Rozdział 16
Mijały dni, a dalej tygodnie. Camila nie wypowiedziała ani słowa, odkąd dostała się do szpitala, a później go opuściła. Przestała chodzić na sesje terapeutyczne, przestała rozmawiać z przyjaciółmi i przestała chodzić do szkoły. Przestała żyć. Sinu została w domu, żeby się nią opiekować. Przynajmniej próbowała. Camila odmawiała jedzenia i nie brała swoich leków. Po prostu stała przy oknie, obserwując niebo.
Camila nie chciała stać się nieczuła i odrętwiała przez leki. Pragnęła doświadczyć bólu. Gniewu. Cierpienia. Znacznie straciła na wadze, co wszystkich martwiło. Nie wychodziła z pokoju i odmawiała odejścia od okna. Nie była świadoma, ile już czasu tam tkwiła. Zanim mogła się zorientować, minął miesiąc i prawdopodobnie rodzina Jauregui wyjechała do Los Angeles. W tej chwili, brązowooka poczuła wszystko. W tamtym momencie mogła myśleć tylko o dziewczynie, którą kochała i w której wciąż była zakochana, a to ją złamało. Płakała. Ból nasilił się, gdy zaczęła krzyczeć.
Sinu pobiegła do pokoju córki i wpadła przez drzwi. Obejmowała mocno dziewczynę, próbując ją jakoś uspokoić. Nie wiedziała, co robić, i to ją niszczyło - to, że nie mogła pomóc swojej własnej córce. Przez trzy dni, Camila płakała. Przez trzy dni, wołała Lauren. Przez trzy dni, czuła wszystko. Po tych trzech dniach, zamknęła się na wszystko wokół. Podczas gdy ludzie, którzy się nią opiekowali, mogli tylko patrzeć i się martwić. Żaden z nich nie mógł nic zrobić. Bez względu na to, jak bardzo by się starał.
Pewnego dnia, Dinah Jane i Normani przyszły do domu Cabello, by sprawdzić, jak się czuła. Camila odmawiała spotkania z kimkolwiek, więc zwykle rozmawiały z Sinu. Ale tym razem, Dinah pomaszerowała po schodach i wdarła się do pokoju dziewczyny.
- Karla Camila Cabello Estrabao! - krzyknęła, wchodząc do pokoju. - Zabierz stąd swój tyłek i porozmawiaj ze mną, do cholery jasnej!
Camila odwróciła się i spojrzała na Dinah, a plecak blondynki spadł na podłogę, gdy ujrzała swoją przyjaciółkę. Brunetka była cholernie chuda i miała ciemne kręgi pod oczami. Jej oczy były przekrwione i spuchnięte. Wyglądała okropnie. Dinah podeszła do niej.
- Camila, wiem, że cierpisz, ale to nie jest sposób na radzenie sobie z tym.
- Ona ma rację. To nie jest zdrowe, Mila - przytaknęła Normani.
- Straciłam wszystko - Camila wreszcie się odezwała. Głos miała ochrypły i słaby, prawdopodobnie dlatego, że była odwodniona.
- Wciąż masz nas - odparła Dinah. - Wciąż masz swoją rodzinę.
- Ale ją straciłam. Ja.. Straciłam... Lauren - wydusiła dziewczyna. Rozpłakałaby się, ale nie miała już więcej łez ani sił. - Ona jest... Moim.. Wszystkim.
- Musimy przedostać trochę wody i jedzenia do twojego organizmu, zanim się totalnie zawalisz - odrzekła blondynka.
- Nie - odpowiedziała Camila słabo. - Jestem niczym... Bez.. Niej.
- Przejdziemy przez to. Razem - stwierdziła Normani.
- To właśnie... Mi.. Powtarzała.
Dinah podeszła do niej i pomogła jej wstać.
- Napijesz się wody i coś zjesz. Koniec dyskusji - oznajmiła, prowadząc ją w dół po schodach i sadzając ją na kanapie w salonie.
- Kiedy ostatni raz brałaś prysznic, Mila? - zapytała Normani, podając jej szklankę wody.
Camila wzruszyła ramionami, wzięła szklankę i zaczęła łapczywie pić jej zawartość. Była spragniona, wtedy też zrozumiała, że jest głodna. Dinah powstrzymała ją.
- Musisz się uspokoić - powiedziała, zabierając jej szklankę.
Normani wróciła do pokoju z kanapką z indyka na talerzu. Brunetka zamarła na ten widok.
- Wiem, że wszystko ci o niej przypomina. Ale musisz coś zjeść - odparła ciemnoskóra.
Dziewczyna wzięła kanapkę i ugryzła kawałek. W kilka sekund zjadła ją całą.
- Umyjmy cię - powiedziała Dinah.
Pomogła Camili wejść po schodach, podczas gdy Normani spuszczała wodę w wannie. Blondynka zaprowadziła do niej Camilę, po czym dziewczyny czekały na nią w jej pokoju. Gdy się wykąpała, Sinu pomogła ubrać się swojej córce, zanim wróciła do przyjaciółek.
- Nie widziałam cię, jak nosisz te ubrania już od tak dawna - skomentowała Dinah.
Camila była ubrana w koszulkę z logo zespołu 1975 i dżinsowe spodnie. Po raz pierwszy miała na sobie coś, co nie było o rozmiar za duże ani nie miało długich rękawów. To było coś, co nosiła dawna Camila.
- Dziękuję - powiedziała cicho.
- Wiesz, że zrobiłabym wszystko dla mojej Chancho - odpowiedziała Dinah, przytulając się do niej.
- Tobie też, Normani.
- Czuję, że jestem ci to winna - odparła Normani. - Przyciskałam Lauren, by ci o tym powiedziała.
- W porządku.
- Ale Camila, powinnaś wiedzieć, że Lauren chciała ci o tym powiedzieć. Wiele razy.
- Wiem.
- Okej, nie mogę już dłużej wytrzymać tego napięcia - wtrąciła Dinah. - Co powiecie na wyjście i zamówienie sobie pizzy?
- Umm... Okej.
Dziewczyny poszły do ich ulubionej pizzerii, gdzie sprzedawano najlepszą pizzę w całym Miami. Camila bawiła się swoimi palcami, gdy pozostałe dziewczyny dyskutowały o tym, jak idealna jest Beyoncé. Gdy uniosła głowę, napotkała na sobie spojrzenie znajomych, piwnych oczu. Zamarła, a jej twarz momentalnie zbladła. Dinah i Normani spojrzały na nią ze zmartwieniem.
- Coś jest nie tak? - zapytała Dinah.
- Ja, uch... Muszę skorzystać z łazienki, przepraszam - odpowiedziała Camila, wstała z siedzenia i pospiesznie ruszyła w stronę toalety. Weszła do środka i spojrzała na odbicie swojej twarzy w lustrze.
- No dalej, Camila - powiedziała. - Co, do diabła, jest z tobą nie tak? - zapytała siebie.
Zanim wyszła, wzięła parę głębokich oddechów, ale przy drzwiach została osaczona przez chłopaka o piwnych oczach.
- Camila, dawno się nie widzieliśmy - powiedział. Camila wzdrygnęła się na sposób, w jaki wymówił jej imię. Poczuła obrzydzenie. Próbowała go zignorować, ale przygwoździł ją do ściany. W tamtej chwili była bezbronna. Czuła się słaba i bezradna. Znajdowali się w bardzo zacisznym miejscu w pizzerii, gdzie w zasadzie nikt nie przechodził.
- Szybciej nie pozwoliłaś mi skończyć - odparł, przysuwając się bliżej. - Ale teraz możemy - przejechał swoim palcem wskazującym po jej policzku, na co się wzdrygnęła.
- Teraz nikt nas nie powstrzyma.
Camila zamknęła oczy i wstrzymała oddech. Usłyszała czyjś krzyk. Otworzyła je, a jej czekoladowe tęczówki rozszerzyły się, gdy zobaczyła, kto to był.
- Trzymaj się od niej, kurwa, z daleka!
Chłopak odsunął się od niej i obrócił do dziewczyny.
- To ciebie nie dotyczy, Jauregui - wysyczał.
Brunetka zauważyła, jak zmienia się ekspresja jej twarzy. Zielonooka była wściekła. Wyglądała inaczej, ale nie pozostawało żadnych wątpliwości, że ta ciemnowłosa, zielonooka dziewczyna była Lauren Jauregui. Jej Lauren. Jej Lolo.
- Jesteś głuchy, Mahone?
- Powiedziałam.. Trzymaj. Się. Od. Niej. Kurwa. Z. Daleka - warknęła Lauren. Camila wyczuwała wściekłość promieniującą od dziewczyny, którą kochała. Część jej była przerażona.
Austin Mahone zachichotał.
- Zmuś mnie do tego.
Zanim cokolwiek mogło się wydarzyć, zjawił się pracownik pizzerii.
- Co się tu dzieje?
- Nie wiem, może ty mi to powiedz, Jauregui - syknął Austin, patrząc na Lauren tak, jakby rzucał jej wyzwanie. Pracownik odszedł w pośpiechu. Wrócił z szefem.
- Jest tu jakiś problem? - zapytał.
Austin uśmiechnął się.
- Żadnego problemu - odpowiedział, przechodząc obok Lauren. Camila odeszła od ciasnej przestrzeni i dotknęła przedramienia dziewczyny. Zauważyła, że zielonooka zacisnęła dłonie w pięść, a jej kłykcie zmieniły kolor na biały, o ile to w ogóle możliwe.
- Lauren - powiedziała Camila.
Dziewczyna odwróciła się na pięcie i skierowała w stronę drzwi. Brązowooka ruszyła za nią.
- Lauren, zaczekaj!
Dinah i Normani uniosły wzrok i zobaczyły, jak dziewczyny wychodzą z pizzerii. Wstały i poszły za nimi.
Camila zatrzymała się i wykrzyknęła:
- Lauren Michelle Jauregui!
Lauren przestała iść, a brunetka ją dogoniła.
- Nie powinnaś mnie zatrzymywać. Zamierzam zbić tę kupę gówna na miazgę.
Camila złapała ją za ramię.
- To nie jest tego warte. On nie jest tego warty.
- Pozwolisz mu po prostu sobie odejść po tym, co ci zrobił?
- Nic nie zrobił.
- Nie zrobił... Camila, on cię dotknął. Mógłby posunąć się dalej, gdybym go nie powstrzymała!
- Więc co chcesz bym powiedziała? Dziękuję? - zapytała Camila. - Lauren, nie będziesz lepsza od niego, jeśli pójdziesz teraz za nim.
- Camila, on cię zranił.
- Mógł mnie zranić tylko dlatego, bo mu na to pozwoliłam.
- Co?
- To moja wina, że mnie zranił. Nie byłam wtedy wystarczająco silna. Jestem pewna jak diabli, że teraz też nie jestem wystarczająco silna. Pozwoliłam mu mnie skrzywdzić, bo sama nie mogłam się ochronić.
- Ale nie powinnaś iść za nim przez to, że nie potrafię się ochronić. Pozwól zająć się tym policji, ale nie idź za nim. Proszę.
Lauren spojrzała na nią i poczuła, jak gniew szybko ustąpił miejsca smutkowi.
- Wyglądasz... Okropnie - powiedziała.
Camila roześmiała się.
- Tak, wiem. Nie wychodziłam z domu.
- Ty wyglądasz dobrze - dodała. - Inaczej, ale dobrze.
- Dzięki.
- Co robisz w Miami?
- Nigdy stąd nie wyjechałam.
- Co?
- Nie mogłam.
Camila tylko na nią patrzyła, zszokowana.
- Wiem, że powiedziałaś, że nie chcesz mnie już więcej widzieć, ale nie mogłam zmusić się, by wyjechać. Ja...
Camila przerwała jej, łącząc ich usta razem i obejmując ją ramionami, gdy całowała ją z tak wielką pasją i emocjami. Lauren oddała pocałunek. Dziewczyna odsunęła się i przytuliła ją, płacząc.
- Proszę, nie zostawiaj mnie już więcej.
- Już nigdy więcej. Obiecuję.
Lauren odsunęła się, a Camila chwyciła ją za twarz i zaczęła całować każdy jej centymetr, po czym obdarzyła ją pocałunkiem w usta. Gdy dziewczyna się odsunęła, obie uśmiechnęły się do siebie, trzymając się wzajemnie, ze stykającymi się czołami. Poderwały się z ziemi, gdy usłyszały, jak ktoś wołał ich po imieniu. Zielonooka uśmiechnęła się do swoich przyjaciółek. Normani i Dinah przytuliły ją. Kiedy się odsunęły, Dinah uderzyła Lauren w ramię.
- Ał! Za co to było? - krzyknęła Lauren.
- Za niepowiedzenie mi - odpowiedziała Dinah.
- Myślałam, że Normani ci powiedziała - mruknęła, pocierając obolałe ramię.
- Co? Wiedziała o tym?
- Cóż, jest razem ze mną w klasie, więc oczywiście, że wiedziała.
- Jesteście do niczego, bo nie pisnęłyście mi o tym ani słowem - odparła Dinah z obrażoną miną.
- Jesteś do niczego, bo mnie uderzyłaś - odgryzła Lauren. - Prawdopodobnie będę miała siniaka.
Po chwili ciszy, dziewczyny wybuchnęły śmiechem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro