Rozdział 36: Wieża widokowa
Znów robiło się chłodno. A może to po prostu tylko przeczucie? Więc stałam naprzeciw sporej, starej budowli i mierzyłam ją wzrokiem przez kolejne kilka minut. Co to za miejsce i co jest w środku? Koniecznie musiałam się przekonać. Kto wie, może kryją się tam jakieś zombie? Zebrałam się na odwagę i wkroczyłam do ciemnej budowli. Jak można było zgadnąć, panował tam mrok. W telefonie wybrałam niezawodną opcję „latarka" i od razu zrobiło się jaśniej. Mocne, żółte światło skierowałam na drogę przede mną. W środku to miejsce dużo bardziej przypominało ruinę. Ściany były popękane, a kurz był po prostu wszędzie. Zapach też nie należał do najświeższych. Skręciłam w lewo i natknęłam się na schody. Co prawda wyglądały jakby ktoś je poobgryzał dookoła, ale dało się po nich wejść na górę. Gdy zauważyłam, że następne schody połączone są w spiralę, która zmierza do góry, domyśliłam się, że prowadzą na wieżę. Tam już nie potrzebowałam światła w telefonie. Słońce przedostawało się bez problemu, dzięki bezszybnym oknom. Idąc w górę co chwilę natrafiłam na masywne drzwi. Moja ciekawość wygrała z rozumem więc złapałam za klamkę, a ta zazgrzytała przeraźliwie prawdopodobnie zabijając parę komórek w moim mózgu (nie szkodzi, mam ich jeszcze dużo). Drzwi otworzyły się skrzypiąc równie makabrycznie. W środku czuć było wilgocią, a także jakimś dziwnym smrodem, którego nie potrafiłam przyrównać do żadnych innych. Rozejrzałam się dookoła. Nie było tam nic oprócz czterech zmurszałych ścian. Jednak postanowiłam przyjrzeć się temu bardziej. W tym pomieszczeniu akurat nie było okna, więc uruchomiłam z powrotem moją latarkę w telefonie i świeciłam na prawo i lewo. Zamurowało mnie, gdy zauważyłam, że do ściany w lewym kącie pomieszczenia przykuty jest kościotrup. Przeklęłam głośno i podeszłam do niego. Większość kości to były porozrzucane zżółkłe szczątki. Czaszka leżała na ziemi,. Jedynie kość ramienna była zaczepiona o łańcuch. Ten człowiek musiał zostać uwięziony już wieki temu. Sądząc po wystroju tej budowli śmierdziało mi trochę średniowieczem (nie dosłownie, nie mam pojęcie jak może pachnąć średniowiecze). Było to bardzo prawdopodobne, gdyż w tej epoce zazwyczaj więziono, zabijano i karano ludzi. Głównie za herezję. Jednak odnosiłam wrażenie, że zwyczajnie szukano pretekstu, by powyrzynać połowę ludności. W każdej epoce było dużo trupów i więźniów, dlatego nie mogłam sugerować się tym w określaniu epoki. Jedynie styl, nieco romański, daje mi sygnał, że mogą to być czasy pośrednie. W Google znajdę informacje o tym miejscu, przecież ktoś już na pewno zauważył tę budowlę wcześniej? Odeszłam już od szkieletu i szybko wyszłam z tego pomieszczenia. Innych drzwi nie miałam zamiaru otwierać. Przyspieszyłam kroku i w końcu znalazłam się na końcu drogi. Weszłam na szczyt wierzy. Z lotu ptaka mogłabym to nazwać sporym kołem wokół którego jest mur. Podeszłam do niego i wychyliłam się. Od ziemi dzieliło mnie ładne parę metrów. Czy tej wieży nie widać z daleka? Wydaje się spora. Czuję się głupio, mieszkam w tym mieście od dawna, a nie wiem jakie ma walory turystyczne...
Zachwyciłam się widokiem. Z tej wysokości widać było niemal całe miasto. Bloki, lasy i temu podobne. Ledwo dosłyszalny głos wzywał moje imię. Rozejrzałam się po okolicy i zauważyłam holoformę lidera. Szukał mnie po okolicy. Nabrałam powietrza i krzyknęłam, aby mnie zauważył, niestety wyglądało na to, że niedosłyszał. Postanowiłam podjąć inne środki komunikacji. Zdjęłam łuk z ramienia i nałożywszy na niego strzałę wymierzyłam za cel drzewo obok mojego chłopaka. Grot trafił w środek pnia przykuwając wzrok lidera. Wystrzeliłam kolejną i wtedy Prime spostrzegł, gdzie się znajduję. Mój cel się polepszył, udało mi się go nie zabić. Pomachał mi, a ja odpowiedziałam tym samym. Krzyknęłam by na mnie poczekał, ale nie zważałam już na to czy mnie usłyszał. Uważając na rozpadające się schody zeszłam pomału z wierzy i wybiegłam w stronę Optimusa. Z uśmiechem rzuciłam mu się na szyję. Ucieszony tym gestem oddał uścisk i zaśmiał się cicho kołysząc mnie w prawo i lewo.
- Co ty tam robiłaś? – zapytał odgarniając mi włosy z twarzy.
- Zauważyłam tę budowlę i postanowiłam zbadać co to za miejsce.
- I co, wiesz już? – zapytał zbliżając swoją twarz do mojej. Pokręciłam głową. Po chwili zostałam obdarzona czułym całusem.
- To wiesz co będziemy robić?
- Muszę pokazać ci widoki z tej wierzy. Są nieziemskie – powiedziałam radośnie i łapiąc go za ręce, zaprowadziłam na samą górę. Oczywiście nie obyło się bez głośnego przekleństwa za każdym razem, gdy tylko noga osuwała się ze stopnia. Lider szedł zaraz za mną, więc mnie asekurował. Wiedziałam jednak, że gdybym się teraz wyrżnęła on poszedłby ze mną. Nieciekawa wizja. Zdołaliśmy jednak wejść na samą górę bez wielkich potłuczeń. Lider przyglądał się bacznie drzwiom, które wcześniej przykuły też moją uwagę. Wyjaśniłam, że za jednymi z nich znajduje się kościotrup. To jednak nie zniechęciło Optimusa. Złapał za jedną z klamek i pociągnął. Drzwi ani drgnęły. Po kolejnej próbie stwierdził, że to jednak nie ma sensu. Podszedł do innych. Te skrzypiąc, uchyliły się pod naciskiem ręki lidera. Ukazał nam się pokój. Cóż. Wyglądał jak stara sypialnia. Było tam kamienne łóżko i jakiś kwadrat przypominający szafkę nocną. Nic więcej. Może mieszkał tu kiedyś czarodziej? Nie, dobra, nie istotne. Pospieszyłam Optimusa, by szedł dalej. Po pokonaniu jeszcze kilku pięter w końcu weszliśmy na szczyt wierzy. Podeszliśmy do murka i spojrzeliśmy przed siebie. Piękne widoki ujęły mojego chłopaka. Wyjęłam telefon i zaczęłam robić zdjęcia. Nie tylko widokom, ale i nam. Lider załapał się także na swoją własną sesję zdjęciową. Warto mieć pamiątki. Musiałam jednak wyjaśnić mu, że ma się uśmiechać do ekranu. On jednak nie był przekonany. Po chwilowym sporze, stanęło na moim. Przybliżyłam się do niego i przytuliłam. Oboje patrzyliśmy na las.
- Pięknie tu, prawda? – zapytałam na co przytaknął. Wyglądał jakby coś go martwiło. Jednak na moje pytanie, co z nim, odpowiadał, że wszystko w porządku. Nie wierzyłam mu za bardzo, ale postanowiłam się nie wtrącać. Lider wskazał palcem na las i uśmiechnął się lekko. Gdy w końcu zauważyłam co mi pokazuje również się rozbawiłam. Widać było popiersie Ratcheta i głowę Ironhidea, które wystają zza drzew. Byli dosyć daleko i na pewno nas nie zauważyli. W każdym razie nie patrzyli w naszą stronę lecz bardziej na siebie. Medyk machał rękoma. Pewnie znowu ktoś go wyprowadził z równowagi. Częstą przyczyną jego nerwów byli Skids i Mudflap. Optimus także miał ich nie raz dość.
- Ciekawe co go tym razem rozzłościło? – zapytałam.
- Nie mam pojęcia, irytuje go praktycznie każde zachowanie małolatów - wyjaśnił.
- Czyli moje też? – zapytałam nie kryjąc rozbawienia.
- Prawdopodobnie – westchnął – masz zupełną rację. Pięknie tu.
- A jeszcze lepiej, gdy jesteś tu ze mną – uśmiechnęłam się zarumieniona.
Lider usiadł opierając się o mur znowu robiąc ponurą minę. Ukucnęłam obok niego i dałam mu ciepłego całusa w czoło. To go jednak nie rozweseliło na tyle bardzo, by przestał się zamartwiać. Usiadłam na niego rozpinając swoją koszulę. Prime najpierw się zdziwił, ale po chwili sam zaczął pozbywać się ubrań. Czułe pocałunki jakimi się obdarzaliśmy po jakiejś chwili zmieniły się w coś zupełnie innego.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
(Optimus)
Leżeliśmy na lekko ogrzanej podłodze. Wiatr rozwiewał nasze włosy. Zwłaszcza Selen, bo miała dłuższe. Leżała na moje klatce piersiowej z zamkniętymi oczami. Uśmiechała się delikatnie głaszcząc mnie po ramieniu. Milczeliśmy, lecz było to przyjemne milczenie. Cisza czasem jest naprawdę potrzebna. Aby pomyśleć, albo nie myśleć, a po prostu w niej być. Nie raz bałem się ciszy. Szczególnie w nocy, gdy zostałem sam. Czasem w tym bezgłośnym trwaniu wszystko było bólem. Brakowało mi śmiechów, zdenerwowanego tonu mojej mamy, a nawet spokojnego głosu ojca, który zawsze mnie zastanawiał. Po tylu wojnach i masakrach jakie widział, potrafił być oazą spokoju. Albo krył to w sobie, albo po prostu krzywda innych go nie obchodziła. W sumie nie potrafię tak mówić o ojcu. Kochałem go, a on walczył o dobro. Zginął ratując tę planetę. Musiał się nią przejmować. To był wielki robot. Naprawdę wielki.
Selen poruszyła się lekko, a ja lekko pogładziłem ją po głowię. Mam wrażenie, że wszystko dzieje się zbyt szybko, ale nie potrafiłem zwolnić. Wydaje mi się, że po prostu tego potrzebowałem. Uczucia, bliskości. Nawet jeśli ciągle chcę więcej, myślę, że potrafię zrozumieć sam siebie. To, że nie chce robić wszystkiego z umiarem. Wolę wykorzystywać każdą chwilę jaką dostałem z Selen. Dlaczego? Z tęsknoty za miłością? A może ze strachu, że może szybko przeminąć? Chyba oba te problemy są przyczyną. Dziewczyna wstała szukając swoich ubrań. Lekko odgarnęła włosy i uśmiechnęła się do mnie tym uśmiechem, który zawsze sprawiał, że miękłem. Również zacząłem się ubierać. Nałożyłem na siebie koszulkę i rozejrzałem się po okolicy. Ciemne chmury znowu ogarnęły niemal całe niebo. Wprowadziły mroczny nastrój, którego nie lubiłem. Robiło się chłodno więc pośpieszyłem się z zakładaniem ciuchów. Spojrzałem na moją dziewczynę, która spostrzegła, że pominęła jeden guzik w koszuli i musi zapinać ją od nowa. Wyglądała tak zwyczajnie, naturalnie, jednak nie mogłem oderwać od niej wzroku. Cudownie się przy niej czułem i po prostu nie mogłem pozwolić, by stała jej się krzywda. W szczególności z rąk Barricadea. Ten gówniarz mnie irytuje. Myśli, że pozwolę mu na coś co zrani Selen.
- Będziemy wracać? – zapytałem w końcu, by przerwać ciszę, która stała się już mniej przyjemna, a bardziej niezręczna.
- Chyba tak – odpowiedziała uśmiechając się. To także było w niej niezwykłe. Nie znam osoby, która tak często się uśmiechała. Na Cybertronie znałem wiele dziewczyn, głównie te, moich przyjaciół, ale i kilka innych, które spędzały w naszej bazie wystarczająco dużo czasu bym mógł odkryć, że nie są zbyt wesołe. Selen była zupełnie inna. Jej charakter był po prostu wyjątkowy. W każdym razie nie spotkałem się wcześniej z kimś do niej podobnym... prócz Ariel. Momentami widzę w nich podobieństwo. Mówię o zachowaniu, osobowości. Wygląd nie wchodził w grę. Selen była człowiekiem, a ona robotem, jak ja. Ich podobieństwo jeszcze bardziej poruszało moje serce. To tak jakbym znów ją miał przy sobie. A z drugiej strony, mogłem odkrywać Selen jako nową dziewczynę, nieco podobną, lecz wciąż zaskakującą czymś nowym. Przyciągnąłem ją do siebie i obdarzyłem czułym całusem.
- A więc wracajmy – westchnąłem zauroczony. Pomału zeszliśmy na sam dół. Potem przez chwilę szwendaliśmy się w ciemnościach budowli. Selen miała swój łuk i kołczan zawieszony na ramieniu. Wyglądała trochę zabawnie, ale nie mówiłem jej tego, bo nie lubiłem jej złościć. Rzucała wtedy śliwką, a to nie należało do moich ulubionych wrażeń. Okolica wyglądała na spokojną. Złapałem moją podopieczną za rękę i ruszyliśmy przed siebie. Wtedy usłyszeliśmy okropny dźwięk. To jakby pisk, zgrzyt i krzyk w jednym. Zatkałem uszy, a moja dziewczyna wyglądała jakby zobaczyła ducha.
- Znam ten dźwięk... - jęknęła cicho, a mi przestało być do śmiechu. Zza drzew wyłoniło się kilka postaci bez twarzy. Armia Megatrona.
- Wydaje mi się, że tak prędko nie wrócimy do reszty... - westchnąłem z niepokojem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro