I. Piramida nie upadnie
Isna, nazwa meteorytu znalezionego w Egipcie nad Nilem. Ważył dwadzieścia trzy kilo. W latach trzydziestych stała się również dość popularnym imieniem dla dziewczynek. Przyczyną tego trendu, który objął też wszelkie inne rodzaje meteorytów, były przewidywania ekspertów co do katastrofy, jaka miała nadejść za dwadzieścia lat.
Od tych ostrzeżeń minęły przeszło dwadzieścia dwa lata, a społeczeństwo wiele się nie zmieniło. Mieszkańcy miasteczka Walla Walla w Ameryce ukończyli szkoły, znaleźli prace, a kilku z nich zaczęło rozwijać swoje pasje.
Na przykład Isna. Ze względu na wczesną godzinę jest w drodze do pracy, która choć daje jej dobre wynagrodzenie i umożliwia kontakt z dziećmi, budzi w niej stres.
Nie jest zajęciem na całe życie.
- Cześć.
Catharina obejmuje Isne. Zaczyna pracę o pół godziny wcześniej, przez co zwalnia krok jedynie na chwilę.
- Chyba będziesz mieć dziś do roboty coś poza czytaniem opinii o naszych wycieczkach. - zapowiada.
Isna nie jest pewna, czy w to wierzyć. Przywykła do otrzymywania najłatwiejszych zadań. Zdążyła je polubić. Głównie jeden aspekt, czyli odwiedzanie szkół, niezależnie od tego, jaką opinię wystawiły.
Przez chłodne powietrze na skórze Isny pojawiły się ciarki. Nie przyśpieszyła. Każdego dnia do pracy chodziła wolno. Szybkim tempem trasa zajmowała jej pięć minut. Starała się więc przedłużać ją. Mijała szkołę podstawową, której nauczycieli znała dość dobrze.
Ulice, ze względu na wczesną porę, były jeszcze ciche. Wychodząc z zakrętu zobaczyła jedną osobę na rowerze, lecz ta szybko znikła jej z oczu. Po niej na pusty przystanek przyjechał autobus. Zatrzymał się ze swoim charakterystycznym dźwiękiem silnika, po czym ruszył.
- Dzień dobry. - Isna przywitała się z nauczycielem.
Etter odwzajemnił gest. Ostatnio zdawał się być czymś zestresowany, a na pewno zmęczony. Już przeszło tydzień odwraca wzrok zaraz po powitaniu.
- Śpieszę się. - tłumaczy.
Rosnące przy szkole drzewa zaczynają szeleścić.
- Wiem. - odpowiada Isna, patrząc na liście.
Etter znika za wejściem do szkoły. Rozmowa urywa się.
Isna idzie dalej. Skręca w miejscu, gdzie kilka minut temu przyjechał autobus. Zostaje jej ostatnia prosta. Mija domy z dużymi, zadbanymi podwórkami.
Przed wejściem do firmy gromadzi się pewna grupa. Jest wśród nich mężczyzna, którego Isna zna od lat.
Bluff. Meteoryt kamienny znaleziony w Teksasie, ważył sto czterdzieści pięć kilo.
- Idzie nasza piramida. - koledzy Bluffa prześmiewczo witają Isne.
Nie rozumiem, dlaczego trafili do firmy zajmującej się organizacją wycieczek dla dzieci. Nie wydają się na to wystarczająco cierpliwi. Zapewne mogliby wydrzeć się na dziecko.
Isna patrzy z urazą na Bluffa.
W liceum miała do niego przyjazny stosunek aż do pamiętnego dnia, kiedy na żarty dotyczące jej ciała zareagował śmiechem.
'- Nie chodzisz zbyt roznegliżowana, jak na Isnę - Meteoryt reprezentujący Egipt? Gdzie twoja czapka? Takiego biustu nie schowasz pod szatą.'
Gdyby nie wprowadzenie nauki o meteorytach, ta sytuacja mogłaby nie mieć miejsca.
Dlaczego nie skomentowałeś ich słów?
Isna wrogo spojrzała na Bluffa.
Nie znosiła siebie za dalsze lubienie go.
Ostatnio zaczął palić, z pewnością nie pachnie dobrze.
- Za to twoje imię można tłumaczyć, jako peleryna. - odcięła się Isna, jak zawsze tymi samymi słowami.
Cape uśmiechnął się. Lubił ten moment. Zaraz znów przypomni, jak świetne jest jego imię.
- Znaleziono go w Grenlandii, a wiesz jaki ze mnie zimny drań. I co najważniejsze jest jednym z największych meteorytów na świecie. Także wiesz, że niczego mi nie brak.
Mężczyźni zaśmiali się w głos, za to Isna przewróciła oczami.
- Dobrze dla ciebie.
Firma 'Come with us' składa się z trzech pięter. Na ostatnim pracował Bluff, razem z resztą ważnych osobistości. Catharina zajmowała drugie piętro, a Isna pierwsze.
Nie potrzebowała korzystać ze schodów. Jedynie zawiesiła cienką bluzkę na wieszak, dała znać recepcjonistce, że zaczyna pracę, po czym zamknęła się w pokoju.
Nieduże pomieszczenie mieściło w sobie biurko oraz półkę, wypełnioną masą papierków. Dotyczyły odbytych wycieczek, tych nadchodzących w bliższym czasie i dalszych, zarezerwowanych nawet rok z wyprzedzeniem.
- Dzisiaj, jak co poniedziałek czas na sprawdzenie opinii.
Isna mówiła do siebie. Pogodziła się z tym. W końcu przez osiem godzin pracy z rzadka miała okazję do rozmowy.
'Wycieczka przebiegła tak, jak zaplanowano. Bez stresu. Dzieci są zadowolone. Opiekunowie pomocni.'
Isna poczuła dumę. Mimo pewnych niedogodności, cieszyła się z faktu, że może pochwalić się miejscem, w którym pracuje.
- Przepraszam.
Doszedł ją głos z korytarza, po nim nadeszło pukanie w drzwi. Do środka weszła Catharina.
- Zbiegłam do ciebie prędko. Mam wielką wiadomość-
- Dostałaś upomnienie o spóźnieniu? - domyśliła się Isna.
- To też. - Catharina machnęła na to ręką. - Ciężko mi się wstaje, także mogli mi nie zmieniać godzin pracy. - stwierdziła. - Co ważniejsze mam dla ciebie robotę. - położyła papiery na biurku.
Isna przyjrzała się im.
- To o – zawahała się zaskoczona. - Mam zorganizować wycieczkę w Pioneer Park?
- Póki co jeszcze nie wycieczkę. - Catharina zmieszała się. - Za dwa tygodnie odbędą się tam zawody. - poruszyła rękoma w przód i w tył. - Będą biegać.
Isna pokiwała głową.
- Oh, daj mi to. I tak nie chce ci się czytać. Tylko strzelasz, co może być napisane. - Catharina zabrała kartkę.
- Mam dość czytania. - przyznała Isna.
- Potrzebujemy skontaktować się z trenerami oraz pomysłodawcami zawodów. W wydarzeniu weźmie udział kilka szkól. Nie pamiętam ile dokładnie. Chodzi o szkoły średnie.
- Czyli dochodzi do tego kontakt ze szkołą z naszego miasteczka?
Catharina przytaknęła.
Isna wstała, podekscytowana nową szansą. - Zrobię to. - zabrała papiery.
- Wiedziałam, że się zgodzisz. Ja mam inne rzeczy do roboty. Wyjeżdżam – Catharina ziewnęła teatralnie. - Zabieram dzieciaki na wycieczkę. - dodała ciszej.
Wiedziała, że Isna marzy o tym już od przeszło dwóch lat.
- Gdzie jedziecie?
- Na Kube. - odpowiedziała krótko Catharina.
- Zazdroszczę. - przyznała Isna.
- A to jeszcze nic. - Catharina zbliżyła się. - Ludzie z trzeciego piętra, ci wyjeżdżający za granicę, podobno szykują się do wyjazdu do Europy.
Isna umilkła. Tak odległa destynacja była zdecydowanie poza jej zasięgiem.
- Nieważne. Zapewne trafią się im jakieś wredne dzieciaki i wyjazd wcale nie będzie taki dobry. - Catharina stwierdziła lekko.
Wróciła do pracy, na drugie piętro.
Do czasu pierwszej przerwy, Isna spisała szkoły do odwiedzenia z okolicy, za jaką była odpowiedzialna.
Na przerwie wyszła na stołówkę. Najlepsze miejsca, te przy oknach, zostały zajęte przez piętro trzecie.
Do Isny podszedł prezes firmy. Pochwalił Isnę za wzięcie na siebie nowego zadania.
Cape zagwizdał. - Gratulacje! - klasnął kilka razy, a wraz z nim kilka innych osób. W tym Bluff, zdający się być szczerze tym uradowany, lecz widząc wzrok Isny, prędko odwrócił głowę.
- Poproszę zupę.
Isna wzięła ze stołówki coś lekkostrawnego. Nowe zadanie wprawiło ją w stres.
Siadając, znów spotkała się wzrokiem z Bluffem. Stało się to przypadkiem, gdy odwróciła głowę w stronę okna.
Zauważyła, że chłopak porusza ustami na znak słowa 'gratulacje'.
Isna wypięła się w tył, poruszając przy tym krzesłem. - I tak nie zamierzam pracować tutaj całe swoje życie. - szepnęła.
Siedem lat temu, gdy byli jeszcze w liceum, Bluff był typem rozrabiaki, choć nikomu przy tym nie szkodził. Zdarzało się mu przerywać lekcje, gdy te robiły się nurzące.
Chodził z dziewczynami pod ramie, lecz żadna nigdy nie nazwała go swoim chłopakiem.
Bogaci rodzice, prawdopodobnie pomogli mu dostać się na wyższe stanowisko w tak młodym wieku. Wtedy wspierali go po każdym incydencie, jaki spowodował w szkole, twierdząc, że szkoła i tak jest zaledwie początkiem życia. Później uspokajali zdenerwowanych nauczycieli.
Isna była jedną z kobiet, która jedynie marzyła o znalezieniu się bliżej Bluffa.
Teraz, osiągając to, czego jej serce pragnęło przez lata, nie wiedziała, jak się przy nim zachowywać. Nieustannie wspominała śmiech chłopaka na jej duży biust i odkryte ciało, które teraz zakrywała luźnymi bluzkami.
Nie wiedziała, czy z nim o tym porozmawiać, bo choć nie otaczał się kobietami, jak kiedyś, wciąż zdawał się jedynie z nią droczyć.
Póki co cieszyła się na koniec pracy, w końcu czekało na nią jej ulubione zajęcie.
Pasja, która ma nadzieję, że kiedyś stanie się jej głównym zajęciem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro