Chapter 4
Po skończonych lekcjach wróciłam zmęczona do domu. Siedziałam w swoim pokoju i trzymałam w ręce karteczkę z adresem Marcela. Z jednej strony cieszę się, że zaproponowałam mu bycie jego koleżanką, ale z drugiej trochę się bałam reakcji innych. Wiem, że jestem bipolarna. Raz mogę być jego najlepszą przyjaciółką, ale może zdarzyć się też, że zranię go za mocno. Bardzo nie chciałam ranić chłopaka. On był zbyt niewinny, żeby cokolwiek mu zrobić. Oczywiście, ze nie zrobię mu krzywdy fizycznej, ale mogę załamać go psychicznie. Staram się to zwalczać, ale idzie mi to bardzo ciężko.
Przed wyjściem do Marcela wzięłam prysznic i zmieniłam ubranie. Przecież nie pójdę do niego w mundurku. Każdy w naszej szkole miał mundurek, ale mogliśmy go dowolnie przerabiać. Marcel miał najgorszy, jaki kiedykolwiek widziałam. Był strasznie przestarzały. No ale cóż…
Ubrałam się w czarną, skórzaną spódniczkę sięgającą do kolan. Do tego założyłam jeansową koszulę, która odkrywała mi ramiona. Do plecaka wsadziłam potrzebne rzeczy, a na nogi wsunęłam czarne creepers'y. Włosy związałam w kucyka. Przez chwilę zastanowiałam się, czy nie ubrałam się zbyt okazyjnie. Cóż poradzić, że tami mam styl i nic, a nic to nie zmieni.
Wychodząc wzięłam telefon z szafki i poszłam do samochodu. Nie musiałam się niczym martwić. Nie mieszkam z rodziciami. Wyprowadziłam się od nich jak miałam 17 lat, czyli rok temu. Aktualnie za moje miejsce zamieszkania służy małe mieszkanie w kamienicy. Mam dwa pokoje, kuchnie i łazienkę. Nic więcej mi nie potrzeba.
Dotarłam do domu Marcela po niecałych dziesięciu minutach drogi. Zatrzymałam się pod ogromnym domem. Biała willa. Wyglądała cudownie. Przed wejściem stały ogromne białe kolumny. Na piętrze były ogromne okna. Podobała mi się otwarta przestrzeń. To niesamowite, że Marcel mieszkał w takim miejscu. Spojrzałam jeszcze raz na kartkę z adresem. Wszystko się zgadzało. Niepewnie wchodziłam po schodach, przybliżając się do drzwi. Trzęsącą się ręką dotknęłam dzwonka. Po krótkiej chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich wysoki chłopak. Nie miał na sobie koszulki. Na jego dobrze zbudowanym ciele było mnóstwo tatuaży. Spojrzałam w górę i zauważyłam twarz Marcela. Tylko on nie wyglądał jak Marcel. Nie miał okularów, a jego włosy nie były już podniesione na żel. Wręcz przeciwnie. Były mokre i kręcone.
- Cześć - uśmiechnął się szeroko ukazując swoje dołeczki.
- M-marcel? - wydusiłam zszokowana.
- Y... tak. Nie widać? - Spojrzał się na mnie, jakbym była idiotką.
- No właśnie nie! - Oczy prawie wypadły mi z orbit.
- Nie przesadzaj - uśmiechnął sie i machnął ręką. - Wejdziesz?
W środku było cudownie. Wszędzie białe i czarne meble, cudowna kolorystyka, pełno obrazów. Skąd Marcel miał tyle pieniędzy? Kim byli jego rodzice? Musiałam go zapytać.
- Rozgość się Catalay'a, a ja pójdę się ubrać. Zapraszam na górę do mojego pokoju - pokazał mi drogę ręką.
_________________________________
Wiem, że krótki. Jestem dla Was za dobra, bo to już drugi dzisiaj.
HOT MARCEL.
Oj, nasz kujonek się zmienia...
JMSster x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro