Rozdział 8
Po ostatnich zdarzeniach wydawało się, że jest w porządku, ale tak szybko, jak przyszedł poniedziałek, tak szybko wszystko znowu zaczęło się walić. Każdy patrzył, jak Camila wykonuje choćby najmniejszy ruch i to sprawiało, że czuła się nieswojo. Tego samego dnia szepty stały się głośniejsze, a zdenerwowana dziewczyna ze spuszczoną głową zaczęła nerwowo drapać się po nadgarstku. Całe te zamieszanie wokół niej sprawiało, że było jej niedobrze. Gdy zadzwonił dzwonek na lunch, wyskoczyła z krzesła i pobiegła tak szybko, jak mogła i na nieszczęście wpadła na grupę tych samych dziewczyn, co poprzednio.
- Proszę, proszę, kogo my tu mamy... Nie inaczej, jak mała Cabello - zadrwiła blondynka.
Camila stała bez ruchu, a dziewczyny otoczyły ją. Ludzie wokół nich zbierali się do stołówki, nieświadomi tego, co się dzieje. Niektórzy zostali, by popatrzeć, ale żaden z nich nie pomógł ani nie wstawił się za nią.
- Mały ptaszek powiedział mi coś bardzo interesującego o tobie - odezwała się blondynka ponownie.
- Bardzo... Interesującego - powiedziała z uśmiechem, na co Camila głośno przełknęła ślinę ze strachu.
- Bo widzisz, mam znajomego w twojej dawnej szkole. Chłopaka, który wie bardzo dużo o tobie.
- Z-zostaw m-mnie w s-spokoju - wyjąkała Camila.
Blondynka podeszła do niej, była oddalona jedynie o kilka centymetrów od jej twarzy.
- Jak to jest? Całować inną dziewczynę?
Camila poczuła, jak jej twarz się czerwieni, gdy próbowała odwrócić wzrok.
- Założę się, że już wcześniej się z jakąś pieprzyłaś - syknęła blondynka, a głos brunetki uwiązł jej w gardle.
Dziewczyna uśmiechnęła się złośliwie.
- Mam rację, prawda?
- P-proszę - błagała brązowooka. - Zostaw mnie w spokoju.
- A co jeśli nie? Co z tym zrobisz, lesbo?
Zanim mogła dodać coś jeszcze, wszystko stało się czarne. Kiedy Camila doszła do siebie, zobaczyła dziewczyny skręcające się ze strachu wokół niej. Spojrzała na swoje dłonie i obróciła je, by zobaczyć, że jej kostki są posiniaczone. Rozejrzała się i dotarło do niej, że wszystkie oczy zwrócone były na nią. Wtedy jej spojrzenie napotkało wzrok Lauren i zaczęła biec.
Wypadła przez drzwi i wyszła ze szkoły. Pobiegła na tyły budynku, tam gdzie nikt jej nie znajdzie i usiadła na ziemi. Wzięła głęboki oddech i próbowała oczyścić umysł, ale to nie pomogło. Przycisnęła obie dłonie do swojej pulsującej głowy. Była lekka i jakby wirowała. Camila podciągnęła rękawy i rozerwała bandaż. Blizny jeszcze się nie zagoiły. Wzięła głęboki oddech, nacisnęła na ranę i zamknęła oczy, odchylając się do tyłu z bólu. Łzy nie mogły przestać lecieć. Ręce jej się trzęsły, gdy wyciągnęła żyletkę ze specjalnie ukrytego miejsca. Spojrzała na nią. Przez długi czas Camila tylko na nią patrzyła. Zanim zdążyła się skrzywdzić, usłyszała swoje imię. Uniosła głowę i zobaczyła Lauren, podbiegającą do niej.
- Camila - powiedziała Lauren, na co dziewczyna spróbowała się wycofać, ale już była przy ścianie.
- Nie zbliżaj się! - krzyknęła. - Ja... Ja nie chcę cię skrzywdzić.
Lauren uklękła przed nią i spojrzała prosto w jej czekoladowe tęczówki.
- Nie boję się ciebie.
Gdy była już wystarczająco blisko, Camila upuściła żyletkę i przytuliła się do niej.
- Ćśś - uspokajała Lauren, tuląc ją do siebie.
- Co jest ze mną nie tak?
- Nic z tobą nie jest nie tak.
Camila zapłakała w ramię zielonookiej.
- Nic ci nie jest. Jestem tutaj. Nic ci nie jest - powtarzała.
Po chwili, odsunęły się od siebie. Camila opadła na ziemię, a Lauren usiadła obok niej.
- Co się stało?
- Ty... Stałaś się kimś innym i uderzyłaś tę dziewczynę - odpowiedziała zielonooka.
- Jestem taką idiotką - Camila odwróciła wzrok.
- To nie twoja wina, Camila. Ona cię prowokowała.
- Nadal to robi - powiedziała brunetka, szukając czegoś na ziemi.
- Szukasz tego?
Camila uniosła głowę i zobaczyła, że Lauren trzyma w dłoni żyletkę, którą upuściła. Zamilkła i usiadła z powrotem. Podskoczyła, gdy poczuła coś w swojej dłoni. Spojrzała w dół i zobaczyła żyletkę między palcami. Zwróciła głowę ku Lauren.
- Nie chcę być takim typem osoby - powiedziała.
- Chcę, byś dała mi wszystkie swoje żyletki, kiedy będziesz gotowa. Nie będę cię zmuszać do szukania pomocy. Co dobrego to przyniesie? - zapytała Lauren.
Camila poczuła, jak bicie jej serca przyspiesza. Z każdym dniem zakochiwała się w Lauren coraz bardziej i bardziej. Spojrzała na żyletkę w swojej dłoni, potem znowu na Lauren. Zielonooka wyciągnęła rękę, złapała jej poraniony nadgarstek i przyjrzała mu się.
- Powinnyśmy zabrać cię do pielęgniarki - powiedziała, patrząc na posiniaczone kostki dziewczyny.
Lauren wstała, a Camila znalazła się zaraz obok niej. Ruszyła za starszą dziewczyną, która zaprowadziła ją do gabinetu pielęgniarki. Zielonooka weszła z nią i patrzyła, jak pielęgniarka oczyszcza jej rany i bandażuje nadgarstek i rękę.
- Proszę - oznajmiła pielęgniarka.
- Dzięki - powiedziała Lauren, po czym kobieta opuściła gabinet. Zielonooka przyciągnęła Camilę do siebie i ujęła jej dłonie w swoje. Dziewczyna zauważyła, że Lauren śledzi kciukiem jej stare blizny.
- Gdybym cię wtedy znała, nie miałabyś ich tak wielu - mruknęła cicho. Uniosła jej nadgarstek i pocałowała osobno każdą bliznę, jaka była tylko w zasięgu jej wzroku. Oddech Camili przyspieszył, gdy zaczęła się rumienić. Słyszała szybkie bicie swojego serca w uszach. Obserwowała, jak Lauren powoli obraca jej dłoń i całuje kostki, jedna po drugiej.
- Lauren - Camila złapała oddech, gdy dziewczyna uniosła wzrok i napotkała jej spojrzenie, gdy nagle zabrakło jej słów.
- Ja...
Lauren uśmiechnęła się.
- Nie musisz nic mówić, Camz - powiedziała swoim ochrypłym głosem, który Camila tak bardzo kochała.
Wtedy dzwonek zadzwonił.
- Mój wolny czas się skończył. Muszę wrócić do klasy - odparła Lauren, po czym ujęła obiema dłońmi twarz Camili. Jej kciuk lekko musnął policzek dziewczyny.
- Jeśli czegoś potrzebujesz, zadzwoń. Nie obchodzi mnie, czy mam uciec z lekcji i trafić do aresztu. Jestem tu dla ciebie. Okej?
Camila pokiwała głową. Lauren pochyliła się i pocałowała ją w czoło, po czym odsunęła się i wzięła swój plecak. Brunetka wypuściła powietrze dopiero, gdy zniknęła z pola widzenia. Jej serce wciąż uderzało o klatkę piersiową, gdy próbowała wziąć oddech. Emocje, które poczuła dzięki Lauren, były nierzeczywiste. Niedługo później, wróciła szkolna pielęgniarka.
- Rozmawiałam z twoimi rodzicami i przyjadą cię odebrać.
- Czekaj, co? - zapytała Camila, a jej oczy się rozszerzyły. - Nie, nie może pani! Moja mama mnie zabije!
Pielęgniarka uśmiechnęła się.
- Rozmawiałam z twoim ojcem. Nie mogłam dodzwonić się do twojej matki, więc myślę, że na razie jesteś bezpieczna.
- Dzięki Bogu - odetchnęła. - Um, dziękuję, pani...?
- Clara. Clara Jauregui - przedstawiła się pielęgniarka. - Spotkałyśmy się już wcześniej.
- Och, tak. Jest pani mamą Lauren - Camila uśmiechnęła się do kobiety.
- Twój tata wkrótce tu będzie.
- Um, dziękuję, proszę pani.
Clara uśmiechnęła się.
- To moja praca, Camila - powiedziała, zanim ponownie opuściła gabinet. Wróciła dopiero gdy przyjechał tata Camili. Dziewczyna jeszcze raz podziękowała pani Jauregui i ruszyła za ojcem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro