Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 40: Zakończenie Roku Szkolnego

Ratchet miał rację. Po dwóch dniach nie czułam się tak źle jak wcześniej. Mogłam bez problemu chodzić, a nawet biegać, chociaż z tym drugim bywało różnie. Czasem jeszcze czułam silniejszy ból w kolanach, ale na szczęście nie musiałam wysilać się na biegi. Wszystko wracało do normy. Było o wiele lepiej niż dwa dni temu. Chłopcy musieli obejść się bez mojej obecności przez jeden dzień, gdyż nadal ciężko mi było wstać z łóżka. Jedynie Optimus został ze mną i Arsen przychodziła od czasu do czasu. Upiekła ciastka więc poczęstowała nas obu. Uwielbiam gdy gotuje. I uwielbiam jej ciastka. Są cudowne. Liderowi też smakowały. W niecałe dwie minuty talerz został pusty. Zdążyłam zjeść mniej więcej sześć, podczas, gdy mój łasuch ponad dwadzieścia. Arsen oczywiście musiała dodać, że będzie w przyszłości tłusty, ale nie zrobiło to na nim wrażenia. W zasadzie żadne obraźliwe słowa Arsen go nie obchodziły.

Podeszłam do lustra w pokoju i poprawiłam włosy, które notorycznie opadały mi na twarz. Trzeba coś z nimi zrobić, bo są w twórczym, artystycznym nieładzie, który przestał budzić mój podziw. Chrząknęłam lekko z nerwów. Głos mamy stłumiony pukaniem do drzwi świadczył, że powinnam się zbierać. Dokąd? Na zakończenie roku szkolnego. W sumie to bardzo nie odczułam, że dopiero teraz jest koniec szkoły. Zasadniczo od dłuższego czasu siedzę w domu, bo nie opłaca mi się siedzieć w szkole. Słońce uderza w szyby, ty masz ochotę wyjść na dwór, ale nie możesz bo do końca lekcji jeszcze dwadzieścia minut... Poza tym.. nauczyciele i tak nie mają już nic do roboty, bo przez cały rok jest taki zapieprz, że podręczniki kończymy już w marcu. Ach, ta szkoła średnia.

Na krześle leżał przygotowany od wczoraj strój, w którym wybiorę się na uroczystość. Była to czarna sukienka w białe paski i buty na niskim obcasie, czarne. Ten kolor lubiłam najbardziej. Pasował do wszystkiego. Szybko przebrałam się z piżamy i zdecydowałam się podkreślić oczy eyelinerem. Ledwo zdążyłam kończyć pudrowanie twarzy, a mama znów zaczęła intensywnie pukać do drzwi.

- Pospiesz się, Arsen czeka na dole - powiedziała.

Moja przyjaciółka chodzi ze mną do szkoły. Nie jesteśmy w tej samej klasie, mimo, że mamy tyle samo lat. Dziewczyna zdecydowała, że chce wiązać życie z biologią, a ja poszłam na kierunek związany z turystyką. Różnica między nami polegała na tym, że ona już wiedziała co będzie robić w życiu, a przynajmniej planowała swoją przyszłość związaną z medycyną, a ja nie miałam pojęcia kim będę. Kierunek wybrałam zupełnie bez powodu. No, może ciekawość - bo był nowy - skusiła mnie, by rozpocząć tam naukę. Jestem już po trzecim roku i w zasadzie nie żałuję, chociaż nadal nie jestem pewna co będę robić w życiu. Większość rzeczy jakimi się zajmuję są spontaniczne. Nie wiem co wydarzy się jutro, więc wolę nie planować życia za rok. Moje zainteresowania mogą się zmienić i pójść zupełnie innym tokiem. Dlatego nie przywiązuję wagi do tego kierunku. Może się przydać w przyszłości, gdy nie będę miała pieniędzy, ale będę posiadać certyfikat z możliwością wykonywania zawodu. Turystyka to dość dobrze płatna praca.

Za dwa miesiące będę w klasie maturalnej - pomyślałam z niedowierzaniem. Jak ten czas szybko zleciał. Po chwili, chwytając torebkę z niezbędnymi rzeczami, wyszłam z pokoju i skierowałam się na dół. Arsen stała w holu, opierając się o ścianę udając znudzoną czekaniem.

- Znów się malowałaś pół godziny? - bąknęła złośliwie. Uśmiechnęłam się do niej wrednie, lecz nic nie powiedziałam, jedynie wyciągnęłam z kieszeni torby pomadkę i wolnym ruchem rozprowadziłam kolor po moich wargach, nie spuszczając przy tym wzroku z dziewczyny. Przewróciła oczami, a ja uśmiechnęłam się złośliwie osiągając zamierzony efekt wkurzenia jej - Chodź już. Jeszcze musimy się pokazać chłopcom.

Przytaknęłam i ruszyłam za moją przyjaciółką, ubraną w czarne spodnie i białą koszulę. Na nogach miała baleriny, a na ramieniu zawiesiła małą torebkę. Wyglądała nawet spoko.

- Do zobaczenia mamo! - krzyknęłam w chwili, gdy opuszczałam dom. Po chwili znalazłyśmy się przy wejściu do lasu. Tam musiałam uważać, by nie stracić równowagi. Las, lekko zabłocona ziemia i szpilki. O zgrozo. Jak my się poświęcamy dla naszych przyjaciół. No... można tak powiedzieć. Zarówno Arsen jak i mi chodziło o wykorzystanie któregoś do tego, by nas zawieść na miejsce. Hej, nic nie poradzę, autobusy są drogie i bez sensu, skoro mamy tu aż tyle samochodów...

Ciekawiła mnie reakcja chłopaków, na nasz ubiór. Nikt z nich nie widział mnie jeszcze na obcasach i w nieco krótkiej kiecce. Arsen na galowo to także rzadki widok. Ona i dresy - oj to już częstszy ubiór mojej przyjaciółki.

Spoko. Nikt nawet nie zauważył naszej obecności. Stanęłyśmy kilka kroków od zajętych sobą autobotów. Nic. Okej. Chrząknęłam znacząco. Po chwili ich wzrok skupił się na Arsen i na mnie. I nie wiem czy było to dobre określenie. Starsi chłopcy + Skids pochłaniali nas wzrokiem przez co poczułam się dość dziwnie. Hide uśmiechnął się i gwizdnął, za co zmierzyłam go chłodnym wzrokiem. Ratchet podszedł do mnie z wyciągniętymi rękoma, więc z piskiem schowałam się za moim ukochanym obrońcą, który również się uśmiechał.

- Jesteście powaleni! – krzyknęłam ściskając bluzę lidera.

- Już dobrze... my tylko ten... fajna sukieneczka. Taka długość to legalna? – Śmiech Hidea znowu nabrał ironicznej barwy. Wrócił nasz mięśniak. A właściwie to ja powróciłam. Przez tę chwilową nieobecność zdążyłam stęsknić się za jego uwagami, jak też za całą resztą.

- Zapewniam cię, że legalna – odpowiedziałam mu wystawiając język. Pomału zaczęłam żałować nie udania się na przystanek autobusowy.

- A gdzie się tak wystroiłyście, kwiatuszki? – zapytał troskliwie Jazz. Mam wrażenie, że tylko on jest normalny. Poza Optimusem i Bee oczywiście.

- Już mówiłam, że mamy zakończenie roku szkolnego - westchnęła Arsen - To zajmie mniej więcej chwilę, a potem może uczcimy koniec szkoły jakimś słodkim deserem? Mam w zamrażarce lody, pogoda do tego zachęca.

- A nie potrzebujecie podwózki? – zaproponował Optimus. Brawo! Domyślił się, ale... no nie o niego nam chodziło...

- Owszem, przydałaby się. Jednak... nie bierz tego do siebie Prime, ale na pewno byłoby trochę dziwnie, gdybyśmy wjechały ciężarówką na parking szkolny, a potem wyszły z niej w takim stroju – westchnęłam, a on przyznał mi rację – Nie gniewaj się, ale poproszę kogoś innego, kogoś równie bardzo ufnego jak ty.

- No dawajcie, małolaty – Hide zatarł ręce po czym zmienił się w auto.

- Nie, wybacz, ale tobie z tego grona ufamy najmniej. No może oprócz Skidsa.

- To może ja? – zapytał nieśmiało Bumblebee, a nam bardzo pasował ten układ. Zgodziłyśmy się i za kilka minut wraz z naszym młodziutkim przyjacielem, pojechaliśmy tak jak mu wskazała Arsen. Droga do szkoły była bardzo prosta. Przez większą ilość czasu idzie się przed siebie, a potem, kilka razy łapie się zakręty. Dlatego też w oka mgnieniu znaleźliśmy się pod technikum. Nim wyszłyśmy z alt mode Bee, wyjaśniłam mu, że pod żadnym pozorem ma nie ruszać się z miejsca i przede wszystkim nie zmieniać w robota. Jego opanowane i znudzone „Tak, tak. Przecież wiem" było pocieszające. Zapewne, gdyby stał tu przede mną jego hologram patrzyłby na mnie wzrokiem typu "proszę cię, mnie nie musisz tego mówić". Przecież to oczywiste, że nie będzie jechał, równie oczywiste jest to, że nie zmieni się na oczach wszystkich w robota. Ok. Logiczne. Ale wolałam dmuchać na zimne. Ucieszona poklepałam go po siedzeniu i zabierając ze sobą torbę ruszyłam do miejsca, w którym odbywała się uroczystość. Arsen dobiegła do mnie. Razem przekroczyłyśmy próg technikum i udałyśmy się na salę. W szkole było tłoczno. Różnego wzrostu uczniowie jaki i nauczyciele poruszali się powolnym, monotonnym krokiem po korytarzu. Jedni szli na salę, tak jak my, inni gawędzili między sobą, albo po prostu nie wiedzieli co mają ze sobą zrobić, więc chodzili z jednego końca korytarza na drugi. Znowu było głośno. Tak jak zawsze w szkole. Gdyby nie stroje, kwiaty i dekoracje pomyślałabym, że to nadal ciągnący się jakby w nieskończoność okres szkoły. Znowu podeszłabym do moich znajomych i spytała czy jest jakiś sprawdzian, albo w której sali mamy teraz lekcje.

Tu moja przyjaciółka i ja się rozdzieliłyśmy. Ona poszła do swojej grupy, ja chwilę rozglądałam się po okolicy. Potem poczułam szarpnięcie za rękę. To była jedna z moich lepszych znajomych w szkole – Aleks. Jak zawsze ubrana mniej na galowo, a bardziej na luzie, chociaż miała na sobie kremowy sweter z jakimś kwiaciastym wzorem, czarne rurki i baleriny. Zawsze podobał mi się jej styl. Uśmiechnęłam się do niej i przywitałam. Aleks musiała koniecznie pokazać mi zdjęcie absolwentów wywieszone na ścianie naprzeciwko planu. Akurat udało mi się przyjść w ten dzień i załapałam się na ostatnie zdjęcie. Fajnie. Jak zwykle włosy przykryły mi pół twarzy, uśmiech nie najgorszy, ale nie powiem, że wyglądałam zabójczo. Na pewno lepiej od jednego gościa z naszej klasy, który wyglądał niczym Wolverine. (nie żeby Xmen był brzydki, po prostu ten fryz...) Pocieszył mnie ten fakt. Nie byłam najgorsza. Pośmiałyśmy się przez chwilkę z żartów jednego z kolegów z naszej klasy, a potem udałyśmy się z powrotem na salę i zajęłyśmy właściwe miejsce przy tabliczce z napisem „IIIT". Muzyka oczywiście grała mi na nerwach, marzyłam, by zmieniła się w jakieś konkretne darcie mordy, albo chociaż w coś nowoczesnego. Melodia z czasem ucichła i utworzył się uroczysty nastrój. Na środek sali weszła dyrektorka i przywitała nas serdecznie. Wygłosiła długą przemowę dotyczącą naszej przyszłości i dalszej kariery. Ta.... Oczywiście nie obyło się bez rozmów, po trzech latach doszliśmy do wniosku, że nikt nie lubi jej gadania, ale ona chyba nie czuła, że to źle, bo nic do tej pory nie zmieniła. Po przemówieniu nadszedł czas na krótkie przedstawienie na pożegnanie roku. Jak dla mnie, nie musieli się fatygować. Poszło im beznadziejnie. Ej, no ok. Nie najgorzej, ale nie było niczego powalającego. Nadszedł w końcu czas na świadectwa. Każdy po kolei podchodził do wychowawczyń, które stały na środku sali gimnastycznej i uśmiechały się życzliwie. Sztuczna mina, widać od razu. O rany, ale ja lubię wszystko negować. Przywykłam do bycia pesymistką i wnerwiania moimi czarnymi myślami innych ludzi. To zaczęło być moją pasją. No może troszeczkę przesadziłam. No i nadszedł czas na mnie. Złapałam jeden z kwiatków, który moja mama zakupiła dzień wcześniej. Leżał sobie na krześle, przygotowane na miejsce, gdzie miałam usiąść. Jaka organizacja, no proszę. Podeszłam do ubranej na kolorowo, wysokiej, czarnowłosej kobiety, która serdecznie gratulowała mi zdania do następnej klasy. Dodała w miarę delikatnie, że sądziła, że zostanę w trzeciej klasie jeszcze przynajmniej rok. Przemilczałam. Uścisk także był udawany. Wiadomo, że ani ja ani ta baba nie chcemy widzieć się nigdy więcej. Jeszcze rok, Selen, jeszcze tylko rok. Wręczyłam czerwoną różę i odeszłam z godnością. Uroczystość dobiegła końca już po pięciu minutach. Ludzie liczną gromadą rzucili się w stronę drzwi wyjściowych. Mało kto zdecydował się na wyjście awaryjne. Błąd. Arsen i ja byłyśmy sprytniejsze. Aleks dołączyła do nas i wspólnie udałyśmy się do wyjścia. Dziewczyna poszła jeszcze, by wręczać kwiaty nauczycielom. My nie skorzystałyśmy z tej opcji. Będzie na to kolejny rok. Wtedy będziemy się żegnać.

Udałyśmy się w stronę drzwi głównych. Im bliżej wyjścia, tym więcej słyszałyśmy krzyków. Zdziwiło nas całe to zamieszanie. Natychmiast otworzyłyśmy drzwi od budynku i naszym oczom ukazało się coś czego się obawiałyśmy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro