14
- Namjoon cholernie żałuje tego, co ci wtedy powiedział - wyznał Yoongi, kiedy usiedliśmy na schodkach przed wejściem. Skrzyżowałem nogi, siadając po turecku. Odetchnąłem na jego słowa.
- Myślałem, że mnie nie będzie chciał znać i nie zgodzi się na powrót - wzruszyłem ramionami.
- Nie, jest wręcz przeciwnie - zapewnił przyjaciel, przejeżdżając palcami po chłodnych płytkach. - Nie mam pojęcia, jak on dał radę bez ciebie te dwa tygodnie.
- Tak jak wy - powiedziałem, nie kryjąc zawodu.
- To nie tak, Taehyung, uwierz. Tęskniliśmy i myśleliśmy o tym, jak cię przeprosić za tę reakcję. Oni nawet powiedzieli, że mogą tolerować ciebie i tego całego Jungkooka, bylebyś wrócił.
- To chyba i tak już nie ma znaczenia - uśmiechnąłem się smutno. - Wróciłem, bo nie mam teoretycznie gdzie się podziać. Muszę zrezygnować z pracy, zapomnieć o dzieciaku i skupić się na skończeniu klasy z innymi ocenami, niż tylko "mierne".
- Czekaj, powoli - Yoongi westchnął, nie mogąc nadążyć za moim tokiem myślenia. - Od początku: co z pracą?
- Mówiłem wam o Jinie? - zapytałem, a kiedy spotkałem się z zaprzeczeniem, zacząłem: - Jin to chłopak, którego poznałem jakieś dwa miesiące temu. Wydawał się całkiem miły, dlatego mu zaufałem. Z racji, że wam nie mogłem się zwierzać z moich uczuć do Kooka, wszystko opowiadałem właśnie jemu. Niestety, pozory mylą, a mój nowy przyjaciel wygadał się Yoonie i w ten właśnie sposób dowiedziała się o moim ukrytym związku. Nie chcę więcej spotkać tego zdrajcy, a niedawno dostałem pracę w miejscu, gdzie on jest zatrudniony, dlatego jestem zmuszony odejść.
- Mój Jimin ma kawiarnię, tak właściwie jest współwłaścicielem, także jeśli bardzo chcesz, to ci tam załatwię robotę - uśmiechnął się Yoongi. - To taki bardziej bar śniadaniowy, tam koło parku. Kojarzysz?
- Yoongi... - pacnąłem się otwartą dłonią w czoło, łącząc wszystko ze sobą.
- Co? - Suga zmarszczył brwi, nie rozumiejąc mojego zachowania. - O co ci chodzi?
- Ja tam pracuję - zachichotałem. - Jak często tam bywasz?
- Nie wiem, ale zawsze obsługuje mnie taki uroczy blondyn. Ma na imię chyba...
- ...Jin? - dokończyłem logicznie. Oczy Mina rozszerzyły się w zaskoczeniu. - Twój chłopak pracuje z gościem, który zniszczył mi relację z przyjaciółmi - zaśmiałem się, jednak w moim śmiechu nie było ani trochę rozbawienia. - Nieźle, co?
- Obiecuję, że go zwolni - zapewnił starszy, przeczesując grzywkę palcami.
- No co ty - oburzyłem się. - To, że prywatnie jest chujem, nie czyni go słabym pracownikiem. Luz, znajdę coś innego.
- Jeśli już mówimy o Jiminie... - zaczął nowy temat Yoongi.
- No? - pospieszyłem go, poprawiając się na zimnych kafelkach. Koniec listopada, godziny północne, a my przesiadywaliśmy na dworze w samych bluzach - to nie wróżyło niczego dobrego.
- Powiedziałem chłopakom - wyznał Suga, a ja odnotowałem odetchnięcie ulgi, które uciekło z jego ust.
- Jak zareagowali?
- Chyba lepiej niż się spodziewałem - uśmiechnął się przyjaciel.
- Czyli przeciwieństwo mnie: ja spodziewałem się kilku dni ciszy, a potem mozolnej odbudowy relacji z Jungkookiem u boku, a dostałem wywalenie z domu - mruknąłem, opierając głowę o ścianę domu.
- Właśnie, jak już mowa o tym świrze - zawahał się starszy - jak to u was wygląda? To znaczy, opowiedz mi o tym twoim transie - poprosił.
- Słowo "trans" aktualnie najlepiej opisuje to, jak się czuję, serio - zacząłem, zamykając oczy. - Jestem odurzony, urzeczony i oczarowany jednocześnie, Yoongi. Jeszcze nigdy nie czułem się przy kimś tak dobrze, nikt mnie nie uszczęśliwiał tak bardzo, jak właśnie on. Miałem tak wielkie poczucie winy, okłamując was i wymykając się nad ranem, wykręcając matką, wymyślając wymówki, ale to wszystko było warte Jungkooka. Przysięgam, że spędzanie z nim czasu to zawsze za mało i mam wrażenie, jakby wieczność mogła nam nie wystarczyć. Jest dzieckiem, młodszym ode mnie aż o dwa lata, a mimo to nie odczuwam tego ani trochę. Jego zachowanie przy mnie to świetna sprawa, a swoboda i zaufanie, jakimi mnie darzy, uszczęśliwiają mnie. Byłbym durny mówiąc, że go kocham, bo znamy się za mało, by to stwierdzić, ale myślenie o nim cały czas, tęsknota i niedosyt o czymś chyba świadczą - uśmiechnąłem się, kończąc monolog.
- Jezu, Taehyung - jęknął Yoongi po kilkunastu sekundach - ty się serio zakochałeś.
- Wcześniej też byłem zakochany przecież w Yoonie, a jednak wybrałem jego - zmarszczyłem brwi, spoglądając na przyjaciela.
- Byłeś albo myślałeś, że jesteś - Suga kopnął mój but, zmuszając do spojrzenia na siebie. - Może ty tylko lubiłeś Yoonę, bo nie wiedziałeś, jak to jest serio się zakochać?
- Może, nie wiem - odparłem, siląc się na obojętność. - Teraz to i tak nie ma większego znaczenia.
- Czemu niby nie?
- Bo mu się znudziłem - wzruszyłem ramionami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - Zostawił mnie pod pretekstem mojego cierpienia spowodowanego "stratą najlepszych przyjaciół". Obiecał zadzwonić, kiedy uzna to za odpowiednie, ale ja tam wątpię w jakikolwiek powrót.
- Idioto, dlaczego z góry zakładasz, że się więcej nie odezwie? - obruszył się chłopak, rzucając we mnie małym kamyczkiem znalezionym gdzieś na schodach.
- Nie wiem, to raczej oczywiste, co? - próbowałem się bronić, odrzucając odłamek. - Prosił o przerwę, a według amerykańskich romansideł tak się mówi, jak się nie wie, w jaki sposób zerwać.
- A jesteście razem?
- No... w praktyce tak, gorzej z teorią.
- W takim razie nie masz powodów do zmartwień - zapewnił Suga, wstając i otrzepując się z niewidzialnego kurzu. - Jestem pewien, że za chwilę zatęskni i wróci.
***
Tak bardzo, jak chciałem, żeby Yoongi miał rację, tak podziałało to w odwrotną stronę. Minął pierwszy tydzień, drugi, trzeci, aż z "chwili" zrobiły się dwa miesiące. Wypłakiwałem oczy, tęskniąc za moim Jungkookiem. Czułem się, jakbym miał jakąś pieprzoną depresję: potrafiłem zamknąć się w pokoju, a następnie przeleżeć cały dzień, gapiąc się w sufit w ciemnościach. Nawykiem stało się sprawdzanie telefonu w nadziei, czy dzieciak postanowił się odezwać. Do szkoły chodził rzadko, w efekcie czego mogłem zliczyć na palcach jednej ręki razy, kiedy się w niej pojawił od czasu naszej kłótni. Każdy wydawał mi się bardziej bolesny od poprzedniego. Za radą chłopaków próbowałem go ignorować, nie patrzeć w tamtą stronę, a już na pewno nie okazywać słabości. Wszystko pogorszyło się w momencie, gdy Dongmin postanowił wreszcie zamienić się z nim miejscami, przez co wylądowałem w jednej ławce z obiektem moich westchnień. Kiedy nie obdarzał mnie nawet jednym spojrzeniem, nie silił się na przywitanie i nie zwracał właściwie najmniejszej uwagi, pojawiło się poczucie winy. Miałem wrażenie, że to ja zrobiłem coś nie tak, a on był za dobrze wychowany, żeby mi o tym powiedzieć wprost.
Z chłopakami za to sytuacja znacznie się poprawiła. Wróciły wieczorne seanse, zwierzenia i wypady nad wodę. Starałem się jak mogłem, by nie psuć atmosfery swoim humorem, a chwilowym załamaniem nie wpływać na naszą relację. Doceniałem ich - marne w sumie - próby pocieszenia mnie i odciągania myślami od Jungkooka. Proponowali wszystko: od nowej dramy i pomocy w nauce zaczynając, poprzez lody, wesołe miasteczko i basen, kończąc na koncertach i festynach. Na wszystko przystawałem bez sprzeciwu, mając nadzieję, że przynajmniej na chwilę zajmę myśli czym innym, niż dzieciakiem.
Namjoon przeprosił mnie jakiś milion razy, zapewnił, że nie ma nic przeciwko mojej orientacji, a nawet nazwał się kibicem naszego związku. Z wielkim bólem musiałem mu powiedzieć, że pewnie nic z tego nie wyjdzie. Ani on, ani Hobi, ani Yoongi nie tracili nadziei na telefon od Jungkooka. Ja za to straciłem ją praktycznie od razu.
Poznałem też Jimina, chłopaka Sugi. Rudy, wesoły kurdupel z ładnym uśmiechem i pulchnymi policzkami - tak opisałem później moje wrażenia co do niego Minowi. Musiałem przyznać: po pierwsze, wyglądali razem na szczęśliwą parę, która się dopełnia, a po drugie - zazdrość zabijała mnie od środka. Patrząc na nich, uśmiechniętych i zakochanych, czułem, jakby coś mnie rozrywało. Miałem ochotę płakać i krzyczeć, odciąć się od nich chociaż na chwilę albo najlepiej przestać oddychać. Nie mogłem jednak wyjść na depresyjnego przyjaciela-psychola, dlatego dawałem jedynie pozory pogodnego Taehyunga. Swoje smutki i żale wylewałem potem w poduszkę, powtarzając sobie, jak żałosny jestem.
Matce wmówiłem, że jestem chory na coś poważniejszego i nie wolno mi wpuszczać osób z zewnątrz, dlatego kiedy tylko wyzdrowieję, odwiedzę ją. Tę banalną wymówkę połknęła od razu, jakby było jej na rękę, że się nie będziemy widzieć. Może dowiedziała się o Yoonie i nie chciała mnie znać? To akurat wydawało się najmniej istotną sprawą, ważne było, że wciąż przysyłała mi pieniądze, pozwalając pozostać bez pracy przez kolejne kilka miesięcy.
Wreszcie odskocznię od obecnej sytuacji znalazłem w nauce. Zacząłem kuć, zapominając o otaczających mnie sprawach, co przełożyło się na dobre oceny. Chłopcy chwalili mnie za ambicje, a ja byłem zbyt zażenowany sobą, żeby powiedzieć, że to nie przez wysokie aspiracje osiągam takie wyniki.
Hoseok znalazł sobie dziewczynę, Namjoon też zaczął kręcić z jakąś koleżanką z pracy. Wszyscy wychodzili na prostą, mając miliony planów na przyszłość, a ja tkwiłem w mojej bierności już tyle czasu i nic nie wskazywalo na to, bym miał porzucić tę żałosność i wrócić do siebie sprzed pół roku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro