Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13

W ciągu ostatnich kilkunastu dni zdążyłem zjeść co najmniej dziesięć pudełek litrowych lodów, zużyć jakąś tonę chusteczek higienicznych i wyczerpać zapas łez na następny rok. Miałem się po prostu źle i nawet nie starałem się tego w jakikolwiek sposób ukryć. Zrezygnowałem nawet ze szkoły, nie chcąc spotkać na korytarzu Yoongiego lub Hoseoka. Nasza konfrontacja byłaby istnym piekłem i mógłbym przysiąc, że poryczałbym się na sam widok byłych już przyjaciół. Nie miałem na szczęście zaległości, ponieważ Jungkook systematycznie dawał mi swoje zeszyty, uczył i powtarzał wszystko, co zapamiętywał z lekcji. Oczywiście nie przeszkadzał mu fakt, że od przeszło dwóch tygodni okupowałem jego kanapę, wstając tylko za potrzebą (a mam pęcherz jak orzeszek) lub żeby ugotować sobie nowy budyń. Nie mogę powiedzieć, czy oficjalnie mogłem nazwać siebie chłopakiem Kooka, bo, mimo kilku chwil słabości, zachowywaliśmy się jak najlepsi przyjaciele. Bałem się przyznać, że liczę na coś więcej, a szczególnie teraz, kiedy nic ani nikt nie stał nam na przeszkodzie do związku, więc tkwiliśmy w naszej relacji takiej, jaką była.

Nie naciskałem na niego, chciałem, żeby sam zaproponował wymarzony przeze mnie poziom wyżej. Po odejściu od chłopaków starałem się przyzwyczaić do obecnej sytuacji, jednak im dłużej powstrzymywałem łzy, tym gorszy skutek był na koniec. Jungkook zastawał mnie po powrocie do domu czerwonego od płaczu, tonącego w chusteczkach i jedzącego lody. Wróciło uczucie typowej nastolatki. Tym razem jednak nie byłem przyjaciółką wiszącą na telefonie cały dzień, a rozpaczającą po zerwaniu z chłopakiem. Miałem wrażenie, że przesadzam, jednak za każdym razem, kiedy wracał Jeon, kiedy mnie przytulał i uspokajał, wiedziałem, że to nie jest wyolbrzymienie z mojej strony. Z dnia na dzień było na szczęście coraz lepiej, próbowałem przyzwyczaić się do tego, jak potoczyły się sprawy i przyswoić, że Yoongi, Hoseok i Namjoon nie są już moimi przyjaciółmi, a jedyną osobą, która chce mojego szczęścia i się o mnie troszczy, jest mój współlokator.

Jungkook zadeklarował pojechać do mojego domu, kiedy upewniliśmy się, że reszta tam aktualnie nie przebywa. Spakował wszystkie ubrania i rzeczy w kilka walizek, a później przetransportował do naszego wspólnego mieszkania. Rozpakowywanie się było bolesne, bo wróciły wszystkie wspomnienia związane z chłopakami. Wylałem kolejne łzy, a wydawało mi się, że ich zapas mi się już skończył.

Dostałem jego pokój do spania, w którym od razu się rozgościłem. Jungkook wydrukował nawet kilka naszych zdjęć, które zrobiliśmy sobie na porannym spacerze któregoś dnia, żebym mógł poczuć się swobodniej. Sam za to kilka razy przyszedł do mnie w środku nocy pod pretekstem samotności i zimna, a ja nie protestowałem. Po jakimś czasie nie musiał pytać, czy może się dołączyć.

- Śpisz? - zapytał, wsuwając się pod kołdrę pewnego razu. Jego ręce oplotły mnie w talii.

- Oczywiście, że nie - wyszeptałem, czując przyjemne ciepło bijące z jego ciała. Nie wiem, ile czasu leżeliśmy w ciszy, jednak było mi tak dobrze, że chciałem zostać z nim na zawsze. Uwielbiałam jego bezpośredniość i brak bariery fizycznej.

- Znowu płakałeś - zauważył. Pociągnąłem nosem, utwierdzając go w tym przekonaniu. - Taehyung, to chyba nie ma sensu.

- Płakanie? Wiem, Jungkook, niedługo mi przejdzie. Przyzwyczaję się - zapewniłem smętnie. - Przepraszam, jeśli ci to przeszkadza.

- Przecież wiesz, że nie o to chodzi - Kook zaczął kreślić kółka w dole moich pleców, dekoncentrując mnie. Mierzyliśmy się spojrzeniami.

- A o co? - zapytałem, przerywając nasz kontakt wzrokowy i odwracając go do siebie plecami. Przyjęliśmy pozycję na łyżeczki. - Coś źle? Masz mnie dość? - wyszeptałem, doskonale znając odpowiedź.

- Nie... - odpowiedział. Uśmiechnąłem się z zadowolenie, kiedy jego ciałem wstrząsnął lekki dreszcz spowodowany moim dotykiem. Bawiłem się pod kołdrą rąbkiem jego koszulki. - Tae?

- Słucham? - mruknąłem. - Wiesz, dzieciaku, przy tobie zapominam o wszystkich problemach, jak teraz. Uszczęśliwiasz mnie - wyznałem, przejeżdżając nosem po jego karku.

- Bądź ze mną - powiedział gorączkowo po kilkunastu sekundach. Zanim odpowiedziałem, musiałem poczekać chwilę, bo nie chciałem, by zauważył, że się szczerzę do siebie. Nie zaprzestałem ruchów palcami.

- Będę - odpowiedziałem po dłuższej chwili. Czułem się najszczęśliwszy na świecie. Przyciągnąłem go bliżej do siebie.

- Nie, nie o tym mówię - w jego głosie dało się wyczuć wahanie, przez co mnie zmartwił. Moje wątpliwości pogłębiły się, kiedy podniósł się do pozycji siedzącej, wyrywając z mojego uścisku. - Chcę z tobą być, przysięgam, zależy mi na tym bardziej, niż na czymkolwiek innym, ale... nie teraz.

- Jak to? - zapytałem pochmurnie, nie rozumiejąc kompletnie niczego. Cały dobry humor wyparował że mnie w mgnieniu oka.

- Lubię cię jak nikogo innego, może kocham - powiedział, odbierając mi zdolność oddychania ostatnim słowem. W moim brzuchu powstał dziwny supeł - ale widzę twoje cierpienie i wiem, że to nie minie. Jesteś tak blisko ze swoimi przyjaciółmi, że byłbym bezdusznym gówniarzem, odbierając ci ich. Jeśli nas zaakceptują, to wrócisz. Jeśli nie - będziemy musieli się pożegnać - powiedział z żalem.

- Żartujesz sobie? - wyszeptałem łamiąco. - Przyzwyczaję się, Jungkook, obiecuję! - próbowałem się bronić. - Uszczęśliwiasz mnie, chcę z tobą mieszkać zawsze, tęsknię za tobą, chcę cię ciągle całować - zacząłem wyliczać, jednak mi przerwał.

- Znasz ich o wiele dłużej. Nie możesz ich tak odstawić...

- Ale to oni mnie odstawili, a nie na odwrót! - krzyknąłem, podnosząc się na łóżku. - Jeśli Namjoon mnie wyrzucił z domu i zakazał powrotu, a ani Yoongi, ani Hoseok go nie powstrzymywali, to znaczy, że nic tam po mnie! Proszę cię, nie zostawiaj mnie, nie mam nikogo oprócz ciebie - jęknąłem błagalnie.

- Masz matkę - zaprzeczył Kook. - Ona o nas jeszcze nie wie.

- Jeszcze! Widzisz? Jeszcze nie wie! Chcę jej powiedzieć i być z tobą szczęśliwy. Powiem jutro i będzie dobrze, ok? - poprosiłem, jednak Jungkook wyglądał na nieprzekonanego.

- Nie zostawiam cięna zawsze, bo jestem pewien, że nam pozwolą - zapewnił. - Obiecuję, Tae, będziemy razem. Daj im trochę czasu.

- Ale Jungkook! Przez dwa tygodnie żaden z nich nie dał znaku życia, totalnie mnie olewając i pokazując, że ostatnie piętnaście lat nie ma znaczenia. Czego ty jeszcze oczekujesz? Mam tam wrócić i powiedzieć, że wszystko w porządku i zapewnić o mojej miłości do ciebie, jakkolwiek absurdalnie to brzmi? - rzuciłem na jednym oddechu.

- Potrzebujemy przerwy - wyszeptał słabo. Trzask łamanego serca było słychać nawet w Chinach.

- Dobrze - zgodziłem się. - Wrócę do nich i jeśli uznasz, że czas skończyć naszą "przerwę", zadzwoń.

Odrzuciłem kołdrę na bok, a następnie wstałem z łóżka. Nogi miałem jak z waty, kręciło mi się w głowie i najchętniej bym poszedł spać. Niestety nie mogłem, zamiast powrotu do Jungkooka, zacząłem wrzucać niedbale ubrania do walizek. Łzy rozmazywały mój obraz, jednak wytrwale kontynuowałem "pakowanie". Po kilkunastu minutach, w czasie których Kook cały czas na mnie patrzył, byłem gotowy do wyjścia.

- Przepraszam  - wyszeptał słabo.

- Za co? Za to, że ci się znudziłem? - odpowiedziałem, wstając z podłogi. Nie zaprzeczył, uprawniając mnie w przekonaniu, że nasza przerwa może się nigdy nie skończyć.

Wyszedłem do łazienki, gdzie umyłem twarz i przebrałem się z piżamy. Skierowałem się do wyjścia, by móc wrócić do siebie. Nie chciałem nawet wyobrażać sobie reakcji chłopaków na mój widok. "A nie mówiłem" Namjoona było do przewidzenia, milczenie Yoongiego i zdziwienie Hobiego też.

Otworzyłem drzwi wyjściowe i już miałem wyjść, kiedy zatrzymał mnie Jungkook wyłaniający się z kuchni.

- Poczekaj - poprosił łamiącym głosem, zbliżając się do mnie. Ujął mój podbródek w dwa palce, a następnie złączył nasze usta w czułym pocałunku. Zamknąłem oczy, nie mogąc pogodzić się z obecną sytuacją. - Zadzwonię, obiecuję - powiedział, kiedy się odsunął, popychając mnie lekko w stronę drzwi.

Stałem tam jeszcze jakiś czas, oddychając głęboko i próbując się uspokoić, jednak przyniosło to marny efekt, więc zrezygnowałem z tego i po prostu ruszyłem do domu.

Latarnie dawały nikłą poświatę, przez co ulice wydawały się przerażające. Miałem wrażenie, że ktoś za mną idzie, jednak ilekroć się odwracałem, nikogo nie było. Kiedy coś koło mnie się poruszyło, nie czekałem długo z podjęciem decyzji: rzuciłem się do biegu. Dotarłem tam po kilku minutach sprintu. Byłem zbyt przerażony, by bawić się w delikatność, więc od razu zacząłem dobijać się do chłopaków, na zmianę wciskając dzwonek i waląc w drzwi. Suga otworzył chwilę później.

- Boże, pali się czy co? - mruknął sennie, ziewając. Dopiero kiedy zdał sobie sprawę z tego, kto przed nim stoi, spoważniał. - Tae?

- Cześć - przywitałem się. Yoongi bez ostrzeżenia rzucił mi się na szyję, przeciągając mnie do mocnego uścisku.

- Idioto, jak ja tęskniłem - wyszeptał ze śmiechem. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro