Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Łzy

Dzisiaj wcześniej

Znowu poniedziałek. Znowu 05:30. Znowu kończę jeść śniadanie, które dzisiaj było w postaci płatków z jogurtem i owocami. Umyłam miskę i łyżkę, a następnie wróciłam do swojego pokoju. Odrazu podeszłam do szafy, po czym wyjęłam ubrania, które akurat mi się spodobały. Przebrałam bieliznę, aby następnie założyć na siebie czarną, naprawdę bardzo luźną bluzkę na długi rękaw, która ma ściągacze na końcach. Rękawy przy niej są dla mnie trochę za długie, ale nie przeszkadza mi to. 

Na nogi założyłam ciemno szare ogrodniczki z przetarciami na nogawkach. Zapięłam szelki, a następnie w talii dałam jeszcze czarny pasek ze srebrnymi elementami. Założyłam jeszcze czarne skarpetki, które sięgają mi do połowy uda, a na stopy czarne martensy. Przeczesałam włosy szczotką, a następnie zebrałam górą część i związałam ją w niechlujnego koczka. Gdy tylko skończyłam zaczęłam się malować. 

Podstawę z korektora, pudru i brwi zrobiłam całkiem szybko. Następna przyszła pora co zrobić z oczami. Obrysowałam jak zawsze obie linie wodne czarną kredką, którą zaznaczyłam też dolną powiekę. Rozmazałam ją ciemno szarym cieniem, który przeciągnęłam lekko w dół. Tym samym kolorem poleciałam po górnej powiece, a dla wzmocnienia użyłam czarnego koloru w załamaniu oka. Rozblędowałam, aby było ładniejsze przejście między kolorami. 

Jednak stwierdziłam, że jeszcze wzmocnię ten makijaż i mocniej zaznaczyłam zewnętrzny kącik, po czym pomalowałam rzęsy. I jak to zwykle, ponownie wyglądam jak wdowa. No nic. Na usta nałożyłam balsam, a następnie wzięłam plecak i wyszłam z pokoju. Zamknęłam drzwi i ruszyłam po schodach do wyjścia z budynku. Pani Lisa podpisała mi zgodę na konkurs, więc dzisiaj pierwsze co, to szukanie Arsena. Gdy doszłam na przystanek, akurat podjechał autobus. Przynajmniej nie muszę czekać. 

Usiadłam jak zawsze na końcu, a następnie wyjęłam słuchawki z plecaka. Włączyłam sobie muzykę, aby szybciej mi minęła droga do szkoły. W pewnym momencie poleciała piosenka, do której tańczę z Isaaciem. Przypomniałam sobie piątek, gdy w czasie ulewy tańczyliśmy na dachu. Większość weekendu myślałam, jakim sposobem tak dobrze odczytywaliśmy swoje zamiary. Jak mógł przewidzieć, że zrobię hip-hopowy ruch? 

Dodatkowo powtórzył go idealnie. Myślałam, że tańczył tylko do tańca towarzyskiego, ale chyba się myliłam. Tak, zmieniłam o nim nieco mniemanie. Ale nie zmienia to tego, że nadal mnie wkurza. Dalej jest półmózgiem i idiotą, któremu mam ochotę dać przez łeb na każdym kroku. Byłam tak zatopiona w swoich myślach, że nawet nie zauważyłam, kiedy minęło pół godziny. Wysiadłam na przystanku, a następnie ruszyłam w kierunku szkoły, jednocześnie zawieszając słuchawki na karku. 

— Cześć, Kaya... — Usłyszałam, gdy stanęłam na asfaltowym podłożu. 

— Marcy? — Zdziwiłam się jej widokiem, gdy uniosłam wzrok. Rozejrzałam się dookoła, ale była sama. 

— Jestem sama... Może będziesz... Czuła mniejszą presję... — Powiedziała, czym mnie zaskoczyła. 

— O co chodzi? — Zapytałam. 

— Możemy... Porozmawiać w cztery oczy? — Jeszcze bardziej się zdziwiłam. 

— Muszę znaleźć Arsena, żeby dać mu zgodę na konkurs... — Odwróciłam wzrok. 

— Mogę iść z tobą? A potem pogadamy... Jeśli ci to nie przeszkadza... — Spojrzałam na nią. 

W jej oczach widziałam lekki strach. Bała się jak mogę zareagować. Po chwili zastanowienia odpowiedziałam jej kiwnięciem głowy. Strach w jej oczach, zmienił się w ulgę pomieszaną z nadzieją. Wyjęła z auta torbę, która również posiadała frendzelki, a następnie zamknęła swój samochód. Ruszyłyśmy w kierunku budynku. Co chwilę przyglądałam się Marcy kątem oka. Raz się nawzajem na tym nakryłyśmy, dlatego automatycznie odwróciłyśmy wzrok. 

Odzwyczaiłam się od tego, że gdzieś razem idziemy. Podeszłam do drzwi pokoju nauczycielskiego, a następnie zapukałam w powłokę. Po chwili się one uchyliły, a za nimi stała nauczycielka geografii. 

— Słucham? — Zapytała miło, ale mimo wszystko widziałam, że nieco obawia się dostać chamskim tekstem. 

— Czy Pan Arsen jest już w szkole? — Zapytałam spokojnie, czym zaskoczyłam nauczycielkę. 

— Jest... Poczekaj momencik... — Pani Dawson wróciła do pokoju nauczycielskiego, a po chwili wyłonił się z niego Arsen. 

— Dzień Dobry, Kaya... — Powiedział odrazu, a ja odpowiedziałam mu kiwnięciem głowy. 

— Przyniosłam zgodę... — Wyjęłam ją z plecaka, a następnie dałam ją nauczycielowi. 

— Świetnie... Teraz jeszcze musimy ustalić w jakie dni będą ci pasowały zajęcia dodatkowe, żebym pomógł ci z kilkoma zagadnieniami... — Kiwnęłam głową. 

— Po zajęciach w szkole, zwykle mam jeszcze zajęcia w szkole tanecznej... — Zaskoczyłam go chyba. 

— Rozumiem... O której zazwyczaj kończysz tam zajęcia? — Zapytał. 

— Tak mniej więcej o 18... Ale dzisiaj mam zajęcia odwołane... — Powiedziałam. 

— Więc może dzisiaj zostaniesz trochę dłużej po lekcjach, a ja ci wytłumaczę kilka zagadnień... Jesteś do przodu z materiałem, przez to, że uczysz się sama, więc na lekcjach będę ci dawać zadania tego typu, co na konkursie, a na koniec lekcji, ty mi będziesz je oddawać do sprawdzenia... — Kiwnęłam głową. 

— Dobrze... — Dodałam jeszcze. — Do widzenia... — Powiedziałam i odeszłam w kierunku, gdzie stała Marcy. 

Przez chwilę miałam dziwne wrażenie, jakby ktoś mnie obserwował, dlatego się odwróciłam. Nikogo nie było. Przełknęłam ślinę, po czym podeszłam do blondynki, która ze zmarszczonymi brwiami przyglądała się drzwiom pokoju nauczycielskiego. Spojrzałam w ich kierunku, ale niczego, ani nikogo tam nie było. 

— Wszystko ok? — Zapytałam, tym samym wyrywając hipiskę z zamyślenia. 

— Jasne... To nic takiego... — Drugie zdanie powiedziała już mniej entuzjastycznie. 

Ruszyłyśmy w kierunku sali 287, która nadal była zamknięta. Razem usiadłyśmy na parapecie pod klasą. Przez chwilę milczałyśmy, aż ciszę przerwała Marcy. 

— Przepraszam... — Spojrzałam na nią zaskoczona. Za co przeprasza? — Nie chciałam cię doprowadzić we wtorek do płaczu... — Czyli o to chodzi. 

— Nic się nie stało... Przyzwyczaiłam się do tego, że nagle z niczego zaczynam płakać niczym bóbr... — Zaśmiała się z mojego komentarza. 

— Humor nadal masz taki sam jak kiedyś... Tu się nic nie zmieniło... — Zauważyła. — Wtedy mówiłam prawdę.. — Spojrzałam na nią. Patrzyła mi prosto w oczy. 

— O co ci chodzi? — Zapytałam, bo średnio rozumiałam o czym mówi. 

— O to, gdy mówiłam, że nigdy byśmy cię nie zostawiły... To nie była tylko gadka, żeby cię jakoś przekonać... Mówiłam serio... — Na chwilę odwróciłam wzrok, ale spowrotem na nią spojrzałam. — Znamy się praktycznie od kołyski... Prawie się razem wychowywałyśmy... Jesteśmy dla siebie prawie jak siostry... A mnie boli patrzenie na ciebie, kiedy nie jesteś sobą... — Po jej twarzy spłynęły łzy, a następnie złapała za moją lewą rękę. — Kaya, proszę... Ja chcę tylko odzyskać przyjaciółkę... Chce móc z tobą najnormalniej w świecie pogadać, tak jak kiedyś... Chce mieć osobę, której mogę się wygadać ze wszystkiego... Rozumiem, że po tamtej tragedii masz żałobę, i że nie jest ci przez to wszystko łatwo... Ale ja chcę znów zobaczyć twój zaraźliwy uśmiech i usłyszeć jak się śmiejesz... — Już całkiem pękła i się rozpłakała. 

Przysunęłam się do niej, po czym przytuliłam, co oczywiście odwzajemniła. Przez to co powiedziała, mam wrażenie, że też się za moment popłaczę. 

— Nigdy nie przestałam cię uważać za swoją przyjaciółkę... — Wzdrygnęła się. — Zawsze będziesz dla mnie niczym siostra... Po prostu, po tym co zobaczyłam... Nie chciałam, żebyście musiały patrzeć na mnie, kiedy byłam w totalnej rozsypce... Nawet nie miałam okazji, aby przeprosić rodziców za tamtą kłótnie... I już raczej nie będę jej miała... Przepraszam, że za każdym razem cię raniłam... Ale... Ja po prostu nie mogę być blisko was... — Przytuliła mnie z całej siły. 

— Kaya, proszę... Nie... — Powiedziała cicho, a ja się od niej odsunęłam. 

— Przepraszam, Marcy... — Wyjęłam z torby chusteczki, a następnie jej je dałam. — Powinnaś poprawić sobie makijaż... — Zeszłam z parapetu i weszłam do klasy, którą chwilę wcześniej otworzył dozorca. 

Isaac

Ciekawe jak poszło Marcy. Spotkałem chłopaków, jak rozmawiali z dziewczynami. Po chwili rozmowy ruszyliśmy w kierunku klasy. Na korytarzu spotkaliśmy Marcy, która siedziała na parapecie zgięta w pół. 

— Marcy? — Zapytałem, a dziewczyny spojrzały na siebie zmartwione. 

W tym momencie usłyszeliśmy jej urywany oddech, dlatego odrazu do niej podeszliśmy. 

— Ej, co się stało? — Zapytał zmartwiony Bruce. 

— To nic nie dało... — Odezwała się zachrypniętym głosem. 

Scarlett i Charlotte przytuliły blondynkę, a Riley zaczęła czegoś szukać w swojej torbie. Wyjęła paczkę chusteczek, a następnie podała jedną zapłakanej dziewczynie. 

— Nie powinna się pokazywać w takim stanie na lekcji... — Zauważył Ramon. 

— Nasza czwórka nie pójdzie na pierwszą lekcję... Posiedzimy z nią w łazience, żeby się mogła uspokoić... — Powiedziała Scarlett, a następnie zabrały Marcy ze sobą. 

— Ciekawe co takiego musiało zajść podczas tej rozmowy, że Marcy jest w takim stanie... — Odezwał się Bruce. 

— Dowiemy się, jak Marcy się uspokoi, bo od Kayi raczej nic nie wyciągniemy... — Zwróciłem uwagę. 

— Fakt... — Powiedzieli jednocześnie, a w kolejnej chwili usłyszeliśmy dzwonek. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro