Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

V. Wyjaśnijmy to sobie

Rodzice zapewnili mnie w tym, że Bluff nie miał złych intencji. Podobno szturchnął go lekko, tylko jak mam w to uwierzyć?

Przecież ten facet upadł na plecy z głośnym wrzaskiem.

Isna siedziała w biurze. Od rana wspominała wczorajszą sytuację.

Czuła sprzeczne uczucia.

W chwili gdy Bluff odciągnął ją od naruszającego jej przestrzeń faceta, była szczęśliwa, za to w następnym momencie przeraziła się, widząc leżącego na ziemi.

Gdyby nie to, że Bluff zajmował wyższe stanowisko w firmie, poszłaby do niego z zamiarem pouczenia go. A na pewno poprosiłaby by już nigdy więcej tak nie zrobił.

W końcu to nie był pierwszy raz, gdy facet w podobny sposób naruszył jej przestrzeń osobistą.

Niestety w swojej sytuacji obawiała się narazić chłopakowi. Mając rodziców na najwyższym stanowisku, mógłby z łatwością usunąć ją z tej firmy. Jeśli nie to, być może wziąłby na siebie zadanie z parkiem, a ona wróciłaby do niekończącego się czytania opinii i jeżdżenia po placówkach, w celu promowania firmy.

- Powinnam się skupić. - odezwała się Isna. Patrzyła w ekran laptopa, gdzie spisała potrzebne jej numery telefonów.

Chwyciła za słuchawkę, po czym wcisnęła odpowiednie cyferki.

Będąc przed ostatnim telefonem, usłyszała pukanie.

- Tak? - zapytała przeciągle, bo przez szklane drzwi dostrzegła męską sylwetkę.

Tak jak się tego obawiała, odwiedził ją Bluff.

Spotkali się wzrokiem, lecz jedynie na chwilę, bo Isna spięła się i wróciła do ekranu laptopa.

- Zrobiłam coś nie tak? - Isna udała, że wyszukuje coś w przeglądarce. - Już praktycznie wszystko załatwiłam w związku z zawodami. Zostało mi potwierdzić uczestnictwo ostatniej szkoły. Zaraz poproszę też o udostępnienie nam parku-

- Dobrze to słyszeć. - Bluff przerwał paplaninę Isny. 

Nie przyszedł tutaj, by dawać jej reprymendę. 

- Jeden z naszych pracowników z drugiego piętra zachorował. - Bluff mówiąc to złapał się za nadgarstek. - Potrzebujemy osoby, która przejmie jego projekt.

Isna uniosła wzrok. Nie mogła uwierzyć w to co słyszy.

Rok dwu tysięczny pięćdziesiąty trzeci zaczyna się niezwykle szczęśliwie, przynajmniej dla niej.

- Zrobię to. - zapewniła podekscytowana.

Bluff prychnął. - Nie miałaś szybko stąd odejść? - przypomniał.

Isna spięła się w pierwszej chwili. - Chcę, ale nie twierdzę, że zrobię to w miesiąc. - wyjaśniła.

- To dobrze. - powiedział Bluff, po czym przełknął ślinę. - W sensie, nieważne, mniejsza – pogubił się w wyjaśnieniach.

- Ten projekt dotyczy szkoły podstawowej.

Isna zwróciła głowę w prawo, w stronę najbliższego budynku.

- Tak, tej naszej. - potwierdził Bluff.

Uśmiechnął się razem z Isną. Oboje przez chwilę nie wiedzieli co powiedzieć.

- I będzie to praca z nauczycielem. - Bluff przerwał ciszę.

- Etter? - Isna rzuciła pierwszym imieniem, jakie przyszło jej do głowy.

Bluff pokiwał głową. - Znacie się?

- Chodziliśmy razem do podstawówki. - odpowiedziała Isna.

- Nie wiedziałem o tym. - przyznał z zaskoczeniem Bluff.

Isna zaśmiała się. - Dlaczego miałbyś o tym wiedzieć? - pokręciła głową.

Jednak widząc powagę u Bluffa, zadała inne pytanie. - Wy też się znacie?

- Mieszkamy niedaleko siebie.

- Nie wierzę. - skomentowała Isna.

Bluff podał jej papiery, po czym odwrócił się do wyjścia.

Isna wstała z łoskotem. Fotel na kółkach uderzył o ścianę.

- Dlaczego wtedy też się zaśmiałeś? - wyrzuciła z siebie.

Bluff zatrzymał się.

- Zażartowali sobie z moich piersi. Nie chciałam tego słyszeć, a tym bardziej nie chciałam widzieć twojej bierności. Podobałeś mi się. Myślałam, że szanujesz kobiety. - mówiła z trzęsącymi się rękoma.

Wstydziła się wywlekać sprawy sprzed kilku lat.

Spuściła wzrok, przez co nie widziała zbliżającego się do niej Bluffa. 

Chciał Isnę objąć. Wiedział, że nie zachował się wtedy odpowiednio. Wyciągał ręce, wtedy też otworzyły się drzwi i wszedł przez nie Etter.

Bluff zatrzymał się o parę centymetrów od twarzy Isny, która zdążyła zaczerwienić się przez jego bliskość. Zrobiła krok w tył. Widząc Ettera udała, że schyla się po papier.

- Znalazłam. - powiedziała. - Tego szukałeś, prawda? - mówiła do Bluffa, ten przytaknął.

- Dałem ci to przypadkiem. - ciągnął.

- Co się zgubiło? - Etter podszedł bliżej.

- Bluff spisał wcześniej jakieś numery. - wyjaśniła isna.

Niezręczna atmosfera minęła gdy tylko Bluff opuścił pokój.

Isna wraz z Etterem zajęli się dopinaniem szczegółów co do zbliżającej się wycieczki.

- Nie mogę się doczekać. - Isna wesoło poruszała rękoma. - Zrobię przemówienie dla dzieci, oprowadzę je po winnicy, będę pilnowała, by podczas oprowadzania nigdzie się nie zgubiły. To będzie mój pierwszy taki sezon na zbieranie winogron.

- Tak. - przyznał Etter. - Mają pojechać z koszykami.

- Też jeden zabiorę. Dzieciaki będą miały co jeść. - Isna nawiązała do sierocińca.

Nie chciała być zbyt wścibska, jednak coś w Etterze nie dawało jej spokoju.

- Jesteś jakby blady. Nie śpisz po nocach? - zapytała.

Przypomniała sobie swojego ojca, który po nocce spędzonej na graniu, szedł prosto do pracy.

- Czytam o czymś. I ciężko mi usnąć w nocy, dlatego potrzebuję drzemki w ciągu dnia.

Isna przyjęła te informacje.

Mając za sobą najważniejsze tematy, Etter nie przeciągał spotkania i wyszedł. Potrzebował się przespać oraz załatwić jeszcze jedną sprawę.

Poszedł na trzecie piętro do Bluffa. Siedli przy oknie, z dala od drzwi.

Etter podwinął rękaw koszuli. Widoczne żyły świeciły.

- Od dwóch dni jest tak bez przerwy. - powiedział. - Czytałem, że znaczy to o przyjęciu się substancji. A szukając głębiej dowiedziałem się, że na efekty uboczne jest nawet osiemdziesiąt procent. Okłamali nas.

Bluff poczuł mocniej bijące serce.

- Może i ostatnio jestem dość zestresowany, jednak nie powinno to zmuszać mnie do minimum dziesięciu godzin snu. Przecież wcześniej starczało mi sześć. - na koniec uniósł głos.

Bluff wyobraził sobie siebie za parę tygodni. Nie chciał skończyć, jak przyjaciel.

- Myślisz, że mnie też to czeka?

- Czy to – Etter wskazał na swoje wory pod oczami. - Nie wiem, ale coś innego być może. - odpowiedział niejednoznacznie.

Bluff niechętnie spojrzał sobie na rękę. Jak zawsze pod wpływem emocji, żyły zaczęły się świecić.

Ze swoją decyzją zwlekał trzy tygodnie. Gdyby Etter przyszedł do niego parę dni wcześniej, nie zdecydowałby się na wstrzyknięcie substancji.

- Stary, uspokój się. Przecież w chwili najgorszego, to my będziemy mieć większe szanse na przeżycie. - Etter potrząsnął Bluffem.

- Wiem. - Bluff wypowiedział z ledwością, przez ścisk w gardle. - W ogóle przeżyjemy do tego czasu? - rzucił, czego natychmiast pożałował.

Etter nie wiedział co ma powiedzieć. - Tak, chyba tak.

Bluff był bliski histerii. - Cholera. Po co to wszystko? - irytował się.

- Myślisz, że nie powinniśmy byli-

- Nie. - Bluff przerwał. Nie chciał słyszeć tego z ust osoby, która jeszcze do niedawna zachwalała ten projekt. - Dobrze zrobiliśmy. Ktoś musiał. - zapewnił.

Etter wrócił do szkoły na swoje ostatnie zajęcia, a Bluff pozostał w biurze, by kontynuować plan wycieczki na Kubę.

Opuszczał budynek w kiepskim nastroju. Właściwie to nie miał ochoty na piłkę nożną, tym bardziej nie chciał iść spać, z obawy o swoje samopoczucie następnego dnia.

Powinienem pójść na siłownię. Stwierdził, lecz szybko przypomniał sobie o tygodniowym zakazie uczęszczania na nią.

- Co tak długo ci zajmuje?! - krzyknął z dołu Cape. Stał przy wyjściu, już przebrany w dresy. - Dalej masz na sobie koszule. Żartujesz sobie? - nie dowierzał.

- Wybaczcie, dziś nie idę. Sorry. Naprawdę nie mam do tego głowy. - powiedział.

Cape chciał nalegać, jednak Chaim powstrzymał go. Grupa mężczyzn wyszła.

W pustym już pomieszczeniu, Bluff zauważył siedzącą przy oknie Isnę.

Widząc go, nie odwróciła wzroku.

- Możemy porozmawiać? - zapytała.

Bluff bez zawahania przysiadł się do kobiety.

- Wtedy – Isna wskazała na swoje biuro. - Chcę usłyszeć odpowiedź.

Bluff dosiadł się. Wziął głęboki wdech, nim się odezwał.

- W liceum byłem raczej, a w sumie z całą pewnością byłem pochłonięty kumplami. Nie lubiłem się z nimi nie zgadzać. Nie wyobrażałem sobie dnia, w którym ze sobą nie rozmawiamy. Nie chciałem kłótni.

Isna siedziała, ręką mieszając w herbacie.

- Posłodziłaś? - zdziwił się Bluff.

- Nie, po prostu nie wiem co innego robić. Nie podoba mi się, że tak się zachowałeś. Denerwuje mnie to.

- Przepraszam. - Bluff powiedział szczerze, choć sztampowo.

Widząc zbliżone do siebie brwi, znaczące o zdenerwowaniu Isny, starał się na tym skupić. Inaczej wracał do momentu kiedy pokryła się rumieńcem, a jej usta zmieniły kolor na delikatny róż.

- Lubiłaś mnie.

Isna podniosła się z krzesła. - Muszę się śpieszyć na zmianę w sierocińcu.

Poszła prosto po swoją narzutkę. Nim sięgnęła po klamkę, drzwi otworzyły się same.

- Idę z tobą. - oznajmił Bluff.

W rękach trzymał niedopitą herbatę Isny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro