Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3 „Miłość gdzieś obok"


Natalia postanowiła zrobić mi niespodziankę.

Następnego dnia rano, kiedy wciąż wylegiwałam się na nierozłożonej wersalce, zaczynając kolejny już sezon mojego ulubionego serialu, drzwi niespodziewanie otworzyły się z hukiem i pierwsze słowa jakie usłyszałam to;

– Kurwa, Olka, ale przypał.

Według kodeksu dobrej, a nawet najlepszej przyjaciółki, powinnam przejąć się, co takiego miało miejsce, że szatynka była w takim stanie, ale po latach praktyki, byłam przyzwyczajona, że dla Natalii przypał może oznaczać wiele rzeczy, niekoniecznie ważnych. Na przykład znalezienie  jakiegoś mikroskopijnego pryszcza na tyle szyi, gdzie i tak był niewidoczny.

Tak, mówiłam z doświadczenia.

Dlatego zamiast w jakikolwiek sposób zareagować, rozłożyłam się jeszcze bardziej na wyjątkowo wygodnej kanapie, pomimo ogólnych warunków tego mieszkania, które najwyższych not by nie zdobyły. Może dlatego na stronie nie było takiej ani jednej. Albo studenci nie narzekali. Przestrzeń na imprezki za tak małą cenę była warta lekkiego poświęcenia, a jak wszystkie kanapy były tak wygodne, to rzeczywiście żyć, nie umierać.

– Mówiłam ci, żebyś nie nazywała mnie Olka. Nienawidzę tego skrótu i od razu czuję się jakbym coś zjebała – powiedziałam spokojnie, przykrywając się kocykiem po same uszy, pragnąc pójść spać po nieprzespanej nocy spędzonej na oglądaniu jakiś bzdurnych losów głównych bohaterów. Mimo zakrycia głowy przez koc, mogłam wręcz poczuć, jak Natalia wywraca oczami. Kiedyś jej tak zostanie, ha!

– Dobrze, dobrze, pozwól mi zacząć w takim razie jeszcze raz. Kurwa, Ola, właśnie przed chwilą wbiłam się do mieszkania tego ziomka koło nas, bo zapomniałam, że chciałam ci zrobić żart i tak śmiesznie to napisałam.

Na początku nie do końca dotarło do mnie, co powiedziała, więc tylko przewróciłam oczami (w myślach, bo bałam się, że z moim szczęściem, to mi tak zostanie) i przewróciłam się na drugi bok, żeby trochę lepiej ją widzieć.

– Niesamowite – skwitowałam jej wypowiedź i dopiero w tamtym momencie, z opóźnionym refleksem, dotarło do mnie, co właśnie mi oznajmiła. – Czekaj, co? Weszłaś MU do mieszkania? Co się dokładnie stało?

Natalia westchnęła ciężko, po czym rzuciła się na drugą wolną kanapę, mamrocząc coś o ciepłych powitaniach, przytulaskach i innych pierdołach, które, jak przystało na mnie, po prostu zignorowałam.

Widziałam ją niecałe trzy dni temu, jeżeli liczyła, że będę tu płakać, albo umierać z niepokoju i tęsknoty za nią, to nie ten pokój.

– Więc...

– Nie zaczyna się zdania od więc – wtrąciłam z zadowolonym uśmiechem.

Takie były fakty. Jeżeli ktoś spytałby mnie o opisanie naszej przyjaźni, to od razu odpowiedziałabym, że nie polegała ona tylko na dobrych słówkach, a głównie na tym, kto jebnie lepszą ripostę i zjedzie tego drugiego. Miłość była gdzieś po boku, może trochę wypaczona, ale wciąż obecna.

– Zamknij się. – To była jedyna odpowiedź, jaką uzyskałam, po czym szatynka kontynuowała. – Od samego początku planowałam przyjechać wcześniej niż ci mówiłam, żeby zrobić ci niespodziankę, ale całkowicie zapomniałam o tym numerze mieszkania. I wyobraź sobie, że wchodzę taka zdyszana w końcu na odpowiednie piętro gotowa, żeby zrobić dobry wjazd, ewentualnie przyłapać cię na robieniu jakiś nielegalnych rzeczy, wiesz normalka. No i jak planowałam, tak zrobiłam i wbiłam do tego loftu bez pukania, a na samym środku stoi jakiś przystojniak i zapina koszulę – wykrzyknęła podekscytowana co najmniej, jakby  zobaczyła jakiś rzadki gatunek małpy w zoo. – I tak patrzę na niego, a on na mnie, kiedy w tle usłyszałam prysznic i zaczęłam krzyczeć coś o tym, że nie ma mnie trzy dni, a ty już sprowadzasz sobie kogoś na chatę i że to nie fair, że już zaklepałaś największe ciacho, bo mówiąc szczerze, to miło na niego patrzeć jak na tę rzeźbę Apolla, co kiedyś tak malowałaś — zakończyła i odetchnęła głęboko, po czym zaczęła rozglądać się po wnętrzu, jak gdyby nigdy nic.

Cisza przedłużała się, kiedy z wyczekiwaniem wpatrywałam się w dziewczynę, oczekując zakończenia tej historii, jednak ta wciąż milczała, przyglądając się żółtym zasłonom, których kolor mogłabym przyrównać do wielu przymiotników, ale nie tych pozytywnych

– No i co dalej, powiesz wreszcie? – nie wytrzymałam i zapytałam w końcu domagając się jakiegoś dalszego wyjaśnienia. Co jak co, ale książek to ona by pisać nie mogła, bo kończyłaby je w najlepszym momencie bez wytłumaczenia.

Natalia przeniosła na mnie wzrok, udając zdziwioną moją nagłą reakcją, ale ja o wiele lepiej wiedziałam, że jej ulubionym zajęciem było doprowadzanie mnie do szału, a cały ten cyrk robiła specjalnie.

– Jak to co? – zapytała, jakby odpowiedź była oczywista, a ja niedorozwinięta. Jeszcze czego. – Wywalił mnie za drzwi mówiąc, że „ta świruska" jest w mieszkaniu obok i zapytał, czy jest nas więcej.

– Nas, znaczy kogo?

– Kompletnych idiotek.

Och, no w sumie miał powody, żeby tak myśleć.

–  W każdym razie – ciągnęła dalej. – Według mnie nic nie jest jeszcze stracone, bo to tylko nasz jeden z wielu, wielu sąsiadów, a jak się postaramy, to poznamy ich wszystkich. A wierz mi, ja już mam genialny pomysł na to, jak ocieplić nasze stosunki i upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.

Westchnęłam, bo znałam już ten jej cwaniacki uśmieszek, który najczęściej zwiastował ciężkie kłopoty, z których niełatwo było potem wybrnąć.

Wyglądało na to, że moja przyjaciółka ledwo przeszła przez drzwi, a już zamierzała wpakować nas w coś, co mogło się skończyć na dwa sposoby; źle albo tragicznie.

– Co masz na myśli? – zapytałam ostrożnie, mając nadzieję, że to nie będzie nic ekstremalnego, bo takie przypadki też się zdarzały.

– Zorganizujemy imprezę powitalną – oznajmiła z zadowoleniem, zacierając ręce, a pewnie w głowie planowała już każdy szczegół. – Dla wszystkich – dodała, zanim przez moją głowę zdążyłaby choćby przemknąć myśl, że ten pomysł nie był do końca poroniony.

Po prostu fantastycznie.

***

Londyn był dla mnie całkowicie inny, a jednak magiczny. Ilość ludzi na ulicach, faceci w garniakach jeżdżący na hulajnogach, różnorodność wśród ludzi i samych budynków. To było coś, z czym do tej pory nie miałam styczności w zapyziałym miasteczku w Polsce, gdzie wszystko wydawało się aż do bólu monotonne.

Ilość zieleni była również zadziwiająco duża, chociaż za pierwszym razem wydawało mi się, że samych miejsc z roślinnością było tu raczej mniej niż więcej, to im dalej zagłębiałam się w Londyn, tym więcej jej widziałam i coraz bardziej przekonywałam się, że byłam w błędzie.

"Niesamowity" pomysł Natalii na zorganizowanie imprezy wciąż był aktualny (niestety) jednak musiał zostać przesunięty w czasie ze względu na to, że do rozpoczęcia studiów zostało już pięć dni, a my nadal byłyśmy w polu jeżeli chodzi o organizację czegokolwiek.
Dlatego już na następny dzień, z samego rana wybyłyśmy z naszego loftu, żeby rozpocząć długą drogę ogarniania wszystkiego i na studia i do życia tutaj. Sam Londyn jako aglomeracja o niebywałym rozmiarze był oczywiście za wielki, aby wszystkie sprawy załatwić od ręki "z buta", więc pierwszym punktem w naszym planie było wyrobienie sławnej oysterki, dzięki której podróżowanie metrem i pociągami stałoby się o niebo łatwiejsze. A przynajmniej takie było, kiedy miało się pieniądze na tak drogie przejazdy, bo mimo wszystko komunikacja w Londynie nie była jedną z najtańszych rzeczy, a jeden przejazd kosztował zdecydowanie więcej niż w Polsce. Na szczęście już od poniedziałku, kiedy zaczniemy studia, zaczną przysługiwać nam zniżki studenckie, więc na pewno sytuacja nie była aż tak tragiczna.

Poza tym według mnie ten problem był o wiele poważniejszy dla mojej przyjaciółki, bo mi w Westminster było dobrze i za często nie zamierzałam ruszać stamtąd mojej dupy, a wszystkie sklepy, które były mi potrzebne, miałam tam w zasięgu ręki.

Załatwienie angielskiej karty do telefonu i dogadania jeszcze jakiś pomniejszych spraw w banku i urzędzie również nie zajęło nam wiele czasu i zaraz po godzinie szesnastej – pardon – czwartej po południu byłyśmy na Oxford Street, żeby zrobić najważniejsze zakupy, bo na tej ulicy znajdował się dosłownie każdy sklep, który w tamtym momencie mógł przyjść mi i Natalii do głowy, a poza tym to zawsze jakiś element rozrywki w wydawaniu kasy, której się nie ma, co było moim ulubionym zajęciem.

Szybko kupiłyśmy przełączki do naszych ładowarek w jakimś sklepie turystycznym, których było tam od groma, co było o wiele tańsze niż zaopatrywanie się w nowe. Resztę czasu spędziłyśmy w Primarku kupując kilka ubrań, koców oraz dupereli jak butelki na wodę, po czym w najbliższym papierniczym zaopatrzyłyśmy się w kilka segregatorów i artykułów piśmienniczych na studia, chociaż nie było tego dużo, bo zdecydowana większość pracy na studiach jest wykonywana na laptopach (na szczęście, dzięki pracy na wakacjach udało mi się kupić nowy, przed przyjazdem tutaj), ale mimo wszystko takie rzeczy zawsze są przydatne, choćby po to, żeby gdzieś trzymać tą masę papierów, które się tam dostaje.

Obkupione po brzegi wróciłyśmy do domu metrem, do którego trudno było się zmieścić i od razu zapisałam sobie w głowie,  żeby w domu poszukać jakiejś apki, aby nigdy nie zgubić się w trasie.

Jak tylko znalazłyśmy się powrotem w mieszkaniu, dzięki Bogu nie natrafiając na żadne przeszkody w różnych postaciach, Natalia przystąpiła do planowania naszej imprezy, ja za to zastanawiałam się w jaki sposób mamy niby za nią zapłacić, bo nikt nie przyjdzie tu, żeby siedzieć o suchym pysku, jednak dziewczyna wydawała się tym nie przejmować.

Trudno było dokładnie określić moją przyjaźń z szatynką. Równie ciężko było mi powiedzieć, kiedy dokładnie się ona zaczęła. Chodziłyśmy razem do szkoły od podstawówki, ale wtedy za bardzo się nie lubiłyśmy i spędzałyśmy czas w równych grupach znajomych, obrażając siebie nawzajem. Bardziej zbliżyłyśmy się do siebie dopiero w gimnazjum, kiedy wspólne tematy sprawiły, że nagle dotarło do nas, że mamy o czym pogadać. Wyszłyśmy z niego na cienkiej nitce wzajemnego zrozumienia i dopiero w liceum nasza przyjaźń zakwitła. Potem zanim się obejrzałam już planowałyśmy razem studia, wybierałyśmy różne uczelnie, chociaż końcowo i tak wszystko zorganizowała właśnie ona.

Czasami zastanawiałam się, czy nasza przyjaźń jest prawdziwa. Myślę, że każdy się od czasu do czasu zastanawia, czy to, co go otacza, nie jest jakimś wymyślonym kłamstwem, a prawda kryje się za kurtyną, której nie dostrzegamy. Jak w każdej przyjaźni były u nas kłótnie, był nawet moment prawdziwego załamania, kiedy myślałam, że wszystko stracone, ale było też wiele wspaniałych momentów i właśnie to definiowało naszą przyjaźń.
Chociaż czy słowo przyjaciel ma jakąś konkretną definicję?

Czy to osoba, która wskoczy za tobą w ogień, czy może ktoś, kto po prostu jest z tobą cały czas szczery, ktoś, przy kim czujesz się dobrze i na miejscu?

Trudno powiedzieć, kim dokładnie jest przyjaciel i jaką konkretną rolę ma pełnić w twoim życiu, ale wiedziałam, że mało jest rzeczy, których nie zrobiłabym dla Natalii, jeśli choćby spojrzy na mnie swoimi brązowymi oczami.

Jasne, obrażałyśmy się, wyżywałyśmy na sobie, byłyśmy sarkastyczne, ale to właśnie była nasza przyjaźń i z nikim nie czułam się tak bardzo na właściwym miejscu, jak z nią.

Zawsze uważałam się za dość trudną osobę do wejścia w jakąś głębszą relację. Moje pochopne wyciąganie wniosków i wysokie wymagania wkurzały mnie, a co dopiero innych. Natalia mimo to twierdziła, że jestem dobrą przyjaciółką. Pytanie tylko ile z tego było prawdą.
Miałam wrażenie, że  każdą sytuację z łatwością mogłam poddać w wątpliwość, znaleźć jakieś „ale", byleby tylko nie przyjąć komplementu, krytyki, albo faktu, który mi nie odpowiadał. Ktoś mówił „wow, twoje rude włosy są spoko", na co z łatwością ripostowałam tysiącami żartów o rudych i o tym, że kiedyś takie osoby były uważane za wiedźmy i palone na stosach, co na pewno nie było odpowiednikiem słowa spoko. Ktoś przyznawał „twoje rysunki są niezłe" a ja zaraz wynajdowałam tysiąc powodów, żeby udowodnić, że słowo „niezłe" nie znaczy jeszcze „dobre" bądź „świetne," tylko to, że są nie do końca złe czyli wciąż niewystarczająco dobre.

Szalone jak cała ja.

Tak samo było z tą imprezą. Natalia uważała, że ten pomysł to nasza wisienka na torcie, która zapewni nam sukces, ja zaś byłam pewna, że jedyne, co nam z tego przyjdzie to totalna katastrofa i ośmieszenie.

***

Potem okazało się, że sam zamysł imprezy nie był jednak taki zły.

Natalia jakimś sposobem zdołała wszystko ogarnąć, podczas gdy ja oglądałam najnowsze odcinki „Strzelca", wylegując się na kanapie i zajadając chipsy przywiezione z Polski.

Nim się obejrzałam w naszym domu było pełno czerwonych kubeczków, jakiś marny alkohol, bo tylko na taki było nas stać i  przekąski, które szatynka kupiła wcześniej na naszych wspólnych zakupach, a ja durna łudziłam się, że będą dla nas. Moja własna egzystencja za to skończyła w łazience, słysząc dudniącą muzykę za drzwiami.

Na moich kolanach leżał notatnik, w którym miałam zamiar coś bazgrać, podczas trwania tej pożal się Boże imprezy, ale w ogóle nie mogłam się skupić, bo mimo wszystko wciąż ciekawiło mnie to, co się dzieje za drzwiami.

Nie było szans, że tam wyjdę.

Około ósmej wieczorem wszystko było już gotowe, a ja zdałam sobie sprawę, że właśnie niedługo zaczną zbierać się nam w lofcie obcy ludzie, spragnieni alkoholu, a to wszystko za sprawą głupiego pomysłu Natalii.

W szybkim tempie uświadomiłam sobie, że równie nieuchronne jest możliwe przyjście naszego sąsiada, co chyba przerażało mnie najbardziej, bo nie było nic gorszego od niezręczności i zawstydzenia, które odczuwałam przy nim w jakiś dwustu procentach.

Dlatego czym prędzej zgarnęłam notatnik i zaszyłam się w łazience, mało przejmując się ewentualnymi potrzebami naszych gości, bo zawsze mogą ruszyć dupę i pójść do siebie. Ignorowałam również Natalię, która co parę minut próbowała mnie stąd wyciągnąć, na szczęście bez skutku. Zamierzałam tu spędzić tam tyle czasu, ile będzie trzeba. Przezorny zawsze ubezpieczony, a ja nie zamierzałam się ośmieszać przed sąsiadami, z którymi będę chodzić na uczelnie i mieć styczność przez jakieś trzy kolejne lata. Tak, łazienka była idealnym rozwiązaniem.

Niestety los miał dla mnie inne plany, bo kiedy w salonie na dobre zaczęła się impreza, a muzyka dudniła chyba na całą dawną fabrykę do drzwi łazienki zaczął się ktoś dobijać, jakby od tego zależało jego życie.

Na początku niezupełnie przejęta wpatrywałam się w framugę, mając nadzieję, że jegomość się oddali, ale po co, skoro można nieprzerwanie rąbać w drzwi i robić za debila.

Przewróciłam oczami i zirytowana, podniosłam się z podłogi i wygładziłam bluzkę z małpką z Aladyna i jakimś śmiesznym napisem, bo skoro nie zamierzałam uczestniczyć w imprezie, nie miałam po co się stroić.

Otworzyłam drzwi, próbując udawać, jakby siedzenie w łazience, kiedy powinnam w najlepsze bawić się na imprezie było jak najbardziej w porządku, ale nawet nie musiałam się wysilać, bo chłopak za drzwiami, kiedy tylko zobaczył szparę, wbił do środka i zupełnie mnie ignorując, stanął przed lustrem, pocierając zaczerwieniony policzek i poprawiając swoje blond loki.

– Co za dziewczyna, ja pierdole! – krzyknął na dzień dobry, w dalszym ciągu nie zwracając na mnie uwagi. – Dostanę przez nią choroby psychicznej, pieprzona, zdradziecka... brunetka! – dokończył w ostatniej chwili, jakby mimo wszystko nie mógł obrazić danej dziewczyny, co byłoby niezwykle słodkie, gdyby zwrócił uwagę, że nie był tu sam.

Jakby słysząc moje myśli, chłopak obrócił się, wciąż trzymając rękę na policzku, po czym niespodziewanie przypadł do mnie, potrząsając mnie lekko za ramiona.

– Rozumiesz to? Tyle czasu jesteśmy razem, wiem, miałem nie pić bla bla bla, ale wypiłem dokładnie jeden kieliszek, a ta już do mnie z mord...ką i, co najgorsze, z łapami!

Czy wszyscy Anglicy, których spotykałam musieli być nadzy, dziwni, albo jeszcze bardziej dziwni?

Znów nie zdołałam skomentować w jakikolwiek sposób jego obcesowego zachowania, kiedy kolejna pięść zderzyła się z drzwiami i dobiegł nas trochę piskliwy głos;

– Otwieraj! Wiem, że tu jesteś Max! Nie skończyliśmy rozmawiać, tchórzu!

Chłopak otworzył szerzej oczy i przez chwilę  wyglądał jakby miał ochotę się schować, co było niezwykle zabawne, bo chuderlakiem to on nie był, a głos dziewczyny również nie wskazywał na jej wielką posturę.

Max po raz kolejny złapał mnie za ramiona i przyciągnął bliżej siebie, jakby chciał się mną zasłonić, a ja bałam się, że nie wytrzymam i zaraz dosłownie parsknę tam śmiechem, nie przejmując się widzami.

– Wykryła mnie, jestem skończony! – nawijał chłopak, jakby jego dziewczyna miała dosłownie wpaść tu z siekierą i zakończyć jego życie. – Muszę się jakoś ukryć, ona mnie zabije! – Popatrzył mi poważnie w oczy. – Powiedz jej, że tu jesteś, to sobie pójdzie! – nakłaniał mnie, popychając przy tym w stronę drzwi, a sam zaczynając wchodzić pod prysznic, a ja dosłownie znalazłam się na granicy wybuchu z rozbawienia.

– Słyszę cię idioto, wchodzę tam do ciebie – padło ostrzeżenie z drugiej strony drzwi, po czym wyłoniła się zza nich wspomniana przez chłopaka brunetka w krótkiej, brązowej sukience i podbiła prosto do chłopaka, który jedną nogą stał już pod prysznicem i chyba właśnie zamierzał się na  jakiś szampon, żeby mieć się czym bronić.

Nie bardzo wiedząc, co zrobić w takiej sytuacji, oparłam się o ścianę obok drzwi, niepewna, czy wyjść, czy może kontynuować oglądanie tego przedstawienia, które nudne to nie było. W końcu to oni weszli mi do łazienki, więc postanowiłam nie przerywać sobie seansu. Ze zrozumieniem ich też nie miałam większego problemu, chociaż niektóre słowa zlewały się razem, kiedy mówili za szybko i rozumiałam je dopiero po chwili, kiedy dotarł do mnie cały sens zdania.

– Myślisz, że jestem głupia? – zaczęła dziewczyna i było to oczywiste, że jest to pytanie retoryczne, ale chłopak najwyraźniej tego nie załapał, bo tylko uśmiechnął się niezręcznie.

– No może trochę...

– Zamknij się! – krzyknęła nagle i rzeczywiście chłopak zamknął usta i patrzył na nią z niejakim przerażeniem.

Nie mogłam powstrzymać uśmiechu rozbawienia, który wkradał mi się na usta, bo umięśniony chłopak, który drżał przed swoją drobną dziewczyną to rzadki widok.

– Myślałeś, że się nie dowiem? Nawet nie odpowiadaj, to pytanie retoryczne! Noen mi wszystko powiedział, głąbie. Obiecałeś, że dzisiaj nie będziesz pić, mieliśmy z rana jechać do mojej siostry, pamiętasz?! – krzyczała w najlepsze, podczas gdy Max stał nieruchomo i słuchał jej jakby od tego zależało jego życie.

– Najlepsze jest to, że obiecałeś i znowu robisz swoje! Myślisz, że to takie zabawne, kiedy próbuję ci wierzyć na słowo, a ty urządzasz jakieś swoje gierki?

Blondyn jakby zachęcony jej przeciągającym się milczeniem, ośmielił się w końcu odezwać.

– Po pierwsze, Noen to dupek bez serca i od początku wiedziałem, że  jak ten drań mnie zobaczy z kieliszkiem, to od razu do ciebie popędzi. Po drugie, to był jeden, jedyny kieliszek, przecież jutro już nic nie będę czuć! – podniósł głos, wymachując moim ulubionym szamponem, który dzierżył w rękach.

– Dobre sobie! – prychnęła brunetka. – Zawsze mówisz, że to tylko jeden kieliszek, a potem się upijasz i wracasz nago do pokoju!

Ach, czyli jednak wszyscy Anglicy praktykowali ten sposób życia.

– Ashley, dobrze wiesz, że to nieprawda! – pisnął chłopak, a ja widząc, że moja cudowna tubka żelu zaraz może się rozlać w jego ręce, postanowiłam zainterweniować.

Oczywiście, jak na mnie przystało, nie wniosłam do rozmowy niczego mądrego, bo wątpię, żeby była taka możliwość, kiedy samemu jest się tępym niczym ziemniak, bez obrazy dla tych cudownych warzyw.

– Ekhem – chrząknęłam, czym zwróciłam ich uwagę. Chłopak nawet odetchnął z ulgą, jakbym uratowała mu życie, co pewnie było prawdą. – Nie wiem, czy zauważyliście, ale jesteście w mojej łazience, wpadliście tu bez uprzedzenia i kłócicie się, a ty – tu skupiłam wzrok na blondynie – zaraz wylejesz mi szampon.

Moja słowa jakby otrzeźwiły i Maxa i jego dziewczynę, ponieważ ten od razu zostawił w spokoju tubkę i wyszedł z prysznica, a Ashley zaraz zaczęła poprawiać włosy, a na jej twarzy już rósł przyjemny uśmieszek, jakby nic się przed chwilą nie wydarzyło. Rzuciła tylko chłopakowi mordercze spojrzenie, które jasno mówiło „Pogadamy o tym w domu", na co ten jedynie podszedł bliżej i objął ją ramieniem  z cwaniackim uśmiechem, po czym puścił jej oczko.

Nie przegapiłam  znaczącego uśmiechu dziewczyny i od razu wiedziałam, że może często się kłócą, ale parą wciąż są idealną i znają się jak nikt inny.

– Przepraszam za to zamieszanie – zaczął chłopak i uśmiechnął się szeroko. – Jestem Max, a to jest Ashley, co chyba już wiesz, a ty, jak sądzę, organizujesz tę imprezę.

Nie nazwałabym tego organizacją, ale nie musieli tego wiedzieć.

– Tak, jestem współorganizatorką i nazywam się Ol...hmm  Alex.
Para nawet jeżeli wykryła zawahanie przed podaniem imienia, nie pokazała niczego po sobie. Za to Ashley posłała mi uśmiech i podeszła bliżej.

– Jeju, świetnie, że organizujecie coś takiego. Jesteś na pierwszym roku, prawda? – Przytaknęłam głową. – Świetnie, bo my też! – Prawie że zaklaskała z radości. – Mieliśmy trochę łatwiej, bo brat Maxa, Noen chodzi już tu drugi rok i trochę nas wtajemniczył w sferę życia studenckiego.

Nie byłam za dobra w konwersacjach i również tym razem nie za bardzo wiedziałam, co odpowiedzieć oprócz zwykłego „cool".

Ashley jakby się tym nie przejmowała już zaczęła promieniować czymś w stylu wielkiego optymizmu i złapała mnie za rękę.

– Na pewno los nas razem tutaj spiknął. Jestem przekonana, że się polubimy, w końcu mieszkamy w tym samym budynku, chodzimy razem na studia i pewnie będziemy razem imprezować i tak dalej, prawda Max? – spytała, ale nawet nie dała mu szansy na odpowiedź, na co chłopak pokręcił z rozbawieniem głową za jej plecami, rozśmieszając przy tym i mnie. – Koniecznie musisz poznać jego brata, chociaż możliwe, że już go poznałaś! – zakończyła uradowana.

Była najbardziej agresywną i zarazem optymistyczną osobą jaką poznałam w swoim życiu, ale o dziwo w ogóle mi to nie przeszkadzało. I w sumie to miałam nadzieję, na poznanie jakiś znajomych, bo spędzanie życia na studiach w samotności nie było za fajne. Nawet dla mnie.

– A kiedy miałabym go poznać? – zapytałam  zaciekawiona, bo za dużo ludzi od przyjazdu tutaj nie spotkałam.

Jednak na moje pytanie odpowiedział tym razem Max, nawet nie wiedząc, że to co powie, będzie miało dla mnie tak spore znaczenie.

– W sumie to mieszka zaraz koło ciebie pod piątką. Może już się z nim zobaczyłaś.

Och, zobaczyłam i to więcej niż chciałam widzieć

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro