Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1 ,,Darmowe porno"

#cincraiiss

Zmienianie języka telefonu na angielski.

Siedząc na dość niewygodnym siedzeniu w  taksówce ze znudzeniem wpatrywałam się w telefon, obserwując powoli kręcące się kółeczko oraz wyrazisty napis, który lekko raził moje oczy.

Za jakieś dziesięć minut miałam dojechać do swojego loftu, a przynajmniej na to wskazywały moje wcześniejsze obliczenia, kiedy sprawdzałam trasę z lotniska do wyremontowanego i świeżo odnowionego budynku, dawniej dobrze prosperującej fabryki części hydraulicznych, która została zamknięta przez jakieś szemrane interesy, do których szczegółów nie udało mi się niestety dojść. Mogłoby się to wydawać dziwne, ale ta gazeta najwyraźniej lubiła pomijać najciekawsze momenty, ku rozpaczy mojego ciekawskiego charakteru.

Z westchnieniem przeniosłam wzrok na szybę i zaczęłam przyglądać się widokowi za oknem. Dalej nie mogłam uwierzyć, że ja – ledwo wierząca w to, że kiedykolwiek będę miała na to szansę – jadę właśnie ulicami Londynu prosto do swojego mieszkania, a już za tydzień będę chodzić na wykłady w jednym z tutejszych uniwersytetów. To było tak bardzo niewiarygodne, że wciąż nie pozwalałam sobie na przyjęcie tego do wiadomości, mimo że był to najczystszy fakt. Siedziałam w jednej z taksówek, jechałam lewą stroną ulicy, a kilka sekund temu minął nas czerwony autobus, który wcześniej mogłam widzieć jedynie na zdjęciach.

Nie odrywając spojrzenia od życia toczącego się na zewnątrz, uważnie przyglądałam się wszystkim ludziom, którzy znaleźli się w moim polu widzenia, zielonym drzewom, których było tu o wiele mniej niż w moim rodzinnym mieście i autom z dziwnymi tablicami rejestracyjnymi. Wszystko było dla mnie dość nowe i starałam się chłonąc tego jak najwięcej, mimo że dość duża prędkość pojazdu mi na to nie pozwalała. Z głośnika docierały do mnie pojedyncze słowa piosenki, której tytułu nie znałam. Automatycznie próbowałam wysłyszeć każde słowo, ale z żalem i niechęcią musiałam się poddać po paru próbach. Może właśnie zamierzałam zamieszkać w Anglii, może miałam chodzić tu na uniwersytet i od następnego tygodnia słuchać długich monologów wykładowców przeprowadzanych właśnie w tym języku, ale mój mózg najzwyczajniej w świecie się tym nie przejmował. Nie uważałam wszakże, że mój angielski jest zły. Miałam dobre oceny i wyniki z egzaminów końcowych, ale najwyraźniej przebicie się przez barierę kulturową było znacznie trudniejsze niż myślałam.  Do biegłego posługiwania się językiem było mi dość daleko i z zazdrością mogłam jedynie patrzeć na kierowcę, który z pewnością rozumiał każde słowo i pewnie obchodziło go to tyle, co zeszłoroczny śnieg, bo to dla niego codzienność. Chociaż przecież też mógł być obcokrajowcem.

Skupiłam wzrok na mężczyźnie za kierownicą i zaczęłam analizować szczegóły jego twarzy, czyli coś, co robiłam prawie zawsze, odkąd zaczęłam bardziej poważnie zajmować się sztuką. Nie czułam się jakąś wielką profesjonalistką, ale o gustach i talentach się nie dyskutuje, a przecież rysować każdy może, tak samo jak śpiewać. Przynajmniej swoimi rysunkami nie niszczyłam komuś słuchu, chociaż o wzrok nie byłabym taka pewna. Zaczynając od góry dokładnie oceniłam włosy mężczyzny o kolorze ciemnego brązu z pierwszymi siwymi nitkami, które mimo wszystko za bardzo go nie postarzały. Lekkie zmarszczki koło oczu i ust wskazywały, że dużo się uśmiecha. Okulary trochę zsuwały mu się z nosa i były pod dziwnym kątem, w taki sposób, że aż świerzbiło mnie, aby spróbować to odwzorować na papierze. Same tęczówki miały odcień najpiękniejszej zieleni jaką widziałam i zaraz w głowie zaczął mi się przesuwać obraz palet z kolorami moich farb szukając najlepszego odpowiednika. Debatując pomiędzy pistacjowym, a zielenią morską, z opóźnieniem zauważyłam, że taksówkarz przygląda mi się w lusterku. Kiedy pochwyciłam jego wzrok, speszona odwróciłam głowę, nie przegapiając jego lekko drwiącego uśmiechu.

Świetnie, teraz pewnie zaczął uważać mnie za nienormalną, albo, co gorzej, napaloną nastolatkę, a nie wiedziałam, która z tych opcji była gorsza.

Na szczęście kilka nieprzyjemnych komentarzy, którymi siebie obrzuciłam  później, dojechaliśmy  pod dawną fabrykę i zamiast lekkiego zdenerwowania wcześniejszą sytuacją zaczęłam odczuwać podekscytowanie.

Nigdy wcześniej nie byłam w Anglii, w sumie to nie byłam w ogóle poza granicami swojego miasta, więc to była niczym bomba gazowa zrzucona prosto na moje nieświadome istnienie. Byłam ciekawa wszystkiego, co mnie otaczało, bo znacznie różniło się od standardów małego polskiego miasteczka, w którym dorastałam. Czułam się jakby lażda prosta rzecz się tutaj różniła. Inne powietrze, ludzie, zwyczaje i przede wszystkim pogoda, bo trudno było zignorować fakt, że odkąd wyszłam z lotniska, nieprzerwanie padało, co potwierdzało prawdziwość żartów o pogodzie. Jeżeli wziąć pod uwagę fakt, że byłam na tyle leniwa, by wcześniej nie sprawdzić dosłownie niczego na temat tego kraju, moja sytuacja prezentowała się raczej kiepsko. Byłam niczym zagubiona owieczka w wielkim mieście. I chyba właśnie w tamtym momencie uświadomiłam sobie, że to rzeczywiście była dla mnie bomba.  I jeszcze nie wiedziałam, czy uda mi się ją przeżyć.

– To będzie £10, kochana – powiedział ładnooki taksówkarz, podczas gdy wypakowywałam swoje dwie walizki, a moje krótką chwilę radości tym, że bez przeszkód od razu zrozumiałam jego słowa pomimo moich – o Boże dopomóż – umiejętności języka angielskiego szybko zastąpił grymas.

Trudno mi było nie przeliczać na złotówki, co chyba było najlepszą radą, którą powinno się wziąć do serca, bo pięćdziesiąt złoty za podwiezienie mojego tyłka to było zdecydowanie za dużo!

Szybko wyjęłam potrzebną ilość gotówki, dokładnie sprawdzając banknoty i omal nie potykając się o swoją walizkę – i zaraz potem o drugą, z niemrawą miną  wcisnęłam je taksówkarzowi w dłoń, zanim do mojego umysłu doszłaby myśl, ile pieniędzy właśnie wydałam i jeszcze zaczęłabym uciekać czy coś w tym stylu. Wymamrotałam podziękowanie, które, jeśli dobrze myślę, brzmiało dokładnie tak bardzo okropnie i żałośnie, że mogę sobie tylko jeszcze kupić tabliczkę z napisem JESTEM Z INNEGO KRAJU I DO TEGO NIEZDARNĄ IDIOTKĄ, chociaż to mogłoby być trochę przydługie i przede wszystkim, nie wiadomo ile by kosztowało, a mój skromny budżet coraz bardziej się zmniejszał.

Taksówkarz tylko pokręcił głową z uśmiechem na moje, co najmniej godne dostania się na youtuba zachowanie, a ja błagałam Boga o to, by tylko roztopić się jak kostka masła na patelni i zniknąć z powierzchni  ziemi, jednak  z dość pewnym uśmiechem (oby!) poczekałam aż pierwszy świadek mojej beznadziejnej egzystencji odjedzie, zanim wzięłam głęboki wdech i odwróciłam się w kierunku moich walizek oraz nowego miejsca zamieszkania. Było tu cudownie i całkowicie inaczej niż w moim rodzinnym domu. Przyglądając się budynkowi już miałam plan, jak go podrasować, żeby ładniej wyglądał na papierze. Może przy odrobinie wyobraźni dałoby się z tego zrobić nawet pocztówkę. Nie byłam fanką dokładnego kopiowania rzeczy, które widziałam. Uwielbiałam przerabiać rzeczywistość, dodawać koloru lub go zabierać, zamieniać to, co oczywiste w zagadkowe i tajemnicze, robić coś z niczego, dodawać uroku. Wychodzić poza standardy i przekraczać pewne granice, których wiele osób nie śmiałoby chociażby nadwyrężać, ale to właśnie była magia pędzla i ołówka. Trzymając je w ręce, czułam pewną kontrolę, wiedziałam, że tutaj ja rządzę, panuję nad wszystkim, wyznaczam zasady. Malowanie dawało mi bezpieczeństwo i komfort, który nie za często czułam w życiu poza zapachem farb i kontur. W zasadzie zawsze byłam dość nieśmiała, ułożona, nie sarkastyczna, niezdecydowana, za bardzo poważna. Malowanie trochę zmieniło ten stan rzeczy i dzięki niemu czułam się bardziej pewna siebie, bo wiedziałam, że tego nikt mi nie może odebrać i zawsze będę to miała. Kiedy miałam podjąć decyzję o wyjeździe do Londynu wciąż gryzłam się sama ze sobą, czy to na pewno jest dobry pomysł, czy na pewno dam sobie radę i czy studiowanie  na University of Westminister jest dla mnie, ale po długich namowach Natalii w końcu uległam.

W końcu tu miałam przy sobie coś więcej niż gumkę i ołówek.

Przenoszę wzrok na fabrykę sprytnie wciśniętą między inne budynki. Zdziwiłam się, że stały aż tak blisko, bo kiedy odbywały się tu jakieś faktyczne prace i produkcja, pewnie w okolicy nie było za cicho i czysto. Według map stąd na uniwersytet miałam jakieś piętnaście minut drogi, a wybranie akurat tego budynku nie było żadnym przypadkiem. Właśnie tutaj osiedliła się większa część studentów, z niewiadomego mi bardziej powodu, oprócz tego, że pewnie skusiła ich bliskość tego miejsca do każdego ważnego punktu dla studenta, czyli McDonalda i klubów i może też w pewnym stopniu przemawiała za tym odległość do naszego uniwersytetu, która również była niewielka, chociaż na to nie stawiałabym aż tak bardzo. Nie zmieniało to faktu, że kiedy tylko dowiedziałyśmy się o tym miejscu razem z moją przyjaciółką, wiadome było, że musimy tam zamieszkać. Na plus był fakt, że jesteśmy prawie w centrum Londynu, a ceny za wynajęcie loftu były wyjątkowo niskie w porównaniu do innych miejsc i, o dziwo, nawet akademika, co było podejrzane, ale niewiele mogłam już z tym zrobić, skoro większość rzeczy załatwiała Natalia. I jak to podsumowała moja przyjaciółka, ''Po co siedzieć w akademiku, gdzie są jakieś głupie zasady, skoro można mieć dobrą zabawę właśnie tutaj za stosunkowo niską cenę a i tak to właśnie tu będą największe ciacha i imprezy", a ja jako artystka spragniona miłych obrazów nie mogłam się nie zgodzić.
Do Natalii właśnie należała zasługa za zaplanowanie naszej podróży; od tego na jakie uniwersytety możemy się zgłaszać, po nasze bilety samolotowe i mieszkanie, a moim jedynym poświęceniem było to, że przyleciałam tu tydzień wcześniej niż ona, co w sumie było dość sporym zaangażowaniem z mojej strony, bo jak okaże się, że ta niska cena wcale nie była podejrzana, bo z toalety wyskakują jakieś niezidentyfikowane formy życia, a sufit będzie walił się na głowę, to ja będę musiała to wszystko ogarniać i znosić.
Budynek był z czerwonej cegły o dość wyrazistym kolorze co wydaje się być tak typowo angielskie lub amerykańskie, że pozostało mi tylko przewrócić oczami, chociaż po chwili zastanowiłam się skąd moja reakcja. W końcu byłam w tym kraju, to czego oczekiwałam? Czegoś nie angielskiego?

Znowu miałam ochotę sobą porządnie potrząsnąć, ale powstrzymałam się i ciągnąc za sobą dwie walizki powolnie zbliżałam się do szklanego wejścia, jeszcze raz obejmując wszystko okiem i obiecując sobie, że jak tylko będę miała czas, to popracuję nad tym w swoim szkicowniku, jednak kilka sekund później moja podróż została przerwana przez bliskie spotkanie z jego powierzchnią drzwi od mojego nowego budynku zamieszkania. Natychmiast odskoczyłam, puszczając gwałtownym ruchem walizkę, która przewróciła się na ziemię i zaczęłam rozmasowywać czoło, od razu czując jak bardzo zaczerwieniły mi się policzki, które przypominały teraz soczyste jabłuszko.

Dlaczego muszę być taką ofiarą? Gorzkie słowa przelatywały mi przez głowę, podczas gdy patrzyłam na ogromny napis PULL, który zauważyłby chyba nawet ślepy.

Wypuściłam powoli powietrze i westchnęłam prawie rozpaczliwie, po czym podniosłam walizkę i rozglądając się, czy na pewno nikt nie widział tego pokazu moich zdolności z ulgą przyjęłam do widomości, że teren przed wejściem jest pusty. Otworzyłam drzwi i wpakowałam się do środka, marząc o tym, by zaszyć się w mieszkaniu i nie wychodzić z niego do przylotu mojej przyjaciółki.

Pokonałam dwa piętra i byłam nagle ogromnie wdzięczna na to, że dałam się namówić na to piętro, bo jednak nie zamierzałam pokonywać codziennie takich dziesięciu tylko dlatego, żeby mieć ładny widok. I tak pewnie za dwa tygodnie będę tak zawalona nauką, że o spojrzeniu za okno pomyślę dopiero wtedy, gdy najdą mnie myśli samobójcze.

Podeszłam do drzwi loftu z numerem pięć w złotej ramce umieszczonej na środku, która od razu przykuwa mój wzrok i spróbowałam wepchać klucz do zamka, co przyszło mi z niemałym trudem, jednak kiedy chciałam go przekręcić, okazało się to niemożliwe.

Zmarszczyłam brwi i dołożyłam więcej siły, ale nadal nie wydarzyło się nic, co przybliżyłoby mnie do dostania się do środka.

Łatwo się denerwowałam, więc również w tamtym momencie ledwo powstrzymałam rozdrażniony jęk i po raz kolejny spróbowałam otworzyć drzwi – z tym samym skutkiem.

Czułam, jak na czole pod grzywką powoli zaczyna mi pulsować żyłka, dlatego dając upust swojej złości, nerwowym ruchem uderzyłam ręką w klamkę i ku mojemu zdziwieniu jak i również zirytowaniu drzwi po prostu się otworzyły. Powstrzymawszy wszelkie przekleństwa, które po angielsku przyswajałam zadziwiająco szybko, wtargałam swoje rzeczy do środka, chwilowo będąc zbyt zdenerwowana, żeby myśleć dlaczego drzwi nie były zamknięte. Może to jakiś angielski zwyczaj? Przecież nic o nich nie wiedziałam.

Nie wiedziałam, czy to była wina mojego ogólnego braku orientacji w realnym życiu, czy może moje zdenerwowanie, ale zorientowanie się, że coś jest nie tak, przyszło mi zadziwiająco wolno.

Najpierw dotarły do mnie dziwne dźwięki i tym razem byłam pewna, że te właśnie odgłosy nie mają nic wspólnego z angielskimi zwyczajami.

Nigdy nie byłam mistrzynią dobrych decyzji, w podstawówce nawet udało mi się dostać medal za najbardziej nieprzemyślaną akcję podczas pewnych zawodów i chociaż wtedy się z tego śmiałam w tamtym momencie uważałam to za bardziej żałosne niż zabawne. Mimo to, zawsze kierowałam się zasadą, że trzeba wykazać jak bardzo zasługiwało się na swoje odznaczenia, więc bez większego zastanawiania się, chociaż byłam prawie pewna, co zobaczę, uniosłam wzrok i skierowałam go w stronę słyszanych dźwięków.

W każdym razie od razu mogłam przyznać, że moja złudna pewność tego, co zobaczę nie powstrzymała mnie przed niekontrolowanym krzyknięciem i odskoczeniem w tył, kiedy tylko namierzyłam dwójkę osób na wersalce w głębi mieszkania.

Moja głowa zderzyła się z drzwiami, przez które dopiero co przeszłam i już wtedy mogłam powiedzieć, że na plecach zostanie mi siniak w kształcie klamki, która boleśnie się w nie wbiła. Walizki, które ze sobą przytachałam po raz kolejny wylądowały na ziemi, aż przestałam mieć złudzenia, że moje ulubione batoniki, które ze sobą przywiozłam, dalej będą w nienaruszonym stanie.

Jednak jedyne, co zrobiłam, chociaż miałam do wyboru wrzaśnięcie jeszcze raz dla lepszego efektu i ewentualnie wybuchnięcie śmiechem na niedorzeczność tej sytuacji, to zamknięcie oczu i spróbowanie wymazania obrazu, który już chyba na stałe zostanie w moim mózgu.

Przyjeżdżając tutaj oczekiwałam wielu rzeczy, ale nie darmowego porno, jak tylko weszłam do środka loftu.

Wystarczyłaby herbata.

Moja reakcja przyciągnęła uwagę samych osób, o które rozgrywała się cała afera i niedługo potem mogłam usłyszeć pisk dziewczyny, która w ekspresowym tempie zeskoczyła z wersalki, w popłochu zaczynając zbierać swoje rzeczy, a chłopak na którym leżała również się uniósł, spoglądając w moją stronę i przeklinając szpetnie i byłam nawet pewna, że kilka słów mogło dojść do mojego małego słowniczka, który i tak był już dość zapełniony.

Gdy tylko skupiłam na nim wzrok, dalej będąc na wpół zmieszana i zdenerwowana, byłam prawie pewna, że na chwilę odebrało mi dech w piersiach.

I może wyglądało to potwornie stereotypowo, lecz z zadowoleniem, zrzuciłam wszystko na moje oko artystki, które przecież musiało w jakiś nietuzinkowy sposób reagować na ładne widoki.
A ten widok był zdecydowanie ładny i przyjemny.

Poza tym, to ja właśnie weszłam sobie spokojnie do mieszkania, żeby znaleźć jakąś parę, która bardziej niż dosadnie wyrażała sobie uczucia na moim przyszłym łóżku, które chyba właśnie w tamtym momencie oficjalnie zyskało tytuł łóżka mojej przyjaciółki, bo ja do niego nie zamierzałam nawet podchodzić. To nie było do końca stereotypowe.

Szybko chciałam przeanalizować cały wygląd chłopaka, jak to miałam w zwyczaju, ale cała scena była ogólne dość dramatyczna i trochę nie na miejscu było wgapianie się w niego, kiedy miał na sobie dokładnie tyle samo ubrań, ile w dniu narodzenia, więc tylko przejechałam wzrokiem po jego blond włosach trochę dłuższych z przodu i opadających na czoło, z przedziałkiem mniej więcej po środku, czyli dokładnie tak jak lubiłam. Były dość mocno zmierzwione, co bardzo ostro przypomniało mi o okolicznościach naszego poznania, dlatego zatrzymałam swoje artystyczne oględziny na jego oczach w kolorze miodu lipowego i nie ośmieliłam się spojrzeć ani centymetr niżej.

Chłopak tymczasem nie wydawał się być nawet w połowie tak zachwycony moim widokiem, tym bardziej onieśmielony, co trochę mnie spłoszyło, ale nie poddałam się i nie przerwałam kontaktu wzrokowego. W momencie, kiedy jego partnerka dopięła ostatni guzik swojej koszuli, wykrzywił twarz w niezadowolonym grymasie i rzucił:

– Co ty tu kurwa robisz?

Sprawnie ukryłam zdziwienie, które wręcz pchało się na moją twarz, bo nie tego od niego oczekiwałam. Może jakiegoś skrępowania, zmieszania, ale nie złości. To on przecież uprawiał seks w moim lofcie. Właśnie z tego powodu podniosłam wyżej podbródek, starając się wyraźnie pokazać, że to on powinien podkulić ogon, nie ja.

– Lepszym pytaniem jest, co wy tutaj robicie? To moje mieszkanie, a to – powiedziałam, wykonując jakiś niejasny ruch ręką w ich kierunku – nie jest widok, który chcę oglądać zaraz po wejściu ­­­– dokończyłam najbardziej chłodnym głosem na jaki było mnie stać, ale nie byłabym sobą, gdybym tego nie spieprzyła, więc wyszedł z tego bardziej jakiś skrzekopisk. Ta sytuacja zdenerwowała mnie bardziej niż sądziłam.

Zanim moją głowę zdołały zalać myśli, że właśnie teraz odbywałam próbny i brutalny test języka angielskiego i milion wątpliwości czy to, co powiedziałam było składne i zrozumiałe, blondyn wstał gwałtownie z miejsca niewzruszony swoją nagością, która za to mnie peszyła aż za bardzo, więc postanowiłam za żadne skarby świata nie odrywać wzroku od jego twarzy.

– Nie wiem, skąd w twojej głowie myśl, że ty tutaj mieszkasz, bo ten loft jest mój od roku i jeżeli dobrze wiem, to mogę tu robić, co chcę. To ty jak wariatka wchodzisz do czyjegoś mieszkania bez pytania i zaczynasz się wydzierać – powiedział powoli, jakby bał się, że jestem opóźniona w rozwoju i nie zrozumiem, a może dlatego, że tak łatwo było po mnie widać, że nie jestem stąd. Podczas jego krótkiej przemowy bardziej skupiłam wzrok na jego wyraźnych kościach policzkowych i zarysowanej szczęce niż słowach, na co zaraz skarciłam się w duchu, bo nie na to był teraz czas i miejsce. Zanim zdążyłam odpowiedzieć coś ostrego, blondyn kontynuował, nie pozwalając mi dojść do głosu – Więc jeżeli już dotarło do ciebie, że nie powinno cię tu nawet być, byłbym wdzięczny, gdybyś wyszła, bo jakbyś nie zauważyła, przerwałaś nam w połowie czegoś ważnego – wymawiając ostatnie słowa posłał w moją stronę znaczący uśmiech, choć z jego oczu wciąż biła złość i irytacja.

Powoli zaczęła do mnie docierać powaga sytuacji, bo znając siebie, bałam się, że ten chłopak rzeczywiście mógł mieć rację. Doświadczenie podpowiadało mi, żeby do końca sobie nie ufać, boleśnie przypominając, że dawno temu zapomniałam o tym, że byłam w przyjaciółką w sklepie i pojechałam do domu bez niej, kiedy poszła nam po jakieś przekąski, po czym nie odpisywałam jej, kiedy do mnie pisała, a następnego dnia zaczęłam od razu jej narzekać, żeby nie robiła takiego spamu, kiedy próbuję oglądać serial.

Jednak moje zmieszanie szybko ustąpiło miejsca zdenerwowaniu, kiedy jeszcze raz powtórzyłam sobie w myślach jego słowa.

Co za tupet!

Że niby ja przerwałam mu w czymś ważnym? To ja będę miała traumę do końca życia a nie on!

– To niemożliwe – prychnęłam i wyciągnęłam telefon ignorując jego partnerkę - niemowę, która przysiadła w napięciu na brzegu wersalki i samego chłopaka, który dalej mamrotał coś pod nosem, co dało mi dobry powód by choć raz cieszyć się, że mój angielski nie był na tyle dobry, żebym go zrozumiała.

Przewinęłam moje wiadomości z Natalią, gdzie podawała mi jeszcze raz wszystkie potrzebne informacje i kiedy natrafiłam na tą odpowiednią oraz prześledziłam ją wzrokiem, miałam ochotę po raz kolejny zniknąć z tego świata, bo na na pewno zbawiłabym ludzi moim brakiem.

Nie panując nad odruchami, głośno uderzyłam się ręką w czoło, co natychmiast poskutkowało dużym  bólem całej głowy, bo tamtego dnia już miała jedno bliskie spotkanie z drzwiami wejściowymi, a potem z tymi od loftu.

Uniosłam nieśmiało wzrok czując, że kolor moich policzków zaczął przypominać ten na moich włosach i posyłam parze nerwowy uśmiech, mając nadzieję, że może mi to kiedyś jakoś wybaczą.

W końcu nie chciałam robić sobie wrogów z przyszłych sąsiadów. Nie wiadomo, w jaki sposób zechcieliby się zemścić, a nie miałam ochoty słuchać potem ich jęków przez ścianę.

– Tak, ja rzeczywiście może już sobie pójdę. Miło było poznać i do następnego razu! Albo może lepiej nie. Pa! – słowa wyleciały ze mnie z szybkością karabinu maszynowego, nim zdążyłam się nad nimi głębiej zastanowić.

Zanim którekolwiek z nich zdążyłoby w jakikolwiek sposób zareagować na moje zachowanie, albo prosto w twarz zarzucić mi bycie bipolarną miernotą, w ekspresowym tempie porównywalnym do tego, kiedy w sklepach są przeceny na moje ulubione chipsy, zabrałam swoje walizki i wyparowałam za drzwi, jakby od tego zależało moje życie, na dowidzenia słysząc tylko kilka prostych słów rzuconych do drewna za którym przed chwilą zniknęłam.

– Wariatka. Po prostu świrnięta idiotka.

Choć raz nie mogłam zaprzeczyć jego słowom.

Po lekkim uspokojeniu oddechu rozejrzałam się jeszcze raz po korytarzu, namierzając kolejne drzwi w niewielkiej odległości z dużą liczbą sześć. Przeklinając Natalię za napisanie do mnie, że nasze mieszkanie jest piąte od klatki schodowej, a nie po prostu z numerem pięć, ostrożnie podeszłam do drzwi, tym razem na próbę spróbowałam je najpierw otworzyć, z ulgą przyjmując do wiadomości, że są zamknięte. Zachęcona tym widokiem i wizją świętego spokoju do samego przyjazdu mojej przyjaciółki, ostrożnie otworzyłam mieszkanie – tym razem bez większych problemów i wsunęłam się do środka, zamykając za sobą drzwi i od razu się o nie opierając. Wzięłam głęboki wdech, ledwo powstrzymując się przed wybuchnięciem śmiechem lub płaczem, co było dla mnie żałośnie typowe w stanach wielkiego stresu i zawstydzenia. Miałam ogromną nadzieję, że nowego sąsiada nie spotkam przynajmniej do końca życia, ewentualnie trochę dłużej. Przeklinałam swoje szczęście i cholerny los, przez który upokorzyłam się przed takim typem chłopaka. Och, gdybym mogła go tylko namalować, to byłoby niczym malowanie diamentów. Dużo ostrych krawędzi, obraz musiałby być dokładnie doszlifowany i dobrze wygładzony w odpowiednich miejscach. Potrząsnęłam mocno głową, zanim do mojego mózgu zaczęłyby napływać myśli o tym, jakich kolorów powinnam użyć. Był dla mnie totalnym dupkiem i mimo że miał powód, żeby się lekko zdenerwować, to pod żadnym pozorem nie zamierzałam go malować!

Wydałam z siebie bliżej nieokreślony jęk, karcąc się za takie myśli. To nie był dobry pomysł, żeby go malować, nawet jeżeli miałabym do tego jakieś powody. Dawno temu obiecałam sobie, że namaluję w życiu tylko jedną osobę i będzie to najbardziej rzeczywisty rysunek w dziejach historii, ale na taką osobę musiałam jeszcze poczekać. Nie rzuciłabym mojej skłonności do przesady i zmieniania wyglądu danego obiektu dla tego jednego chłopaka! Tym bardziej dla takiego chłopaka, który nazwał mnie świrniętą idiotką. Nawet się nie znaliśmy. Nigdy w życiu.

Po długim rozważaniu w mojej głowie i powstrzymaniu się od wyciągnięcia z walizki bloku i ołówka, zaczęłam rozglądać się po moim nowym miejscu zamieszkania na najbliższe kilka lat. Lofty miały to do siebie, że było tu niesamowicie dużo przestrzeni, chociaż akurat ten wydawał się być średniej wielkości; dwie szare wersalki w salonie, które zapewne można było rozłożyć, obok nich mała szafka z telewizorem na miłym ale niewielkich rozmiarów  dywanie oraz skromny stolik. Za małym fragmentem ściany, który miał może z metr, stało  wyposażenie kuchenne, które obejmowało kuchenkę, lodówkę oraz mikrofalówkę na dość sporym blacie kuchennym. Z niepokojem zajrzałam do jednej z trzech szuflad szafki umieszczonej pod blatem i z satysfakcją odnalazłam tam kilka sztućców. Jedyne, co mi się nie spodobało to brak czajnika, który najprawdopodobniej będę musiała dokupić i już czułam się źle na samą myśl, że zamiast się tu zamknąć na kolejne dni i zrelaksować, ja będę musiała chodzić po sklepach i znowu próbować sił w angielskim. Wiedziałam, że nic tak nie uczy, jak praktyka, ale w tym momencie mogła ona sobie pójść na drzewo, bo jedyne, na co miałam ochotę to ciepła herbata (ach, jak angielsko) i może krótka drzemka, która pewnie i tak by mi się przedłużyła.

Westchnęłam i starałam się nie słuchać swojej marudzącej strony. Po prostu boisz się zmian; powtarzałam sobie. To dlatego tak mnie wszystko wkurza, zaszły duże zmiany w moim życiu a ja nie byłam najlepsza w zmianach. Albo w ogóle w niczym jeżeli miałam być dokładna.

Wyciągnęłam z kieszeni dżinsów telefon i w Google jak najszybciej wpisałam odpowiednie hasło, żeby w miarę sprawnie znaleźć najbliższy sklep elektroniczny i zakupić ten cholerny czajnik. Pierwszy sklep, na który natrafiłam znajdował się w odległości kilometra i już miałam przed oczami całą tę drogę, którą będę musiała pokonać w deszczu, bo nie ma mowy, żebym wydała kolejne pieniądze jeszcze na taksówkę.

Opadłam ciężko na jedną z wersalek i przygotowałam się mentalnie na opuszczenie loftu i zmierzenie się z całym światem dookoła, na co najmniej miałam w tamtym momencie ochotę. Już wtedy mogłam nazwać ten dzień jednym z tych okropnych, których w moim życiu było sporo.

Cóż, gdybym tylko wiedziała, że to jeszcze nie koniec.

4k słów na początek dla was. Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał, kolejne będą pojawiać się co tydzień na 100%, bo większość tej książki mam już napisane :)) Zapraszam oczywiście na tt pod hashtag #cincraiiss, tam na pewno szybciej wam odpowiem, jeżeli macie jakieś pytania albo ogólnie spostrzeżenia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro