Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29: Grindor, odłóż tę lasagne!

(Optimus)

Zszedłem ze schodów ostrożnie, by nie narobić hałasu. Nie mogłem zdradzić swojej pozycji. Gdy byłem na dole rozejrzałem się. Drzwi wejściowe były otwarte. Zamek wyglądał na spalony. A więc to nie była sprawka jej brata. Odblokowałem pistolet. Usłyszałem odgłosy dochodzące z kuchni. Wolnym krokiem udałem się w stronę tego pomieszczenia. Wychyliłem głowę zza ściany. Stał tam decepticon. Miał długie włosy związane w kitkę i charakterystyczny, zadarty nos. Grindor. Stał przy blacie, na którym leżała misa z potrawą, którą zrobiliśmy z Selen. Ręce miał brudne od sosu. Usta ruszały się w geście jedzenia. Wymierzyłem w niego broń stając się dla niego widoczny.

- Smakuje? - zapytałem z drwiną - czego tu szukasz?

Decepticon nie wyglądał na zaskoczonego. Jego ręka spoczęła na broni przypominającą bumerang. Była wykonana z lśniących ostrzy.

- Proszę, proszę - uśmiechnął się - a co ty tu robisz? Czyżby nocka u smarkuli?

- Nie interesuj się - warknąłem - odpowiedz na moje pytanie!

- Nie interesuj się - odpowiedział nonszalancko. Zmierzyłem go groźnym wzrokiem.

- Lepiej nie próbuj ze mną igrać - pouczyłem go - mów czego tu szukasz, bo nie sądzę, by to zapach jedzenia cię tu zwabił.

- Spostrzegawczy jesteś - zaklaskał - jestem tu z rozkazu lorda Megatrona. Przyszedłem po All Spark.

- Nie uda ci się zdobyć All Sparku. Dopóki jestem tutaj, będę bronił jego i dziewczyny.

- Myślę, że nie uda ci się chronić jej będąc tutaj - uśmiechnął się, a jego wzrok skupił się na jakimś punkcie za mną. Odwróciłem się i ujrzałem, jak jeden z żołnierzy-widomo pognał w stronę schodów, zapewne udając się do pokoju Selen.

- Nie... - szepnąłem po czym odwróciłem się, by ruszyć za nim. Błędnie. Poczułem jak ostrze rozcina skórę na moim barku. Syknąłem odczuwając ból. Po chwili decepticon był tuż za mną i zaczął mnie szarpać. Próbowałem odeprzeć atak. Chciał wytrącić pistolet z mojej dłoni, jednak trzymałem go zbyt mocno. Uderzyłem go w skroń rękojeścią, co lekko go otumaniło. Po chwili jednak zdołał znów ruszyć na mnie z łapami. Przepychaliśmy się chwilę, a w trakcie starałem się wystrzelić. To była możliwe moja jedyna szansa. Zlekceważyłem piekącą ranę barku, po czym nacisnąłem spust. Broń wystrzeliła. Jej huk zmieszał się z wrzaskiem decepticona. Po chwili wykonał ostatni atak, wytrącając mi pistolet z ręki i poderwał się do ucieczki. Nim zdążyłem pochwycić broń ponownie i zabić wroga, ten zniknął mi z oczu. Westchnąłem. Ściana nie była brudna od krwi, jedynie na podłodze dostrzegłem małą kałużę. Trafiłem go w nogę. Zapewne poniżej kolana, ponieważ krew bardzo szybko spłynęła na ziemię. To nie istotne. Po chwili zdałem sobie sprawę, że dziewczyna jest teraz sama wraz z decepticonem widmo. Pognałem na górę.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam w otwartych drzwiach potwora bez twarzy? Zgadnijcie. Nie miałam żadnej broni. W dodatku świadomość, że wróg dostał się aż tutaj dawała mi odczuć, że Optimus może być ranny. Pięknie - wycedziłam przez zęby. W środku dygotałam ze strachu. Rozejrzałam się po pokoju w celu zlokalizowania jakiejś broni. Butelka z alkoholem, talerze, widelce. No tak... w pomieszczeniu wręcz roiło się od wyposażenia wojennego, co nie? Decepticon ruszył w moją stronę, a ja odruchowo odskoczyłam w bok. Była to chyba moja jedyna forma ochrony - uniki. Ale jak długo mogą trwać? On posiada sierp zamiast ręki. Ja natomiast widelec. Tak . Pochwyciłam metalowy sztuciec, bo jako jedyny wydał mi się odpowiedni. Stwór zapewne przylazł po All Spark, który byłby w tym przypadku najlepszą bronią. Cóż. Odłamek był schowany do pudełeczka w szafce obok łóżka. W drugiej części pokoju. Decepticon widomo znalazł się tuż za mną. Odskoczyłam w drugą stronę w granicach mojej możliwości. Stał blisko mnie, a gdy tylko się ruszyłam zamachnął się na mnie swoim ostrzem. Gdy go mijałam, poczułam zimno metalu na swoich plecach. Przeszły mnie dreszcze. Na szczęście nie zdążył mnie skaleczyć. Stałam przy oknie. Nie byłam w stanie wyskoczyć. Było zamknięte, za długo trwałby cały proces ucieczki, więc zdążyłby mnie dopaść. Dlatego też od razu wybiłam to sobie z głowy. Stał naprzeciwko mnie, odgradzając mi przejście na drugą stronę pokoju. Wymierzyłam na niego widelec, ale poczułam się bardzo żałośnie. Sierp przeciwko widelcu brudnym od ketchupu. Bitwa wszechczasów. Zamachnął się jeszcze raz. Odskoczyłam w lewo niemal potykając się o torbę rzuconą w kąt. Może to cię oduczy bałaganiarstwa? Pewnie nie. Chwilę po tym jak kończyna z ostrym sierpem opadła na dół zauważyłam jak kuchenny nóż przeszywa go na wylot i zmierza w górę przecinając go na pół. Spektakularne. Doprawdy. Nie było krwi, zamiast niej sypał się pył. Po chwili potwór zniknął a zamiast niego utworzyła się mała kupka proszku na podłodze, a obok fragment broni, która nie uległa rozpadowi. Nie podobał mi się fakt sprzątania, ale wolałam taką opcję zamiast oberwania metalowym narzędziem i rychłą śmierć. Zdecydowanie. Spojrzałam na Optimusa, który trzymał w ręku nóż. Miał rozcięcie na barku, a przez rozdartą bluzę widziałam krew. Ten przyjrzał się mi. Półnagiej trzymającej widelec jako narzędzie walki. To musiał być komiczny widok. Wskoczyłam mu w ramiona, uważając, by nie nacisnąć na ranę. Bałam się. Włamali się do mojego domu. Mogą zrobić to ponownie. Jak nie dziś to każdego innego dnia. Mogą skrzywdzić moich bliskich, a także zabrać All Spark. Podzieliłam się moimi obawami z liderem podczas, gdy ściągałam jego bluzę. Obejrzę jego ranę i opatrzę ją.

- Myślę, że teraz, gdy już ich nakryliśmy, będą twierdzić, że schowamy odłamek dużo lepiej. Być może nie będą tu już przychodzić - próbował mnie uspokoić. Trzęsłam się ze strachu, gdy jeszcze raz go przytuliłam. Był teraz w samej koszulce, na ramiączkach. Była czarna i idealnie do niego przylegała. Widziałam każdy zarys jego mięśni. Nie żeby to miało znaczenie. Tak tylko spojrzałam. Lider gładził moje plecy w celu załagodzenia sytuacji. W jego silnych ramionach czułam się bezpieczniej. Delikatnie zdjęłam ramiączko jego koszulki. Musiałam mieć dostęp do rany tak, by nic mi nie przeszkadzało. Ono w prawdzie nie przykrywało mi rozcięcia, jednak drażniło mnie, gdy było w okolicy, w której miałam działać - czasem będziemy przemieszczać All Spark. Raz kiedyś weźmie go Ratchet, czasem nawet Arsen. Dziś będę czuwał, by żaden nieprzyjaciel tu nie wtargnął. A jeśli będzie trzeba, to mogę tu być co noc...

- Dziękuję - szepnęłam drażniąc oddechem jego kark. Zupełnie niezamierzenie. Poczułam jak jego ciało odreagowuje. Nie wiem czemu, ale mnie to uszczęśliwiło. W każdym razie rozbawiło. Nie dałam jednak tego po sobie poznać. Lepiej, by nie wiedział - za wszystko co robisz. Że jesteś.

- To mój obowiązek - wyjaśnił pokrótce - i z resztą... chcę to robić. Dla ciebie.

Uśmiechnęłam się. Poszłam szybko po apteczkę z łazienki. Lider upewnił się, że dom jest już całkowicie pusty. Po chwili powiadomił mnie o stanie drzwi. Na szczęście nie były wyrwane z zawiasów, jednakże zamek był spalony. Nie ma opcji, że mama się nie dowie. Nie ma. Rano trzeba jej będzie powiedzieć, że był tu włamywacz. No cóż... będziemy myśleć rano.

Przystąpiłam do przemywania rany lidera. Najrozsądniej było to zrobić w łazience. Toteż lider udał się tam wraz ze mną i apteczką, którą bezsensownie ciągnęłam ze sobą. Czasem nie przemyślam wielu spraw. Chusteczka nawilżoną wodą dotykałam barku mężczyzny. Przypomniał mi się dzień, w którym poznałam mojego opiekuna, a także resztę jego watahy. Wtedy też przemywałam jego rany. Ta na szczęście nie była głęboka. Zwykłe rozcięcie. Zauważyłam, że lider trzyma w ręku coś co wyglądało niczym broń ninja. Ostrze przypominające gwiazdę. Miało to pewnie swoją nazwę, jednakże nie przychodziła mi do głowy. Zapytałam go o zdobycz.

- Należała do Grindora, był w kuchni i zajadał się naszym daniem - powiedział - a potem we mnie rzucił i drasnął mój bark. Na szczęście ja postrzeliłem go w nogę. Jego boli bardziej.

- Dobrze - powiedziałam nie przerywając ani na moment zaczętej czynności. Rana w końcu była czysta. Suchym ręcznikiem starałam się osuszyć ją z wody. Lider od czasu do czasu marszczył czoło, gdy przyciskałam materiał nieco mocniej. I tak starałam się być delikatna. Po chwili nałożyłam na rozcięcie maść, która miała rzekomo przyspieszyć gojenie się rany. Całość przykryłam jałowym gazikiem, a ten przykleiłam kilkoma plastrami. Zakładanie bandaża na draśnięcie było bezsensowne. Przynajmniej moim zdaniem. Poklepałam go po plecach dając jednocześnie sygnał, że skończyłam. Wstał z blatu i udał się do pokoju. Ja podążyłam za nim jak tylko uporządkowałam łazienkę. Zakrwawione waciki spłukałam w toalecie. Po sprawie - westchnęłam.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro