XVIII. Brak nam zapasowego paliwa
- Nic z tym nie zrobimy?
Bluff zadał pytanie przedstawicielom organizacji. Do tej pory nikt nie znał ich imion. Wiadome było jedynie to, że byli braćmi. Dla własnej wygody nadano im ksywki – szeregowy oraz major.
- Dalej będziecie dawać nam Papuzi?
Przedstawiciele patrzyli na wzburzonego członka grupy Meteor z pewnym rozbawieniem. Nie był pierwszym, który o to zapytał.
- Nie narzucicie nam chociaż jakiś ograniczeń?
- Wiesz... - major poruszył się na fotelu.
Był szerszym mężczyzną, którego sylwetka przywodziła na myśl wojskowego. Do tej teorii pasowały również krótko obstrzyżone włosy.
Natomiast drugi przedstawiciel zdawał się być na pierwszy rzut oka nieogarnięty. Wskazywały na to duże, poniszczone bluzy, jakie nosił oraz wiecznie nieułożona fryzura.
- Ja zadam ci inne pytanie - major złożył ręce w piramidę. - Jak myślisz jaki jest powód tego, że wszystko zajmuje nam tak dużo czasu?
Bluff oniemiał.
Nasze przystosowanie do nowej sytuacji mogło by być sprawniejsze...
- Daj mu spokój, ten jest wyjątkowo wrażliwy - prychnął szeregowy. - Nie wiem, co sobie wyobrażałeś, do tego wątpię, że interesujesz się czymś poza tym... – wskazał za okno. - Tymczasem do nas dochodzi dużo, dużo informacji. Większość nie jest pozytywna. - zaakcentował słowo 'nie'.
- Ty masz dość i czujesz złość, czy coś w tym stylu, ale my również nie siedzimy i nie pachniemy. - podsumował.
- Ja jeszcze wspomnę – wtrącił się major. - Właściwie pokreślę jedną kwestię. - zrobił pauzę na wciśnięcie spacji w laptopie. - Tak, macie dalej rozdawać Papuzi. - nie spojrzał Bluffowi w oczy, zajęty odczytywaniem wiadomości. - Gdy nadejdzie odpowiedni moment damy o tym znać. Tylko zmniejszcie ilość ludzi pijących substancję bezpośrednio z meteorytów. Jest nam zbędne, aby umierali z takiego powodu. Lepiej sprawdzić to, jak ich ciała zareagują na nią, tą w wersji po modyfikacjach.
- Musiałeś mieć dobre życie. - westchnął szeregowy. - Obawiam się, że do niego nie wrócisz. Jako że naprawdę nie wiele rozumiesz, dam ci podpowiedź... - zerknął na majora. Brat kiwnął głową.
- Brak nam zapasowego paliwa. - wyznał za pozwoleniem.
*
Antila poczuła się gorzej nie tak dawno temu. Wzrosła temperatura jej ciała, narzekała na ból zębów, majaczyła.
- Nie wiem, co mam robić. - Isna siedziała na fotelu oddalona od dziewczynki.
Stan, w jakim się znalazła okazał się być dla niej zbyt ciężki do zniesienia. Przy każdym głośniejszym krzyku zasłaniała sobie uszy.
Obok niej stał Etter, wspierając ją obecnością w tym trudnym momencie.
Sam nie widział wiele szans dla dziewczynki. Z opowiadań Bluffa wynikało, że ma objawy zatrucia Papuzi.
Być może biorąc substancję do ręki, nieumyślnie wytarła nią usta, bądź nos.
W pewnym momencie, wykończony stresem Aletai, podszedł do Ettera z pytaniem:
- Czy też bym tak skończył?
- Niekoniecznie.
Dostał szybką odpowiedź.
- Właściwie to wątpliwe. Ty przeszedłeś badania. - wyjaśnił przy kolejnym krzyku dziewczynki, kiedy Isna zasłoniła sobie uszy.
W tej całej sytuacji Nova czuła się osamotniona. Miała wrażenie, że nikt nie interesuje się Antilą równie mocno. Nie odstępowała jej na krok, a gdy tego chciała trzymały się za ręce, aż przyszedł moment, przy którym podczas jednej z takich próśb poczuła znacznie lżejszy nacisk na swoją dłoń.
Był niemalże znikomy.
- Nie. - szepnęła, po czym ręka Antily bezwładnie upadła na podłogę.
Nova cofnęła się, jednak nic w związku z tym nie powiedziała.
- Co jest?
Leo pierwszy zainteresował się jej zachowaniem.
Wrzasnął na cały sierociniec, dając znać o śmierci Antily.
Isna z trzęsącymi się nogami wyniosła dziewczynkę na zewnątrz. Nie miała innej opcji niż liczyć, że spotka kogoś, kto przypadkiem jej pomoże.
Błagała o nienatknięcie się na drugiego szaleńca.
*
Bluff usłyszał płacz za budynkiem. Spiął się, w momencie rozpoznając miejsce, z którego dochodził. Skoczył na dach, skąd zobaczył idącą Isnę.
Stanął przed nią, wtedy wskazała na ciało dziewczynki.
Było zimne.
- Już jej nie pomożemy... - powiedział łagodnie.
Wątpię, czy w ogólne mogliśmy coś z tym zrobić. Może i rozdajemy Papuzi, jednak lekarstwa już nie.
Bluff sięgnął po dziewczynkę.
- Nie ruszaj. - rozkazała Isna. - Wcale cię przy niej nie było, więc nie ruszaj jej.
Nie do końca wiedziała, co mówi. Szczególnie, że w ostatnich momentach sama potrzebowała się zdystansować.
- Nie chcę czekać na pogotowie. Nie chcę zostawić jej ciała gdzieś na uboczu, to niemoralne.
- Rozumiem. - zapewnił Bluff.
Zobaczył Ettera, wtedy obojgu wytłumaczył, jak dojść do domu pogrzebowego. Właściwie wspomniał nazwę miejsca.
- Fort Walla Walla.
Bo właśnie tam składowano zmarłych. Pogrzeb będzie miał miejsce w strumyku nieopodal, na odcinku, który przestał być aktywny przez meteor, jaki zablokował jego naturalny przebieg.
- Poniosę ją, dobrze? - poprosił Etter.
Natomiast Bluff wziął samą Isnę na ręce.
- Wy tutaj poczekacie. - zwrócił się do dwójki jej podopiecznych.
Oboje zaczęli biec z całą szybkością, na jaką było ich stać.
Bluffa moment bliskości z Isną uspokajał, choć ona sama zdawała się być myślami gdzieś daleko.
Obiecał sobie, że póki ma dyżur w okolicy sierocińca, będzie go obserwował, w każdym możliwym momencie.
Biegnący obok Etter również czuł się dziwnie oddalony od obecnego świata.
Który nauczyciel przeżył niesienie martwego dziecka?
Co najgorsze od czasu powrotu z zebrania mało spał.
Powoli zaczynał to odczuwać...
Na wejściu do domu pogrzebowego stała znana Iśnie kobieta.
Danuta, jedna z opiekunek sierocińca.
W ręce trzymała notes, który wyjęła po zobaczeniu zbliżającej się grupy.
Dopiero z bliska w jednej z osób rozpoznała Isnę.
- Matko. - przeraziła się widokiem zmarłej podopiecznej.
Miała powód ku temu, by do sierocińca nie wracać.
Zależało jej na swojej rodzinie, która ku jej ogromnemu szczęściu w całości przeżyła.
Stanowisko dowodzącej domem pogrzebowym przytłaczało ją, jednocześnie dawało stabilność.
Do tego znajdowało się parę metrów od miejsca z elektrycznością.
Członkowie jej rodziny otrzymali inne zadania, dzięki czemu mogli zamieszkać w cieple.
- Wybacz, ja... - zaczęła Danuta. - Zawsze dużo cię poprawiałam i dawałam ci wskazówki, jednak ostatnio nie mogłam. - tłumaczyła pokrętnie.
- Rozumiem. - Isna powtórzyła wypowiedź Bluffa.
W zaistniałej sytuacji nie miała przestrzeni do tego, aby się tym przejmować.
Wolała znaleźć wsparcie niż słuchać tłumaczeń.
Bluff przyglądał się procesowi oddawania zmarłej, na tyle ile mógł, bo nie wpuszczono ich do środka.
Spisano dane dziewczynki, po czym ją zabrano.
Fort miał kształt litery L, jego okna zasłoniono grubym materiałem, a pęknięte miejsca zamurowano. Przed katastrofą odznaczał się nową, pomarańczową farbą.
- Przyjdźcie w dzień pogrzebu. Antila zostanie położona razem z innymi dziećmi, także przychodząc nad strumień będziemy mogli odwiedzać ją, wiedząc gdzie mniej więcej się znajduje.
Po tych słowach Isna bez uprzedzenia objęła Bluffa. Nie chciała słyszeć tych spokojnych zdań.
Bluff pogładził ją uspokajająco. Sam czuł, że coś zaczyna się w nim zmieniać.
Organizacja zdawała się chcieć ograniczyć liczebność ludzi jeszcze bardziej, przez to nie skupiają się na pomocy dzieciom i narażają niewinnych.
Nie jest to właściwe, jednak nie jestem w stanie nic z tym zrobić.
Podczas tej całej sytuacji Etter usnął, oparty o żywopłot.
____________
Następny rozdział 26.02
Tymczasem jutro i pojutrze (23,24.02) dodaję rozdziały 'Mokra, w twoim łóżku'
Miłego weekendu ^.^
Ps: Jeśli czegoś w historii brak, albo czegoś jest za dużo dajcie znać 👀
Bo nwm w sumie, jak to wypada jeśli chodzi o romans i mam czasem wrażenie, że jest to dość ponure, ale na razie ciężko mi to pisać inaczej huh
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro