Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Szczera rozmowa

Minęły dwa tygodnie, a ja po raz kolejny oddaję Arsenowi zadania do sprawdzenia. Chwilę tak nad nim stałam, kiedy to sprawdzał przykłady. Po chwili się uśmiechnął, a następnie na mnie spojrzał. 

— Wszystko dobrze... — Powiedział, a ja kiwnęłam głową, zabrałam kartkę i ruszyłam w kierunku drzwi. — A... Kaya... — Zatrzymałam się i na niego spojrzałam. — Konkurs jest jutro o 10 rano... Delawere State University udzieliło na niego salę... — Ponownie kiwnęłam głową. — Od nas ze szkoły jesteś jedyną osobą, która się wogóle zgłosiła do tego konkursu, więc liczę, że zakwalifikujemy się na dobre miejsce... — Już otworzyłam usta, aby mu coś odpowiedzieć, ale mi przerwał. — Podaj mi adres, to po ciebie przyjadę... — Zdziwiłam się, gdy to powiedział. 

Szybko podałam mu, a on go zapisał w swoim notatniku. 

— Podjadę po ciebie około 8:50. Powinniśmy być wcześniej, żeby się zgłosić... — Chyba skończył. 

— Dobrze... Do widzenia... — Powiedziałam cicho, po czym wyszłam z sali. 

Jest czwartek, jeśli kogoś to interesuję. Ostatnio jakoś wszystko dziwnie ucichło. Dziewczyny przestały mnie zaczepiać i próbować jakoś sprowadzić na odpowiednią ścieżkę, czytaj jako członkinię ich paczki z chłopakami. Skończyłam palić. Główny powód, to Isaac. We wtorek zabrał mi papierosy i wyrzucił przez okno, jak jechaliśmy do szkoły tanecznej. W tamtym momencie chciałam go udusić, ale stwierdziłam, że go oszczędzę i na dobre rzucę palenie. 

Weszłam do sali, gdzie mamy geografię, a następnie usiadłam na samym końcu, pod oknem i położyłam na swoich przedramionach. Kątem oka spojrzałam na tą siódemkę, która również siedziała w klasie. Rozmawiali ze sobą, śmiali się i wygłupiali. Zostali paczką najlepszych przyjaciół. Z jednej strony naprawdę chciałabym z nimi pogadać, ale z drugiej wiem, że nie mogę. Kaya, nie możesz. Nie wolno ci. Kiedy widzę ich uśmiechnięte twarze, mam wrażenie jakby moje serce było miażdżone przez czyjąś rękę. 

Naprawdę źle się czuję. Nie patrz na nich. Kurwa, po prostu nie patrz. Zamknij się w tej swojej jebanej bańce samotności i tak jak kiedyś słuchaj bez przerwy muzyki. Przecież to nie jest nic trudnego, prawda? Przecież wolisz być sama. Bez nikogo wokół. Chcesz cierpieć w samotności. Skoro tak jest, to dlaczego nagle, gdy na nich patrzę, to mam ochotę płakać? Dlaczego cały czas boli mnie serce? Dlaczego nagle, tak bardzo chce móc być przy nich? 

Zacisnęłam szczękę, po czym zamknęłam z całej siły oczy. Po prostu nie zwracaj na nich uwagi. Od kiedy wtedy rozmawiałam z Marcy, to cały czas nachodzą mnie dziwne myśli. Myśli, aby znów stać się dziewczyną, taką jaką byłam przed śmiercią moich rodziców. Ale wiem, że nie będzie to możliwe. Tamta ja... 

... Umarła. Nie wróci. Nigdy. Umarła w momencie, gdy zobaczyła krew swoich rodziców i ich ciała leżące w salonie. Na to wspomnienie zerwałam się z miejsca i praktycznie wybiegłam z klasy. Weszłam do łazienki, a następnie zamknęłam się w jednej z kabin cicho szlochając. Dlaczego ja? Dlaczego to właśnie mi musiało się coś takiego przydarzyć? Boże... 

Dlaczego musisz być takim skurwysynem? Czemu to akurat mnie zabrałeś rodzinę, która jest praktycznie wszystkim w życiu? Dlaczego? Dlaczego?! 

Isaac

Kaya wybiegła z klasy jak poparzona. Spojrzałem na pozostałych. Czyżby nasz plan, aby pokazać jej, że samotność wcale nie jest taka fajna zaczął działać? 

— Dobra... Pojęcia nie mam co tu się właśnie stało, ale nasz plan chyba zaczyna działać... — Powiedział ucieszony Bruce. 

— Chyba masz rację... — Przyznała mu rację Riley, a blondyn na jej słowa delikatnie się zarumienił. 

Udam, że tego nie widziałem. Ramon też zignorował ten szczegół. W tym momencie zadzwonił dzwonek. Kaya nie wróci chyba na lekcję. W sumie, to jej zachowanie było dziwne, nawet jak na nią. Może jednak chodziło o coś innego? Tylko o co? Ona sama z siebie nie podejdzie i nie powie, że musi się komuś wygadać. Jest na to zbyt uparta. Kaya nie jest w stanie się nikomu zwierzyć. 

Szczerze, średnio słuchałem, kiedy pani Dawson mówiła o Azji Środkowej. Myślami nadal byłem gdzie indziej. Dzięki Kayi udało mi się poprawić trzy oceny z matmy, więc nie jestem już zagrożony. Za cztery tygodnie jest zakończenie roku, a to znaczy, że rozpoczynają się konkursy taneczne. Zarówno z tańca towarzyskiego, jak i z innych styli. Tydzień przed finałami stanowymi, jest konkurs z tańca hip-hopowego. 

Ostatnio widziałem, jak Kaya tańczyła układ, który zamierza tam przedstawić. Jest genialny, ale dała tam krok, którego nie jest w stanie wykonać. Gdy go robiła, któtko rzecz ujmując, zaliczyła glebę. Dzisiaj mamy ćwiczyć ostatni krok do tanga, które mamy zatańczyć na kwalifikacjach. Są dzień po zakończeniu. 

Kaya

Od jakichś dwudziestu minut trwa lekcja, na którą nie poszłam. Znowu. Nie pierwszy raz mam taki incydent, że chce mi się płakać bez powodu. Zwykle po prostu znikam na jedną godzinę lekcyjną. Wyszłam z kabiny, a następnie podeszłam do lustra. Makijaż mi się rozpłynął. Wyjęłam z plecaka mokre chusteczki, po czym zaczęłam nimi ścierać te maziaje na mojej twarzy. 

Nienawidzę płakać. To trochę tak, jakbym pokazywała tą słabszą i wrażliwszą część siebie. Tę, która nie powinna wychodzić na jaw. Spojrzałam na swoje odbicie, gdy udało mi się dotrzeć ostatni czarny ślad, który był na mojej buzi. To nie jestem prawdziwa ja. Dziewczyna w lustrze, to tylko pusta skorupa, która jest pozbawiona chęci do wszystkiego, poza tańcem.

Zupełnie tak, jakbym była marionetką na sznurkach, którą poruszałby lalkarz. Kiedyś pewnie mu się to znudzi, a ja zostanę rzucona w kąt, jak niespełnione marzenia, o które ludzie boją się powalczyć. To wszystko nie ma sensu. Życie nie ma sensu. 

Usłyszałam pukanie do drzwi. Spojrzałam w ich kierunku zapłakana. Stała w nich mama, Francessca Sterling. Podeszła do mnie, a ja się podniosłam i zrobiłam jej miejsce. Usiadła obok mnie, a ja się do niej przytuliłam. Zaczęła mnie głaskać po głowie, jednocześnie nucąc jakąś melodię i cicho śpiewając po włosku. 

— Przecież i tak nic z tego nie zrozumiem... — Powiedziałam cicho. 

— Bo jako dziecko byłaś zbyt uparta, aby nauczyć się tego języka... — Założyła mi włosy za ucho. — Petalo*... Co się dzieje? Martwię się o ciebie... Twój papà* też... Czasami szczera rozmowa naprawdę pomaga, wiesz? ... Co się stało? — Spojrzałam w jej błękitne oczy, a następnie jeszcze bardziej się rozpłakałam. 

— Rzucił mnie... — Przyznałam, a mama jeszcze bardziej mnie przytuliła. — Powiedział, że chciał się ze mną tylko przespać... — Dodałam. 

— Już wszystko dobrze, pelato... — Pogłaskała mnie po policzku oraz po plecach, a następnie dała mi całusa w czubek głowy. 

— To wszystko nie ma sensu... Życie nie ma sensu... — Załkałam, wtulając się w mamę. 

— Moja madre*, a twoja nonna* zawsze mi powtarzała, że po złych chwilach, nadchodzą szczęśliwe momenty... Zawsze miała rację... — Powiedziała cicho, kołysząc się ze mną to w prawo, to w lewo, a następnie znowu zaczęła śpiewać piosenkę po włosku. 

Szczera rozmowa? Po złych chwilach, nadchodzi szczęśliwy moment? W moim życiu coś takiego już się nie zdaża. Wszystkie osoby, którym byłam w stanie się zwierzyć straciłam lub sama je odtrąciłam. Nieważne co zrobię, każdego w końcu stracę. Mam już dość tej samotność, ale nie wiem co by się musiało stać, żebym się do tego przyznała. Usłyszałam dzwonek na przerwę. Musiałam się naprawdę zamyślić, skoro minęło dwadzieścia minut lekcji. 

W tym momencie usłyszałam śmiech za drzwiami, a następnie jak do łazienki wchodzi kilka dziewczyn. Obejrzałam się w kierunku drzwi, a tam zobaczyłam Marcy, Charlotte, Riley i Scarlett. Wszystkie szerzej otworzyły oczy, gdy zobaczyły mnie, i to w dodatku bez mocnego makijażu. Nie wiem czemu, ale po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Jeszcze bardziej się tym zdziwiły, a ja natychmiast starłam kroplę wody. 

— Kaya? Wszystko ok? — Zapytała zmartwionym głosem Scarlett, która wyprzedziła pytaniem Marcy. 

— ... — Odwróciłam wzrok i kiwnęłam w odpowiedzi głową. 

— Kaya... Uciekłaś... Bo nie mogłaś znieść naszego widoku, gdy się cieszymy? — Zadała kolejne pytanie Charlotte, a ja spojrzałam na nie zaskoczona. 

— Co? Nie... Zresztą... Co to za różnica? — Spojrzałam na nie ze zmarszczonymi brwiami. 

— Więc czemu uciekłaś? — Zapytała tym razem Riley. 

— Nie wasza.... — Zacięłam się, kiedy chciałam im odpowiedzieć czymś chamskim. — To nie ma z wami nic wspólnego... — Starałam się to dobrać w jak najdelikatniejsze słowa. Opuściłam głowę, a moją twarz zakryły włosy. 

— Kaya... Czasami jest się lepiej komuś zwierzyć... Odrazu się lżej na sercu robi... — Dodała Marcy, a ja poczułam jak do oczu napływają mi łzy, które już kilka sekund później lądowały na porcelanie umywalki. 

Poczułam na ramieniu czyjąś rękę, dlatego odrazu się odwróciłam. Przez mgłę na moich oczach, praktycznie nic nie widziałam, ale dostrzegałam kolory. To była Marcy. Przytuliła mnie, a ja się jeszcze bardziej rozpłakałam i ją objęłam. 

— Ka... — Weszłam w zdanie blondynce. 

— Mam dość... — Przyznałam, czym chyba ją zaskoczyłam. 

— Czego? — Zapytała, a ja pękłam na dobre. 

— Tej jebanej samotności... — Poczułam jak odwraca głowę do dziewczyn. — Chciałam wam oszczędzić mojego towarzystwa, kiedy jestem taka jak teraz, ale... Ja już dłużej nie potrafię... — Poczułam, jak jeszcze któraś się do nas przytuliła, a potem kolejna i kolejna. 

— Wiedziałam, że w końcu wymiękniesz... — Wypuściłam urywane powietrze. — Eee... To chyba nie najlepszy moment, aby poruszać ten temat... — Dodała do swojej poprzedniej wypowiedzi Scarlett. 

Charlotte, Riley i Marcy zaśmiały się z jej komentarza, a następnie wszystkie się ode mnie odsunęły. Szatynka odrazu wyjęła paczkę chusteczek, którą mi podała. Wyjęłam jedyną, po czym spojrzałam na siebie w lustrze. To czego się wcześniej nie pozbyłam mokrą chusteczką, tym razem się rozpłynęło. Pociągnęłam nosem, a po chwili poczułam, jak ktoś uwiesił się na moim ramieniu. 

Spojrzałam na odbicie, a tam zobaczyłam Marcy, która oparła się brodą o moje ramię. Po chwili przytuliła się do mojego boku Riley, a blondynka objęła mnie od tyłu. Charlotte i Scarlett również objęły nas ramionami. 

— Kaya wróciła... — Powiedziała Charlotte. 

— Tamta Kaya już nie... — Weszła mi w zdanie Scarlett. 

— Nie wróciła stara Kaya... Ale jest taka, jak ta teraz... — powiedziała rudowłosa. 

— Może inny styl i nieco inne zachowanie... — Dodała Riley. 

— Ale to nadal ta sama Kaya... — Zakończyła ich wspólny monolog blondynka, a ja oparłam się o jej głowę. 



Słowniczek:

Petalo— kwiatuszku
Papà— tatuś
Madre— matka
Nonna— babcia


I'm back!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro