11
ROZDZIAŁ DLA JSO
Stałem przed Yooną, nie mając odwagi się chociażby poruszyć. Moje serce biło zdecydowanie za szybko, a dłonie zaczęły drżeć. Było zimno, nie miałem na sobie nawet kurtki.
- Nie wiem, o czym mówisz - odpowiedziałem, próbując brzmieć jak najnaturalniej. Nie chciałem, żeby wyczuła moje zdenerwowanie,
- Nie udawaj, Taehyung, nie jestem głupia - warknęła dziewczyna, krzyżując ręce na piersiach. Wyglądała okropnie; włosy, które związała w niedbałego koka, teraz powychodziły z upięcia i sterczały na wszystkie strony. Do tego miała na sobie przymałe ubrania, a jej odkryty brzuch prezentował się... źle.
- Co wiesz? - zapytałem, czekając na najgorsze.
- Wiem o wychodzeniu nad ranem, o waszym placu zabaw, o gadaniu, że tęsknicie - zaczęła wyliczać na palcach, a ja nie wiedziałem, jak się oddycha. - Całuje lepiej ode mnie? - zapytała.
- Nie całowaliśmy się - skłamałem. Tego nie mogła wiedzieć, rzucała oskarżeniami na ślepo.
- Mówiłam: nie udawaj. Jin mi wszystko wyśpiewał.
Moje oczy rozszerzyły się w zdziwieniu. Nagle zachciało mi się płakać, coś mnie ukłuło w sercu.
- Jin? - wyjąkałem.
- Jin - potwierdziła z uśmiechem Yoona. - Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z naszego zerwania. Zrywam z tobą! - zachichotała. - Jeśli już jest chwila szczerości to powiem ci, że zdradzałam cię od początku, ale twoja rodzina jest nadziana, a ty uległy, żeby zrezygnować z takiej kasy. Tylko głupi byłby uczciwy wobec takiego nudziarza, jakim jesteś ty.
Zakręciło mi się w głowie i poczułem się najgorzej na świecie. Jin, którego uważałem za przyjaciela, mówił o wszystkim Yoonie, a ta z kolei poleciała na moją naiwność.
- Skąd znasz Jina? - rzuciłem, zaciskając pięści.
- Sam do mnie przyszedł - dziewczyna wzruszyła ramionami w geście obojętności. - Powiedział, że zaczynasz mu się zwierzać i jeśli mu zapłacę, będzie mi to przekazywać. Ja jeszcze rozumiem, Tae, zakochać się w jakiejś innej lasce, ale że chłopak? Co ty, masz zamiar zaadoptować z nim jakieś dziecko i tworzyć szczęśliwą rodzinkę? - prychnęła z kpiną. - Od kiedy jesteś takim homosiem?
- Zamknij się - nakazałem, tracąc resztki cierpliwości. - To już nie jest twoja sprawa.
- A może będziecie chodzić na parady równości za rączkę? Albo jeździć na spotkania ujawnionych gejuchów? - wysyczała z uśmiechem, a ja marzyłem o tym, by móc zetrzeć go z jej twarzy.
- Powiedziałem: zamknij się. Ile razy jeszcze mam to powtórzyć?
- No co, nic nie powiesz? - zachichotała Yoona, kompletnie ignorując moje słowa, a ja ze wszystkich sił powstrzymywałem się przed zrobieniem czegoś, czego bym później żałował.
- Nie mam pojęcia, jak mogłem zakochać się w kimś tak zakłamanym i podłym, co ty - odpowiedziałem szybko, podnosząc nieco głos. - Nienawidzę cię, nienawidzę tak bardzo - wziąłem głęboki oddech - że to aż niepojęte.
- Aż tak? - zaśmiała się histerycznie. - A chłopaki wiedzą? Albo matka?
- Wiedzą - odpowiedziałem bez wahania.
- Kłamca - syknęła ze śmiechem Yoona. - Radzę ci powiedzieć im jak najszybciej, bo jeszcze ktoś cię uprzedzi.
Fala gorąca uderzyła we mnie, uniemożliwiając oddychanie.
- Coś jeszcze?
- Pozdrów tego twojego chłopaczka - prychnęła dziewczyna z pogardą. Nie czekając na moją odpowiedź, odwróciła się na pięcie i odeszła sprężystym krokiem.
Patrzyłem na jej sylwetkę do czasu, aż zniknęła za zakrętem. Odetchnąłem wtedy, ale moje tchnięcie nie miało nic wspólnego z ulgą. Zacząłem szybko mrugać, żeby powstrzymać łzy cisnące się do oczu, jednak przyniosło to marny efekt. Już po chwili moczyłem swoje policzki. Mogłem wrócić do domu lub iść do Jungkooka. Podjęcie decyzji zajęło mi dosłownie ułamek sekundy. Już po chwili biegłem do jego mieszkania. Otworzył mi po kilkunastu sekundach, a widząc mój stan, zmartwił się.
- Tae? Co się stało? - zapytał z wyczuwalną troską w głosie.
- Mogę wejść? - odpowiedziałem łamiąco. Ten jedynie uchylił szerzej drzwi, wpuszczając mnie do środka. Zsunąłem buty, a następnie przeszedłem do salonu. Dygotałem z zimna.
- Poczekaj, zrobię ci herbatę - zaproponował dzieciak. Zniknął za ścianą, a ja stałem chwilę na środku pokoju, nie wiedząc, co powinienem zrobić. Ostatecznie wyciągnąłem z wnętrza kanapy puchowy koc. Szczelnie się nim otuliłem, czekając na powrót Jungkooka.
Kręciło mi się w głowie. Yoona w każdej chwili mogła powiedzieć matce i chłopakom o tym, co wyprawiałem ostatnie półtora miesiąca. Musiałem ją wyprzedzić, jednak wizja zawiedzenia ze strony moich bliskich kompletnie mnie nie popychała do wyznania prawdy.
- Jestem - obwieścił Jeon, pojawiając się w drzwiach po kilku minutach. W ręce trzymał kubek z motywem Kubusia Puchatka, z którego ulatywała para. - Masz ochotę porozmawiać?
Przytaknąłem, przygotowując się na trudną rozmowę. Wyszedłem z mojego kokonu, by po chwili opatulać siebie i Kooka puchowym kocem.
- Yoona ze mną zerwała - powiedziałem powoli, ważąc każde słowo.
- Co? Naprawdę? - odparł ucieszony Jungkook. - To super, prawda?
- Niby tak, ale to nie było takie zwykłe zerwanie... - mruknąłem cicho. - Ona wie o nas, wie o dosłownie wszystkim i to tylko dlatego, że jestem głupi i nie myślę.
- Chyba nie rozumiem - westchnął dzieciak, marszcząc brwi.
- Mam kolegę, znaczy miałem - zacząłem, opierając się o ramię Jeona. - I tak naprawdę mówiłem mu o o tobie, bo nie miałem komu... i nie wiem, czy znał wcześniej Yoonę, czy to ona wyczaiła, że mu się zwierzam, ale powiedział jej o wszystkim. Mówiąc "wszystkim", naprawdę mam na myśli wszystko: od poznania, poprzez wychodzenie nad ranem aż do...
- ...naszego upicia? - dokończył za mnie chłopak.
- Tak - potwierdziłem. - I niby byłoby ok, ale ona chce powiedzieć matce i chłopakom.
- Więc w czym problem? To przecież, nie będziemy się musieli dłużej ukrywać i...
- Jungkook! - przerwałem mu, podnosząc się, by móc spojrzeć w jego oczy. - Żartujesz sobie ze mnie? Oni mnie znienawidzą!
- Dlaczego mieliby? - dzieciak wyglądał, jakby nie miał pojęcia, o czym mówię. - Jeśli cię bardzo kochają, to zaakceptują cię takim, jakim jesteś, niezależnie od orientacji.
- Tu nie chodzi o akceptację, Kook - westchnąłem z żalem. - Pomijam fakt, że Namjoon nie toleruje homoseksualistów, a matka mnie prędzej wykastruje niż pozwoli na taki związek, chodzi mi o sam fakt, że okłamuję ich od ponad miesiąca, nie mają pojęcia nawet o naszej znajomości, to tak, jakbyśmy w ich oczach nie istnieli. Powinno się być szczerym wobec przyjaciół, a ja ukrywam tak ważną rzecz! Jak oni się dowiedzą, znienawidzą mnie i będą zawiedzeni. Tak strasznie nie chcę im o tym mówić - jęknąłem smutno, z powrotem kładąc się na Jeonie - ale z drugiej strony nie mam raczej wyjścia, jeśli ona mnie wyprzedzi. Wtedy będzie tylko gorzej.
- Rozumiem - przyznał szatyn, a ja odetchnąłem z ulgą. - Chcesz, żebyśmy powiedzieli im o tym razem?
- Nie, muszę to zrobić sam.
Zapadła chwilowa cisza, jednak nie było w tym nawet trochę niezręczności. Czułem się dobrze, będąc tak blisko Jungkooka.
- Hej, Tae? - odezwał się dzieciak. - Mogę o coś zapytać?
- Zawsze możesz.
- Kim jesteśmy?
Wziąłem głęboki oddech, powtarzając w głowie pytanie chłopaka. Wiedziałem, że w końcu je zada, ale nie spodziewałem się go kompletnie, jeśli by patrzeć na obecną sytuację.
- Nie wiem - odpowiedziałem szczerze. - Myślę, że tkwimy w czymś między przyjaźnią a związkiem, naprawdę nie mam pojęcia. A ty jak uważasz?
- Tak jak ty. Ja o prostu wolę mieć jasną sytuację i wiedzieć, na czym stoję, niż bawić w domyślanie - wyznał szczerze.
Nic nie odpowiedziałem. Poprawiłem się na jego ramieniu, wtulając się na tyle, na ile miałem możliwość. Mógłbym tak zostać do końca życia, bo wszystko, czego potrzebowałem, znajdowało się koło mnie.
- Kook! - podniosłem się w pewnym momencie, wywołując u niego mruknięcie niezadowolenia. - Ty grasz na pianinie przecież!
- No tak, i co?
- Zagrasz mi coś? - wyszczerzyłem się promieniście, zapominając na moment o problemach. - Powiedziałeś o tym pierwszego dnia szkoły, pamiętasz?
- Pamiętam - przytaknął z uśmiechem młodszy. Wyszedł spod koca i bez słowa skierował się do innego pokoju, dlatego poczłapałem za nim.
Widok, który zastałem, uniemożliwił mi oddychanie. Dzieciak siedział przed swoim pianinie, dotykając klawiszy z miną, jakby to naprawdę kochał. Miał zmierzwione włosy, przyduże ubrania i wyglądał, jakby był wyjęty z jakiejś mangi.
- Co mam ci zagrać?
- A co umiesz grać? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie, przesuwając taboret z rogu w miejsce, gdzie będę dobrze widział grającego Jungkooka. - Może zagrasz mi to, co śpiewałeś? - ponownie obdarzyłem go moim firmowym uśmiechem.
- To od Eltona Johna? - zapytał, nie spoglądając na mnie.
- Tak. Zagrasz?
- Zagram.
Nie mam pojęcia, skąd znał nuty, nie mam pojęcia jak mógł tak dobrze to znać i nie mam pojęcia, jak mógł tak perfekcyjnie wyglądać podczas pozornie zwykłej czynności. Pierwsze dźwięki Something About The Way You Look Tonight wywołały u mnie dreszcze na całym ciele. Wszystko się jeszcze bardziej spotęgowało, kiedy zaczął cicho podśpiewywać refren. Miałem ochotę płakać, nie wiem, czy ze wzruszenia, czy z jakiegoś innego powodu. Poczułem łzy zbierające się w kącikach moich oczy, więc zamrugałem szybko, by się ich pozbyć. Piosenka się skończyła, a uczucie pustki wypełniło mnie od środka.
- I jak? Może być? - zapytał, odwracając się w moją stronę.
- Jesteś idealny - przyznałem szczerze, wzdychając. Policzki chłopaka przybrały barwę różu. - Chciałbym, żeby wszystko się wyjaśniło i żebyśmy mogli być szczęśliwi - dodałem nagle.
- Będziemy przecież - odpowiedział pokrzepiająco chłopak, zapraszając mnie do siebie gestem ręki.
Uśmiechnąłem się do niego bez przekonania. Czas upływał, a ja musiałem jak najszybciej porozmawiać z chłopakami. Czekała mnie trudna rozmowa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro