie zastanawiałam się jakie utwory leciały. Skupiałam się bardziej na moich myślach, co nie wychodziło mi na dobre. Spuściłam wzrok. Patrzyłam na moje buty, które maszerowały po dziurawym chodniku. Nie zauważyłam drzew obok mnie ani chłopaka, który we mnie uderzył. W odtwarzaczu wcisnęłam pauzę. Byłam lekko w szoku, ale poza tym wszystko ze mną grało. Spojrzałam na kolesia, który podnosił się z ziemi. Miał czarne, bardzo gęste włosy. Grzywka opadała mu na twarz. Wytarł się z kurzu i spojrzał na mnie.
- Przepraszam - wymamrotałam próbując oderwać wzrok od jego szarych tęczówek. Były niesamowite. Pierwszy raz widziałam taki odcień. Chłopak najwyraźniej zauważył mój namolny wzrok, ponieważ uśmiechnął się delikatnie. Wyglądał na starszego ode mnie, ale nie wiele. Podszedł bliżej i wyciągnął dłoń w geście przywitania. Uścisnęłam ją wyczuwając na niej jeszcze trochę kamyków z ziemi.
- Nazywam się Bartek - zaczął.
- Selen.
- Miło mi, chociaż nie wiem czy miłe było powalenie mnie na podłogę - zaśmiał się, a mnie przeszły dreszcze. Było w nim coś tajemniczego, ale nie potrafiłam odgadnąć co robi na mnie takie wrażenie. Jego oczy, włosy, głos czy cały wygląd? Ubrany był na sportowo. Biała koszulka i ciemne jeansy, a na nogach adidasy. Jego nietypowa twarz i tak pospolity strój. Ciekawa kompozycja.
- Tak... przepraszam jeszcze raz - zaśmiałam się, ale nadal zachowałam nieufną postawę.
- Skoro tak miło nam się rozmawia, może pójdziemy na loda? - zapytał, a mnie lekko zatkało.
- Loda?- zapytałam podnosząc jedną brew. Rozbawiło go to bo ukazał swoje białe zęby w uśmiechu. Ej, nic nie poradzę, że w tym wieku, w jakim żyjemy, wszelkie propozycje tego typu są dwuznaczne!
- Jaki smak lubisz? Mam trochę pieniędzy, powinno starczyć - stwierdził po czym machnął ręką w celu zaproszenia mnie. Nie wiem co mnie podkusiło, ale przyjęłam je. Przez chwilę szliśmy w milczeniu. Za moment jednak tajemniczy chłopak pochwycił jedną ze słuchawek zwisających mi z dekoltu i wsadził sobie w ucho.
- Czego słuchasz? - zagadał, a ja postanowiłam puścić mu lecący wcześniej utwór.
"Angela proszę cię nie idź z tym chłopcem na dno. On w oczach ma zło. On w oczach ma zło."
Szarooki uśmiechnął się znowu po czym oddał mi słuchawkę.
- A więc mocne brzmienia, założę się, że lubisz też inne mocne rzeczy... - oblizał usta, a ja nie wiedziałam co dokładnie mam odpowiedzieć. Wywierał na mnie dziwne wrażenie, a jego teksty dodatkowo mnie peszyły. No i po co godziłam się na wspólne spędzenie czasu? Cóż, zapewne dlatego, by choć przez chwilę oderwać się od problemów.
- Może... - westchnęłam, a on przytaknął tylko. Dziwny jakiś.
Dotarliśmy do lodziarni. Kazał mi usiąść przy stoliku, a tym czasem on poszedł zamówić. Chciałam coś powiedzieć, ale nie pozwolił mi na to za bardzo. Oddalił się zbyt szybko. A więc siedziałam przy stoliku w lodziarni, jakiś totalnie nieznajomy koleś funduje mi lody... dziwna historia. (Nie wie jakie smaki lubię, jeśli myśli, że zjem czekoladowe, to się myli. )Ale oderwało mnie to trochę od myślenia o dzisiejszym beznadziejnym dniu. Nie musiałam czekać długo aż chłopak wróci z pucharkami pełnymi różnokolorowych lodów. Deser robił wrażenie, gdyż na wierzchu był udekorowany bitą śmietaną i różnymi polewami.
- Postarałeś się - stwierdziłam - nie potrzebnie, zwłaszcza, że nie mam aż tylu pieniędzy by zapłacić.
- Przecież już mówiłem, że ja stawiam - upierał się - daj spokój, Selen. Takiej niezwykłej dziewczyny nie spotyka się codziennie. Sprawię, że nie zapomnisz dzisiejszego dnia na długo...
- Och, już cię wyprzedzono... - westchnęłam - a bardzo bym chciała zapomnieć.
- Co się stało?
- Nie istotne... takie tam sprawy podwórkowe...
- Gdyby były nieistotne to byś się nie zamartwiała - stwierdził oblizując łyżkę z bitej śmietany. Postanowiłam, że zabiorę się za swój deser. Nabrałam trochę lodów waniliowych zamoczonych w malinowej polewie. Były bardzo zimne, ale wyjątkowo dobre.
- Nie mam potrzeby zadręczania innych swoimi problemami. Zwłaszcza, że nie dotyczą aż tak bardzo innych lecz samej mnie. Mam ze sobą problem i tyle - westchnęłam - a to wszystko dlatego, że okres mi się spóźnia.
Sama nie wiem dlaczego to powiedziałam. Trudno jest wymyślić coś na poczekaniu, by nie domyślił się, że to ma coś wspólnego z ostatnim zamieszaniem. Mina chłopaka była zaskoczona. Nie dziwie mu się bo nie sądzę, by na pierwszym spotkaniu dziewczyna mówiła mu kiedyś podobną rzecz. Ale może poskutkowało, bo nie drążył tematu tylko stwierdził, że na pewno wszystko będzie dobrze. Te słowa są najbardziej denerwujące. Nie, nie będzie dobrze. Co ma być dobrze?
- Jak smakuje? - zapytał zmieniając temat. Rozmowa z czasem stawała się coraz bardziej przyjemna. Schodziliśmy na różne tematy i często wybuchaliśmy śmiechem. Interesujące, że kogoś takiego spotkałam na ulicy i od tak nagle znaleźliśmy wspólny język. Gdybym miała patrzeć na to jak zwykle przesadnie to stwierdziłabym, że to zbyt podejrzane, ale dzisiejszego dnia nie myślałam w ogóle. Nie miałam ochoty nudzić się w domu, a z Bartkiem dobrze się bawiłam.
W końcu pucharki zostały opróżnione. Mój świeży znajomy zapłacił i wstaliśmy z miejsca. Nie ustaliliśmy co będziemy robić dalej. Szliśmy przed siebie i dalej gawędziliśmy. W końcu wybiła dwudziesta. Musiałam pójść do domu, poza tym odczuwałam głód. Lody nie były dobrym obiadem zwłaszcza, gdy normalnego się nie jadło. Chłopak postanowił, że mnie odprowadzi i ciągle opowiadał, że musimy się jeszcze kiedyś spotkać. Nie odmówiłam, bo naprawdę miło spędziłam czas, ale też nie stwierdziłam, że chcę to powtarzać. Nie byłam pewna tego wszystkiego.
Stanęliśmy pod moim domem. Chłopak rozejrzał się po okolicy, a mnie znowu przyciągnął jego niespotykany kolor oczu.
- To tutaj - odezwałam się po chwili - dziękuje ci za miło spędzony czas, a teraz będę już lecieć.
Bratek uśmiechnął się z dziwną satysfakcją - Do zobaczenia, śliczna - dodał po czym poszedł w swoją stronę. Po chwili straciłam go z oczu. Pociągnęłam za klamkę i weszłam do mieszkania. Skierowałam się do lodówki by wyciągnąć pozostałość po obiedzie. Po posiłku odgrzanym w mikrofali udałam się do sypialni i zasnęłam. A śniły mi się szare oczy jakby ta szarość miała coś oznaczać.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Mój sen przerwało intensywne pukanie w szybę. Poderwałam się z łóżka i skierowałam wzrok na okno. Na daszku siedział lider i próbował zwrócić moją uwagę. Przetarłam oczy i spojrzałam na komórkę. Dochodziła druga w nocy, a na ekranie wyświetliły mi się cztery nieodebrane połączenia od mojego chłopaka, który nadal starał się dostać do środka. Cóż za determinacja. Podniosłam się ukazując mu się w samej bieliźnie i otworzyłam okno na roścież.
- Selen, przyszedłem porozmawiać - powiedział stanowczo, a ja podrapałam się po głowie próbując jednocześnie dojść do siebie. Byłam wyrwana ze snu i ciężko mi było się przyzwyczaić do myślenia.
- Obudzisz moją mamę, bądź cicho, proszę - tym też zaprosiłam go do środka. Usiadł na łóżku, a ja usadowiłam się pod kołdrą.
- Przede wszystkim chce powiedzieć, że byłem u ciebie wcześniej, ale twoja mama powiedziała, że wyszłaś, a chciałem to załatwić na spokojnie więc postanowiłem, że najlepiej będzie tutaj.
- Załatwić? Już się boję... - mruknęłam zaspana.
- Nie bój się, chodzi mi o wyjaśnienie tego co zaszło.
- Jakie? Już przecież wszystko jasne.
- Bee mi wszystko powiedział. To nie była twoja wina. To on zawinił. Wzięłaś winę na siebie, by go chronić. To szlachetne, Selen.
Co w tym szlachetnego? W połowie przecież to była właśnie moja wina.
- Nie nazwę tego szlachetnym...
- To teraz nieistotne. Bumblebee bał się mojej reakcji, ponieważ czasem bywam nieco...
- impulsywny, nerwowy, zbyt stanowczy...
- Tak.. tak - powiedział próbując zaprzestać moje staranne dobieranie słów. - Ale w końcu mi powiedział, bo nie chciał, by wyszło tak jak wyszło. Ja zresztą też nie chciałem. Poniosło mnie i tyle.
Przytaknęłam, lider podrapał się po skroni - Bee przestraszył się owada i zaczął panikować. Potem wystraszył się jeszcze bardziej fleszy i krzyków.
- Owada? -zapytałam próbując się upewnić czy to co usłyszałam nie było spowodowane wyrwaniem ze snu.
- Tak. To się zaczęło jak był mniejszy. "Wasp" - Cybertroński, mały owad użądlił naszego małego kompana i została mu taka trauma. Boi się maleńkich stworzonek. Był wtedy młodszy, bolało go, a w dodatku przez długi czas stracił możliwość mowy. Wirus, jaki zostaje wprowadzony przez tego owada blokuje aparat mowy na kilka dni, Bee miał słabą odporność, toteż mowę odebrało mu na dłużej. Do komunikacji posługiwał się radiem. Było to ciężkie zarówno dla niego, jak i dla nas, więc Ratchet próbował mu pomóc. Dopiero potem udało się mu wrócić do normy.
- Rozumiem - westchnęłam.
- Wybacz mu...
- Nie ma o czym mówić. To jeszcze maluch - stwierdziłam. - Choć nie taki znowu mały... jest bliski wieku mego brata.
Lider uśmiechnął się i przybliżył do mnie, by skraść mi całusa. Ułatwiłam mu zadanie. Chwycił moją głowę swoimi silnymi rękoma i przytrzymał ją na wysokości swojej twarzy.
- Nie chciałem, abyś płakała.
- Trochę się wystraszyłam, to wszystko.
- Przepraszam- westchnął.
- Nie musisz... w zasadzie nie dziwię ci się reakcji. To co się stało może wszystko skomplikować... co ja mówię, to na pewno wszystko skomplikuje.
- Czasu nie cofniemy, kochanie - powiedział - będziemy musieli wymyślić jakiś plan. Cokolwiek, co wymaże to wydarzenie z historii.
- Jak? Mnóstwo ludzi posiada zdjęcia i filmy na telefonach, zapewne część z nich jest już w sieci...
- Zobaczymy. Nie możemy zwariować, bo to tylko pogorszy całą sytuację.
Przytaknęłam. Lider złapał mnie za rękę. Ścisnęłam ją.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro