Rozdział 30: Mroczny czas
Optimus siedział w pokoju. Dorwał się już do piwa. Ku memu zdziwieniu sam je otworzył. Wiem, to żadna filozofia, ale brałam pod uwagę fakt, że nie jest... "tutejszy" i nie wszystko może być dla niego oczywiste. Widocznie było. Dołączyłam do niego. Usadowiłam się wygodnie na łóżku obok niego. W milczeniu trwaliśmy pierwsze kilka minut. Jakby wszelkie tematy rozmów ulotniły się z naszych głów. Upiłam znaczną część piwa. Prime także kończył. Pomyślałam o ostatnich wydarzeniach. O decepticonie w moim pokoju, o tym, jak Prime po raz kolejny mnie uratował, o tym jaki jest przystojny. Ej, wróć! Trochę się zagalopowałaś, Selen. Cóż, może? Nie wiem... już w zasadzie nie pamiętam co powiedziałam...Tak, tak. Przestań. Mówię prawdę. Obejrzelibyśmy telewizję, ale pilot był na biurku, a mi nie chciało się wstać. Zapowiadało się nudno, skoro żadne z nas nie zamierzało się odezwać. Chciałam powiedzieć coś pierwsza. Nim jednak zdążyłam wydobyć z ust jakikolwiek dźwięk, Optimus zaczął pierwszy.
- Trochę trudno mi zdobyć się na odwagę, choć zapewne uważasz to za dziwne.
Spojrzałam na niego zdziwiona. Tak. Wielki, silny lider autobotów uważał, że nie ma odwagi? Zdawało mi się to nietypowe, aczkolwiek możliwe.
- Rzecz w tym, że nie mam odwagi przyznać, że jesteś dla mnie bardzo ważna - dodał - starałem się wypić więcej, by dodać sobie pewności siebie. Bo nie podjąłbym tej rozmowy, gdybym był całkiem trzeźwy.
- Optimusie? - zapytałam, ale ten jakby nie słyszał, wciąż patrzył na jakiś punkt na ścianie, co jakiś czas spoglądał na mnie.
- Prawda jest taka, że mało kto zna moją przeszłość. Tylko najbliżsi przyjaciele. Nie zwierzałem się nigdy, bo nie potrafiłem. Nie miałem takiego poczucia... że dana osoba jest odpowiednią do tego, by znać moją historię. Aż do momentu, gdy poznałem ciebie. Może to śmieszne. Nie wiem jak pozbierać myśli... zaplątałem się.
Zrobiło mi się ciepło. Optimus uśmiechnął się lekko zmieszany. Uznał mnie za odpowiednią do tego, bym poznała jego przeszłość... Byłam ciekawa jak żył, ale niepokoiło mnie to. Skoro tak to ukrywał... to nie było to zwykłe życie. Coś mu się musiało przytrafić... Zaintrygowana chwyciłam go za dłoń. Jego wzrok się zmienił. Był teraz bardziej zaskoczony. Uścisnęłam jego rękę mocniej.
- Mów Optimusie - poleciłam cicho. Ten jednak jakby zmienił zdanie.
- Nie wiem... - westchnął - niepotrzebnie... zanudzę cie tylko...
- Żartujesz sobie teraz, tak? - zapytałam zmuszając się jednak na poważniejszy ton - po takim wstępie nie dam ci się wycofać.
- Na pewno? - zapytał.
- Na pewno - przytaknęłam, ponownie ściskając jego ciepłą dłoń - opowiedz mi, Prime. To zawsze pomaga... gdy możesz się komuś wygadać.
Lider patrzył na mnie chwilę. Potem zaczął mówić.
- Przez niemal całe moje życie byłem sam...
Spojrzałam na lidera z lekkim niepokojem. Wpatrywał się dalej w jakiś punkt na ścianie jakby bez wyrazu, ale ja dostrzegłam w jego oczach ból. Przyglądałam mu się uważnie.
- Przecież masz przyjaciół. Jak to ? – zapytałam zniżając mój głos na szept.
Lider popatrzył w moją stronę, ale po chwili znów spoglądał gdzie indziej.
- Mając zaledwie dziesięć milionów lat zmarł mój ojciec. Wielki Sentinel Prime, jeden z Siedmiu Wspaniałych, skąd też wywodził się Upadły. Opowiadaliśmy wam już o tym.
- Tak, Sześciu Wspaniałych poświęciło życie, by ukryć matrycę w grobowcu, którego The Fallen jeszcze nie znalazł - przypomniałam sobie jedną z ich opowieści.
Prime skinął głową. Miał nieco pijany wyraz twarzy, ale zdawało się, że mówi całkiem do rzeczy. Jeśli tak to mogę nazwać. Sama nie wiem...
- Można by rzec, że Upadły po porażce na Ziemi, dał sobie już spokój. Tak z resztą przypuszczano. Moja mama jakoś sobie poradziła ze stratą męża. Wychowywała mnie i mojego brata jak najlepiej umiała. Wiedziałem, że boli ją strata, w dodatku nie raz płakała, ale jednak trzymała się dobrze w porównaniu do niektórych przypadków, które znałem. Wszystko wyglądało... w miarę normalnie. Nasze życie wracało do normy. A wtedy Megatron postanowił nas wszystkich zdradzić – lider zacisnął pięści i pokręcił głową – nigdy mu nie wybaczę tego co zrobił.
- A co dokładnie zrobił? – zapytałam nadal bezgłośnie.
- Miałem wtedy czternaście milionów lat. Mój starszy brat stanął w drzwiach i oznajmił, że przechodzi na złą stronę. Był dla mnie wzorem. Kochałem go i chciałem stać się taki jak on. Zawsze był dojrzalszy, mimo, że dzieliła nas różnica tylko miliona lat. Tata pokładał w nim duże nadzieje. A ja naśladowałem go bez przerwy. Zwłaszcza po śmierci ojca. W ten wieczór stałem naprzeciw niego i nie mogłem uwierzyć w to co słyszałem. Nasz ojciec zginął, by Upadły nie mógł czynić zła, a jeden z jego synów chce podążać ścieżką tego zdrajcy? To było i nadal jest nie do pomyślenia. Błagałem go, by został. Płakałem, by wzbudzić w nim jakiekolwiek współczucie, litość, ale on chłodno spojrzał się na mnie, przeprosił matkę mówiąc, że „po prostu chce podążać swoją ścieżką" i wyszedł. Najgorsze działo się kilka dni później...
Widziałam, że opowieść staje się dla Optimusa coraz bardziej nieprzyjemna, więc przybliżyłam się do niego i objęłam jego ramię. Lider popatrzył na mnie i powrócił do wspominania.
- Mama była w złym stanie, ja z resztą też. Przez kilka dni siedziała cicho, nie odzywała się do mnie. To wszystko na prawdę ją zniszczyło. W końcu, nie pamiętam już co zrobiłem, ale chyba stłukłem ulubiony kubek mojego brata, a ona bardzo się na mnie wyżyła. Oskarżyła mnie o niemal całe to zło. Nie miałem z tym oczywiście nic wspólnego, ale rozumiałem ją po części. Straciła dwie bliskie jej osoby i odchodziła od zmysłów. Miała prawo wyładować złość. Tylko wtedy byłem ledwo nastolatkiem. Wtedy też nie uświadamiałem sobie tego, że mama po prostu nie dawała rady. Krzyczała, że wszystko przeze mnie, że nie chce mnie już oglądać. I wziąłem to sobie do iskry. W nocy spakowałem kilka rzeczy, olej i uciekłem. Nie miałem schronienia, a w mieście były zamieszki. Spałem w pobliskim lesie myśląc co będzie dalej. Gdy wyczerpały mi się zapasy oleju chciałem wrócić do domu pod nieobecność matki i zabrać jeszcze kilka puszek. Zastałem dom w złym stanie. Powybijane szyby, drzwi wyrwane z zawiasów, w środku dom był również zmasakrowany. Wszystko walało się na ziemi, a najgorszym widokiem była moja mama leżąca na podłodze. Zacząłem ją budzić, ale szybko zorientowałem się, że była nieaktywna.
Na samą myśl o tym dostałam gęsiej skórki. Wszystko co opowiadał lider było nie do pomyślenia. Wydawało, by się, że inna planeta oznacza inne życie. Przynajmniej ja tak uważałam. Słyszałam o wojnach na Cybertronie, jednak nie miałam pojęcia o prywatnym życiu jego mieszkańców. Było tak podobne do ziemskiego. Domy, rodzice, nastolatki, dzieciństwo. Takie naturalne, a jednak...
Życie Optimusa, a przynajmniej tamten okres był okropny. Współczułam mu całym sercem, dawałam chociaż małe wsparcie poprzez uścisk. Gdy na niego patrzyłam widziałam odważnego, opanowanego mężczyznę, który wyglądał też na doświadczonego. Jednak nie miałam pojęcia co kryło się pod jego maską. Co skrywał wewnątrz. Nie odklejałam od niego wzroku. On uśmiechnął się do mnie lekko, jakby próbując powiedzieć, że wszystko jest ok. Jednak nie powiedział tego wprost, więc zapewne nie było.
- Co dalej? –zapytałam w końcu. - Jakie były twoje dalsze losy?
Czułam się co najmniej jakbym czytała książkę, nie mogąc doczekać się kolejnej strony kartki - czyli dalszej opowieści. Powiedzmy, tylko tutaj chodziło o przeszłość mojego przyjaciela. Powiedział, że był sam niemal całe jego życie. Co musiało oznaczać jego dalsze niepowodzenia. Poczekałam aż coś powie. W końcu powrócił do dalszego snucia jego historii.
- Niemal natychmiast uciekłem z tego miejsca. Ktokolwiek zamordował moją matkę, na pewno nie chciał spocząć tylko na niej. Byłem zdruzgotany bo straciłem wszystko co miałem. Dom, ojca, brata i matkę. Wtedy odnalazł mnie Ultra Magnus, który jest jednym z najważniejszych autobotów jakie chodzą po Cybertronie. Można by powiedzieć, że jest kimś takim jak u was prezydent, tylko że jeszcze ważniejszy i ma większą władzę. On wiedział kim jestem. Dał mi dom w Imperium Autobotów.
- Ale jak to wiedział kim jesteś? Skąd? – zapytałam podejrzliwie przerywając mu. Czułam się trochę głupio, że weszłam mu w zdanie, ale to mocno mnie zdziwiło.
- Nie wiem tego. Być może ojciec, gdy jeszcze żył mnie jemu przedstawił? Nie pamiętam już takich szczegółów – odparł.
- A nie przyszło ci do głowy, że jest podejrzany? Zaraz po takiej tragedii spotykasz kolesia, który wie kim jesteś i daje ci dom?
Lider odpowiedział uśmiechem.
- Jak widzisz nadal żyję, więc Ultra Magnus jest całkiem w porządku, a poza tym jaki interes miałby władca autobotów w zniszczeniu życia młodemu chłopcu? Naprawdę nie musisz się o to martwić.
- Może masz racje. Po prostu jestem ostrożna – wyjaśniłam. Lider przymknął oko, jakby uważał przeciwnie. Jednak powrócił do mówienia, a ja zignorowałam jego brak wiary we mnie.
- Mając czternaście milionów lat zamieszkałem w Imperium Autobotów. Tam pod nadzorem mojego wybawcy uczyłem się jak zostać liderem. Powiedział, że nie mógłbym skończyć bez przyszłości, kiedy to mój ojciec, jeden z najważniejszych botów zapisał się tak bardzo w historii Cybertronu. Oczywiście to on był liderem wszystkich autobotów, ale pozwolił mi dowodzić małą grupą, gdy nadejdzie czas. A więc rosłem, a wraz ze mną moja wiedza. Tylko to wcale nie było spełnienie marzeń. Widziałem przez okno jak nastomilionolatki spędzały czas bawiąc się razem, a ja sterczałem przy biurku i musiałem uczyć się jak być dobrym przywódcą. Dopiero, gdy uzyskałem dorosłość i wszedłem w wiek dwudziestki... no wiesz zaczęło się pomału układać. Poznałem grupę, którą miałem mieć pod swoją opieką. Była liczna, ale tylko niektórzy byli moimi przyjaciółmi. Ratchet był wtedy niczym brat. Mówiliśmy o wszystkim. Miał wtedy dziewczynę, na którą u nas mówi się femobotka. Nazywała się Arcee i jest teraz jego żoną. Ironhide później przyprowadził swoją Chromię, a Jazz wtedy przechodził kryzys w związku. W końcu i ja znalazłem swoją drugą połówkę...
Uśmiechnęłam się. Na reszcie wszystko w jego życiu zaczęło się układać.
- Nazywała się Ariel. Byliśmy bardzo szczęśliwi przez dwa lata. Potem została zabita przez Megatrona - powiedział z trwogą w głosie. Moja mina musiała być bezcenna. Lider przez chwilę przestał mówić. Pogłaskałam go po ramieniu - nie ma jej już ze mną dziesięć lat. Ale ja wciąż czuję pustkę.
- Nikogo więcej nie próbowałeś poznać? - zapytałam.
- Przez około trzy lata byłem sam. Bardzo przeżywałem. Być może aż za bardzo, wszystko mam zamazane... może to i lepiej. Wiem tylko, że okropnie bolało i miałem ochotę odejść. Zniknąć. Potem wplątałem się w niezłe bagno. Sam nie wiem co sobie myślałem. Nie chcę o tym wspominać. Druga dziewczyna, jeśli mogę ją tak nazwać, po prostu nie była tą. Różniła się od Ariel ogromnie. A ja chyba po prostu wolałem delikatną, spokojniejszą dziewczynę. No a potem... cóż. Przyjaciele mi pomagali, ci najbliżsi tacy jak Ratchet, Quee, którego być może poznasz, a także po części autoboty, które są tutaj z nami. Miałem wsparcie. Mogłem poczuć się w końcu jak w rodzinie. Jednak nie posiadałem uczucia, na którym zależało mi najbardziej. Wszystko związane z miłością po jakimś czasie po prostu we mnie umarło. Stałem się jak to określa Arsen „sztywny". Nic nie mogłem poradzić. Nie wiem czy to obawa, że już nie trafię na dziewczynę z którą chcę być? Czy nieśmiałość? A może strach, że już nie mógłbym dać tego co by chciały?
- Nie wyglądasz na takiego wielkiego sztywniaka - mruknęłam - nie dajesz po sobie poznać, że przeżyłeś tak wiele.
- Już nie muszę tego ukrywać - oznajmił - chciałem ci to powiedzieć. Abyś wiedziała...
- Dziękuję ci, że uznałeś, że jestem właściwą osobą, by znać twoją przeszłość.
- Dziękuję, że jesteś - powiedział patrząc na mnie - bo od kiedy cię poznałem, czuję, że się zmieniłem. Otworzyłem, tak jakby... te uczucia, które wydawały się stracone... one...
Uśmiechnęłam się lekko. Wiedziałam co chciał powiedzieć. Nie musiał kończyć. Domyślił się, że ja wiem. Jego wzrok mnie onieśmielał.
- Ta samotność, to cierpienie... wszystko było nie do zniesienia, wierz mi.
- Wierze – odparłam patrząc mu w oczy – jak się czujesz?
- Szczerze? Lepiej - westchnął - poważnie, dobrze jest się wygadać.
- To prawda. Lepiej.
- Mówiłem ci już, że ci dziękuję? - zaśmiał się, a ja znów skupiłam wzrok na nim. Na jego uśmiechu, który po długim czasie znów pojawił się na jego ustach. Zrobiło mi się cieplej.
- Możliwe - szepnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro