Wyjazd do Poznania
Wczorajszy dzień... Sam nie wiem, czy był dobry, czy zły. Mój wujek jechał z babcią do Poznania do lekarza i babcia postanowiła zabrać mnie ze sobą.
Podróż do Poznania pociągiem. Nie było najgorzej, choć od rana byłem zdenerwowany, więc zachowanie mojego wujka denerwowało mnie pięć razy bardziej. Poza tym było w sumie spokojnie.
Gdy dojechaliśmy na miejsce chodziliśmy po mieście i zaglądaliśmy do różnych księgarni. Kupiłem parę książek, choć muszę przyznać, że jakbym miał kasę to wykupiłbym pół księgarni. Zachowanie wujka, tj. klepanie w tyłek dla zabawy oraz słyszenie pięć razy na minutę tekstów pod tytułem „moja droga" „misia" kochana" „moja wnusia" „zdrobnienie deadname" i żeńskie zaimki..to wszystko w chuj raniło.
Plusem była wizyta w pewnej księgarni. Wszedłem tam oniemiały. Półki z książkami, mangami i komiksami po sam sufit, długi stół na środku pomieszczenia również zawalony książkami i wszędzie różne kartony i stosy. To uczucie, gdy przechadzałem się po pomieszczeniu, wdychając zapach starych książek jak i świeżej farby drukarskiej było piękne. Przez chwilę zapomniałem o wszystkich problemach. Liczyło się tylko tu i teraz. Rozglądałem się wokół z dziecinnym zachwytem i zainteresowaniem.
Kolejny minus? Powrót z powrotem do Gorzowa. Rozwrzeszczane ukraińskie kaszojady i rozkręcona na maksa klimatyzacja mnie wykończyły. Zasnąłem na trochę, a jak się obudziłem czułem się okropnie. Wszystko mnie bolało łącznie z głową i wszystkimi mięśniami a głową ledwo mogłem ruszać. Koszmar.
Gdy już byłem w domu i pisałem z moim chłopakiem byłem autentycznie zrozpaczony. Nie chcę, by coś sobie zrobił. Boję się, że on mnie zostawi. Cholernie się tego boję. Obiecałem sobie, że się nie zabiję, w końcu obiecałem mu wspólną przyszłość. Jednak przerażenie ogarnia mnie na myśl o tym, że mógłby coś sobie zrobić.
Najgorzej było, gdy siedziałem już w swoim pokoju i zmusiłem się do zgaszenia światła. Ogarnął mnie lęk. Szybko otuliłem się kołdrą i zamknąłem oczy. Cholernie się bałem. Wciąż powtarzałem sobie, że tego nie ma, że jestem bezpieczny. Ale te cholerne szepty nie dawały mi spokoju. Odwróciłem głowę i wtedy znów ich zobaczyłem. Ogarnęło mnie przerażenie. Tak strasznie się bałem... W końcu podjąłem decyzję. Wyciągnąłem zza bluzki łańcuszek z żyletką i przyłożyłem ją do brzucha. Ból mnie otrzeźwił. Wszystko zniknęło, zostały tylko szepty. Rany były głębokie, ból duży, krwi było mnóstwo. Ale pomogło mi to. Poczułem się lepiej.
Do następnego,
~Kami
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro