Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Trampki

Kageyama Tobio, po raz kolejny wpakowałeś się w bagno, z którego nie potrafisz się wydostać, pomyślał, wbiegając między dwa budynki. Nastąpił na starą puszkę po coli, która wydała z siebie metaliczny dźwięk, w przestrachu uderzył w ceglaną ścianę, i schował się za kontenerem na śmieci, wcześniej zatykając nos.

Zaczął odliczać do dziesięciu. Potrzebował tylko tyle, by mieć pewność, że nikt nie zauważył jak skręca w ślepą uliczkę. W tym czasie uspokoił oddech. Poprawił ramię plecaka, gotów w każdej chwili ruszyć biegiem, napędzany adrenaliną.

Usłyszał czyjś krzyk, a następnie trzech barczystych mężczyzn przebiegło obok uliczki, nawet nie zerkając na wychylającego się zza śmietnika chłopaka. Minęło kilka sekund, a może nawet cała minuta, zanim Kageyama wziął głęboki oddech (o mało co nie umierając przy tym przez swąd wydobywający się ze śmietnika) i pewny, że nie zostanie przez nich zauważony, gdy wyjdzie ze swojej kryjówki, a następnie zaciągnięty ledwo żywy do ich szefa, podniósł się i ruszył biegiem w stronę, z której przybył.

Na stopach miał trampki, od których powoli, krok po kroku, odpadały podeszwy. Nosił jeansowe spodnie i za dużą bluzę z kapturem. Na plecach taszczył stary, powycierany plecak, który od dłuższego czasu był jego jedynym majątkiem.

***

Hinata Shoyo, jakie grzechy popełniłeś, że musisz ukrywać się w stroju czerwonej kaczki?, zapytał się w myślach, gdy jakieś dziecko chciało zrobić sobie z nim zdjęcie. Mamo, mamo, spójrz jaka wielka kaczka!, Tak, kochanie. Masz rację, maluchu. Chodźmy już, szkrabie.

Nie tak miał wyglądać ten weekend. Miał tylko zająć się młodszym bratem przyjaciela, z którym wyszedł do parku, gdzie akurat rozłożyło się jakieś przedstawienie kostiumowe dla dzieci. Ustalili, że potem pójdą na lody, zagrają na konsoli, pograją w jakieś inne gry, a potem oboje grzecznie pójdą do łóżek spać, by następnego dnia rano Takuya wrócił pod skrzydła rodziców.  Jednak w najmniej oczekiwanym momencie kariera siatkarza, grającego w reprezentacji kraju, objawiła swoją prawdziwą naturę gdy goniony przez dziennikarza, zgubił portfel. I dzieciaka. 

Hinata Shoyo bał się dziennikarzy i wszyscy o tym wiedzieli. Dziennikarze to sadyści, którym ta wiedza nie przeszkadzała. Polowali na niego, gdy nadarzała się do tego okazja. Jak drapieżny kot chowający się w wysokiej trawie, obserwujący swoją ofiarę. Wyskakiwali nagle, nie wiadomo skąd i atakowali prośbą o zdjęcie i krótki wywiad.

By znaleźć chłopca (i nie zostać rozpoznanym przez dziennikarza) pożyczył, bez zgody i wiedzy właściciela (ale odda), strój wielkiej, czerwonej kaczki. Biegał między drzewami, wołając na prawo i lewo "Takuya! Takuya!", lecz nigdzie nie widział blondwłosego chłopca z koszulką w słonie.

W końcu usiadł na murku fontanny i zgiął się, by ukazać swój smutek i zdołowanie każdemu przechodzącemu obok niego, na tyle na ile pozwalał mu sztywny strój. Smutna, wielka, czerwona kaczka. Właściciel kostiumu chyba uznał go za pracownika, bo chociaż siedział niemal na środku placu, nikt nie zwrócił mu uwagi za kradzie... za pożyczenie, bez zgody i wiedzy, kostiumu.

-Oj, pracujesz tu? Ten dzieciak zgubił opiekuna.- usłyszał głos ze swojej prawej strony, który bez dwóch zdań zwracał się do niego. Spojrzał na mężczyznę i wypuścił powietrze w szoku.

Mężczyzna miał czarne, roztrzepane włosy i niebieskie oczy. Nosił trochę pobrudzone ubrania i rozpadające się trampki. Był wysoki i szczupły, choć akurat tą drugą cechę zakrywała za duża bluza. W prawej ręce trzymał ramię plecaka, a w lewej dłoń na oko ośmioletniego chłopca w koszulce w słonie.

Chwilę zajęło Hinacie zanim dopasował wygląd do swoich wspomnień. Jednak kiedy to zrobił podskoczył, bez wątpienia były to dobre dwa metry nad chodnikiem, i uniósł ręce do góry.

-K-Kageyama?

Zmienił się. I to bardzo. Zaraz... Gdzie podziały się jego ulizane włosy?! Tobio posłał mu zdziwione spojrzenie mówiące "Znamy się?".

Hinata wziął głęboki wdech, by wykrzyczeń mu prosto w twarz "Bakayama!", w myślach układając już półgodzinną rozprawkę o tym jak bardzo go nie cierpi i że ten ma jeszcze czelność go nie rozpoznawać; tego, dzięki któremu przestał być nazywany królem boiska, i przestał się izolować od innych, nie mówiąc już o szybkim ataku, który potrafił wykonać tylko w duecie z nim, kiedy uświadomił sobie, że nadal ma na sobie kostium kaczki.

Biedny Kageyama, zostałby ochrzaniony za niewinność przez gadającą, czerwoną kaczkę. Ten dumny Kageyama, ten poważny Kageyama, ten czasem zbyt arogancki Kageyama... Ten Kageyama, który zniknął w połowie ostatniego klasy liceum i słuch po nim zaginął na kilka lat.

-Hinata- powiedział cicho jakby wyprany z emocji.- Jestem Hinata. Nie pamiętasz mnie?- Takuya spojrzał w jego stronę z zażenowaniem.

-Jasne, że pamiętam, mała pchło. Zmieniłeś profesję?- oh, Kageyama wręcz przeciwnie, robił sobie z niego żarty.

-Bakayama!- krzyknął jednak po namyśle, złapał Takuyę za rękę i odszedł tam, skąd wcześniej zabrał kostium. 

***

Kageyama poszedł za nimi. To była nawet miła odmiana porozmawiać z kimś, kto nie miał żadnego interesu w pozbawieniu go życia. Widział Hinatę kilka razy, gdy udało mu się znaleźć kąt z działającym telewizorem i odrobinę czasu. Został zawodowym siatkarzem, czyli osiągnął to co chciał od początku. A teraz paradował przez park w kostiumie kaczki.

Kiedy podczas drogi Shoyo zaczął wygłaszać pretensje o jego zniknięcie, w Tobio obudziła się dziwna obawa. Czyżby się ożenił i miał syna? Nie, chłopak miał może z osiem lat, a Kageyama nie pamiętał by w trzeciej klasie Hinata miał dziewczynę. Nie mówiąc już, że musiałaby być wtedy w ciąży. Poza tym media nic o tym nie mówiły, a przynajmniej on o czymś takim nie słyszał.

Dopiero gdy zdjąć ten idiotyczny kostium i został w bluzie i dresach, Kageyama zdał sobie sprawę jak bardzo Hinata zmienił się przez te lata. Jego włosy były dłuższe i związane w koński kucyk, trochę przypominając fryzurę, którą nosił Asahi. Czarno-pomarańczowa koszulka (pewnie jakiś sentyment z Karasuno) opinała wyrzeźbione mięśnie. Ale to co najbardziej zaskoczyło Kageyamę (nie może być! Anioł zstąpił na ziemię i dokonał nokautu na wszystkich bogu ducha winnych maniakach mleka) był wzrost Hinaty. Ten kurdupel urósł. I to znacznie. Można by go pomylić z koszykarzem.

-Gdzieś ty zniknął? Wszyscy się martwiliśmy- odezwał się w końcu Shoyo po chwili ciszy. Nie skłamałby gdyby powiedział, że spotkanie Kageyamy, po tak długim czasie, w ogóle nie zamąciła mu w głowie.

-A wiesz, to tu, to tam.- przewrócił oczami i dodał:- Miałem kilka spraw do załatwienia.

-I były aż tak pilne, że musiałeś zniknąć ze szkoły?- Kageyama milczał.- Hej, może wpadniesz do mnie? Trzeba nadrobić te lata.- podskoczył radośnie, robiąc niemal szpagat w powietrzu. Tobio oberwałby w twarz z jego buta. Cholera, nieważne jak bardzo zmieniłby się Hinata, jego skoki zawsze zostaną takie same.

Takuya szedł obok nich, kopiąc kamyki i w ogóle nie interesował się pogawędką dorosłych. Zresztą po co miałby? Dorośli byli nudni, gadali o nudnych rzeczach. Nigdy nie widział by jakikolwiek dorosły grał w klasy. 

-Może w innym czasie...

-Żebyś znowu mi uciekł?- Kageyama stanął jak wkopany w ziemię.- Pamiętasz? Tydzień przed twoim zniknięciem obiecałeś, że w weekend do mnie wpadniesz, bo Natsu chciała cię poznać.

-To nie tak...- kątem oka zauważył trzech barczystych mężczyzn w skórzanych kurtkach. Przeklął w myślach. -Słuchaj, ja...

-Idziemy do mnie. Tam opowiesz mi wszystko po kolei.

***

Hinata zaciągnął go do swojego domu, a gdy usłyszał, że ten nie ma gdzie się podziać, bo dopiero wrócił do prefektury Miyagi, niemal natychmiast wyciągnął z szafy (o mało co nie zostając przygniecionym przez zachomikowane tam graty, bo jak się okazało Hinata lubił nie wyrzucać starych pudeł) dodatkowy materac. Takuya zajął się grą w salonie, podczas gdy dwójka mężczyzn usiadła przy stole w kuchni. 

Kageyama nie powiedział nic, co chciał usłyszeć Hinata. W sensie nie powiedział nic, co mieściło się w kategoriach typu "prawda bezpośrednia". W skrócie, Tobio łgał jak pies i naginał prawdę jeśli chodzi o to, co robił przez ostatnie prawie osiem lat. Na szczęście nie musiał się długo produkować. Hinata nie zmienił się w jednej kwestii, lubił gadać.

Opowiadał o swojej karierze, o nieudanym związku z jakąś dziewczyną, której imię Tobio od razu zapomniał. A może po prostu wyłączył się by o niej nie słuchać. Napomniał o ich starszych przyjaciołach z drużyny; z kilkoma do tej pory utrzymywał kontakt, więc nie mógł się doczekać, by wszystkich poinformować o powrocie Kageyamy.

-A Oikawa-senpai prawie popadł w depresję. Przez kilka tygodni mamrotał 'Gdzie mój Tobio-chan? Gdzie mój Tobio-chan".

-Ha! Chciałbym to zobaczyć!- zaśmiał się i chwycił szklankę z sokiem pomarańczowym. Z udawaną pretensją stwierdził fakt, że w lodówce gospodarza nie było ani jednego kartonu czy butelki mleka.

Śmiech Kageyamy rozweselił na chwilę Shoyo lecz po chwili pochylił się nad stołem, wyraźnie wyprany z sił.

-Cała drużyna cię szukała. Ci, którzy poszli na studia i ci, którzy dopiero doszli do Karasuno. Zawodnicy z Nekomy i Aoba Johsai również pomagali. Nawet Tsukishima się zaangażował. Co jakiś czas docierały do nas plotki, że widziano cię w różnych częściach Japonii, więc policja nie mogła uznać cię za zmarłego. Dzięki temu nikt nie tracił nadziei. 

Kageyama odłożył szklankę. Cholera, pomyślał.

***

-Te są lepsze!- krzyknął Hinata, wrzucając do żółtego koszyka sklepowego kukurydziane płatki otoczone czekoladą.

Tobio ugiął się pod ciężarem koszyka zawieszonego na jego lewym ramieniu. Czuł jak mięśnie mu drętwieją. Żałował, że nie wzięli wózka, jedna drugi z nich twierdził, że zakupów nie jest aż tak dużo. Fakt, pięć puszek karmy dla psa, trzy paczki chipsów, dwa melony, płatki kukurydziane, pudding i dwa kartony mleka to nie dużo jak na jedno ramie. Zakupy wylewały się już z koszyka (głównie to była wina melonów), a oni nie przeszli jeszcze połowy sklepu. 

Na szczęście Kageyama miał dar przekonywania, dzięki czemu Shoyo dał się namówić, że trzy opakowania sera nie są im potrzebne. Zaraz po tym ruszyli do kasy by zapłacić za zakupy i wrócić do domu. Jednak zaraz po wyjściu znajomy samochód przejechał obok nich, zanim zdążył założyć kaptur na głowę. 

Zahamował z piskiem i zjechał wolno na pobocze, nie dalej niż cztery metry od nich. Kageyama niemal ujrzał swoją przerażoną twarz w czarnym lakierze i przyciemnianej szybie. Złapał rękę Hinaty, a zakupy trzymane przez niego w papierowej torbie spadły na ziemię.

-Biegnij- powiedział.

-Co?

-Tobio!- usłyszał dobrze znany głos, przeciętnego ale dobrze ubranego człowieka, który wysiadł z pojazdu. Na pierwszy rzut oka przypominał miłego staruszka ze sporymi zakolami i serdecznym uśmiechem.

Kageyama nie czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Po prostu ruszył biegiem w przeciwną stronę, ciągnąc za sobą zdezorientowanego Shoyo. Za nimi rozniosły się huki wystrzałów jednak w ostatniej chwili udało im się schować za murem budynku. Tynk rozprysł się i odpadł, zostawiając po sobie nieregularne dziury. Ludzie na ulicy zaczęli uciekać lub chować się za najbliższymi większymi przeszkodami.

Przebiegli między budynkami i skręcili w prawo. Podczas przekraczania ulicy w poprzek o mało co nie potrącił ich samochód, którego to kierowca klął na nich jeszcze dobre dziesięć minut po tym jak zniknęli mu z oczu. Kageyama wcisnął ich w pierwszy strojący na przystanku autobus, nie przejmując się zbyt tym gdzie on jedzie, więc wsiedli do środka i zajęli miejsca. 

Usiedli obok siebie i resztę drogi przebyli w ciszy, patrząc w siedzenia naprzeciw nich. Hinata kilka razy obrócił głowę by rozejrzeć się co dzieje się naokoło, lecz jego towarzysz zdawał się spokojny. Zupełnie jakby znał schemat.

Hinatę zaczął łapać skurcz kiedy w końcu dotarli pod jego dom, a potem wpakowali się do środka niczym dwa bijące się o pierwszeństwo koty. Zamknęli drzwi na klucz, uderzając w nie kilka razy by upewnić się, że są szczelne i nikt nie dostanie się do środka szparą między framugą a zamkiem. Następnie powlekli się do salonu i padli na kanapę.

Po dziesięciu minutach ciszy Kageyama podniósł się i skierował swoje kroki w stronę kuchni, by nalać sobie mleka do szklanki. Jednak Shoyo zareagował szybciej niż sam mógłby się po sobie spodziewać. Poderwał się na równe nogi i popchnął Kageyamę na stół, a potem uderzył go z pięści w twarz.

Uderzenie było na tyle mocne, że chłopak się przewrócił. Ledwo świadom tego co się właśnie wydarzyło złapał się na nos, z którego leciała strużka krwi, brudząca mu nie tylko rękę ale także białą koszulę. Otworzył usta by coś powiedzieć lecz nie zdążył, gdyż głos zabrał jego przeciwnik, jednocześnie podnosząc go do góry i targając jego koszulką.

-Kageyama! Kim byli ci ludzie?!

-Przepraszam, że cię w to wciągnąłem- odparł po chwili, uwalniając się z jego uścisku. Odszedł kilka kroków i odwrócił się znów twarzą do Hinaty.- Lepiej będzie jeśli się wyniosę, dopóki nie jesteś jeszcze w niebezpieczeństwie.

-Nie! Wpadłeś się w kłopoty i uciekasz jak tchórz. Chcesz mnie zostawić po raz drugi? Bez słowa? Znowu?

W głosie chłopaka było więcej bólu niż się spodziewał. Przybierał postać ostrego sztyletu, który był wycelowany wprost w serce Kageyamy. 

-Kojarzysz moją siostrę, Miwę? Wpadła w kłopoty, a ja pożyczyłem kasę od nie tego gościa co trzeba by jej pomóc. Zadłużyłem się na dość sporą kwotę, której nie jestem w stanie oddać, a odsetki rosną. Dla nich jestem więcej wart martwy niż żywy, bo wiedzą, że i tak nie oddam im takiej ilości kasy, więc chociaż będą mieć satysfakcję.

Zniknął za ścianą, idąc do sypialni Shoyo. Postanowił się spakować i zniknąć. Tak jak powiedział chłopak wcześniej. Był tchórzem. Nie miał innego wyjścia.

Hinata milczał przez dłuższą chwilę ponieważ nie wiedział co powiedzieć. Nie spodziewał się takiego... idiotyzmu, bo inaczej tego nie można było nazwać, ze strony Kageyamy. Od kiedy go poznał wydawał mu się osobą odpowiedzialną, porywczą i nerwową, owszem, ale nadal dość odpowiedzialną jak na nastoletniego chłopaka czy dorosłego mężczyznę.

Wszedł do swojego pokoju w chwili, gdy Tobio zarzucił na plecy stary, zużyty plecak. Oparł się o framugę i skrzyżował ręce na piersi.

-Zostań. Chociaż na kilka dni. Razem pomyślimy co z tym zrobić. Nie możesz uciekać w nieskończoność.

Przez następne dwa tygodnie Kageyama nie wychodził z mieszkania Hinaty.

***

Wybiła godzina czternasta, kiedy Hinata wybiegł z domu z suchą bułką w ustach i szczoteczką do zębów w dłoni. Nie było zaskoczeniem dla Tobio, który stał w kuchni podczas szalejącego huraganu zwanego jako "Aaaaa! Trener mnie zabije! Będą grali moją głową zamiast piłką", że chłopak zaspał na trening. Poprzedniego dnia urządzili sobie wieczór filmowy, do którego to końca Kageyama nie dożył ale nie wątpił w wytrwałość drugiego.

Przez pierwszą godzinę nieobecności gospodarza sprzątnął kuchnię. Pozmywał zalegające naczynia, umył piekarnik, posegregował przyprawy i żywność w szafkach oraz w lodówce. Potem posprzątał salon i łazienkę. Powyrzucał puste butelki po środkach czystości, które waliły się pod zlewem i umył podłogę. Na koniec zajął się sypialnią Shoyo i dwoma pokojami gościnnymi wraz z garderobą, które mieściły się na piętrze.

Dopiero kiedy otworzył drzwi wszystkich pomieszczeń, w których nigdy nie był z oczywistego braku potrzeby, zrozumiał czemu Hinata kazał mu spać w jego pokoju zamiast w gościnnym. Wszystkie pokoje były pełne niepotrzebnych klamotów. Ubrania walały się wszędzie zamiast na wieszakach w garderobie. Nie mówiąc już o pustych pudłach, do których mogła zmieścić się betoniarka. Hinacie ciężko było zagospodarować przestrzeń już w liceum i widać nic się nie zmieniło do tego czasu. 

Wszystko to co Kageyama uznał za niepotrzebne (czyli praktycznie większość rzeczy zajmujących górne piętro) wyrzucił na korytarz. Brudne ubrania wrzucił do worka i zaniósł do łazienki. Postanowił zmienić również pościel (uwaga! Cud. Świat oszalał bo znalazł jeden czysty komplet). 

Zaniósł go do głównej sypialni i podniósł poduszkę, a potem zrzucił ją na podłogę. Pod nią leżała pęknięta ramka ze zdjęciem, na którym był on i Hinata po skończonym obozie treningowym w trzeciej klasie. Kageyama uśmiechnął się pod nosem. Pamiętał tamten dzień. Hinata próbował wtedy walczyć o piłkę z Tsukishimą i zaplątał się w siatkę.

Odłożył zdjęcie na szafkę nocną, w duchu postanawiając później naprawić ramkę. Wrócił do sprzątania. Na koniec wyrzucił śmieci.

Wrócił do salonu i spojrzał na zegarek wiszący nad telewizorem. Godzina wskazywała na to, że Hinata powinien być jakieś pół godziny temu w domu lecz nadal nie słyszał jego wrzasku. Może musiał wykonać jakieś dodatkowe ćwiczenia za to, że ostatnio zaległ z treningami w imię dotrzymania towarzystwa Kageyamie lecz były to tylko jego domysły.

W każdym razie Tobio zajął miejsce na miękkim fotelu i włączył telewizję. Nie minęło jednak piętnaście minut filmu, gdy ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi. W pierwszej chwili Kageyama myślał, że to Hinata, który zapomniał kluczy, lecz wyraźnie pamiętał jak rano biegał po całym mieszkaniu w poszukiwaniu ich. Wątpił by je zgubił, gdyż specjalnie schował je do kieszeni znajdującej się w środku torby. Więc może sąsiadka z budynku obok, z tego co mówił Shoyo przychodziła dość często i nie odpuszczała dopóki nie dostała herbaty i kilku minut (minimum pół godziny) rozmowy.

Dzwonek przestał się odzywać, a zamiast tego natręt zaczął walić pięścią w drzwi. Nieznana Kageyamie osoba była bardzo zdeterminowana by wejść do środka lub pogadać z gospodarzem. W tym momencie sąsiadka odpadła. Huki musiał wytwarzać ktoś, kto regularnie chodził na siłownię. Drzwi mogły nie wytrzymać kolejnych minut tortur.

Nie widząc innego wyjścia wstał i wolnym krokiem ruszył w tamtą stronę. Żałował, że Hinata nie zamontował wizjera. Przekręcił zapasowy klucz i nacisnął klamkę. Drzwi otworzyły się na oścież, a on został uderzony w brzuch i przyciśnięty do stojącej zaraz przy wejściu szafy.

Był to niski mężczyzna, z pewnością niewiele po pięćdziesiątce ale z parą w łapach, ubrany całkowicie na czarno. Kageyama chciał krzyknąć lecz ten zasłonił mu usta jedną ręką, a długą unieruchomił. Przez chwilę się szarpał, lecz kiedy się uspokoił (nadal nie dostał żadnego znaku od włamywacza) nieznajomy puścił go i podał mu telefon, na którego ekranie wyświetlał się niezapisany numer. Kageyama zmarszczył brwi nieufnie ale z lekkim zawahaniem chwycił komórkę. Przyłożył ją do ucha i słabo rzekł "słucham?".

-Ciężko było cię znaleźć, Tobio.- Wstrzymał oddech. Cholera, skąd on wiedział, że tymczasowo mieszka u Hinaty? Widział ich razem na mieście ale to żadnej dowód.- Przynieś mi moje pieniądze, Tobio, albo twój kochaś będzie oddychać przez dziurę w czole.

Po tych słowach się rozłączył. Tak po prostu. Nieznajomy wyrwał mu telefon z ręki, w którą wcisnął kartkę z nabazgrolonym adresem i godziną spotkania, i wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami. Kageyama zjechał plecami po szafie na podłogę, by schować twarz między kolanami. Wrócił do miasta i naraził Hinatę na niebezpieczeństwo. Znowu. Jakżeby inaczej.

***

Założył na siebie ubrania Hinaty. Jedyne co ubrał swoje to rozpadające się buty. W zasadzie to były te same, w których uciekł przed laty, więc wytrzymały one osiem lat co było całkiem niezłym wynikiem.

Za miasto wyjechał taksówką, a na samo miejsce spotkania poszedł pieszo, przedzierając się przed krzaki. Był to teren, na którym zbudowano pięć magazynów bankrutującej firmy, która pełna nadziei jednak nie dotrwała do ukończenia ostatniego magazynu. Trzy otoczone lasem i dwa z widokiem na granicę miasta. W większości z nich okna były umieszczone od trzech do czterech metrów nad ziemią i na dachach. Jedynym wejściem (i wyjściem tak przy okazji warto zaznaczyć) były żelazne drzwi. Bez wątpienia zastawili pułapki by go złapać.

Odnalazł magazyn numer trzy. Wyciągnął ukradziony z kuchni scyzoryk i schował go w kieszonkę przy nogawce, którą specjalnie dla niego zrobił tuż przed wyjściem z domu. Zza paska wyciągnął pistolet, do którego nie przyznał się Hinacie. Co on by sobie o nim pomyślał? Zdobył go podczas pościgu w Kioto, kiedy to zostawszy złapanym, uderzył jednego z pracowników Yanu w głowę na tyle mocno by stracił przytomność. 

Następnie co prawda zabrał mu broń i schował ją do plecaka ale nie użył jej ani razu. Wolał postawić wszystko na ucieczkę i na to że nie złamie sobie nogi niż na zostanie zabójcą.

Z jednej strony magazyn miał żelazną drabinę, prowadzącą na dach. Wspiął się po niej i z gracją baletnicy manewrował między oknami, zaglądając przez nie i badając wnętrze magazynu. W środku, nie licząc starego faceta w garniturze i związanego Hinaty, było pusto. Walały się stare gazety i pudła, przy ścianach leżały opróżnione i w większości potłuczone butelki po napojach alkoholowych. Po drugiej stronie magazynu wisiały, bo nie można było tego inaczej nazwać, metalowe schody, które trzymały się jedynie dzięki dwóm śrubom i taśmie klejącej (i może jeszcze dzięki modlitwom inżynierów).

Wracając do Hinaty, chłopak klęczał na podłodze ze związanymi nogami i rękoma skrępowanymi za plecami, a w ustach miał kawałek materiału robiący za knebel. Starszy mężczyzna stał tuż za nim z podobną bronią przy jego skroni. Kageyama starając się nie stracić zimnej krwi, rozejrzał się, by stwierdzić ilu ochroniarzy było w magazynie. Tylko jeden, napakowany mięśniak stojący niedaleko drzwi. Górne piętro wypadało z roli kryjówki, wątpił by ktoś o zdrowych zmysłach ryzykował wspinanie się na te schody. 

Kilka okien na szczęście było wybitych, przez co mógł bez problemu wejść do środka niezauważony. Poruszał się po metalowych belach umieszczonych wzdłuż sufitu, zawieszonych dwa metry pod nim. Przeskoczył z jednej na drugą lecz jego noga omsknęła się w bok i poślizgnął się. Niewiele brakowało by spadł z ponad dziesięciu metrów na betonową podłogę.

Poprawił się i upewnił, że wszystko jest na swoim miejscu. Pistolet i scyzoryk. Ruszył dalej. Musiał mieć jak największe pole widzenia, by na szybko wymyślić plan działania. Minęły kolejne minuty, podczas których obserwował jak Hinata próbuje się wydostać, szarpiąc się na wszystkie strony. Było to bez skuteczne, a Kageyamie nic nie wpadało do głowy.

Drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem, a co środka weszło dwóch kolejnych pracowników Yanu. Więc jednak było ich więcej, pomyślał Kageyama, chowając się za filarem.

-Wygląda na to, że Tobio się nie zjawi by ci pomóc. Czyżbyś poczuł się zdradzony, chłopcze?- w głosie Yanu słuchać było drwinę, jakby był pewny, że wszystko obierze właśnie taki obrót wydarzeń. Że Kageyama się nie zjawi.- Zabierzcie go.- Yanu uśmiechnął się i znów wyglądał jak miły staruszek z sąsiedztwa. 

Jeden z ochroniarzy złapał Hinatę za włosy i wyciągnął na zewnątrz. Chłopak miał problem z dogonieniem go, gdyż jakby nie patrzeć był związany. Musiał podskakiwać, co ugodziło go w dumę jeszcze bardziej niż fakt, że dał się porwać.

Wyszli na zewnątrz. Wszędzie leżały grube kamienie, które wyginały stopy przy normalnym chodzeniu, a co dopiero podczas skakania. Shoyo kilka razy miał wrażenie, że zaraz padnie twarzą na ziemię i zedrze sobie skórę lecz cudem dotarł do zaparkowanych dwóch czarnych samochodów, gdzie zamiast kamieni rosła trawa. Został popchnięty na ziemię, na którą upadł, wydając z siebie jęk bólu.

Próbował rozmasować bolące miejsca lecz grube sznury skutecznie mu w tym przeszkadzały. Pracownik Yanu otworzył drzwi do samochodu, a następnie zaczął w nim szperać. Po kilku sekundach Hinata podniósł w końcu wzrok, a następnie sapnął zdziwiony. Ochroniarz uznając to za podejrzane, odwrócił się. Tuż za nim stał Kageyama. Chłopak w przypływie paniki (albo odwagi i adrenaliny, sam nie wiedział) uderzył go w twarz rękojeścią pistoletu. Z nosa tamtego poleciała krew, a następnie oberwał w brzuch kolanem. Padł na ziemię.

Tobio podszedł do Hinaty i wyciągnął scyzoryk. Najpierw zdjął knebel z jego ust, a potem przeciął sznur, który wiązał mu dłonie. Miał po nim szramy, co znaczyło, że był przetrzymywany przez Yanu dłużej niż sądził.

-Jednak przyszedłeś- powiedział, obdarowując Kageyamę uśmiechem. Miał paskudnego siniaka na policzku.

-Oczywiście, że tak.- chciał przeciąć sznury przy kostkach i kolanach, kiedy usłyszał krzyk Hinaty:

-Uważaj!

Zakrwawiony ochroniarz owinął rękę wokół szyi Tobio i zaczął go dusić. Chłopak upuścił scyzoryk, który Shoyo chwycił niemal w locie i rozciął sznury krępujące jego nogi. Kageyama pewnie by padł martwy z powodu braku powietrza, gdyby nie natychmiastowa reakcja Hinaty i jego piękny lewy sierpowy wycelowany prosto w twarz napastnika, zgrabnie omijając głowę drugiego chłopaka. Tobio wykorzystał spowolnienie ruchów i kopnął go w kolano, dzięki czemu mężczyzna znowu upadł z bólu.

-Kiedy ty się nauczyłeś bić?- w odpowiedzi dostał tylko niewinny uśmiech. Ile on stracił przez te osiem lat?- Szybko, chodźmy stąd zanim się zorientują.- Hinata szepnął tylko "sekunda", po czym wyciągnął z auta swoją torbę sportową. Kageyama spojrzał na niego z uniesionymi brwiami.- Ty to masz priorytety.

Po cichu opuścili teren magazynów, znikając za pniami drzew i liśćmi krzaków. Nie słyszeli krzyku Yanu, nie wiedzieli czy faktycznie krzyczał. Po prostu biegli między drzewami, a gdy znaleźli ścieżkę przyśpieszyli do sprintu, by jak najszybciej oddalić się od Yanu i jego ludzi. Ich oddechy były coraz szybsze, adrenalina buzowała w żyłach, twarze przybrały czerwoną barwę od zmęczenia. Dopiero po około pięciu minutach biegu zatrzymali się by złapać trochę powietrza. 

-Nienawidzę cię. Mam ochotę cię zatłuc, Bakayama- warknął groźnie Hinata, opierając dłonie na kolanach.

-Wiesz co?

-Co?- znów warknął. Jego spojrzenie mówiło, że mogło nie skończyć się jedynie na groźbach.

-Zimno mi coś w nogi.

Hinata spojrzał na stopy Kageyamy, a potem wybuchnął śmiechem. Z torby, w której chował strój treningowy, wyciągnął buty sportowe i podał je chłopakowi wraz z delikatnym pocałunkiem w policzek. Zniszczone trampki Tobio całkowicie zgubiły podeszwy.

~$$$~

Początkowo Kags miał wjechać z buta na magazyn ale ktoś nie pozwolił mi zrobić z Kagsa mordercy i pełnoprawnego gangstera więc musiałam zmienić końcówkę, by kghn się zgadzała.

Wesołego Nowego Roku czy tam Dnia Kaca, nie wiem, co kto lubi

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro