Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XVII. Atak obcego

- Musiała zjeść coś złego.

Aletai skomentował gorączkującą Antilę.

- Może jeden z ostatnich chlebów był za stary? - zgadywał.

- To dlaczego nam nic nie jest? - denerwowała się Isna.

Miała dość tego, że nikt nic nie wie.

- Zaczęła czuć się gorzej kilka godzin temu, kiedy wróciliśmy bez Ettera.

Rozejrzała się po salonie.

Każdy odwrócił wzrok. Zawiał też chłodny wiatr. Ostatnio niósł ze sobą zapach rozkładających się ciał.

- Kiedy w końcu tutaj po nie przyjadą... - szepnęła ze łzami w oczach.

- Będzie dobrze. - obok kucnęła Nova.

Sięgnęła ręką do dziewczynki, chcąc ocenić, jak bardzo źle z nią jest. Przypadkiem zauważyła wystający z kieszeni, żółty ogon lisa, wtedy jej serce zamarło.

Nie chciała aby zginęła.

Antila zauważyła panikę w oczach starszej koleżanki.

- Lubię twoje oczy. - powiedziała, póki była pewna, że ma na to siłę. - Przypominają mi zabawy na placu zabaw, bo tam często patrzę na niebo.

Pijący wodę Leo, nie spodziewał się po Novie płaczu. Od zawsze uważał ją za na tyle samodzielną i dojrzałą, że aż go to irytowało.

Zapłakane oczy szybko przesłoniły długie, blond włosy dziewczyny.

- Wyszłam was szukać. - wyznała Antila.

Zwlekała z tym wiedząc, że to mocno Isnę zdenerwuje.

- Gdzie poszłaś? - zapytała Isna, starannym, opanowanym głosem, choć wewnątrz wrzała.

- Do szkoły, za plac zabaw.

- Gdzie dokładnie? - pytanie zabrzmiało błagalnie.

- Meteor miał taką substancję...

Isna zakryła sobie usta. Spojrzała na Aletai, licząc, że jako druga dorosła osoba będzie wiedział, co powiedzieć:

- Przepraszam, nie dopilnowałem jej...

Nie to chciała teraz usłyszeć. Tego zdążyła się domyślić.

- Chyba się świeciła. - dodała Antila.

- Wzięłaś ją do buzi? - zapytała Nova.

Antila pokręciła głową. - Nie, tylko dotykałam. - poruszyła palcami, które po dotknięciu okazały się tłuste. - Lis ma podobny kolor. - dodała z uśmiechem.

Nova poczuła się winna za taki dobór koloru.

Nie miała lepszej opcji, chyba...

Aletai zabrał Isnę do kuchni.

- Pójdę poszukać jakiś leków na ból, albo gorączkę. - zaczęła Isna.

Zwykłe leki na przeziębienie zdawały się nie mieć sensu. Dziewczynka wzięła już kilka takich.

- Chyba mogę co nieco o tej substancji wiedzieć. - wyznał Aletai.

- Gadaj. - rozkazała Isna. 

Zrobiła to nieświadomie, pod wpływem emocji.

Aletai powiedział parę słów o możliwych powikłaniach, jednak nie nazwał substancji, ani nie wspomniał o organizacji Meteor.

Był zobowiązany dochować tajemnicy. W obecnym świecie szczególnie nie chciał mieć za plecami wrogów.

*

Isna co powiedziała też wykonała. Wyszła na zewnątrz w poszukiwaniu lekarstwa.

Czuła się winna temu, że nie może dać dzieciom ciepłego pomieszczenia. Nie ma też czasu być przy nich tak często, jak jest to wymagane.

Od kiedy spadły meteoryty temperatura obniżyła się, stało się to szczególnie odczuwalne ostatnio, po kilku dniach w chłodzie. Do tego słońce wychodziło rzadziej zza chmur.

- Założyliście płaszcze? - zwróciła się do dwójki podopiecznych.

Podeszła do Leo, który zapiął jedynie jeden guzik. Wzięła się za resztę.

- Nie chcę byś chorował. - podkreśliła.

Dopiero teraz, patrząc chłopcu w oczy doszło do niej, że oboje mają zielone.

Przypomniała sobie o rodzicach, a to dodało jej otuchy.

Nova była idealnie przygotowana – dodatkowo założyła szalik.

Ulica Pleasant miała się dość dobrze. Domy, poza stłuczonymi szybami i kilkoma pęknięciami w ścianach, nie miały na sobie więcej śladów po katastrofie.

W podwórkach na pozór opuszczonych domów rosła zieleń, głównie drzewa.

I właśnie pod jednym z takich drzew leżała kobieta.

Nova prędko znalazła się obok niej. - Co się stało?

Skomentowała zraniony bok, który uciskała.

- Ktoś mnie zaatakował. - kobieta powiedziała z pewną trudnością. - Miał w oczach obłęd.

Spojrzała na Isnę. - Zrobił to własnymi rękoma. - odsunęła rękę od poszarpanej rany.

Isna natychmiast odwróciła głowę. W tym samym momencie z drzewa skoczył mężczyzna.

Przygniótł odwróconą do niego plecami Isnę do ziemi.

- Zostaw! - wrzasnął Leo, rzucając się na ciało napastnika.

Dzięki temu, że uważnie Isnę obserwował, zdążył w porę zareagować.

Swoim ciężarem odrzucił ciało mężczyzny, jednak ten zdołał utrzymać się na nogach, kończąc z jedną nogą zgiętą w kolanie, a drugą wyprostowaną w tyle.

Mężczyzna zaczął się śmiać. - Taki dzieciak mnie, mnie – ostatnie słowo powtórzył jeszcze kilkukrotnie.

Trzymał Leo w bolesnym ścisku. Jeden paznokieć wbił się już w skórę chłopaka.

Nova rozglądała się za bronią. Nie znalazła niczego lepszego od ułamanej gałązki, która spadła w chwili ataku obcego.

Podniosła ją nie bez trudu, po czym skierowała przed siebie.

- Puść go.

Kątem oka zauważyła, że Isna nie porusza się.

Mężczyzna ponownie się zaśmiał. - Ona, ona naprawdę myśli, że mi coś zrobi. - kpił bez skrępowania.

Wtedy na dachu najbliższego domu pojawiła się męska sylwetka. Mężczyzna skoczył prosto na podwórko, parę kroków od atakującego.

- To wy. - skomentował, jak się okazało Bluff. - Znowu wy. - nie dowierzał.

Nim zdążył pomyśleć o Iśnie, skoczył na mężczyznę.

Leo wydarł się z bólu, jaki poczuł po zanurzeniu kolejnych paznokci w ramię.

Został odrzucony w bok jednym ruchem. Wylądował na ziemi z głuchym trzaskiem.

Zacisnął zęby z bólu. Nie obyło się też bez poczucia zażenowania samym sobą.

W tym czasie Bluff trafnie wycelował w twarz oprycha, zablokował jego cios kolanem oraz krzyknął do Novy.

- Rzuć mi to!

Skoczył w tył, gdzie w jednej chwili znalazł się w posiadaniu gałęzi, którą bez zwłoki zamachnął.

Silnym, szybkim ruchem powalił mężczyznę.

Ten stracił przytomność jedynie na moment.

- Cholerne Papuzi. - warknął Bluff, co nie umknęło Novie.

Bluff siadł okrakiem na obcego. Dopiero teraz zauważył Isnę. Poruszyła głową.

Obcy śmiał się, dumny ze swojej siły. - Nie ma ze mną łatwo. - powiedział z trudem przez piasek, jaki wszedł mu do buzi.

Bluff zsunął mu bluzę z ramion, chwycił wystający z kaptura sznurek i zaczął nim obwiązywać jego ręce.

- Kto by pomyślał, że dorwą mnie przez zasuwaną bluzę! - mężczyzna wykrzyczał w niedowierzaniu.

- Wiedziałem, że dawanie nam możliwości dzielenia się Papuzi źle się skończy. - powiedział Bluff, poniekąd do obcego, a poniekąd do samego siebie.

- Bluff?

Isna masowała obolałą głowę.

- Nie powinnaś była wychodzić. - zauważył Bluff.

- On ma rację! - mężczyzna zawtórował. - Przez takich jak on, tych cwaniaków w białych bluzkach, ludzie zaczęli opuszczać miejsca z elektrycznością, bo za bardzo się tam rządzą! Spodziewajcie się takich spotkań częściej niż tylko dziś. - przestrzegł z nieukrywaną radością.

- Etter czeka na was w sierocińcu. - dodał Bluff wstając z ziemi. Pociągnął za sobą obcego. - Ja niedługo wrócę, tylko zrobię z nim porządek i dam znak reszcie, co się szykuje. 


___________________________________

Nowy rozdział 22.02.2025

+ Przy okazji dam znać, że startuję z nową serią:

'Mokra, w twoim łóżku'

Jest góra 16+

Póki co napisałam pierwsze rozdziały, także nie wiem dokładnie, jak się rozwinie.

Wstępny opis:

On spotkał ją w trudnym okresie swojego życia.

Ona nie zdawała sobie sprawy z tego, że skradła jego uwagę.

Już pierwszego dnia spędzili ze sobą noc.

Co więcej ją po kryjomu obserwuje pewien mężczyzna, a on jest w związku, gdzie to dziewczyna określa, jak ma być.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro