VI. Nie rób tego sama
Isna wraz z Bluffem przyszli do sierocińca prosto z pracy.
Leo zerknął na Novę, ona na niego. Dwoje prawie najstarszych dzieci uznało to za coś więcej niż jedynie przyjacielskie zachowanie.
- Nie grasz w piłkę? - Leo zwrócił się do Bluffa, po czym zerknął na Isnę.
Bluff zrobił duże oczy, prosząc o nie utrudnianie mu bycia tutaj.
- Boli mnie noga po wczorajszej siłowni. - wyjaśnił nieporadnie Bluff.
- Masz coś dla nas? - Vela, pięcioletnia dziewczynka podskoczyła.
- Ja – Bluff zaskoczył się.
Faktycznie do tej pory za każdym razem przychodził tutaj z jakimś prezentem. Choćby garścią słodyczy.
Siedemnaścioro podopiecznych patrzyło na niego z wyczekiwaniem.
- Przyszedł wam coś ugotować. - powiedziała Isna, co pierwsze przyszło jej na myśl. - Pomoże mi z waszym ulubionym spagetti.
Rozległy się okrzyki radości.
- I pójdziemy na plac zabaw! - dodała Vela.
- Dobrze. - Bluff przytaknął, na co Isna skrzywiła się.
- Przecież na placu musi być minimum dwóch opiekunów. - zauważyła z naciskiem.
Bluff wskazał palcem na siebie, następnie na Isnę. - Jest dwójka.
- Nie pracujesz tutaj. Cała odpowiedzialność spadnie na mnie. - spięła się Isna.
Już chciała cofnąć tę obietnicę, jednak pełen nadziei wzrok dziewczynki powstrzymał ją.
W kuchni Isna poleciła Bluffowi zetrzeć marchewki.
- Ja zagotuję i posolę wodę, doprawię też mięso i zacznę je smażyć.
Szybko zaplanowała resztę pracy.
- Mam zrobić tylko to? - Bluff wskazał na marchewkę.
- Tak, ja trochę od tej marchewki odpocznę. - Isna wskazała na swoje odciski.
Bluff chwycił za tarkę, a Isna sięgnęła duży garnek. Wstawiła go pod kran, napełniła wodą, po czym napięła mięśnie, by go unieść.
Nim zauważyła, Bluff znalazł się z tyłu.
- Co robisz? - zapytała zaskoczona jego obecnością.
- Daj mi to. - powiedział stanowczo Bluff. Delikatnie odciągnął Isnę na bok. - Nie wierzę, że robisz to tutaj sama. - rzucił zdenerwowany. - Położyć na ten duży gaźnik z przodu?
- Um. - Isna pokiwała głową. - Dziękuję.
Patrząc tak na niego, z trudem wracała do wczorajszej sytuacji na siłowni.
- Na prawdę nie chciałeś mocno go odepchnąć, prawda? - zapytała.
Bluff odwrócony do niej plecami, w pierwszej chwili zacisnął usta. Nie wierzył w to, że Isna podejrzewa go o bycie agresywnym.
Ma ku temu powód. Upomniał się. To pomogło mu się rozluźnić, dzięki czemu spojrzał na Isnę łagodnie.
- Nie chciałem. - zapewnił.
- A więc co się stało? - Isna pod wpływem chwili dotknęła jego ręce. - Na prawdę mam wrażenie, że są silniejsze niż u przeciętnego faceta. - skomentowała, co zakończyło się jej rumieńcem. - Przepraszam. - odsunęła się.
- Przecież ćwiczę i gram w nogę. - Bluff wyjaśnił, choć nie było to do końca szczere. Nic nie wspomniał o śladzie na nadgarstku.
- Chyba tak. - Isna poczuła się nieco bardziej przekonana. Była w dwóch związkach, z czego nigdy z facetem chodzącym na siłownię. Jej partnerzy mieli przeciętną sylwetkę.
Bluff pod wpływem przeczucia napiął mięśnie. Żałował, że nie przebrał koszuli.
Niestety Isna nie zwróciła na to uwagi.
Wrócili do gotowania.
Przed zwołaniem wszystkich, najpierw poszli po dwójkę dyżurnych, którzy rozłożyli talerze.
Nie mogące się doczekać wyjścia dzieci, jadły dość spokojnie, mało się do siebie odzywając.
- Koniec! - Vela odsunęła od siebie talerz.
Poszła po chusteczkę, którą wytarła twarz. Użytą wyrzuciła do kosza. Siadła na wejściu, gdzie zaczęła zakładać buty.
W tym czasie jeść skończyło kilka innych dzieci. Isna wstała od stołu.
Nova czekając na opiekunkę wzięła się za szycie. Była w trakcie robienia małego pluszaka z okazji rodzin Veli. Dziewczynka poprosiła ją o podobiznę lisa.
Nova nie dostała rudej wełny, dlatego musiała zdecydować się na inny kolor. Wybrała żółtą.
Trójka nie mających nic do roboty dzieci przyglądała się jej. Na razie zrobiła nieduży ogonek, a w czasie czekania na opiekunów zdążyła upleść jedną łapkę. Przerwała słysząc Isnę.
- Gotowi?
Odłożyła wełnę na bok, na półkę pod telewizorem.
Plac zabaw należący do szkoły podstawowej był pusty, dzięki czemu wystarczyło, by Isna wpisała się na szkolną listę.
- Na koniec przyjdziemy sprawdzić, czy wszystko jest w stanie idealnym. - woźny ostrzegł.
Nie każdy wyszedł na zewnątrz z wielką ochotą. Starsze nastolatki od razu skierowały się na ławki, gdzie przyciszonymi głowami zaczęły ze sobą rozmawiać.
- Nie masz z nimi dobrego kontaktu. - zauważył Bluff.
- To chyba taki wiek, kiedy starają się zachowywać samodzielnie. - Isna patrzyła na starsze dzieci z nostalgią. - Czeka je ciężki start. Wiesz nie mają rodziny, a kończąc siedemnastkę będą musiały znaleźć sobie dom.
Bluff nie wiedział co powiedzieć.
- Chcę na zjeżdżalnie. - Vela wyciągnęła ręce do Bluffa.
- Pójdę z wami. - zaproponowała Isna. Nie chciała by coś przypadkiem się stało. Koniec końców to ona jest za wszystko odpowiedzialna.
Bluff posadził dziewczynkę na szczycie zjeżdżalni. - Poczekaj. - poprosił, po czym odwrócił się.
W tej chwili Vela poruszyła nogami i w mgnieniu oka zjechała. Isna złapała ją, chroniąc przed upadkiem na twarz.
Bluff kucnął. - Przepraszam. Myślałem, że jak poproszę-
- Nic się nie stało. - zapewniła Isna.
Oboje zdawali się być na nieco innych etapach w swoich życiach.
- Spróbuj raz jeszcze. - zaproponowała Isna.
Vela już wyciągała do Bluffa rączki.
- Tym razem nie spuszczę cię z oka.
Jak obiecał, tak też Bluff zrobił. Przez następnych kilkanaście minut skupił się na dziewczynce.
Isna pozwoliła sobie na relaks. Rozejrzała się na około. Reszta grupy bawiła się spokojnie. Głównie w piasku, bądź na huśtawkach.
- Zmęczona. - Vela powiedziała będąc na rękach Bluffa. - Już nie chcę zjeżdżać.
- Usiądźmy. - zaproponowała Isna.
Siedząc obserwowała, jak Bluff reaguje na zaczepki dziewczynki. Nie przeszkadzało mu ciąganie za włosy, które w chwilę stały się potargane. Zachowywał również spokój przy byciu szczypanym.
Umówiona godzina szybko minęła, a dali o tym znać najstarsi. Chcieli w tym dniu porobić coś poza nudzeniem się na placu zabaw.
- I jak, nie jesteś zbyt padnięty? - Isna zagadała do Bluffa.
- Nie jest źle. Było lepiej niż sądziłem. - stwierdził.
Vela poruszyła się w jego rękach, przez co zrobił krok w bok, tak przypadkiem zderzając się z barkiem Isny.
Nie przeszkadzało mu to, dlatego nie odsunął się. Ku jego zaskoczeniu Isna też nie.
Nie był pewien, czy podoba się kobiecie fizycznie, choć miał w pamięci, że wcześniej czerwieniła się przez jego bliskość.
W sierocińcu dostał wiadomość od Cape. Kumpel chciał się spotkać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro