Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XIV. Osobliwe pożegnanie

- Jeśli się nie mylę, mieszkamy niedaleko siebie. - Aletai zwrócił się do Isny.

Oboje przebywali w kuchni, starając się zrobić treściwe śniadanie.

- Tak, chyba czasem się mijaliśmy. - przyznała Isna.

- Nie wiem, czy to nie byłoby dla ciebie za dużo... - zaczął niepewnie Aletai. Kontynuował w tym samym tonie. - Ale, czy mogłabyś odwiedzić mój dom?

Isna spięła się. Sam jej wzrok powiedział Aletai, jak bardzo jest niechętna.

- Nie wiem, czy moi rodzice żyją. - Aletai tłumaczył dalej. - Byłem w drodze do nich, ale w pewnym momencie musiałem odpuścić. Przypadkiem trafiłem tutaj.

Isna wyjrzała zza okno. Okolica była ciemna.

- Nie musisz iść od razu. - dodał prędko Aletai.

- Niech będzie, pójdę po śniadaniu. - powiedziała niechętnie Isna.

Nie chciała się nastawiać na zobaczenie trupów, w końcu to nie tak, że wszyscy zginęli.

Najedzona, założyła wygodne buty. Nim zauważyła, Nova wraz z Leo pojawili się obok.

- Nie warto wychodzić w samotności. - Nova wspomniała słowa opiekunki.

Isna uśmiechnęła się. - No dobrze. - pozwoliła sobie na towarzystwo podopiecznych ze względu na własne bezpieczeństwo.

Po przejściu obok szkoły, wchodząc na swoją ulicę, pożałowała tej decyzji.

- Proszę tylko byście nie chcieli wchodzić razem ze mną do środka. - uprzedziła.

- Radzę sobie lepiej z widokiem krwi niż ty. - Nova lekko się poirytowała.

Przecież nie była dziecinna, wręcz przeciwnie uważała siebie za dojrzałą. Szybko adaptowała się do sytuacji.

- To co innego. Lepiej nie oglądać takich scen. - Isna pozostała przy swojej racji.

Spina pomiędzy dziewczynami nie zdążyła się pogłębić dzięki karetce.

Służby zdrowia wynosiły z mieszkania dwa ciała. Isna podbiegła upewnić się co do ich tożsamości.

Imiona się zgadzały.

- Czy chce pani przyjrzeć się twarzą? - ratownik zapytał.

- Nie. - Isna niechcący uniosła głos. - Nie ma takiej potrzeby i tak nie wiem, jak wyglądają. - wyjaśniła.

Właśnie. Dlaczego nie pamiętam bym kiedykolwiek widziała kogoś poza Aletai, wychodzącego z tego domu?

- Polecam wejść do środka. - ratownik wskazał na drzwi. - Nie długo przyjdą tutaj inni ludzie i wybiorą wszystko. Lepiej aby to pani wzięła. - zerknął na Leo i Novę. - Kojarzę te dzieciaki.

- Dobrze, tak zrobię. - zapewniła Isna. - Mam jeszcze jedno ważne pytanie. U nas, w sierocińcu też są ciała...

Ratownik posmutniał. - Rozumiem... - naraz przez głowę przeszły mu życia niewinnych dzieci. - Tam też dojdziemy, jednak nie szybciej niż jest to planowane. Nie możemy pozwolić sobie na zmiany w grafiku. Chcemy mieć pewność, że nikogo nie pominiemy. Każdy zasługuje na odpowiedni pochówek.

Isna wysłuchała ratownika w ciszy, po jego odjechaniu zwróciła się do dzieci.

- Proszę, pójdźcie do mojego domu. - wskazała na budynek obok. Wyjaśniła im gdzie znajdą pożywienie.

Następnie sama weszła do domu Aletai. Nie była pewna, czy nie natrafi na ślady krwi, chciała tego dzieciom oszczędzić.

Jeśli dałoby radę sobie też... 

Pomyślała przechodząc obok salonu, do którego zdecydowała się nie zaglądać.

Poszła dalej, do kuchni. Nim zabrała się za szukanie jakiejś reklamówki, zauważyła leżący na stole w list.

'Do Aletai' odczytała.

Zrobiło się jej ciepło na sercu. Przynajmniej rodzice Aletai zdążyli go odpowiednio pożegnać. Z pewnością się ucieszy.

Wspomniała twarz martwego ojca. Nie często wracała do tego dnia, wręcz starała się wyprzeć go z pamięci. 

Wybiegła z samego rana pełna nadziei na rozmowę. Chciała się wyżalić. Chciała razem z ojcem opłakać matkę.

Nie mogła.

W szpitalu podała dane ojca.

'Przykro mi, pani ojciec nie przeżył nocy. Proszę się nie obwiniać. Wczoraj i tak nie pozwolonoby pani na odwiedziny. Był w tragicznym stanie. Załoga czuwała przy nim na zmianę. Na prawdę mi przykro i rozumiem, co pani w tej chwili przeżywa.'

Isna spojrzała w ekran telefonu. Po raz kolejny zapomniała, że rozładował się jej kilka dni temu. Gdyby mogła porozmawiać z Bluffem, może wtedy poczułaby się lepiej.

Nawet mu nie podziękowała za to co zrobił.

Za to w domu Isny, Leo odezwał się do Novy.

- Nie powinnaś była dyskutować z Isną o tym wchodzeniu do z nią do domu. Przecież dobrze wiesz, jak bardzo ją to stresuje.

- Dlatego chciałam z nią iść. - Nova zmarszczyła brwi. - To ty powinieneś był mnie poprzeć, wtedy weszlibyśmy wszyscy razem.

- Ona jest dorosła. Poczułaby się niedoceniana. Nie możemy patrzeć na nią z góry.

- Nie patrzę na nią z góry. - Isna zaprzeczyła natychmiast. - Jesteś nadwrażliwy, jeśli o nią chodzi. Przesadzasz.

Leo uszczypną Novę w rękę, po czym odbiegł prędko. Drażniła go jej obecność. Byłoby lepiej gdyby tylko on pomagał Iśnie. Rozumie ją, w końcu przeżyli podobną sytuację.

- Za co to? - zapytała Nova, nie bez irytacji. - Jesteś młodszy ode mnie. Mógłbyś czasem czegoś posłuchać.

Przez chwilę patrzyli na siebie wrogo.

- Nie ważne. - Nova odpuściła temat, czując, że nie ma szans na dogadanie się z Leo. - Bierz reklamówkę i pakuj.

Wrócili do sierocińca w średnich humorach. Na szczęście reszta dzieci, widząc reklamówki pełne jedzenia ucieszyła się.

Isna zaprosiła Aletai na fotel, w kącie pomieszczenia. Poprosiła, aby mężczyzna usiadł. Sama kucnęła, tyłem do dzieci.

- Twoi rodzice nie przeżyli. - wyznała.

Aletai poruszył powoli głową. Isna nie spodziewała się tak spokojnej reakcji. Sama czuła się źle, bo mówiąc o jego rodzinie, mimowolnie myślała o swojej.

- Leżeli na noszach. - tłumaczyła dalej, jednak choć streściła całe zdarzenie najlepiej, jak umiała, to Aletai zdobył się jedynie na krótki komentarz:

- To przykre.

Isna na początku chciała pokazać mu list po tym, gdy się wypłacze, jednak w tej sytuacji sięgnęła po niego już teraz.

Aletai nie przeczytał go na głos. Wiadomość zachował tylko dla siebie.

'Ty niewdzięczny dzieciaku. Tyle dla ciebie zrobiliśmy, a ty nie mogłeś przyjść i nas uratować?! Przeklęty.'

Nie dogadywał się z rodzicami od kiedy skończył szkołę. Schował list czym prędzej. Na wspomnienie zawartych w liście słowach złapał się za ranne udo.

Sami mogliście to zrobić.

Zaczęli go odwiedzać dopiero ostatnio, po zmuszeniu go do dołączenia do organizacji Meteor.

Nie lubił w niej niczego, zaczynając od nazwy aż po ludzi kończąc.

Rodzice zajmowali w niej wysokie stanowisko, które w ostatnich tygodniach stracili.

Dnia, w którym doszło do tragedii przyjechali, by w razie czego Aletai osłonił ich własnym ciałem. Nie chcieli ryzykować brania substancji.

Niestety, mogli nie rozmawiać przy nim o prawdopodobnych skutkach ubocznych.

Nocą powinniście byli spać, zamiast szeptać godzinami, snując własne teorie.

- Coś się pomiędzy wami wydarzyło? -zapytała Isna, po zobaczeniu odrazy w oczach Aletai.

Mężczyzna podniósł się, zmuszając Isnę do kroku w tył.

Zazdrościł jej smutku, w jaki wpadła.

- Było ok. - skłamał.

Odprowadzając go wzrokiem, Isna zauważyła zbliżającą się do niej Novę.

- Mam coś dla ciebie. - z kieszeni wyjęła fotografię.

Isna już po samych rogach rozpoznała zdjęcie – byli na nim rodzice.

Zasłoniła oczy. Chciała pójść do pokoju, pobyć sama. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że nie ma takiego miejsca. Na pewno nie wróci do swojego zimnego, pustego, wynajmowanego domu. Wybiegła więc do kuchni.

Niedawno przebudzony Etter zauważył tę scenę.


_____________________________

Następny rozdział w środę (12.02.)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro