Szczęście, ale czy na pewno?
Mówię, że jestem szczęśliwy. I w sumie coś w tym jest. Ale nie do końca. Bo czy można czuć się szczęśliwym, gdy znów sypie ci się życie? Mam cholernie dość. Czasami mam ochotę się poddać, choć wiem, że nie mogę.
W domu jest coraz gorzej. Niby wczorajsza kłótnia z babcią i mamą nic nie znaczyła, ale jednak odcisnęła we mnie ślad. Uświadomiła mi coś. Uświadomiła mi, że nawet mój wychowawca akceptuje mnie bardziej, niż właśni rodzice. Że nawet w mojej terapeutce mam wsparcie, a w babci i mamie nie, choć przecież tyle razy mi to powtarzały i obiecały. Wciąż muszę radzić sobie sam. Bez osób, które teoretycznie powinny przy mnie być. Jedyny wnuk i jedyny syn? Zabawne. Lepiej by było, gdybym nie istniał.
Ojciec mnie nienawidzi. Wciąż powtarza mi, że jestem problemem. Wyśmiewa się ze mnie. Mówi rzeczy, które doprowadzają mnie do płaczu. Sprawia, że mam ochotę zrobić sobie krzywdę albo uciec z domu.
"Nic nie potrafisz zrobić dobrze"
"Lubisz się ciąć, co? To twoja życiowa pasja"
"Idź jeszcze bardziej sobie te rączki rozjeb"
"Jesteś tylko gówniarą i nie masz nic do gadania"
"A co ty niby wiesz o życiu"
"Powinniśmy cię gdzieś oddać"
"Jesteś nienormalna"
"W głowie ci się poprzewracało przez to jebane lewactwo"
"Już za dużo masz w dupie"
"Masz wszystko i jeszcze narzekasz"
"To ty tu jesteś problemem"
"Ciągle myślisz tylko o sobie"
"Kiedyś nie było żadnych psychologów i psychiatrów i wszystko było w porządku "
"Wymyślasz sobie problemy"
Te i inne rzeczy wciąż słyszę z jego ust. To boli. Boli mnie to, że jak byłem dzieckiem, byłem takim idiotą, że pragnąłem jego troski, uwagi i miłości, którą przecież nigdy mnie nie obdarzył.
Zostało jeszcze parę lat do mojej osiemnastki. Chciałbym by ten czas zleciał szybciej. Chcę wyprowadzić się z domu i jak najszybciej zerwać kontakt z tym człowiekiem. Nienawidzę go. Nienawidzę go z całego serca, bo to on najbardziej niszczy mi życie.
Babcia powiedziała mi, że jestem egoistą. Podobno gadała z moim poprzednim psychiatrą i on się z tym zgodził. Że myślę tylko o sobie. Że mam w dupie uczucia innych. To tak bardzo zabolało, bo przecież przez tyle czasu pomagałem wszystkim wokół i dla wszystkich chciałem być wsparciem, nie myśląc o sobie i lekceważąc swoje zdrowie psychiczne.
Ktoś mi raz powiedział, że się tym chwalę, tymi moimi problemami. Czym niby mam się chwalić?
Zaburzeniami depresyjno lękowymi, które sprawiają, że czasem panicznie boję się wstać rano z łóżka? Które sprawiają, że nie mogę spać po nocach bo widzę i słyszę coś, czego nie ma? Które sprawiają, że silny overthinking nie daje mi spokoju? Które sprawiają, że czasem nie mam siły nawet się umyć? Które nie dają mi normalnie funkcjonować?
Zaburzeniami osobowości, które sprawiają, że nie potrafię panować nad emocjami? Przez które większość czasu potrafię czuć tylko smutek i rozpacz? Przez które prawie każdą chwilę w samotności spędzam na płaczu? Przez które nieumyślnie potrafię zranić bliskich, bo nie umiem zapanować nad gniewem i mam napady agresji? Przez które ciągłe myśli samobójcze doprowadzają mnie do załamania? Przez które za szybko się przywiązuję a później, gdy druga osoba łamie mi serce, czuję tylko rozpacz i chcę się zabić? Przez które sam już nawet nie wiem, co się ze mną dzieje?
Mutyzmem, który rządzi całym moim życiem? Przez który nie potrafię odpowiedzieć nawet na proste pytanie nauczyciela? Przez który panicznie boję się odezwać, bo boję się, że powiem coś nie tak? Przez który nie umiem odezwać się do obcych osób? Przez który będąc w szpitalu bałem się poprosić pielęgniarkę o wodę, gdy nie było mojej mamy?
Tym mam się chwalić? Każdego dnia nienawidzę tych zaburzeń i chciałbym ich nie mieć.
Każdego dnia nienawidzę siebie.
Dopiero ostatnio, gdy jestem chory a na dworze jest zimno i przez zaburzenia krążenia ciało mi sinieje, widzę, jak obrzydliwy jestem. Przyjaciółka mi mówi, że te blizny są częścią mnie, więc są piękne jak ja, ale to gówno prawda. Te blizny nie są piękne, ani tym bardziej ja nie jestem. Nie chcę, by były częścią mnie. A mimo to są. Od sześciu lat. Od sześciu lat walczę z samookaleczaniem. I z każdym razem wyglądam coraz gorzej. Coraz bardziej obrzydliwie. Prawie dwa miesiące jestem czysty, więc wszystko się zagoiło, ale blizny są jeszcze gorsze niż rany. Jedyne części mojego ciała, które nie są w bliznach, to ciało od piersi w górę. Tak to całe nogi od kostek do ud, brzuch i ręce od nadgarstków do ramion oraz dłonie mam w bliznach. Cieszę się, że do tej pory mój chłopak widział jedynie blizny na dłoniach. Boję się, że jak zobaczy prawdziwego mnie, stracę go.
Nienawidzę siebie i czasem naprawdę nienawidzę swojego życia.
Czy to się kiedyś zmieni?
Do następnego,
~Kami
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro