2
Od momentu, w którym Hal opuścił mieszkanie, mija już czwarta godzina, ciepłe promienie wschodzącego słońca zaczynały powoli prześwitywać przez zasłony przysłaniające wyjście na balkon. Rozdrażniony nieustępliwym bólem żołądka, powoli ruszyłem w stronę kuchni. Rozglądając się po niewielkim pomieszczeniu, odruchowo chwyciłem za drzwi lodówki, zastygając jednak po chwili w miejscu.
-Nie powinienem... - wypomniałem sam siebie - Ale jeśli czegoś nie zjem... - zwijając się po chwili z bólu spojrzałem ukradkiem na niewielkich rozmiarów garnek już zimnej "zupy" - Mimo wszystko zrobił ją dla mnie - wypowiadając te słowa, nie wiedzieć czemu poczułem ciepło, pulsując w mojej piersi.
Sięgając po kurek kuchenki, usłyszałem znajomy dźwięk otwieranego zamka. Lekko zestresowany, wyprostowałem się i począłem wyczekiwać na właściciela mieszkania.
-Dzień dobry... - usłyszałem cichy męski głos, nie należał on jednak do Hala. Mimo to głos wydawał się dziwnie znajomy.
Po chwili zza rogu korytarza wychylił się czarny kot o głębokich zielonych oczach. Miał na sobie biały podkoszulek i czarne spodnie. Widząc go, poczułem jak serce, skacze mi do gardła, zrobiłem niepełny krok w tył, uderzając lekko nogą o szafkę, przez co kot w ułamku sekundy zwróciły wzrok w moją stronę.
-Hej - przywitał się, podnosząc niepewnie rękę w moim kierunku.
-Hej... - odpowiedziałem, okrywając się bardziej kocem.
-Szefa nie będzie dzisiaj cały dzień, więc kazał się tobą zająć - szybko wytłumaczył, widząc moje zdenerwowanie.
-Szefa? - wypaliłem.
-Więc jeszcze ci nie powiedział... - podrapał się w tył głowy, po czym udał się do salonu z siatką w ręce. Położywszy siatkę obok stołu, po chwili wyciągną z niej jeansy, biały podkoszulek oraz czarną skórzaną kurtkę.
-Obierz to - podał mi ubrania, nie odwracając wzroku od siatki.
Niepewnie wziąłem ubranie do rąk i udałem się do łazienki. Na miejscu zrzuciłem z siebie koc i po chwili zacząłem powoli wciągać spodnie, w pewnym momencie jednak napotkałem opór.
-Wiedziałem - mruknąłem, zauważając za sobą szary lekko zakręcony ogon.
Po chwili namysłu zauważyłem, w czym jest problem. Spodnie z tyłu miały wycięcie na ogon, o którym całkiem zapomniałem. Przekładając ostrożnie ogon przez wycięcie, przypomniałem sobie wydarzenia z ostatniego dnia oraz moje niezbyt wyraźne odbicie, ujrzane w ekranie monitora. Chcąc się upewnić czy aby na pewno to nie sen, obróciłem się w stronę wiszącego na ścianie lustra. Tak jak podejrzewałem, w lustrze zamiast ludzkiej twarzy zastałem psi pysk. Zaskoczony drastyczną zmianą niepewnie, ale szczegółowo zacząłem oglądać każdą część mojego ciała. Nie licząc podbrzusza, które było białe, całe moje ciało pokryte było szarym futrem.
-To na pewno moje ciało? - zapytałem sam siebie, po czym zacząłem przeszukiwać kępy futra w poszukiwaniu dowodu. Zastygłem w chwilowym bezruchu, zauważając, że pomiędzy futrem, ciągle znajdują się blizny, wskazujące na obecność depresji.
-Przynajmniej ukrywanie ich, nie będzie już takim problemem... - pocieszyłem się, czując jak powoli przygniata mnie ciężar wspomnień z tamtych dni.
Wychodząc po chwili z łazienki, już w pełni ubrany, zastałem kota przyglądającego się garnkowi.
-Siadaj, przyniosłem ci coś bardziej... jadalnego - powiedział, zauważając mnie po chwili w korytarzu.
Usiedliśmy razem przy stole, po czym on sięgnął do siatki, wyciągając po chwili tekturowe opakowanie z zapisem McDuck.
-Szef mnie udusi, jeśli się dowie że ci to dałem, więc... - podał mi opakowanie - ...Czy mógłbyś zachować to dla siebie?
-Pewnie - odpowiedziałem, odbierając opakowanie, z którego rozchodził się niesamowicie kuszący zapach. Otwierając pudełko, moim oczom ukazał się dosyć pokaźnych rozmiarów cheeseburger.
-Śmiało, na pewno jesteś głodny - zachęcał.
Wziąwszy kęs i poczułem, jak ogarnia mnie przez naprawdę długi czas niezaspokajany głów. Natychmiastowo zabrałem się za jego pochłanianie, czego po chwili pożałowałem, krztusząc się kawałkiem burgera.
-Woah, ostrożnie - szybko wstał od stołu, po czym lekko, ale skutecznie uderzył mnie w punkt pomiędzy łopatkami.
-Dzięki i ...przepraszam - wymamrotałem.
-Za co przepraszasz? - zapytał, udając się do kuchni - Każdemu mogło się to zdarzyć - podał mi szklankę wypełnioną świeżą wodą.
-Ja-
-W każdym razie, mogę cię o coś zapytać? - przerwał.
-Mhmm.
-Masz może jakąś rodzinę albo przyjaciół, u których mógłbyś się zatrzymać?
-N-Nie pamiętam - skłamałem.
-Rozumiem, a dom? Pamiętasz, gdzie mieszkasz - zaprzeczyłem
~Nie powinienem go okłamywać, ale...
-A może pamiętasz, jak znalazłeś się w tamtym magazynie?
-Magazynie?
-Czyli, że nie.
Jego głos ciągle krążył gdzieś po mojej głowie, już go gdzieś słyszałem, ale nie wiem gdzie.
-Przepraszam - zwróciłem jego uwagę - Czy nie spotkaliśmy się wcześniej, twój głos wydaje się jakoś znajomy.
-Musiałeś być przytomny, kiedy znalazłem się pod gruzami. Miałeś duże szczęście, pomijając twoją pamięć, to wyjście cało z zawalonego budynku, to naprawdę coś. A właśnie, jak dużo pamiętasz?
-Pamiętam, tylko że byłem przywalony gruzami, a później obudziłem się tu - skłamałem po raz drugi.
-Wygląda na to, że masz amnezję - powiedział wyraźnie zmartwiony, po czym wyciągając z kieszeni telefon i zaczął coś pisać - W takim razie pokażę ci miasto - zdecydował, wstając od stołu.
-Teraz? - wypaliłem, dopijając resztki wody.
-Czemu nie - odpowiedział, wkładając do siatki śmieci po burgerze - Idziesz? - zapytał, spokojnie idąc w stronę drzwi.
-P-Pewnie - niepewnie odpowiedziałem, wstając od stołu i dołączyłem do kota.
-Buty masz tam - wskazał na pudełko postawione na niewielkiej szafce. Odtworzyłem pudełko i założyłem lekko przyduże czarne buty.
-Jak ja ci się odwdzięczę.
-Nie musisz - odpowiedział, chwytając za klamkę - Oj, prawie zapomniałem - odwrócił się z powrotem w moją stronę - Nazywam się Raymond, miło poznać - uścisnął mi dłoń.
-Phil - odwzajemniłem uścisk.
______
Słów: 864
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro