Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6

Następne dwa tygodnie po pamiętnej ulewie spędziłem w domu. Jednak szlajanie się po ulicach w czasie deszczu nie było dobrym pomysłem, bo przeziębienie męczyło mnie długi czas. Kaszel, katar, bolące gardło - to tylko część skutków mojej głupoty. Z drugiej strony nie sądziłem, że rola "sierotki" zacznie mi odpowiadać. Opieka chłopaków i Yoony mi pasowała, praktycznie cały czas ktoś przy mnie był, przynosił jedzenie, pytał, czy czegoś mi brakuje. Wpadała też matka i raz ojciec, co kompletnie mnie zaskoczyło. Miałem z nim o wiele gorszy kontakt, a na dodatek nie lubił moich przyjaciół, nie tolerował decyzji o wspólnym mieszkaniu, oddalił się ode mnie do granic możliwości, a naszą relację ograniczył do wykładów na każdy możliwy temat. Zazwyczaj kończyło się to kłótnią i wieloma cichymi dniani przez dumę naszej dwójki, a mama na wszystkie sposoby starała się nas wtedy pogodzić. Był ostatnią osobą, której się spodziewałem.

Trochę jednak chciałem wrócić do szkoły z dwóch powodów: po pierwsze nauki, ze względu na zbliżające się egzaminy, a po drugie, nieco istotniejsze, Jungkooka. Za każdym razem, kiedy moje myśli sprowadzały się na jego temat, wymierzyłem sobie mentalnego liścia lub nazwałem żałosnym. Nie wiedziałem, jak wytłumaczyć swoje dziecinne przywiązanie. Nie mogłem też powiedzieć o tym nikomu bliskiemu, Yoonie z wiadomych powodów, a chłopakom ze względu na niezrozumienie. Uważałem, że uznają mnie za jakiegoś świra. No, może Yoongi by mi jakoś z tym pomógł, ale na samą myśl o pytaniach w stylu "jak tam sytuacja z Kookiem?" robiło mi się niedobrze. Poza tym nie chciałem obarczać go swoimi problemami, kiedy wreszcie zaczął być szczęśliwy. Często przychodziłem do niego w nocy, a wtedy ten mówił mi o swoim - oficjalnym już - związku z Jiminem. Wiedziałem o tym tylko ja, Hoseok nie był z nim na tyle blisko, aby się z tego zwierzać, a Namjoon kompletnie nie tolerował homoseksualistów, więc nie mógł oczekiwać poparcia z jego strony. Pokazywał mi zdjęcia z Parkiem, czasem miał łzy w oczach podczas opowiadania o nim, był radosny. Chciałem poznać jego chłopaka, ale ten zawsze kategorycznie zaprzeczał.

- A co, jak wrócą wcześniej z pracy albo szkoły? Jak im wytłumaczę Jimina? - mówił.

Podziwiałem go za umiejętność ukrywania swojego związku, nie wiem, czy byłbym do tego zdolny. Nie znałem więc osobiście chłopaka mojego przyjaciela, jedynie z opowieści mogłem się czegoś dowiedzieć. Wnioskowałem z nich, że jest uroczy i troszczy się o Yoongiego.
- Nigdy wcześniej się tak nie zakochałem, wiesz? On jest dla mnie idealny - twierdził z przekonaniem. Jedyne, czego się bałem to to, że zerwą, a mój Suga zostanie ze złamanym sercem i zamknie się w sobie. Jeden raz przyszło mi go pocieszać i nie chciałem być zmuszany do robienia tego ponownie.

Tkwiłem więc ze swoim problemem sam. Wtedy też pomyślałem, że Jin, chłopak z kawiarni, byłby dobrym wyjściem. Po chwili jednak uznałem, że weźmie mnie za jakiegoś idiotę, który nie wie czego chce.

Między mną a Yooną było dobrze, ale nie tak, jak wcześniej. No, nie z mojej strony. Dla niej wszystko wróciło na swoje miejsce i byłem zadowolony, że nie zauważyła zmian w moim zachowaniu. Ja zwyczajnie zwróciłem uwagę na drobne szczegóły - nie przechodziły mnie dreszcze podczas jej dotyku, porównywałem jej wygląd z wyglądem Jungkooka, byłem często nieobecny podczas naszych rozmów. Gdyby zapytała mnie, o czym mówiła, nie umiałbym odpowiedzieć. Na każdy możliwy sposób próbowałem nie myśleć o tym dzieciaku, bo czułem się żałośnie. Do tego ograniczyłem się w rozmowach z chłopakami. Gadaliśmy, fakt, ale musiałem zwracać uwagę czy nie zaczynam mówić o Jeonie lub czy nie myślę głośno.

Powrót do szkoły był dla mnie dosyć... ekscytujący. Kiedy Namjoon stwierdził, że mogę już tam wrócić, cieszyłem się jak małe dziecko. Poszedłem spać jak najwcześniej pod pretekstem wyspania się. W rzeczywistości chciałem, żeby ranek przyszedł jak najszybciej. Tego dnia szedłem bez Hoseoka i Sugi, co mnie zadowoliło. Podczas drogi chciałem się jakoś uspokoić. Włączyłem najwolniejszą piosenkę z mojej playlisty, usiadłem na ławce w parku, policzyłem do dziesięciu. Na zewnątrz byłem ostoją spokoju, w środku jednak wariowałem. Ciekawiło mnie, czy Jungkook postanowi udawać, że nasza ulewa nie miała miejsca, czy może będzie to miało dla niego znaczenie. Chciałem, żeby miało. Dla mnie miało.

Wszedłem do szkoły nieco spóźniony przez postój, który sobie zrobiłem. Do klasy wpadłem kilka minut po dzwonku. Przeprosiłem, ukłoniłem się, zająłem swoje miejsce. Dongmin przywitał mnie ze swoim irytującym uśmieszkiem.

- Cześć, Kim - wysyczał. Zignorowałem jego słowa i od razu zacząłem spisywać notatkę. Nie mogłem się powstrzymać, musiałem spojrzeć w stronę ławki Kooka. Odetchnąłem głęboko z ulgą, widząc go na swoim miejscu.

- Gadałem z nowym - wyszeptał. Ożywiłem się nieco na jego słowa. - Zgadza się.

Moje serce zabiło mocniej. Uspokój się, uspokój, idioto. Skakałem w duchu ze szczęścia. To tylko koleżeństwo, zwyczajnie się przywiązałem.

- To kiedy się zamieniamy? - zapytałem, siląc się na obojętność. Jungkook miał na sobie jasne spodnie z dziurami i po raz pierwszy zauważyłem brak mundurka. Zastąpiła go przyduża bluza. Wyglądał ślicznie.

- Nie wiem, może jutro, co? Wolałem ci powiedzieć, żeby nie było zaskoczenia.

Nie odpowiedziałem. Czekałem z niecierpliwością na dzwonek, żeby pogadać z dzieciakiem. Postanowiłem zaproponować mu spotkanie, tak jak on wcześniej mnie. Ukradkowe zerkanie w jego stronę co chwile sprawiło, że lekcja minęła w zadziwiająco szybkim tempie. Poderwałem się z miejsca nieco gwałtownie i wyszedłem z sali.

- Jungkook! - zawołałem, nie zwracając uwagi na osoby dookoła niego. Podniósł wzrok znad telefonu i obdarował mnie uroczym uśmiechem. Przeprosił kolegów, ruszając w moją stronę.

- Hej - powiedział, bawiąc się sznureczkiem. Czarne litery na materiale były za małe, żeby odczytać napis.

- Cześć - przywitałem się. - Słuchaj, pomyślałem, że teraz moja kolej na zaproszenie na jakieś wyjście i... - zawahałem się, widząc jego poważną minę.

-...i? - przygryzł wargę w oczekiwaniu. Zacisnąłem zęby, żeby nie zrobić czegoś, czego mógłbym potem żałować.

-...i moglibyśmy, nie wiem, spotkać się kiedyś?

Zapadła chwilowa cisza. Dla mnie trwało to wieczność, bo bałem się odrzucenia. Mógłby uznać mnie za nachalnego.

- Jasne - odparł entuzjastycznie, wzruszając ramionami. - Jest nawet takie jedno miejsce, które chciałem ci pokazać.

- Naprawdę? - zapytałem, chcąc, żeby to powtórzył. Było mi gorąco.

- No tak - potwierdził. Ktoś go zawołał, ten odwrócił się i mu pomachał, a następnie oznajmił: - Idę, Tae.

Odszedł bez pożegnania. Zszedłem na dół, szukając wzrokiem Hoseoka.

- Coś się stało? - zapytał, podchodząc. - Wyglądasz, jakbyś umierał ze szczęścia - skrzywił się lekko. Z trudem pohamowałem uśmiech.

- Nie, wszystko w porządku. Idziemy?

***

- Halo? - wymruczałem sennie do słuchawki.

- Cześć, starszaku - odezwał się zachrypnięty głos po drugiej stronie. Dzieciak właśnie wstał.

- Hej, Jungkook - przetarłem zaspane oczy, nie będąc ani trochę zaskoczony jego telefonem.

Ostatni miesiąc był dosyć... intensywny. To słowo najlepiej opisywało relację, która łączyła naszą dwójkę. Spotykaliśmy się regularnie, co najmniej raz w tygodniu. Zawsze były to wczesne ranki, żeby nikt nas nie widział. Jeon sam zaproponował "tajne wyjścia", jak to nazywał, ze względu na brak sympatii w stosunku do jego osoby ze strony Yoony. Tak więc widywaliśmy się w godzinach porannych i wracaliśmy, kiedy wszyscy jeszcze spali. Oczywiście wszystko traktowaliśmy czysto koleżeńsko. Każde dziwne odczucia względem niego nazywałem zwyczajnym przywiązaniem i chęcią poznania go bliżej. Trzymałem się tej wersji tak, jak robił to on. Takie przynajmniej odnosiłem wrażenie - po incydencie w czasie ulewy nic się nie powtórzyło, więc swoje zauroczenie starałem się stłumić.

Ranki przeznaczałem więc na Jungkooka, dni na naukę, a wieczory na chłopaków. Yoona i matka pozostawały mi na weekend. Trochę bolał mnie fakt, że ne dzieliłem się z żadnym z nich relacją z Jungkookiem, ale nie mogłem się wydać. Zwierzałem się za to Jinowi, którego postanowiłem odwiedzić. Miało to być jednorazowe spotkanie, jednak raz w tygodniu udawało mi się zagospodarować czas na odwiedziny jego kafejki. Zawsze słuchał mnie chętnie i radził najlepiej, jak potrafił. Nie byłem w stanie jednak przyznać się nawet przed nim moją fascynacją Kookiem, nie robiłem tego przed sobą, a co dopiero przed nim.

- Chciałbym doczekać się kiedyś dnia, kiedy to ty obudzisz mnie, a nie ja ciebie - powiedział, ziewając.

- Obiecuję, że to nastąpi - uśmiechnąłem się. Spojrzałem na Hobiego - wyglądał słodko. - Za piętnaście minut koło mostku?

- Tak, ale dziś idziemy gdzie indziej. Pokażę ci jedno miejsce, dobra? - zaproponował.

- Tak. Ja biorę te ciastka, co ostatnio, a ty zrób kanapki - nakazałem, wstając.

- Ile sobie hyung życzy? - zapytał ze śmiechem. Obejrzałem się na Hoseoka jeszcze raz.

- A ile zdążysz zrobić w dziesięć minut? - odparłem, łapiąc za plecak koło łóżka. Wychodząc, uważałem, aby zamknąć za sobą cicho drzwi. - Zresztą, idź na rekord.

- Aktualny to cztery, co nie? - usłyszałem cichy łoskot. - Cholera, masło spadło.

Zachichotałem do słuchawki. Wszedłem do kuchni, gdzie nastawiłem wodę do gotowania. W międzyczasie włożyłem do torby paczkę krakersów.

- Ale nie zapomnij o pomidorze, jak ostatnio - przypomniałem.

- Moja podłoga jest w maśle - jęknął. - Idę to sprzątać.

Nie czekając na moją odpowiedź, rozłączył się. Zalałem herbatę, pozostawiłem do ostygnięcia. Poszedłem do łazienki, gdzie przeczesałem włosy, umyłem zęby, ubrałem się. Potem wróciłem do kuchni, a zaparzoną herbatę przelałem do termosu. Ten także znalazł się w plecaku. Zajrzałem jeszcze do lodówki, gdzie znalazłem resztki ryżu z warzywami z wczoraj. Nie zastanawiając się długo, to też spakowałem.

Złapałem klucze z haczyka, wsunąłem znoszone tenisówki i wyszedłem na zewnątrz. Zimne, październikowe powietrze owiało moją twarz. Zamknąłem dom. Jak zwykle zrezygnowałem z odsuwania bramy, która swoim głośnym skrzypieniem mogła kogoś obudzić. Zamiast tego zdecydowałem się na klasyczne przeskakiwanie płotu. Przerzuciłem plecak na chodnik, a kilku sekund później znalazłem się po drugiej stronie. Zegarek wskazywał pięć minut po czwartej. Za chwilę miałem zobaczyć Jungkooka. Na moją twarz wpłynął lekki uśmiech. Nie mogłem się doczekać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro