Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XI. Ona nie da rady tego udźwignąć...

Sierociniec nigdy nie kupował jedzenia starczającego na dłużej niż parę dni, góra tydzień. Katastrofa wydarzyła się po weekendzie, w czasie kiedy miała zjawić się dostawa.

Isna zdawała sobie sprawę z tego, że nie dojedzie.

- Wyjdę na zewnątrz, po coś do jedzenia. - powiedziała po skromnym śniadaniu.

- Pójdę z tobą. - zaproponowała Nova.

- Ja też. - za jej przykładem poszedł Leo.

Dwie licealistki podniosły ręce.

- Wy zostańcie, proszę. - zareagowała Isna. Wskazała na resztę dzieci. - Nie chcę zostawiać ich samych. - wyjaśniła.

- A ja? Przecież tutaj zostaję. - zauważył Aletai.

- Nie pomożesz im zbyt szybko, jeśli coś się stanie. - powiedziała szczerze Isna.

Aletai obniżył głowę. Chciał wspomnieć o kostce Isny, jednak powstrzymał się.

- Nie jest skręcona. - Isna skomentowała spojrzenie Aletai na swoją nogę.

Wyszła z dwójką towarzyszy.

- Dziękuję. Sama naprawdę bałabym się chodzić tutaj. - Isna rozglądała się nieustannie.

Widok martwego ciała ojca wstrząsną nią. Do tego ciała leżące w sierocińcu.

Co powinna z nimi zrobić?

Nie wyniosę ich. To dla mnie zdecydowanie za dużo.

Nova chwyciła ją za rękę. - O czym myślisz? - zapytała.

Isna przełknęła ślinę. - Nie chcę – zaczęła, choć nie dokończyła.

Ten temat nie był odpowiedni do poruszania go przy dzieciach.

- Martwię się o wszystko. Nie wiem co mamy robić i po co.

Leo słuchając jej słów pokiwał głową. Wrócił do czasów opłakiwania rodziców. - Po prostu coś róbmy. - stwierdził.

Isna pokręciła głową. - Mamy odbudować to miasteczko i żyć jak gdyby nigdy nic?

- Tak. - potwierdził Leo, nim Isna zdążyła powiedzieć coś więcej.

Żadne z dzieci nie znało jego historii. Wiedziały o niej jedynie opiekunki, dlatego Nova nie rozumiała jego obojętności.

Szli wzdłuż ulicy School Ave, obok szkoły podstawowej. Powoli, tak by obolała kostka nie dawała się Iśnie tak mocno we znaki.

Nova wstrzymała dech. Spojrzała na Leo, który był równie zaskoczony. Pół szkoły przygniótł duży meteoryt.

- Myślicie, że ten sklep dalej tutaj jest? - zadała pytanie Nova, pełna wątpliwości.

Na tyłach szkoły od kilku lat znajdował się mały sklepik z produktami spożywczymi. Szczęśliwie pozostał nienaruszony.

Nie byli jedynymi klientami.

Pewna kobieta kiwnęła im głową. Wychodziła z chlebem i masłem. Minęła ich bez słowa.

W środku było już prawie pusto. Inni mieszkańcy musieli przyjść tutaj zaraz po tragedii.

Szybciej przewidzieli problemy z żywnością.

We trójkę rozejrzeli się po sklepie, skąd wzięli znajdujące się na dolnych półkach chipsy, popcorn, kilka już nie tak świeżych, słodkich bułek, a na koniec dwa ciemne chleby.

Słysząc kroki, odwrócili się za siebie.

Do środka wszedł mężczyzna.

- Etter. - Isna odetchnęła z ulgą, przynajmniej w pierwszym odruchu.

Zaraz oboje wykrzywili twarze w zdziwieniu.

- Jak? - zapytali siebie w jednym momencie.

- Przecież zostałeś w autokarze. - Isna zaczęła pierwsza. - Ja zapomniałam pójść cię zawołać. - uprzedziła ewentualne oskarżenia ze strony Ettera.

Nie była w tym szczera, czego szybko pożałowała.

- Znaczy się bałam się pójść do ciebie. Te meteoryty... Sądziłam, że tam zginę. - przyznała.

- Nic się nie stało. - zapewnił Etter. - To ja spodziewałem się, że już cię nie zobaczę. Przecież wszyscy leżeli tam nieruchomo. Myślałem, że wybiegłaś gdzieś dalej... - wypowiedział ze łzami w oczach. - Ja spałem. - zakrył twarz ręką. - Nie powinienem był zostawić was. Przecież nie to było moim zadaniem.

Isna podała reklamówkę z pożywieniem Novie. Pobiegła do Ettera.

Zaczęła łkać w jego ramionach. To było dla niej odciążające, poczuć że nie jest jedyną, która czuje się winna śmierci dzieci.

Leo zacisnął rękę w pięść. Nie chciał tego widzieć. Tylko on miał ją wspierać.

Isna odsunęła głowę. - Jesteś zaskakująco, jakby bez skazy. - mówiła, na bieżąco oceniając stan mężczyzny. - Nawet zadrapania. Ja to się stało? - dziwiła się.

- Najwidoczniej usnąłem w idealnym miejscu. - stwierdził lekko Etter.

Zerknął dalej, na młodych nastolatków.

Uśmiechnął się łagodnie. - Trzymacie się tam? - zapytał.

Oboje kiwnęli głowami. Nova niepewnym krokiem podeszła do nauczyciela, Leo poszedł jej śladem. Nie chciał pokazać swojego uprzedzenia.

Znali się ze szkoły. Etter uczył ich matematyki i do teraz zawsze dobrze się dogadywali.

- Wrócę z wami. - zaproponował Etter.

W sierocińcu dzieci zawiodły się widokiem resztek, jakie Isna przyniosła im ze sklepu.

- Wciąż mamy dużo ryżu i makaron. Są też jajka, trochę pomidorów. - pocieszała ich. - Powinny znaleźć się i płatki.

Nie doczekała się żadnej pozytywnej reakcji.

Etter zauważył siedzącego na kanapie gościa. Spotkali się wzrokiem w reakcji na to ich twarze drgnęły porozumiewawczo.

Isna przypomniała sobie, że przecież Bluff specjalnie dla Ettera wszedł do busa. Oboje muszą się znać.

- Wiesz gdzie jest Bluff? - zapytała.

Etter pokręcił głową. - Nie widziałem go od czasu tragedii.

Isna straciła nadzieję tak szybko, jak ją zyskała.

Czuła się dziwnie bez człowieka, który pomógł jej w tym wszystkim. Prawdopodobnie żyje tylko dzięki niemu.

- A jeśli jednak gdzieś się zranił? Złamał żebro na przykład. - wypowiedziała, przypadkowo na głos. - Jeśli leży gdzieś i potrzebuje pomocy? - zadając to pytanie spojrzała na Ettera.

Nim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć odwróciła się w stronę wyjścia.

- Poczekaj, ja to zrobię. - Etter złapał ją za rękę. - Poszukam go. Ty lepiej się nie przemęczaj. - wskazał na kostkę. Widział sposób, w jaki chodziła.

Isna spięła się. Nie chciała zostawiać tej sprawy komuś innemu.

- Nie ufasz mi? - zapytał wyzywająco Etter.

Isna chciała potwierdzić, jednak takie zachowanie przy dzieciach mogłoby wpłynąć na nie negatywnie, przynajmniej w obliczu tego co zaszło. Powinni pomagać sobie.

- Dobrze. - zgodziła się więc. - Ale najpierw zjedźmy.

Etter z całą pewnością nie był w najlepszym stanie. Czy przez czas kiedy go nie było w ogóle coś pił?

Odgrzała wczorajsze curry, po czym podała mu butelkę wody.

Zapasy robiły się tylko mniejsze. W takim tempie będą zmuszeni chodzić po domach i zabierać z nich jedzenie. Co jeśli wcześniej ktoś zajrzy tutaj?

Siedziała przy stole cała w nerwach. Nie będzie potrafiła obronić dzieci.

Nova patrzała na nią ze współczuciem. Widziała targające nią nerwy. Choć nie wiedziała o czym dokładnie myśli, czuła że opiekunka nie ma wystarczająco nerw, by udźwignąć tę sytuację.

Poza nią był jeszcze ranny facet oraz Etter, on budził w Novie nadzieje.

Mimo to podskórnie czuła strach.

W sierocińcu brakło prądu i wody. Obiad był gotowany na grillu, a wieczorami trzęsła się z zimna.

Nie dadzą rady długo tutaj mieszkać.

Starsze od niej były tylko dwie dziewczyny, jednak one od zawsze sprawiały wrażenie wycofanych. Rozmawiały jedynie o dorośnięciu i opuszczeniu sierocińca, czego bardzo mocno się obawiały.

- Jak u was? - zapytała Nova, pod wpływem chwili.

Dziewczyny spojrzały po sobie. Nie wiedziały co mają powiedzieć. Skuliły się w sobie, co Nova uznała za wystarczającą odpowiedź.

Siedziały tak razem przy stole, nie bardzo wiedząc o czym mówić.

Po obiedzie Etter wyszedł na zewnątrz, porozglądać się za Bluffem.

Isna opierała się głową o bark Aletaja. Zdawała się potrzebować poczucia bezpieczeństwa.

Szeptała coś o stracie rodziców, a Aletai klepał ją po plecach.

Nova przyglądała się temu ze spokojem. Mieszkała w sierocińcu od kiedy pamięta.

Nie brakło jej rodziców. Nawet nie wie kim są.

Wzięła na nogi Antilę. Dziewczynka przyszła do niej z żółtym lisem, za który bardzo jej dziękowała.

Nova uznała, że nie ma nic lepszego do robienia, jak zrobić drugiego pluszaka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro