Rozdział 16: Zaginiona siostra
(Soundwave)
Utkwiłem w miejscu. Stałem nad przepaścią, a obok mnie mój zwierzak.
- Niestety nie, Revage. Tutaj także nie znajdziemy mojej siostry – odpowiedziałem kotu, który patrzył na mnie swoimi ślepiami wyrażającymi zapewne ciekawość. Zbliżały się godziny szczytu, a ja poczułem brak oleju w przewodach, więc postanowiłem wybrać się na targ. Druga połowa Cybertronu jest dużo bardziej żywa, miasteczka tętnią życiem, co sprawia, że na targach o tej porze jest niemiłosierny tłok. Od niemal zawsze byłem raczej samotnikiem toteż wolałem tę część Cybertronu, na której nie było zbyt wiele żywych dusz. Od kiedy pracuje dla Decepticonów jako tropiciel, często spotykam w opuszczonych bazach lub wśród gruzów, autoboty. Ukrywają się, bo nie mają własnych domów, bądź po prostu boją się takich jak ja.
Gdy mam zlecenie ich unicestwić w imię Megatrona, muszę ich tropić. Gdy to zrobię błagają bezskutecznie o litość. Nienawidzę tej roboty. Często są to niewinni. Ale wiedzą za dużo. Istny koszmar. Jednak gdybym tego nie robił, to kto wie, gdzie bym teraz był? Decepty są specyficzną rasą. A właściwie drużyną. Cały ten podział na dwie rasy nie istnieje. Autoboty i Decepticony są jednego pochodzenia. Dzielą się na drużyny. Megatron obrzydzony zachowaniem i pychą autobotów zdecydował, że zrobi podział, który złudnie będzie oddzielał nasz gatunek. Decepticony nie chcą mieć z autobotami nic wspólnego i na odwrót. I tak od wielu milionów lat. Decepticony mogą przyjąć do swoich szeregów nowicjuszy. Jednak nie biorą byle kogo. Osoby, które zostają przyjęte muszą być bardzo przydatne.
Megatronowi nie potrzeba zwykłych żołnierzy, bo ich ma już wystarczająco. Najlepsi są wybrańcy. Najlepsi z najlepszych lub ci najbardziej specyficzni. Posiadający niespotykane umiejętności. Takich niestety brakuje. Wielu chce dołączyć do naszej drużyny głównie ze strachu przed eliminacją. Wielu również ze względu na poglądy bądź chęć zemsty. Jednakże to mój Pan ustala kto się nada, a kto nie. Nie interesuje go powód dołączenia, jedynie jakość jednostki. Większość to odrzuty. Takim zostaje działanie na własną rękę, bądź wybranie się do trzeciej drużyny, a dokładniej organizacji. Mściciele. To zupełnie inna bajka, a w zasadzie koszmar. Ten kto tam jest, nigdy już stamtąd nie wychodzi. To działa niczym mafia. Skoro wiesz za dużo, a rozważasz za odejściem, musisz zginąć. Mam tam swoje źródła, wiem, że jest to niczym więzienie. Od decepticonów da się uciec. Nie gonią cię, jeśli oczywiście nie posiadasz czegoś na czym zależy Megatronowi. Na przykład cenne informacje. U mścicieli nikt nie ma prawa powrotu. Revage zamruczał cicho po czym odszedł od klifu. Przyznałem mu rację. To nie jest najlepsze miejsce do rozważań. W tę przepaść zrzucano zawirusowane roboty. Skoro wirus był ciężki, w zasadzie niewyleczalny, a mógł stanowić początek epidemii, to król nie chciał, by jego armia i wasale poumierali. Bez nadziei, dotknięci wirusem nieuleczalnym zostali wrzucani w przepaść. Stojąc nad nią ciężko nie zwariować.
Dziura wyglądała jakby nie miała dna, a do głowy od razu wpadała myśl, że tam musi leżeć ponad miliard nieaktywnych ciał. Okropne. Udałem się wąską ścieżką w stronę targu, a za mną wiernie mój kot. Mijałem rodziny robotów, lasy, a także małe domki. Spokojna okolica. Gdy nie mam zleceń od decepticonów, czasem nawet gawędzę z jakimś małym autobotem. Nie mam do nich wstrętu, tak jak mój Pan. Nie są źli, ale wojna trwa nadal, energon jest potrzebny, a autoboty ze względu na szurniętego lidera nie chcą się nim z nami podzielić. Dlatego też walczymy. Chcemy władzy, ale nie myślimy tylko o sobie jak te nadęte autoboty. Pokręciłem głową. W oddali zauważyłem znajomego bota, tylko zdawał się nieco odmieniony. Jego lakier był świeższy, a jego kolor był głęboki. Czyste srebro, nie wyblakły szary jak u tutejszych. W końcu ze znaków na jego ramieniu wyczytałem, że jest to mój dobry znajomy, Sideways. - Co słychać kolego? –zapytałem z entuzjazmem.
- Dobrze, jeśli można tak powiedzieć - mruknął niezadowolony - kolejny świat i kolejna walka z autobotami.
- Tam też się udali? - zapytałem nieprzyjemnie zaskoczony. Wiedziałem o wyprawie deceptów na Ziemię, ale nie spodziewałem się, że autoboty również tam polecą.
- I to nie zgadniesz kto! Sam liderek autobotów!
- Niewiarygodne - pokręciłem głową - to fatalne wieści. Znaleźliście już trochę energonu?
- Nie mamy za wiele szczęścia, gdyż autoboty są przebieglejsze. Udało nam się uzyskać trochę ze względu na ich przyjaciółeczkę, istotę z ich świata. Swoją drogą ładna jak na kosmitkę.
- Ładna kosmitka? Na tamtej planecie żyje pełno robactwa. Małe, dziwne stworzonka, jak możesz w ogóle mówić, że to coś jest urodziwe? - zapytałem zaskoczony. Widziałem raz te istoty, były wstrętne.
- Jak patrzy się z góry, to przypominają robaki, zaiste. Ale aby nie wydać swojego istnienia, musimy się wśród nich maskować. Używamy do tego nie tylko aut, ale i holoform. Ludzkich odpowiedników naszych ciał. Czujemy będąc nimi, oddychamy, jemy, wypróżniamy się. Nie jest źle. W dodatku jak patrzy się na ludzi z tej samej perspektywy... na prawdę wyglądają dobrze.
- W istocie bardzo ciekawe, ale nie jestem przekonany co do tego wszystkiego - mruknąłem nadal nie mogąc sobie wyobrazić romansu z kosmitą.
- Soundwave, tutaj femobotki są rzadkim okazem, a jak już się jakaś trafi, to sam wiesz czego oczekuje. Chodzi im tylko o rozród. Na Ziemi można polować, tak jak botom przystało.
- Chyba nie rozumiem...
- Już wyjaśniam. Po co ci femobotka, która sama wskoczy ci do rąk? Największą satysfakcję daje to jak się ją upoluje walką i siłą.
- I sugerujesz, że warto być raczej z robakiem niż z jedną z nas?
- Uważam, że lepiej jest powalczyć o drugą połowę, niż łapać pierwszą lepszą - wyjaśnił, a po chwili machnął ręką - Dość już o tym. Powiedz lepiej co cię sprowadza na Xantium? Kolejne zlecenie?
- Szukam siostry – burknąłem.
- Ach, nadal? Może lepiej poszukaj swojej drugiej połówki ?
- To nie takie proste. Trudno znaleźć kogoś kto by chciał takiego jak ja – stwierdziłem bez namysłu.
- To, że jeszcze żadnej nie spotkałeś nie znaczy, że nie spotkasz. Miłość nie sługa, czyż się mylę?
- Nie, ale nie o to mi chodzi. Nie umiem być czuły i romantyczny. Mało femobotek chce takich jak ja, a latanie do agencji jest uciążliwe i drogie.
- To może poszukaj jakiegoś robaka, na Ziemi? - zapytał dokuczliwie. Koniec końców zdałem się na towarzystwo mojego przyjaciela. Szliśmy razem milcząc przez chwilę. Potem zadałem mu nurtujące mnie pytanie.
- Dlaczego Upadły nie da wam energonu? Ta połowa ma go pod dostatkiem.
- To dość ciężkie pytanie - powiedział zastanawiając się przez chwilę - nikt tak na prawdę nie zna dokładnego powodu, oprócz samego Upadłego, zaiste. Jednakże wiadome mi, że on po prostu nie chce oddawać go decepticonom, gdyż chce go mieć tylko dla siebie.
- To The Fallen nie chce tego samego co Megatron, czyli odbudowy Cybertronu?
- Częściowo tak, ale niekoniecznie. Woli mieć Megatrona po swojej stronie, bo wie jaki jest silny. Działa pod przykrywką dobrego króla, który martwi się losem całej naszej planety i chce ją odbudować. No tak... chce. I ma też swoje priorytety: zemstę, władzę absolutną. Zemsta jak się domyślasz, tyczy się autobotów, a w zasadzie jednego. Primea. Podąża drogą swojego ojca, a tamten był zdrajcą, tak jak pozostali. Zawiedli go. Zostawili, bo woleli ratować jakąś beznadziejną planetę. Władza absolutna natomiast... The Fallen obiecał Megatronowi panowanie nad tamtą częścią Cybertronu, ale każdy z nas, nawet on wie, że nasz lider nie poprzestanie na jednej połowie. Upadły tylko czeka na to, by móc unicestwić zagrażającego mu decepticona. Ale przecież nie zrobi tego teraz.
- Przecież Megatron musi odwalić za niego całą robotę... - zrozumiałem.
- W rzeczy samej. Póki Upadły jest przywiązany do lin, wewnątrz których płynie energon, jest zdany na Megatrona, który podstawi mu zwycięstwo pod nos. Upadły oszczędza siły, bo nie ma ich za wiele, na zrealizowanie planu. Gdy druga połowa Cybertronu zostanie odbudowana The Fallen stanie się jego prawowitym władcą.
- Sprytne. The Fallen nie odda decepticonom energonu, bo musi mu starczyć do dnia, w którym będzie mógł uzyskać to czego pragnie.
- Dokładnie - Ways przytaknął - taka jest wersja, którą znam ja i nieliczni. Teraz także ty. Ufam, że nie wykorzystasz jej przeciw mnie.
- Twoja odpowiedź służyła jedynie do zaspokojenia mojej niewiedzy - wyjaśniłem - nikomu tego nie powtórzę - powiedziałem. Ways przytaknął. Staliśmy obok jego domu. Spacer sporo nam zajął. Rynek był już niedaleko. Udam się do niego za chwilę. Tak jak zaplanowałem.
- A ty nie powinieneś być z decepticonami? –zapytałem na koniec.
- Zrobiłem sobie przerwę i wyskoczyłem na spacer. Wole siedzieć tu niż w tym jałowym miejscu które, nazywa się ich bazą.
- Ty i ta twoja dziwna logika - uśmiechnąłem się kręcąc głową. Po chwili podniosłem rękę w geście pozdrowienia. - Bywaj przyjacielu – odpowiedział i odszedł. Przywołałem kota, który na czas rozmowy oddalił się zaciekawiony jakimś drzewem i szliśmy dalej. Gdy już dotarłem na targ musiałem przebić się przez tłum, by podejść do straganu z puszkami oleju. Zapłaciłem za jedną z nich i wraz z moim napitkiem udałem się w spokojne miejsce. Za chwile znowu będę musiał zabrać się do pracy, a mojej siostry nadal nie znalazłem. Mógłbym dać sobie spokój, ale obiecałem. Obiecałem sobie i jej, że ją odnajdę i znów będziemy rodziną. Jak kiedyś...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro