Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 51: Ostatnia wieczerza


Obecność mojego wujka trochę ograniczała nasze zachowanie. Byliśmy spięci. Większość powróciła do wykonywanych wcześniej czynności. Ratchet znowu grzebał coś w sprzęcie. Hide prowadził gimnastykę, a Prime trenował Arsen. Jazz rozmawiał z Arturem co chwile spoglądając na niebo. Niepokoiłam się. W końcu, gdy okazało się, że tylko ja stoję bez zajęcia, dołączyłam do mięśniaka. Oprócz nas ćwiczył tylko Bee i Skids. Mudflap podlizywał się Arsen dopingując ją w szermierce. To było na nic. Arsen nie zwracała nawet na niego uwagi. Biedna. Jak nie bezczelny Hide to wiecznie zasmarkany dzieciak. Może trafi jej się w końcu jakiś książę na białym koniu? Mam nadzieję, bo biedaczka skończy u boku mięśniaka, który zapewne wymieniłby ją na bilet na jakiś mecz. Nie. Arsen nie może z nim skończyć. Może już lepszy jest ten Mudflap? Zrobiłam skłon i przyjrzałam się lepiej nastolatkowi w czerwonej bluzie. Odwróciłam wzrok jak tylko wsadził palec do nosa. Nie. Ani Hide, ani Mudflap. Co za porażka.

Głód w końcu zwyciężył. Próbowałam o nim zapomnieć lecz nie dał za wygraną. Poczułam nieprzyjemne ukłucie w żołądku i rozległa się symfonia długiego burczenia. Skrzywiłam się lekko i ścisnęłam brzuch. Przerwałam godzinną gimnastykę. Może to dziwne, ale dobrze mi się ćwiczyło przy mięśniaku. Oczywiście ochrzanił mnie, że nie mam odpowiedniego stroju do ćwiczeń i świecę golizną, bo jego zdaniem krótkie spodenki są jak trochę dłuższe gacie więc to niestosowne i go rozprasza. Takie tam. No i musiał też skrytykować moje skłony i pompki, ale oboje lubiliśmy sobie dogryzać. Dlatego też, gdy tylko się do czegoś przyczepiał odszczekiwałam mu i od razu robiło się weselej. Otarłam pot z czoła i uśmiechnęłam się do mężczyzny pełnego blizn.

- Na dziś wystarczy - stwierdziłam stanowczo rozluźniając mięśnie. Spojrzałam się na lidera, który trzymał Arsen w odpowiedniej pozycji do wykonania ataku. Uśmiechnęłam się. Wiem dobrze, że taka miła atmosfera nie może trwać długo. Zaraz któreś z nich rozpocznie kłótnie. Hide również spojrzał w ich stronę.

- Romansują jak nic - wyparował krzywiąc spojrzenie. Zaśmiałam się słysząc jego pełen oburzenia głos. Szturchnęłam go ramieniem w żebra.

- Czyżby zazdrosny?

- Ja? - zapytał jakby niedowierzając - to zaraz Prime będzie zazdrosny.

Nim zdążyłam zapytać, co ma na myśli, mięśniak przyciągnął mnie do siebie i spojrzał mi głęboko w oczy. Najpierw ogarnęło mnie przerażenie, a po chwili nie potrafiłam powstrzymać śmiechu. Oni wszyscy są wariatami. Ironhide przechylił mnie do tyłu jak w uroczystym tańcu i aż się zdziwiłam, że stać go na takie romantyczne gesty. Nadal wydawało mi się to jedynie zabawne. Dopiero, gdy Hide zaczął przybliżać swoją twarz do mojej robiąc przy tym pełną skupienia minę, zaczęłam się wyrywać i kazałam mu przestać. Nie ruszało to napastnika. Mudflap zaczął się śmiać i wskazując na nas palcem krzyczał:

- Gorzko! Gorzko!

Usta Hidea ułożone w dziubek były coraz bliżej moich, a ja czułam jak kropla potu spływa po moim czole. Usłyszałam pisk Arsen i głośny huk pod nami. Hide puścił mnie pozwalając mi upaść na ziemię. Lider złapał go za szyję i przycisnął do drzewa. Obok nich błyszczał miecz Optimusa wbity w drzewo. To właśnie to wywołało hałas. Podniosłam się strzepując kurz z ciała i podeszłam do chłopców.

- Prime, on to zrobił specjalnie by cie wkurzyć. Daję ci moje słowo - westchnęłam. Lider spojrzał na mnie, a po chwili puścił mięśniaka, który specjalnie nie bronił się przed swoim szefem.

Po chwili Optimus mógł mnie przytulić. Hide na bezczelnego dołączył do uścisku. Spojrzałam na niego z lekkim wyrzutem.

- A ty się w końcu doigrasz draniu - stwierdziłam wystawiając mu język.

- Wiecie co? Nie jestem tak do końca pewien czy Selen jest przy was bezpieczna. Latające miecze? Co jeszcze? - stwierdził Artur niepewnie - Selen, za kilka minut będę robił grillowanego łososia. Dziecko od kilku minut burczy ci w brzuchu, więc koniecznie musisz iść ze mną.

Nie stawiałam oporów. Przytaknęłam tylko przełykając ślinę ze smakiem. Grillowany łosoś... o rany. Najlepsze co mogło mnie spotkać. Wujek robił najlepsze ryby świata. Dodawał kilka specjalnych przypraw i w dodatku jego popisowe sałatki... Cudo. Jak kiedyś do nas przyjeżdżał to zawsze urządzaliśmy sobie grilla. Pamiętam te cudowne smaki z dzieciństwa.

- Będzie mięsko? - zapytał Hide.

- No raczej tak. Grill to grill - westchnął wujek.

- A ten... Bo jak jest mięso to ja też muszę tam być.

- Hide!- lider był wyraźnie zdenerwowany na swojego przyjaciela - wstyd mi za ciebie. To obiad rodzinny. Ty do niej nie należysz więc zostaniesz z nami. Podrasujesz bronie czy coś...

- No... właściwie to możecie dołączyć - westchnął Artur - mój kolega miał mi przywieźć sporo rybek. Pracuje przy porcie. Poza tym ma u mnie dług i spłaca mi go na wiele różnych sposobów. Zapewniam was, że to nie jest najdziwniejszy.

- Możemy tato? - Bumblebee pociągnął Optimusa za koszulkę i zmusił by na niego spojrzał. Lider nie potrafił odmówić jego słodkim, proszącym oczkom, poza tym nie przegapiłby darmowego obiadu. Zgodził się bez wahania. Rozległy się wiwaty. Wiadome - jeśli chodzi o żarcie wszyscy będą zgodni i szczęśliwi. Autoboty ruszyły w stronę mojego domu bardzo szybko, zostawiając nas w tyle. Tak, nawet Prime dał się ponieść.

- Ryba, to musi być smaczne - mruczał pod nosem Ratchet, a za nim Arsen opowiadała, że ryba jest cudownym posiłkiem, bogatym w białko i witaminy. Pokręciłam głową i udałam się za nimi wraz z moim wujkiem.

Poza lasem temperatura była większa. Wiatr wiał niespokojnie, jakby coś wisiało w powietrzu. Burza? Ulewa? Może coś zupełnie innego. Ciemne chmury widać było z oddali. Minie może kilka godzin, a pogoda się popsuje. Dlatego Artur od razu wziął się do roboty. Wraz z Optimusem i Jazzem wyciągnęli dużego czarnego grilla i worek węgla. Kiedy już go złożyli i podpalili, wszyscy razem zabraliśmy się za pomoc przy jedzeniu. Filety z łososia były porozkładane równomiernie na tacce. Obok na stole leżała druga taca z kurczakiem i pstrągiem. Artur pichcił swoje popisowe sałatki, a my rozłożyliśmy rybie i mięso na grillu. Gdzie nie gdzie upchnęliśmy też piersi z kurczaka. Na stole w ogrodzie zaczęły pojawiać się puszki piwa, soki, talerze, sztućce i szklanki. Potem doszły też miseczki z sosami. Naliczyłam pięć różnych rodzajów. Między innymi śmietanowy, czosnkowy, słodko- kwaśny (czyli popisowy sos Artura) i żurawinowy. Ostatni wyglądał na musztardowy, ale trudno mi było stwierdzić, bo dobrał się do niego Bumblebee. Mogłam tylko wywnioskować, że go polubił, bo po kilku minutach połowa sosu wylądowała w jego buzi. Nie żałowałam mu, ale poradziłam mu, by zostawił sobie trochę do maczania mięsa. Młody uśmiechnął się do mnie i odłożył sos na miejsce. Przez chwile trzymał się blisko mnie i opowiadał, że tamta walka z Bonecrusherem była jedna z najlepszych w jego życiu. Objęłam go i wyszeptałam, że omijając ogromny strach i możliwość śmierci, także czułam się po niej niesamowicie. Przynajmniej o jednego decepticona mniej - pomyślałam. Sałatki były gotowe i każdy mógł już sobie nałożyć na talerz to co lubił. Mięso zostało przewrócone na surową stronę. Druga natomiast była zarumieniona. Zapach był niesamowity chociaż dym robił swoje i podrażniał drogi oddechowe. Wraz z Arsen porozstawiałyśmy dodatkowe krzesła dla naszych przyjaciół komentując cicho zachowanie Hidea. Obie przeżyłyśmy traumę i to jednego dnia. Brak mu rozrywki czy co? No nic. To był zakręcony dzień i wierzę, że to jeszcze nie koniec zaskakujących sytuacji.

Spojrzałam na godzinę w telefonie. Dochodziła szesnasta. Mój żołądek zdecydowanie tęsknił za jedzeniem, ale na szczęście, gdy tylko wróciłyśmy z dodatkowymi krzesłami grill był gotowy. Artur nadal dodawał do niego węgla. Miał do przygotowania jeszcze kilka filetów z pstrąga i podpiekane ziemniaki. Zawsze mnie rozpieszczał. Na moim talerzu znajdowało się właściwie wszystko co było na stole. U Hidea podobnie, tyle, że trzy razy więcej. To była chora ilość mięsa i tylko trochę sałatki. Grillowany łosoś nie zawiódł. Smakował jak zwykle cudownie. Przyjrzałam się naszej grupie zajadającej się rybami i innymi specjałami. Wyglądaliśmy jak wielka rodzina. Dziwna, ogromna, lekko nienormalna, ale jednak rodzina, która zawsze jest razem czy to wojna czy grill w moim ogrodzie. Jazz co chwile z niepokojem patrzył w stronę lasu i nie tylko ja zaczynałam czuć się dziwnie. Widziałam jak Ratchet patrzył tam gdzie jego przyjaciel, a Prime milczał przez długi czas. Rozmowa toczyła się pomiędzy moim wujkiem i bliźniakami. Podejrzewam, że nikt z nas nie chciał nawet wnikać w jej treści. Młody oblizywał naczynie po swoim ulubionym sosie, Arsen siedziała na trawie i ostrzyła miecz za pomocą kamienia, Hide dojadał resztki ze swojego talerza, a ja siedziałam i patrzyłam na każdego z osobna. Coś faktycznie wisiało w powietrzu. Czarne chmury zakryły słońce, więc zaczęło robić się coraz chłodniej. Wypiłam do końca sok i zaczęłam wynosić brudne talerze do zlewu. Na tacy zostało jeszcze kilka filetów z łososia i kurczaka, a także cztery pieczone ziemniaki, które później zje Jaden lub mama. Musieliśmy im coś zostawić. Mój brat w zasadzie nie angażuje się w rodzinne grille. Są wyjątki, gdy na przykład siądzie prąd i nie może zająć się grami albo serio nie ma nic do roboty. Więc i dzisiaj nie zdziwił mnie jego brak. Mama wróci pewnie dopiero wieczorem. Pozbierałam ze stołu również kilka ocalałych sałatek i dwa sosy. Zachował się żurawinowy (ulubiony mamy) oraz połowa słodko-kwaśnego. Umyłam ręce. Poczułam woń wiśniowego mydła i uśmiechnęłam się lekko, rozkoszując się nią. Przez chwilę moczyłam ręce w wodzie, a potem sięgnęłam po ręcznik. Kilka kropel osunęło się z mojej ręki i kapnęło na podłogę. To tylko woda, Selen. Wyschnie. No tak. To tylko woda. Usłyszałam okrzyki, śmiechy, a także przekleństwa rzucone najprawdopodobniej przez Ironhidea. Po chwili do moich uszu doszedł także dźwięk kropel uderzających o ziemię. Odwróciłam się w stronę okna i zauważyłam jak moi przyjaciele jeden przez drugiego wpychają się do mieszkania. Lało jak z cebra. Na stole zostały niedopite soki i zgaszony grill. Na szczęście całe jedzenie w porę zostało przeze mnie zabrane, nim namokło. Arsen pobiegła do łazienki i zaklepała sobie ręcznik i moje suche ubrania. Biegnąc śmiała się i nazwała naszych przyjaciół frajerami. Pokręciłam głową tłumiąc śmiech. Drużyna Optimusa stała przemoczona i nie wiedzieli co robić. Podałam im ścierki i ręcznik papierowy. Większość ubrań została ściągnięta co nie do końca mi się podobało. Już któryś raz widziałam Ratcheta tylko w bokserkach i to nie był mój ulubiony widok. Kolejna trauma. Skids specjalnie się prężył co wyglądało odrażająco. Musieliśmy przeczekać najgorszy deszcz u mnie. Niektórzy patrzyli przez okno jak deszcz zalewa chodniki, reszta wybrała jednak oglądanie telewizji.

Ja także przysiadłam się na kanapę. Leciały wiadomości, które jako jedyne z całego repertuaru TV nas zestresowały. Głównie dlatego, bo mówiono, że poszukiwania robota z kosmosu będą się teraz odbywały w naszej okolicy.

- Trzeba być ostrożnym - stwierdził Mudflap, który przeszedł się po pokoju i przysiadł na dywanie ze skwaszoną miną - to nasz koniec panowie. Jedyne co nam zostało to oddanie się w ręce glinom.

- Porąbało cię? - zaczął zdenerwowany Hide - nigdzie się nie oddamy. Trzeba będzie wrócić na Cybertron, a gdy sprawa przycichnie jakoś się tu wróci i będzie cacy.

- Na Cybertron? Nie zapominaj Hide, że mamy tutaj Selen i Arsen za które jesteśmy odpowiedzialni. W dodatku dziewczyny są teraz poszukiwane i nawet jak znikniemy będą je ścigać. Że już nie wspomnę o decepticonach. Oni nie odejdą tak jak my. Wręcz przeciwnie. Są tu dla energonu i dla All Sparku - Lider wyglądał na kogoś, kogo nic już nie zdoła przekonać.

- Wszystko można jakoś załatwić, Prime. A przecież wiadome, że tobie chodzi tylko o rozłąkę ze swoją dziewczyną i nie zgrywaj głupka. Wszyscy wiemy swoje - Hide nie odstępował swojego pomysłu, no i udało mu się zdenerwować lidera.

- Nie pozwolę byś mówił do mnie takim tonem. Jesteś pod moim dowództwem, więc się mnie do cholery słuchaj! Tak. Kocham Selen i nie chcę jej zostawić. To chyba jasne. Ale nie jest to jedyny powód. Pomyśl tylko bystrzaku... po co zostaliśmy wysłani na tę planetę co?

- Aby znajdować energon i eliminować decepticony - streścił Jazz który przez chwile zdawał się być nieobecny, ale potem przysłuchiwał się kłótni.

- Zgadza się, Hide? Po to przybyliśmy na ziemię? - zapytał drwiącym głosem lider co nie do końca spodobało się mięśniakowi. Uśmiechnął się tylko podirytowany, a po chwili odpowiedział:

- Tak szefciu. Dokładnie po to. Tylko jakoś od incydentu z rzeką przestaliśmy wykonywać swoje misję. Już nie interesuje cię odbudowa Cybertronu? To był nasz cel, Prime. I tego się trzymaliśmy. Przestałeś się sprawdzać jako lider i każdy z nas wie przez kogo.

Te słowa wywołały wściekłość nie tylko u lidera, ale i u mnie. Wstałam wnerwiona i spojrzałam każdemu z nich w oczy. Mój wzrok zastygł na mięśniaku.

- Czy ja się o to do cholery prosiłam?! Czy prosiłam się o was?! Byłam zwykłą nastolatką. Miałam właśnie rozpocząć nudne wakacje siedząc w lesie i obijając się wraz z Arsen. Chodzić do miasta na zakupy, albo nawet wyjechać gdzieś daleko. Ale los nas ze sobą złączył i tak zostało. Naraziłam się na śmierć już kilka razy, a zresztą nie tylko ja bo i moi bliscy obrywali. Mało brakowało, a straciłabym Artura, a to przez to, że mnie znają, bo się razem trzymamy. Nie raz miałam ochotę rzucić to wszystko w cholerę. Wpakowałam się w totalne bagno i nawet gdybym teraz zrezygnowała nic by to nie zmieniło. Decepty mogą mnie dopaść w każdej chwili, a rząd nie poprzestanie nawet, gdy odejdziecie. Optimus w tym wszystkim jest dla mnie wsparciem. Nic nie rozumiesz, Hide, ale to bez znaczenia. No śmiało. Droga wolna! Chcesz odejść? Czy może wolałbyś aby to mnie nie było? Powiedz!

Drżałam. Nie widziałam tego, ale czułam. Byłam załamana. Z normalnego, przyjemnego grilla zrobił się totalny galimatias. A mięśniak próbuje teraz zwalić całą winę na mnie i Optimusa. Wszystko jest nie tak jak być powinno. Miałam łzy w oczach, ale nie spuściłam wzroku z Ironhidea. Panowała cisza. Nikt nie ważył się jej przerwać. Mięśniak spuścił wzrok. Po krótkiej ciszy pokręcił głową i podnosząc się z kanapy udał się przedpokoju.

Stałam bez ruchu aż do usłyszenia głośnego trzasku drzwi wyjściowych. Wtedy opadłam ciężko na kanapę i zaczęłam płakać. Moi przyjaciele natychmiast zareagowali. Przybliżyli się i lekko objęli. Artur pogłaskał mnie po głowie i kazał mi się nie martwić. Dodał też kilka obelg na temat Ironhidea. Prosiłam by przestał. Nawet jeśli byłam wściekła i zdołowana na raz, nie chciałam przezywać mojego przyjaciela. Wtuliłam się mocniej w gromadę moich przyjaciół. Wujek zaproponował nam gorącą czekoladę jako deser i osłodę ponurego nastroju jaki wśród nas zapanował, więc udał się do kuchni parzyć wodę.

- Selen, Hide potrafi być czasem dupkiem. Ale nie przejmuj się - westchnął Jazz. Przytaknęłam ocierając łzy. Nie potrzebnie wyżyłam się na wszystkich.

- Tak na marginesie gówniaro, to wcale nie popieramy myśli Ironhidea. On wiecznie się czepia. Szczerze to nawet lepiej, że pojawiłyście się na naszej drodze, bo jest weselej no i mamy dobre żarcie. A z resztą, od dawna lider nie był taki szczęśliwy. Wielu z nas cieszy się, że przeszedł mu ten szał na energon. Tylko nam szkodził - stwierdził Ratchet.

- Dzięki chłopaki, ale on ma trochę racji. Przeze mnie nie możecie szukać energonu i ciągle się obijamy - westchnęłam.

- Zwariowałaś? Na razie byliśmy uziemieni w naszej bazie, bo wciąż nas szukają. Nie możemy się pokazywać. To nie jest wcale twoja wina. A że się obijamy? Staramy się robić cokolwiek, by się nie nudzić, bo i tak nie możemy wykonywać naszych misji. Robimy co możemy - wytłumaczył lider.

Przytaknęłam raz jeszcze. Czułam się lepiej mając poparcie moich przyjaciół.

- Przepraszam za ten wybuch z mojej strony. Nie powinnam - zaczęłam.

- Selen, gdyby nie ty, to ja bym to zrobił, ale na słowach by się nie skończyło - stwierdził Prime. Uśmiechnęłam się - no a poza tym Selen, wiemy, że się boisz. Kto by się nie bał na waszym miejscu? Styczność z obcymi musi być w pewnym sensie stresem. Dla nas w pewnej chwili to wy byłyście kosmitkami. To chyba zrozumiałe, że gdy dotąd nie robiło się rzeczy takich jak ratowanie świata i takie tam, to nie będzie łatwo. Może to grozić utratą bliskich czy nawet własnego życia. Dlatego rozumiem, że się boisz i jest ci ciężko. Spróbujemy was chronić jak najlepiej możemy.

Przytuliłam się do mojego chłopka. Było mi znowu ciepło i bezpiecznie. Deszcz ustał pozostawiając po sobie specyficzny zapach i mokre podłoże. Chmury odsłoniły słońce i przez chwile zrobiło się jaśniej.

- A co z odbudową Cybertronu? Potrzebny wam All Spark albo energon już sama nie wiem.

- To zagmatwane. Można odbudować planetę z ogromnej ilości energonu, albo za pomocą całego All Sparku. Mamy jedynie jeden odłamek, a wojna nadal się toczy. Głównie na Cybertronie. Chcemy zdobyć jak najwięcej energonu, ale słabo nam to idzie, bo udaje nam się znaleźć jedynie trochę kostek na własne potrzeby. All Sparku nie udaje nam się odszukać, a jeżeli któreś z nas go ma, to wydzieramy go sobie z rąk. W tym wypadku więcej mają Decepticony. My mamy jeden, który należy do ciebie - wytłumaczył Optimus.

- Ale przecież energon może być na całej Ziemi. My jesteśmy tylko w jednym mieście - spostrzegła Arsen.

- Ultra Magnus przedstawił nam plan działania, kwiatuszki. Na każdym kontynencie jest jakaś grupka autobotów, która wydobywa energon. Może on być w kopalniach, na dnie każdego z oceanów itd. Dlatego właśnie jesteśmy podzieleni. Grupa Optimusa, czyli my, zostaliśmy przydzieleni tutaj. Niestety decepticony też tutaj grasują.

- Na prawdę będziemy musieli się pożegnać? - zapytałam z żalem.

- Zrobiłbym wszystko by było inaczej, ale nie wiem co będzie dalej - powiedział Prime.

Artur zaprosił nas do kuchni na gorący napój. Z chęcią go wypiliśmy. Gdy ubrania chłopców wyschły ubrali je z powrotem. Zostały tylko ciuchy Hidea. Trochę kiepsko, że wyszedł w samych gaciach na ulewę. Ale to była jego decyzja. Złożyłam jego spodnie i koszulkę w kostkę i położyłam na parapecie przy drzwiach wyjściowych. Wtedy przez okno zauważyłam umięśnioną sylwetkę mężczyzny opierającą się o murek obok mojego domu. Był w samych gaciach koloru czarnego. Sięgnęłam po ciepłą czekoladę, która się ostała i wyszłam na zewnątrz. Wiał chłodny wiatr, a ziemia wciąż była mokra, więc chlupało mi pod stopami. Zamknęłam za sobą drzwi, przykuwając tym uwagę Ironhidea. Spojrzał na mnie, a po chwili spuścił wzrok. Podeszłam bliżej i podałam mu napój. Gdy zauważył, że kubek jest ciepły, sięgnął po niego i upił kilka łyków. Był lekko zgarbiony, bo było mu zimno. Po chwili oddał mi pusty kupek i odchrząknął głośno.

- Po co przyszłaś? - zapytał lekko zmienionym głosem.

- Abyś nie stał tu sam. Nadal jesteś moim przyjacielem i nawet jeśli masz do mnie żal i nie przepadasz za mną to się nie zmieni - stwierdziłam stanowczo. Mięśniak spojrzał na mnie przez chwile bez zrozumienia, a po chwili mnie przytulił. Cieszyłam się. Jego goła klata była zimna i mokra od deszczu, więc nie było to przyjemne uczucie, ale ja na prawdę bardzo się cieszyłam.

- Przepraszam - westchnął. Uśmiechnęłam się. Odkładając kubek na stolik objęłam go obiema rękami. Po chwili takiego trwania mięśniak dźgnął mnie w żebro. Spojrzałam się na niego, a on się uśmiechnął.

- Ani słowa o tym przytulaniu. I nadal pozostaniesz dla mnie głupią, leniwą małolatą.

- Niech będzie - uśmiechnęłam się i namówiłam go na wejście do środka. Ze względu na to, że potrzebne mu było rozgrzanie się pokazałam mu jak działa prysznic i pod niego wskoczył. Ja tym czasem naszykowałam mu ubranie, które wcześniej położyłam na parapecie. Gdy Ironhide doszedł do siebie, zszedł do salonu i przeprosił za swoje sceny. Przyjęli go z powrotem i po chwili znowu rozmawiali ze sobą jak zawsze. Po dziewiętnastej autoboty wróciły do bazy, a Arsen do domu. Zostałam z Arturem na krótko bowiem za chwilę wpadła mama i mój brat. Jego obecności nie odczuliśmy zbyt bardzo. Zaszył się u siebie i grał w jakąś grę. Mama ucieszyła się na widok grilla. Nie był już ciepły, ale od czego ma się patelnię? Moja rodzicielka poczęstowała nas smacznym łososiem, więc kolację mieliśmy z głowy. Gdy w domu panowała już wieczorna atmosfera, poszłam się wykąpać. Ciepły prysznic zmył ze mnie resztki dzisiejszego dnia i po założeniu ciepłej piżamy mogłam położyć się do łóżka. Myślałam o tym co będzie, gdy nas odkryją. To może się stać lada moment. Znalezienie naszej bazy to kwestia czasu. Przecież już węszą w naszej okolicy. Będą szukać aż znajdą, bo są bardzo zdesperowani. Może złapali już trop? Jeżeli tak to wystarczy tylko moment. Tylko chwila... Oczy mi się zamykały. Chwilę później już spałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro