Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XII. Nie lubię widoku krwi

Isna kucała przed Aletaiem. Położyła rękę na jego udzie, gotowa zmienić opatrunek. Przynajmniej tak sądziła do czasu odkrycia rany.

Aletai zakrył usta ręką. Próbę uznał za uroczą.

- Nie musisz tego robić. - powiedział.

- Akurat wstałam wcześnie. Nie chcę czekać na Novę, przecież jest dzieckiem. - Isna odłożyła zakrwawiony bandaż na bok. - Może zrobię nam po herbacie? - zaproponowała błądząc wzrokiem gdzieś po podłodze.

- Dobrze. - przytaknął Aletai.

Nie czuł źle, wręcz był zadowolony. Nie pamiętał kiedy ostatnio ktoś wyraził taką chęć pomocy mu. Ta tragedia nie okazała się być czymś wpływającym na niego negatywnie.

- Pytałeś o swoich rodziców? - Isna odezwała się wychodząc z kuchni. Położyła herbaty na stoliku, z delikatnym stukotem.

- Nie. - Aletai poruszył głową w górę.

Isna uznała, że powstrzymuje się od płaczu.

- Będziesz chciał wiedzieć, gdzie ich pochowano? - zapytała Isna.

Aletai pokręcił przecząco głową. - Nie teraz, jeszcze nie. - odpowiedział.

Patrzył na Isnę poważnym wzrokiem. Nie chciał by dopytywała się o powód.

Isna wróciła więc do swojego wyzwania na dziś.

Gdyby była swoją matką lub nawet Novą, zrobiłaby to bez zawahania. Tymczasem ma problem w choćby odwinięciu bandażu.

Kilka dni temu to ona przyglądała się ranie Novy, jednak była niewielka, wręcz nieszkodliwa. Ta sytuacja jest kompletnie inna.

Usłyszała siorbanie herbaty.

- Dobra. Jaki to smak? - zapytał Etter, jak gdyby nic.

- Mate, z liści ostrokrzewu. - odpowiedziała Isna. - Zrobiłam dla...

Wolała nie dokańczać zdania. - Cieszę się, że ci smakuje. Idealna o poranku. Dodaje energii.

- Kojarzę temat. - Aletai wziął drugi kubek. Powąchał napój. - Sam piję głównie czarną, ta wydaje się być nie najgorsza. - spróbował.

Zamilkł na chwilę, w czasie której przypomniał sobie o czymś. - Nazywają ją napojem bogów. - zachichotał. - Smakuje podobnie, jak zielona herbata. - ocenił. - Te reklamy. - podsumował.

- Wydaje się wam, że jest przeciętna, bo oboje pijecie za dużo czarnej herbaty. - Isna nieco się zirytowała.

Etter odłożył kubek na stół. Schylił się do Isny. - Pomogę ci. - złapał jej rękę i odciągnął od rany.

Isna na zgiętych nogach zrobiła krok w tył. Przesunęła butem pod podłodze, szurając.

Etter w kilka ruchów zawinął bandaż. Isna słysząc nagły syk Aletai, przylgnęła do Ettera twarzą, wystraszona tym, że coś poszło nie tak.

- Wszystko jest dobrze. Na koniec trochę mocniej pociągnąłem. - zapewnił zmieszany Etter.

- Możesz nastawić więcej wody na herbatę. Dzieci zapewne niedługo wstaną. - zaproponował.

Gdy Isna weszła do kuchni, dwójka mężczyzn zaczęła rozmawiać między sobą przyciszonymi głosami.

- Nie było cię ostatnio na zebraniach. - Etter zaczął od najważniejszego.

- Wiesz – Aletai wciągnął powietrze. - Dali nam tą substancję.

- Przecież ty też zajmujesz wysokie miejsce, jak ja, czy Bluff. Dali ci ją kilka tygodni temu, jak nie miesiąc temu. - zauważył Etter. Zdziwił się takim początkiem historii Aletai.

Spodziewał się raczej, że chłopak mierzył się ze skutkami ubocznymi.

Etter ziewnął krótko. Spał dość dobrze. O wiele lepiej niż tych kilka dni temu, kiedy nie mógł się opanować i zasypiał pod drzewem, czy gdzieś przy ulicy.

Chodzenie przy meteorytach wywoływało napięcie w jego głowie. Czuł też drętwienie w ciele.

- Wiem. - potwierdził Aletai. - Dostałem ją i nie mogłem się zmusić, by to zrobić.

Etter spojrzał na udo rannego, następnie wyżej. - To ślad po strzykawce? - rzucił domysłem.

- Tak. - odpowiedział Aletai.

- Nie wzięcie substancji równa się zrezygnowaniu z członkostwa. - powiedział Etter z napięciem. - Nie wierzę. - przepełniony pełen sprzecznych emocji, pod których wpływem trącił udo kolegi.

Aletai syknął.

Ta reakcja uświadomiła coś Etterowi. 

- Dlaczego dopiero teraz to zauważyłem? - myślał na głos. - Przecież jesteś ranny, a nie powinieneś być. - zauważył. - Substancja wzmacnia nasze ciała. Mogą ją przyjąć tylko niektóre osoby, po wcześniejszych badaniach. To była twoja szansa. - uniósł głos.

- Szansa na co? - Nova pojawiła się w salonie.

Mężczyźni zamilkli. Jeden chciał, by to drugi powiedział coś sensownego.

- Mogłem wejść do apteki po tabletki przeciwbólowe, ale tego nie zrobiłem, bo noga mnie tak bardzo bolała. Głupie, prawda? - powiedział Aletai, co pierwsze przyszło mu na myśl.

Nova podeszła bliżej. - Jak ci idzie? - zwróciła się do Ettera.

- Skończyłem opatrywać ranę. Nie wiem, czy dołożyć więcej opatrunku, w razie czego-

Nova podała wspomniany przedmiot. Sięgnęła go z blatu.

- Wczoraj ja bandażowałam. - Nova usiała obok Etteru. - Jak oceniasz?

Miała do niego szacunek za samo dobre uczenie ją matematyki, a jeszcze okazało się, że potrafi udzielić pierwszej pomocy.

- Nie wiem. - Etter spojrzał w stronę kuchni. - Gdy przyszedłem, Isna już zdjęła opatrunek.

Nova napełniła policzki powietrzem, w zawiedzeniu. Zauważyła użyty bandaż na krześle.

- Nic mi się przez noc nie stało. Znaczy, że musiało to być zrobione dobrze. - Aletai pochwalił dziewczynkę.

W przeciwieństwie do Isny, miała jasne, blond włosy, dłuższe o kilkanaście centymetrów i idealnie proste. Do tego błękitne oczy.

- Mam coś na twarzy? - Nova zwróciła się do Aletai.

- Przepraszam. - mężczyzna odwrócił wzrok.

W dziewczynce było coś przykuwającego uwagę.

Isna weszła z tacą pełną kubków. Widząc to, Etter wstał jej pomóc. Nova wykorzystała okazję, by dokończyć opatrywanie rany.

- Nie powinnaś tyle nosić. Masz ich jeszcze więcej. Pójdę po nie. - zarządził Etter.

Rozłożył sześć herbat, odsunął Iśnie krzesło i posadził ją na nim, po czym poszedł po resztę kubków.

Isna czuła się niezręcznie. Siedziała nic nie robiąc, jedynie obserwując, jak sprawy toczą się bez niej.

- Tym razem nie zdejmuj Atelaiowi opatrunku. - Nova dała znać spod stolika. 

Isna nie widziała nic poza fragmentem jej blond włosów. Z korytarza dobiegł ją tupot stóp.

Drzwi otworzyły się, wpuszczając do środka grupę maluchów.

Vela, Antila i Reggane.

Dziewczynki zajęły miejsce obok Isny, a Reggane siadł po drugiej stronie, naprzeciwko Aletai.

- Jesteś ohydna. - skomentował uśmiech Novy, na skończenie opatrywania rany.

- A ty tchórzysz. - Nova odcięła się.

Poszła siąść niedaleko Isny. Znała ją od trzech lat, to właśnie do niej najbardziej się przywiązała.

Nova lubiła niechęć Isny do krwi. Dzięki temu czuła się jej potrzebna.

- Nie możemy znaleźć Hydrusa. - Odessa, jedna z siedemnastolatek weszła do pomieszczenia zmartwiona. Toluca trzymała ją za rękę.

- Pójdę go poszukać. - Isna stwierdziła bez zwłoki.

Etter stawiał właśnie ostatnie kubki. Zostawił tacę na stole i skierował się do wyjścia.

- Idę z tobą. - oznajmił.

Na zewnątrz, Isna zadała pytanie. - Jak myślisz, gdzie poszedł?

- Chodźmy do szkoły. Może szuka jedzenia. - stwierdził Etter. - Czy ma jakieś swoje ulubione miejsca? - zastanowił się w drodze.

- Nie. Chyba nie. Jest dość pyskaty, ale lubi towarzystwo innych. - odpowiedziała Isna, jak najbardziej szczegółowo. - Lubi plac zabaw.

Przyśpieszyli. Plac zabaw okazał się pusty, jednak poszli dalej, w stronę sklepiku.

Hydrus faktycznie chciał tam był. Liczył zaskoczyć grupę przyniesieniem jedzenia, lecz w drodze zainteresował go meteoryt. Szczególnie to co z niego wypływało.

Żółta substancja była lejna, gęsta, w pewien sposób obrzydzająca. Pozostawiała na palcach uczucie tłuszczu, jak z rosołu.

Nie miała zapachu i nie łatwo schodziła ze skóry.

Hydrus przyłożył palce jeszcze bliżej, tak że pozostawił sobie na nosie kroplę substancji.

- Co robisz? - zawołała Isna.

Hydrus odskoczył od meteorytu, jak poparzony. Zaczął nerwowo wycierać palce o ubrania.

Isna zobaczyła co robi. - Umyjemy to w domu. - oceniła. - Ale nie podchodź już tam drugi raz, dobrze? - poprosiła, z czym chłopiec musiał się zgodzić.

Etter miał wrażenie, że kiedyś już gdzieś widział podobną rzecz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro